– Słucham?
– Nie wykryliśmy rozwiniętej cywilizacji, ale to nie oznacza, że na tej planecie nie ma niczego, co mogłoby ci zagrażać.
– Poradzę sobie – zapewnił go Håkon.
– Dla bezpieczeństwa posadzę Yorktown.
Lindberg spojrzał mu prosto w oczy, starając się stwierdzić, czy dowódca jest w stanie ustąpić. Do tej pory nie było z tym problemu, ale teraz sprawiał wrażenie zdeterminowanego. Håkon zaś za wszelką cenę chciał uniknąć sytuacji, w której jego autorytet straci na znaczeniu.
– W porządku – powiedział. – Jeśli dzięki temu poczujesz się pewniej, nie mam nic przeciwko.
Ingo Freed pochylił przed nim głowę.
– Więc wskaż, gdzie wylądować, nauczycielu.
Lindberg zerknął w kierunku drzwi.
– Właśnie do tego będziemy potrzebować pomocy naszego więźnia – odparł.
11
Dija Udin wiedział, że prędzej czy później po niego przyjdą. Spodziewał się, że zrobią to, kiedy będą potrzebować jego pomocy. Gdy tylko drzwi się otworzyły, wstał z podłogi i posłał uśmiech strażnikowi. Ten z marsową miną chwycił go za mundur i wyciągnął na zewnątrz.
– Zapowiada się ciekawie.
– Milcz – rzucił załogant.
Poprowadził go do windy, a nią dotarli na mostek. Alhassan przyjął taktykę rozsądnego milczenia, sądząc, że niewiele trzeba, by którykolwiek z tych ludzi zaczął go okładać.
Wyszedłszy z windy, puścił oko do Ellyse i skłonił się w pas przed Håkonem.
– Jak tam twoje nauczanie? – zapytał. – Przelałeś już na nich wiedzę o tym, jak nie być bandą tępych kutasów?
– Licz się ze słowami – powiedział Ingo Freed, a kilku członków załogi poderwało się ze swoich stanowisk. Dija Udin szybko uniósł otwarte dłonie.
– Wybaczcie – powiedział. – Moja szczerość to też moja największa bolączka.
Håkon minął dowódcę, kładąc mu dłoń na ramieniu. Ten spotulniał jak za dotknięciem magicznej różdżki.
– Potrzebujemy twojej pomocy – odezwał się astrochemik.
– Chcecie otworzyć się na Allaha?
Dostrzegł, że pośród załogantów zapanowała konsternacja. Najwyraźniej nie mieli pojęcia o islamie. Dziwne, biorąc pod uwagę, że chrześcijaństwo najwyraźniej przywędrowało do nich z Ziemi.
– Potrzebujemy pomocy w zlokalizowaniu anomalii – dodał Håkon.
– Masz na myśli ujemną masę.
– Owszem – odparł oficjalnym tonem.
Słysząc to, Alhassan z trudem utrzymywał powagę.
– To nie pomogę – powiedział. – Wasze sensory nie mają wiele wspólnego z aparaturą, która mogłaby coś zdziałać. Byłem w stanie namierzyć odpowiedni system planetarny, ale to wszystko.
– Namierzyłeś znacznie więcej. Konkretną planetę.
– Tę? – zapytał, wskazując na Nakamura-Amano. – Nie, to był tylko strzał.
– Co takiego?
– Intuicja podpowiedziała mi, że to tutaj może znajdować się korytarz, ale równie dobrze może być to jakakolwiek inna egzoplaneta w tym systemie.
Dija Udin przeciągnął się, patrząc po zebranych. Lindberg najwyraźniej trzymał ich w niewiedzy, bo nie mieli bladego pojęcia, o czym mowa. Na dobrą sprawę mogli spodziewać się, że rozprawiają o korytarzu do nieba.
Alhassan pociągnął nosem i wzruszył ramionami.
– Przykro mi – powiedział. – Ale nie pomogę. Chciałbym, bo czuję, że mam wobec was dług do spłacenia, ale cóż poradzić?
