Echo z otchłani - Mróz Remigiusz 18 стр.


– I skoro już tak wymieniamy się informacjami, może oświecisz mnie i powiesz, skąd się wzięliście na orbicie okołoziemskiej? – dodał Alhassan.

– Obserwowaliśmy tę planetę.

– Jak?

– Pozostawiliśmy boję komunikacyjną na ciemnej stronie Księżyca. Ansiblem przekazywała nam dane. Gdy zobaczyliśmy, że okręty pojawiły się w Układzie Słonecznym, natychmiast zareagowaliśmy. Byliśmy przekonani, że wrócili obcy.

– A tu niespodzianka – odparł Dija Udin. – Tylko jeden się pojawił. Plus zmartwychwstały Skandynaw do kompletu.

Ingo Freed spojrzał na niego spode łba i przez moment wyglądał, jakby miał zamiar ukarać go za bluźnierstwo. Ostatecznie jednak skierował pytający wzrok na Håkona i gdy przekonał się, że nauczyciel zachowuje spokój, sam spasował.

– To będzie ciekawa podróż – powiedział Alhassan.

– Nie dla ciebie – odburknął Lindberg, po czym zwrócił się do dowódcy Yorktown. – Jakkolwiek ta istota zasługuje na przebaczenie, musimy mieć ją na oku.

– Oczywiście.

– Zadbaj o to, by nie uzyskała dostępu do systemu komunikacyjnego i nie przemieszczała się swobodnie po okręcie. Cały czas musi jej towarzyszyć przynajmniej jeden uzbrojony członek załogi.

Ingo Freed kiwnął głową.

– Gdyby coś było nie w porządku, niezwłocznie mnie poinformuj.

– Tak, Zbawicielu.

Alhassan z niemalejącym zdziwieniem obserwował poddaństwo, jakie w każdym słowie i geście przejawiał Stephen Ingo Freed. Działało to na niego niepokojąco.

Håkon wydał jeszcze kilka poleceń, które zostały przyjęte z czcią, po czym skinął na Dija Udina i ruszył korytarzem w głąb statku. Alhassan udał się za nim. Przeszli przez korytarz, mijając wejścia do kajut, które widoczne były jedynie dzięki cienkim obwódkom zastępującym framugi.

– Dokąd mnie prowadzisz, nauczycielu?

– Zamknij się.

– Twoje słowo jest dla mnie rozkazem.

– Przestaniesz?

– Nie. Muszę się z tym jakoś oswoić.

– Rób to w myśli.

Dija Udin skłonił się w pas, gdy zatrzymali się przed jedną z kajut.

– Wybacz, Zbawicielu – powiedział. – Nie chciałem obrazić twego majestatu.

– Do środka – odparł Håkon, otwierając drzwi.

Gdy przekroczyli próg, Alhassan uświadomił sobie, że to nie kajuta, ale jego nowa cela. Pomieszczenie było puste – nie było tu nawet pojedynczego bibelotu, mebla czy iluminatora.

– Świetnie. Mam miejsca w klasie VIP.

– Siadaj – odparł Lindberg, zajmując miejsce na podłodze. Drzwi zasunęły się ze świstem, a Dija Udin spoczął obok przyjaciela. Skrzyżowawszy nogi, spojrzał na niego ponaglająco.

– Mów, co masz do powiedzenia – rzekł.

– Koncha może mnie uratować, Dija Udin.

– Wiem. Wskrzesiła kocmołucha, którego ciało zajmujesz, to wskrzesi i ciebie.

Håkon skinął głową, świdrując go wzrokiem.

– W dodatku la’derach może pomóc nie tylko mnie.

– Nie?

– Jestem przekonany, że będę w stanie użyć jej na tobie.

– Tak, tak… marzy ci się, żeby mnie przeprogramować.

– Uważam, że to możliwe.

– O ile ci na to pozwolę – odparł Alhassan, patrząc na przyjaciela surowo. – A musisz wiedzieć, że zrobię wszystko, żebyś zostawił moją głowę w spokoju. Nie będę miał oporów, żeby roztrzaskać ci czerep, jeśli zajdzie taka potrzeba.

Lindberg podniósł się, stał przez moment bez ruchu, a potem kiwnął głową i skierował się do wyjścia.

– Hej, sukinsynu.

– No?

– Wiesz, że ładują teraz twoje ciało na statek?

– Mhm – odparł Håkon, przekraczając próg.

– I jak się z tym czujesz?

Nie odpowiedział, oddalając się korytarzem.

10

Håkon nie mógł powstrzymać ciekawości. Udał się do hangaru, gdzie podłączono komorę kriogeniczną z Kennedy’ego do systemów statku. NISS Yorktown dysponował napędem nadświetlnym, przez co na jego pokładzie nie było nawet jednej kapsuły do diapauzy.

Stanąwszy nad swoim ciałem, spojrzał na nie z góry.

– Przypuszczałam, że cię tu znajdę.

Obejrzał się przez ramię i zobaczył Ellyse. Natychmiast odwrócił się do niej tyłem.

– Gdyby cię tu nie było, pomyślałabym, że to może jednak nie ty.

– Dociekliwość naukowca, co?

– Raczej chorobliwa ciekawość Lindberga.

Uśmiechnął się, gdy stanęła obok i również spojrzała na przeszkloną osłonę. Przez chwilę żadne z nich się nie odzywało. Håkon nie miał pojęcia, jak się zachować, a Nozomi z pewnością podzielała jego odczucia.

– Myślisz, że to wszystko da się odkręcić? – zapytała w końcu.

– Z pewnością.

– Jak?

– Wystarczy, że znajdziemy Ev’radata.

– I wszystkie nasze problemy znikną jak ręką odjął?

Lindberg zaśmiał się cicho.

– Problemy dopiero się zaczną, ale przynajmniej pozbędziemy się kilku przeszkód.

Ellyse nie wyglądała na przekonaną. Położyła dłonie na kapsule, oparła się o nią i wbiła wzrok w pobladłe zwłoki, które znajdowały się w środku. Håkon wzdrygnął się na samą myśl o tym, że jest to jedynie pusta skorupa.

– Jak znajdziemy tunel? – zapytała.

– Dija Udin zmodyfikował sensory na Kennedym i znalazł cel, prawda?

Pokiwała głową.

– Mamy planetę, ale do odnalezienia korytarza długa droga – dodała. – Nie mówiąc już o otwarciu go z tej strony.

– To prawda.

– Nie masz pojęcia, jak to osiągnąć, co?

– Bladego.

– W takim razie odnalezienie Ev’radata jest równie prawdopodobne jak to, że naprawdę jesteś Zbawicielem.

Lindberg uśmiechnął się i wzruszył ramionami. Obrócił się do niej, ale gdy tylko ujrzał, jak na niego patrzy, wrócił do poprzedniej pozycji. Po prawdzie chciał uniknąć spotkania z nią sam na sam, przynajmniej dopóki nie znajdą się na planecie. Sprawa była zbyt skomplikowana, by dokładać im trosk.

– Coś wymyślę – powiedział.

– Wiem.

Znów zamilkli, a po chwili Ellyse obrzuciła go ukradkowym spojrzeniem i oznajmiła, że musi wracać na mostek, bo oficer łącznościowy Yorktown instruował ją, jak korzystać z komputera pokładowego. Lindberg nie sądził, by była to nagląca sprawa, ale skinął głową, a potem odprowadził Nozomi wzrokiem.

Kiedy został sam na sam ze swoim ciałem w kriokomorze, opadły go wątpliwości.

Miał sporo czasu do namysłu i dotychczas powtarzał sobie, że ktokolwiek to wszystko zaplanował, zadbał o to, by każdy element układanki idealnie do siebie pasował. Teraz jednak nie był tego taki pewien. Wyruszył w drogę bez najmniejszego pojęcia o tym, jak dotrzeć do celu. Odnalezienie tunelu wydawało się co najmniej kłopotliwe, a sterowanie nim można było zaliczyć do kategorii cudów.