– Dług? – zapytał Ingo Freed, zbliżając się do niego.
– Wejście do tuneli to samobójstwo, więc właściwie…
– Wystarczy – uciął Håkon.
– Twoje zdanie nas nie interesuje.
– Nie? – Alhassan rozejrzał się. – Może i ciebie nie, ale ich? Z pewnością chętnie przekonaliby się, dlaczego ich tutaj przywlokłeś.
Widział, że ożywili się na samo wspomnienie o tunelach, a wzmianka o niebezpieczeństwie i potencjalnie samobójczej misji tylko dodatkowo pobudziła ich ciekawość.
Dija Udin był świadomy, że nie będzie miał wiele takich okazji jak ta. Håkon sporo ryzykował, wzywając go na mostek. Ufał, że nie podważy jego pozycji – tymczasem Alhassan miał zamiar zrobić właśnie to.
– Jak widzicie, wiem więcej niż wy – dodał, rozkładając ręce. – O czym to waszym zdaniem świadczy?
– Uspokój się, Dija Udin.
Alhassan zupełnie go zignorował. Teraz albo nigdy, pomyślał.
– Wydaje wam się, że ten człowiek jest tym, za kogo się podaje?
Lindberg zbliżył się do dowódcy, który wbijał wzrok w oczy nawigatora.
– Wyprowadźcie go stąd – powiedział Håkon. – Wystarczy już tego mącenia.
– Nikomu nic nie mącę – odparł Dija Udin, ale dwóch oficerów natychmiast do niego doskoczyło i złapało go za ręce. Szarpnął, jednak bez skutku, uścisk był zbyt mocny. – Otwórzcie oczy na prawdę! – krzyknął. – Ten człowiek nie jest żadnym Zbawicielem!
Mimo szarpaniny, która natychmiast się wywiązała, Alhassan zdołał jeszcze dostrzec emocje na twarzy przyjaciela. Z pewnością był zawiedziony, ale na pierwszy plan zdecydowanie wysuwała się wściekłość.
– Sprowadził was tu, bo zamierza uciec jednym z tuneli, o których mówił!
– Milcz, demonie! – krzyknął ktoś.
– Ten człowiek nazywa się Håkon Lindberg, był astrochemikiem na…
Urwał, gdy jeden z załogantów zamachnął się i przywalił mu w brzuch.
– Macie dane z Ara Maxima, sprawdźcie je…
Kolejny cios sprawił, że odechciało mu się dalszej rozmowy. Mimo to zebrał się w sobie i ciągnął dalej:
– Håkon szuka portalu, przejścia na planetę Rah’ma’dul…
Jeden go podniósł, drugi schwycił za głowę i pociągnąwszy ją z impetem w dół, wyrzucił w górę kolano. Gdy spotkało się z czołem Dija Udina, muzułmaninowi zadudniło w uszach.
– Planetę, która jest w rękach Diamentowych – dodał, spluwając krwią. – Róbcie dalej, co wam każe, a ściągniecie na siebie zagładę.
Tym razem nie oberwał. Wyprostował się i potoczył wzrokiem po zebranych. Zdecydowana większość patrzyła pytająco na Lindberga, czekając na jego reakcję.
– On wie, że mówię prawdę.
Håkon zbliżył się do muzułmanina, patrząc na niego zupełnie bez wyrazu. W środku zapewne się gotował, ale umiejętnie trzymał nerwy na wodzy.
– Teraz już za późno, sukinsynu – odezwał się Dija Udin. – Zasiałem ziarno prawdy.
Lindberg zatrzymał się przed nim i zmierzył go wzrokiem. Dopiero teraz Alhassan zorientował się, że widzi w oczach przyjaciela współczucie, nie gniew.
– Jak zaczniesz gadać o tym, że nie wiem, co czynię, uderzę cię – zastrzegł szeptem Dija Udin.
– Mhm.
– Wiesz, że potrafię to zrobić.
– Oberżną ci rękę zaraz potem.
– Jestem gotów się poświęcić.
Lindberg zbliżył się jeszcze bardziej.