Poklepał osłonę kabiny, a potem wyszedł z hangaru. Przez moment zastanawiał się nad tym, ile z tych wydarzeń jest w stanie zobaczyć Gideon. Jeśli chociaż trochę, to do tej pory zapewne poprzysiągł sobie, że jak tylko odzyska kontrolę nad własnym ciałem, zrobi porządek z Lindbergiem.

– Wybacz, przyjacielu – bąknął Håkon, ruszając korytarzem w kierunku mostka. Do startu pozostało jeszcze trochę czasu, ale nie zaszkodziło sprawdzić, czy wszystko jest dopięte na ostatni guzik. Być może jakieś znaczenie miało także to, że Ellyse się tam znajdowała.

Wszedłszy na mostek, Lindberg poczuł na sobie wzrok wszystkich zebranych. Kilku wstało ze swoich miejsc, zanim zdążył się rozejrzeć. Dopiero teraz Håkon uzmysłowił sobie, że ktoś naprawdę się postarał, by zrobić z niego mesjasza.

– Mogę w czymś pomóc, nauczycielu? – zapytał Ingo Freed.

– Nie. Chciałem po prostu zobaczyć, jak odrywamy się od Ziemi.

– Obawiam się, że dzieli nas od tego jeszcze pół godziny.

– Poczekam tutaj, jeśli nie masz nic przeciwko.

– Będziemy zaszczyceni.

Lindberg czuł się co najmniej nieswojo, ale starał się to zignorować. Nie patrzył na załogantów, doskonale zdając sobie sprawę z ukradkowych spojrzeń, jakie mu posyłali. Jedynie Nozomi była skupiona na swoim zadaniu.

Powiódł wzrokiem wokół, szukając wolnego fotela. Ingo Freed natychmiast wyłowił jego spojrzenie i cały się spiął.

– Wybacz, nauczycielu – powiedział. – Zaraz przygotuję dla ciebie miejsce.

– Nie kłopocz się – odparł czym prędzej Håkon. – Chętnie postoję.

– To niegodne.

Lindberg miał ochotę powiedzieć, żeby nie przesadzał, ale szybko się zmitygował, że nie pasowałoby to do wyobrażenia, jakie mieli o nim ci ludzie. Ostatecznie poczekał, aż dowódca wygospodaruje dla niego wolne stanowisko, a potem zasiadł za pulpitem. Systemy różniły się od tych na pokładzie Accipitera i Kennedy’ego, ale wciąż opierały się na lingua universalis. Lindberg zaczął z ciekawości przeglądać mapę nieba.

Dija Udin wykrył tunel na jednej z planet orbitujących gwiazdę HR 8799 w Konstelacji Pegaza. Nakamura-Amano znajdowała się sto dwadzieścia dziewięć lat świetlnych od Ziemi i wyglądała na typową planetę skalistą. Håkon przypuszczał, że obecnie nie zamieszkiwała jej żadna zaawansowana cywilizacja – inaczej dawno podjęto by próbę kontaktu z Ziemią.

Obserwując, jak załoganci przygotowują systemy do drogi, myślał o tym, w jaki sposób uaktywnić korytarz – i co czynić dalej. Bez la’derach nie dało się sterować Terminalem, chyba że było się jednym z Diamentowych.

Kwadrans upłynął w okamgnieniu, a kolejny minął Lindbergowi na przyglądaniu się Ellyse. Widział, że wkłada w naukę całe serce, ale przypuszczał, że gdyby nie było go na mostku, zapewne łatwiej byłoby jej się skupić. Robiła wszystko, by nie nawiązać z nim kontaktu – i Håkon bynajmniej się jej nie dziwił.