– Po co ta cała hucpa? – zapytał, nie odrywając wzroku od jego oczu.
– Stwierdziłem, że mogę wyciągnąć z tego wymierne korzyści.
– Jakie?
– Wprowadzę chaos. Nie ukrywam, że po prostu go lubię.
– Do niczego to nie doprowadzi – odparł Håkon nieco ciszej. – Ci ludzie wierzą mi bezgranicznie.
– Tak? A nie zauważyłeś, z jakim przejęciem słuchali poczciwego Dija Udina?
– Z tak wielkim, że aż musieli pokazać to za pomocą zaciśniętych pięści.
– To tylko potknięcie po drodze do celu – odparł Alhassan, po czym otarł krew z kącika ust. Znosił dużo gorsze bicie, więc niespecjalnie przejmował się tym, co się wydarzyło.
Zerknął na Ingo Freeda i przekonał się, że ten spogląda na niego badawczo.
– Nawet ten psychopata zdaje się otwarty na prawdę.
Håkon obejrzał się przez ramię, a potem objął wzrokiem pozostałych zgromadzonych. Nie wyglądali na poruszonych czy oburzonych – a powinni, wszak Alhassan porządnie sobie pofolgował.
Dija Udin uśmiechnął się pod nosem.
– Powinieneś mnie zabić, kiedy mogłeś, o wielki nauczycielu.
– To prawda.
Alhassan odetchnął, dał krok w tył, a potem wymierzył palcem w Håkona.
– Sprawdźcie, kim naprawdę jest! Przekonajcie się, czy rzeczywiście drzemie w nim boży pierwiastek!
– Bluźnierstwa… – odparł ktoś.
– Niech mówi – zaprotestował inny mężczyzna.
Håkon powoli odwrócił się do Ingo Freeda. Najprawdopodobniej szukał w pamięci formułki, która mogła mu pomóc – Alhassan dobrze ją kojarzył. Był na Ziemi w czasach, gdy chrześcijaństwo grało pierwsze skrzypce w duszach ludzkich. „Błogosławieni ci, którzy nie widzieli, a uwierzyli”. Gdyby nie ateizm uchwalony na Pierwszym Szczycie Planetarnym w Bazylei, Skandynaw zapewne znałby tę frazę.
Wiedziałby zresztą dużo więcej. Tymczasem na długo przed początkiem misji Ara Maxima religia na Ziemi stała się tabu – praktykowanie w zaciszu własnego domu było jedyną możliwością, a rozmowy na ten temat prowadzono niechętnie. W sferze publicznej milczano, a wspólnoty religijne stały się homogenicznymi środowiskami, niedopuszczającymi do siebie osób z zewnątrz. Miało to swoje plusy – religijny ekstremizm przybrał zupełnie inną formę i nie promieniował na zewnątrz. Wadą było to, że kolejne pokolenia wiedziały o danych wierzeniach coraz mniej i mniej.
Teraz miało to zebrać plony w życiu Lindberga.
– Przepytajcie go – powiedział Dija Udin. – Dowiedzcie się, ile wie o waszej religii. Jako mesjasz powinien ją doskonale znać, nieprawdaż?
Kilku pokiwało głowami, reszta trwała w rozsądnej ciszy, czekając, aż głos zabierze dowódca. Alhassan widział, że nawet przelotna wątpliwość przyniesie zamierzony efekt. Ci ludzie byli tak wyczuleni na punkcie swojego wyznania, że o innowierstwo mogli podejrzewać nawet tego, który miał ich poprowadzić.
– Zapytajcie go o podstawy.
Håkon znał wprawdzie passus z jakiejś księgi, którego użył jako wytrycha w rozmowie ze Stephenem, ale Dija Udin przypuszczał, że na tym jego wiedza się kończyła. Kwestią otwartą pozostawało, skąd Lindberg w ogóle wiedział, co powiedzieć.
– No już – dodał. – Wasz Zbawiciel z przyjemnością uświadomi wam, że się mylę. – Spojrzał na Skandynawa z uśmiechem. – Prawda, nauczycielu?
– Nie mam zamiaru niczego udowadniać.
Ton głosu Lindberga zdradzał, że ten czuje, iż grunt usuwa mu się spod nóg.
Ingo Freed podszedł do nich i skłoniwszy się przed Håkonem, czekał. Nie musiał się odzywać, by w głowie Skandynawa rozbrzmiało głośne ultimatum. Albo udowodnisz, że jesteś tym, za kogo się podajesz, albo zaczną się problemy.
Alhassan czuł, jak rozpiera go radość.
– Zadaj proste pytanie – odezwał się do Stephena. – Zapytaj, gdzie znajduje się centrum religijne waszej Terry… Ile wyznań jest praktykowanych w waszym świecie, ile soborów się odbyło, gdzie znajduje się największy kościół i czy wasi kapłani żyją w celibacie. Zapytaj o cokolwiek.
Ingo Freed milczał.
– Ten człowiek nic nie wie, ponieważ jest oszustem.
Za to powinien oberwać znacznie mocniej niż za wszystkie poprzednie uwagi. Tymczasem nikt nawet go nie ruszył. Dija Udin odtrąbił w umyśle sukces, a dodatkowe fanfary rozległy się, gdy dowódca nieśmiało zapytał Lindberga o miejsce na Terze, które jest najważniejsze dla wszystkich chrześcijan.
– Wybacz, że o to pytam, nauczycielu.
– Nie mam czego wybaczać, jednak sam fakt, że potrzebujesz potwierdzenia, każe mi podać w wątpliwość twoją wiarę.
Mocne słowa. Stanowczo za mocne, stwierdził z satysfakcją Dija Udin. Teraz sukinsyn zapędzi Ingo Freeda w kozi róg, z którego będzie tylko jedna droga ucieczki – na przestrzał.
– To nie ja potrzebuję potwierdzenia, Zbawicielu – odparł kontradmirał, mrużąc oczy. – Pytam jako dowódca tego okrętu. Jeśli ludzie mają pójść za twoim rozkazem, muszą być pewni, że prowadzisz ich do Światłości.
– Mogą być tego pewni.
– Będą, jak tylko odpowiesz na moje proste pytanie.
Ale Lindberg nie znał odpowiedzi. Miał o Terze tak wielkie pojęcie, jak o konstrukcji dział kinetycznych, które znajdowały się w arsenale Yorktown. Przez moment próbował wykaraskać się z tragicznej sytuacji, ale z każdą kolejną minutą pogrążał się coraz bardziej.
Podczas gdy Håkon chwytał się ostatniej deski ratunku, Dija Udin spojrzał na Ellyse. Patrzyła na niego z wściekłością i sprawiała wrażenie, jakby miała włączyć się do dyskusji. Ostatecznie jednak nie odezwała się słowem, świadoma, że może pogorszyć sprawę.
– Na którym soborze zakazano innych wyznań? – zapytał Stephen.
– Nie będę…
– Ile lat należy skończyć, by zostać kapłanem?
– Jestem tutaj, by was prowadzić, nie zaś…
– Jak brzmi nasze wyznanie wiary?
Håkon widział, że czas na rozmowę się skończył. Dija Udin splunął krwią na bok, a potem głęboko westchnął.
– No – odezwał się. – Widzę, że jednak nie jest z wami tak źle, jak sądziłem. A teraz czas, byście zamknęli go w celi, a mnie umieścili w jakiejś przytulnej kajucie.
12
Lindberg i Dija Udin siedzieli w celi, robiąc wszystko, by na siebie nie patrzeć. Kręcili głowami na boki, lustrowali podłogę, a Lindberg ostatecznie przysunął się do ściany i zamknął oczy. Nie był aż tak zmęczony, ale uznał, że pozorowanie senności będzie najlepszym rozwiązaniem. W przeciwnym wypadku jedno słowo mogłoby rozpętać burzę, która niczego dobrego by nie przyniosła – a trwałaby przez kilka kolejnych godzin.
– Nie udawaj, że śpisz, sukinsynu.
– Zamknij się.
– Dziwisz mi się, że cię wycyckałem?