– Jesteśmy gotowi – powiedział w końcu kontradmirał, podnosząc się z fotela dowódcy. Spojrzał pytająco na Lindberga, a ten uświadomił sobie, że Ingo Freed czeka na oznakę aprobaty.

– Świetnie – powiedział więc. – Bierzmy się do roboty.

– Kurs na Nakamurę-Amano ustawiony, generator cząstek w gotowości.

Håkon wstał z miejsca i podszedł do Stephena.

– Jak działa ten napęd? – zapytał.

– Nie mnie to wyjaśniać – odparł dowódca. – To obca technologia, na której znają się mechanicy.

– Ale bezpieczna?

– Oczywiście. Testowaliśmy ją wielokrotnie, nim wprowadziliśmy ją do NISS-ów.

– Zagina czasoprzestrzeń?

– Tak, nauczycielu. Niestety nie znam prawideł jej działania, ale wiem, że emitory cząstek generują promień elektromagnetyczny, który zagęszcza przestrzeń wokół statku. Jest ona ściągana z obu stron, przez co prędkość potrzebna do wyrwania się z tej gęstej materii staje się większa niż światła.

Håkon przypuszczał, że w ten niespecjalnie opisowy sposób Ingo Freed starał się oddać to, co zaproponował Alcubierre w końcówce dwudziestego wieku. Lindbergowi ta koncepcja była znana bardzo dobrze – może nawet zbyt dobrze.

– Rozumiem – powiedział.

– Podróż nie potrwa długo.

Håkon kiwnął głową, a potem wrócił na swoje miejsce. Załoganci znów powiedli za nim wzrokiem – i przypuszczał, że podobny stan rzeczy będzie trwał w najlepsze przez najbliższy czas.

Obce silniki NISS Yorktown wygenerowały zagięcie czasoprzestrzeni – skurczyły ją przed statkiem i rozszerzyły za nim. Lindberg poczuł, że serce zaczęło bić mu coraz szybciej. Zaraz potem wszystkie gwiazdy znikły, a zastąpiły je poziome, białe linie. Okręt wszedł w nadświetlną, a on nawet tego nie poczuł.

Spojrzał na Ellyse. Radiooperatorka była równie podekscytowana jak on. Pożałował, że nie ma z nimi reszty załogantów. Mógł ich tutaj ściągnąć, ale nie chciał nadwerężać usłużności, jaką okazywał mu kontradmirał.

Ingo Freed sprawdził, czy wszystkie systemy pokładowe działają należycie, po czym zbliżył się do stanowiska zajmowanego przez Lindberga.

– Zbawicielu – odezwał się. – Czułbym się lepiej, gdybym wiedział nieco więcej.

– Ja również.

– Więc…

– Ale nasze samopoczucie jest sprawą drugorzędną – wszedł mu w słowo Håkon. – Komfort nie ma znaczenia. Wiem tyle, ile musimy, Stephen.

Pokiwał głową w zamyśleniu, a Lindberg po raz pierwszy zaczął zastanawiać się nad tym, jak daleko będzie sięgała ufność tych ludzi. Ktoś odpowiednio ich urobił kilka pokoleń wstecz, ale nie mogła przecież całkowicie ich zaślepiać. Prędzej czy później zorientują się, że coś jest nie w porządku.

– Wola boża pozostaje dla mnie nieprzenikniona – dodał Håkon. – Ale nie uzurpuję sobie prawa, by wszystko wiedzieć.

– Tym bardziej nie uczyni tego żaden z nas.

– Nie wiem, dlaczego Pan kieruje nas na tamtą planetę – ciągnął w najlepsze Lindberg, próbując przybrać wyraz twarzy świadczący o tym, że ta niewiedza rzeczywiście go mierzi. Nie miał pojęcia, na ile mu się udało, ale rozmówca wyglądał na przekonanego.

Astrochemik zasiadł na swoim stanowisku, a potem obserwował postępy podróży. Czuł się jak dziecko, które trafiło do całkiem nieźle skonstruowanego fantomatu. Na ekranie wyświetlił się pasek postępu i Lindberg mógł na bieżąco śledzić, ile dzieli ich od Nakamury-Amano.