– Nie mam zamiaru z tobą rozmawiać.
– Obrażasz się praktycznie za nic.
Håkon otworzył oczy i spojrzał na niego z powątpiewaniem.
– To wina mojego programowania – powiedział Dija Udin. – Nic na to nie poradzę. Tak jak ty czułeś imperatyw, by ocalić gatunek, tak ja czuję imperatyw, by rodzaj ludzki wytrzebić.
Wyszczerzył się do niego, a Lindberg tylko pokręcił głową.
– Jesteś wrażliwy jak panienka.
– Zamkniesz się?
– Nie. Chcę o tym porozmawiać.
– Ja niespecjalnie.
– Rozmowa jest kluczem do udanego związku. Jeśli pozwolimy, żeby problemy zostały przemilczane, będą się gromadzić, narastać i w końcu…
– Zamknij, kurwa, japę.
– O, teraz uciekamy się do wulgaryzmów? Nie cierpię ich.
Håkon znów zamknął oczy i oparł głowę o ścianę. Naszła go absurdalna myśl, że mimo wszystko Alhassan może mieć trochę racji. Wszystko zależało od tego, jak go postrzegać – jeśli jak istotę żywą, obdarzoną duszą, sytuacja była wyłącznie jego winą. Jeśli zaś jako twór którejś z prastarych ras, należało uznać, że został zaprogramowany w taki sposób, by szukać nadarzającej się okazji. I nie miał w tym względzie wolnej woli.
Tak czy inaczej, Lindberg nie chciał teraz o tym myśleć.
– Ranisz mnie tym milczeniem.
– Goń się, Alhassan.
– Nie zapytasz nawet, czy naprawdę nie potrafię wykryć tuneli.
Håkon podniósł powieki i wbił wzrok w oczy przyjaciela. Ten ponownie się wyszczerzył, ochoczo kiwając głową.
– Wiedziałem, że to może cię zainteresować, sukinsynu.
– Mów.
– Powiem, jak mi wybaczysz.
– Przestaniesz się zgrywać?
– Wybaczyłeś mi, że zamordowałem wszystkich na Accipiterze, więc mógłbyś…
– Nikogo tam nie zabiłeś, Dija Udin.
– Zabiłem. I patrzyłem, jak umierają. Lubię, gdy umierają.
– Wprowadziłeś wirusa do systemu.
Alhassan na moment zamilkł, patrząc na niego bykiem. W końcu machnął ręką, jakby uznał, że nie warto kopać się z koniem.
– Co z tym tunelem? – zapytał astrochemik.
– Jest gdzieś tu.
– Więc nie strzelałeś?
– Strzelałem, ale gdybym teraz uzyskał dostęp do systemów Yorktown, mógłbym stwierdzić, gdzie konkretnie znajduje się to dziadostwo. Wystarczy namierzyć koncentrację ujemnej masy.
– A promieniowanie Czerenkowa?
– Pojawi się, jeśli ktoś skorzysta z tunelu. W przeciwnym wypadku nie wystąpi.
Håkon przypomniał sobie, jak wspominała o tym Ellyse. Jeszcze zanim na dobre zaczęła się cała sprawa z Terminalem, wykryła promieniowanie. Jej wniosek był wówczas bezbłędny – wykryta emisja świadczyła o przesunięciu w czasie.
Astrochemik pomyślał, że istnieje hipotetyczny sposób, by dzięki temu wykryć otwarty korytarz. Konieczne byłoby pilnowanie planety przez kilkadziesiąt, a może kilkaset lat – rzecz osiągalna, gdyby byli na pokładzie Kennedy’ego i mogli znaleźć się w diapauzie. Czas i tak nie miał dla nich żadnego znaczenia – mieli tylko siebie, nie musieli obawiać się, że ich rodziny i przyjaciele zestarzeją się i umrą. Wystarczyło tylko zabezpieczyć Challengera i inne statki, a potem możliwości były nieograniczone.
– Nad czym myślisz?
– Wyobrażam sobie sto piąty sposób na twoją śmierć w męczarniach.