Podróż mu się dłużyła, mimo że Yorktown pokonywał trasę z niebotyczną prędkością. Håkon musiał przed sobą przyznać, że w pewnym stopniu budzi to jego wewnętrzny sprzeciw. Wprawdzie napęd ten stwarzał nieograniczone możliwości badania kosmosu, ale był elementem technologii Diamentowych. Technologii, która zdawała się przeczyć naturze wszechświata. Kiedyś ktoś mądrzejszy od niego powiedział mu, że zaginanie czasoprzestrzeni – choć wykonalne – jest niczym innym jak oszustwem. Coś w tym było.

– Håkon?

Lindberg obrócił się przez ramię i spojrzał na Ellyse. Stała przy jego stanowisku z rękoma za plecami. Popatrzyła na ekran i uśmiechnęła się.

– Obijasz się? – szepnęła.

– Przez moment myślałem, że uda mi się zrobić coś konstruktywnego, ale… chyba nie ma sensu nawet próbować. Nie pozwolą mi ubrudzić sobie rąk.

– Przecież nie masz pojęcia o tych systemach.

– To też prawda.

Uśmiechnął się, a ona odpowiedziała jedynie niewyraźnym grymasem. Przez moment trwała niezręczna cisza.

– Chciałam tylko powiedzieć ci, że niebawem będziemy na miejscu. Ale skoro śledzisz postępy na bieżąco…

Zawiesiła głos, a Lindberg skinął głową. Po chwili odeszła, a on został z nieprzyjemnym uczuciem niedokończonej rozmowy. Zrobił głęboki wdech, a potem spojrzał na wyświetlacz.

Obserwował pasek aż do momentu, gdy gwiazdy przestały zlewać się w linie. NISS Yorktown wyszedł z nadświetlnej, a Håkon natychmiast przywołał na wyświetlaczu obraz z kamery dziobowej.

Interesująca ich planeta była jedną z pięciu w systemie. Gwiazda HR 8799 świeciła kilkakrotnie mocniej od Słońca i była półtora raza większa. Należała do klasy Lambda Boötis, co oznaczało, że w wyższych warstwach jej atmosfery brakuje ciężkich elementów. Jej barwa nie różniła się od Słońca.

Ale to nie ona była celem. Yorktown wyszedł z zagięcia czasoprzestrzennego na orbicie planety Nakamura-Amano – świata przywodzącego na myśl Ziemię, mimo że było tu jeszcze więcej oceanów. Håkon nie dostrzegł choćby jednego dużego kontynentu, za to łatwo zauważalne były grupy wysp, każda wielkości Skandynawii.

– Raport – powiedział Ingo Freed, podnosząc się z fotela.

– Brak sztucznych satelitów – powiedział jeden z załogantów. – Nie odbieram też żadnych sygnałów z powierzchni.

– Monitorowanie przestrzeni?

– Nie wykrywam – odparł ktoś inny. – Brak aktywnych systemów namierzających.

– Wygląda na prymitywną cywilizację – powiedział Stephen, obracając się do Lindberga.

– O ile w ogóle jest tam cywilizacja.

Dowódca Yorktown długo patrzył na Skandynawa.

– Mamy tam zejść, nauczycielu?

– Owszem – odparł z pewnością w głosie Håkon.

– W takim razie potrzebuję dokładnych koordynatów, by posadzić tam Yorktown.

– Wystarczy wahadłowiec.

Ostatnim, czego chciał Lindberg, było zabieranie ze sobą całej świty Ingo Freeda. Wprawdzie zaakceptowali Alhassana na tyle, by go nie zabić, ale dalecy byli od obdarzenia go sympatią. Nie miał wątpliwości, że niewiele było trzeba, by ponownie zaczęli tortury.

– Nie mogę pozwolić na takie ryzyko, Zbawicielu – odezwał się po chwili Stephen.

Назад Дальше