Echo z otchłani - Mróz Remigiusz 22 стр.


– Najlepiej będzie, jak klękniesz – dodał. – I miej nadzieję, że na tym się skończy.

– Nie… mam… zamiaru… – zdołała wydukać, walcząc z bólem.

– Nie? To przygotuj pozostałe kończyny.

Alhassan złapał ją pod ręce, a potem podniósł. Nie miała siły wyswobodzić się z uchwytu, choć próbowała. Ustawił ją na kolanach, a wówczas wydała z siebie ryk niczym ranne zwierzę. Dija Udin nie chciał sobie wyobrażać bólu, który musiała odczuwać, gdy drobiny piasku wbiły się w otwartą ranę. Spojrzał w dół i przez zakrwawiony materiał kombinezonu dostrzegł wystające białe kawałki kości.

– Jeśli chwilę tak wytrzymasz, to przeżyjesz – powiedział, nachylając się. Poczuł przyjemny zapach perfum i pomyślał o tym, kiedy ostatni raz miał kobietę. Prawdziwą, nie sztucznie wygenerowaną w fantomatach. Uznał, że upłynęło stanowczo za dużo czasu. Zmieni to, jak tylko Ingo Freed zasiądzie na tronie i ustawi trochę swoje królestwo.

– Nigdy… nie…

– Zamknij się – szepnął jej do ucha. – Chcesz żyć, to milcz.

Stephen uniósł jedną rękę, a drugą wymierzył w kobietę.

– Oto rządca tych ziem! – zagrzmiał. – Na waszych oczach Namiestniczka Meaza Endale oddaje mi pokłon!

Dija Udin złapał ją za włosy i pochylił jej głowę mimo oporu, jaki stawiała. Uznał, że było to jak najbardziej na miejscu.

– Wszyscy jesteście świadkami hołdu, który mi składa! – perorował dalej Ingo Freed. – Oto pierwotny szczep ziemski uznaje wyższość nowego społeczeństwa Terry! Oto mieszkańcy Ziemi oddają się w nasze ręce, a my przyjmujemy ich z otwartymi ramionami! Pod egidą Boga Jedynego będziemy iść razem ku świetlanej przyszłości!

Znów zamiast okrzyków nastąpiło masowe żegnanie się. Alhassan puścił włosy Endale i znów nachylił się do jej ucha.

– Mogło być gorzej – powiedział. – Mojego przyjaciela ten skurwysyn wyrzucił przez otwarty właz w przestrzeń kosmiczną.

Obróciła się do niego z trudem i dostrzegł w jej oczach niedowierzanie.

– No co? – zapytał. – W porównaniu z tym twoje roztrzaskane kolano to nic.

Meaza splunęła mu prosto w twarz.

– I po co to? – zapytał, ocierając ślinę wierzchnią stroną dłoni. – Chcesz się zabawić, to powiedz. Znam lepsze sposoby.

Gdy ją wypuścił, padła na twarz. Ingo Freed skinął z uznaniem do Alhassana, jakby to on wyreżyserował upadek. Potem zbliżył się do kobiety i spojrzał na nią z góry.

– W imię Boga przyjmuję na siebie odpowiedzialność za los tego świata! – dodał, po czym zaczął rozwodzić się nad tym, że jest Bożym pomazańcem. Dija Udin kiwał głową z uznaniem, choć starał się nie słuchać tych banialuk.

Gdy Stephen skończył, przywołał dwóch ocalałych towarzyszy Endale i kazał im zabrać ją do ambulatorium na Yorktown. Dija Udin uznał to za błąd – jeśli kontradmirał naprawdę zamierzał zrobić z siebie pana i władcę tej planety, powinien zawczasu pousuwać potencjalnych buntowników.

Odprowadziwszy wzrokiem Meazę, Alhassan spojrzał na Ellyse i resztę. Stali jak słupy soli, zupełnie skołowani. Nozomi sprawiała wrażenie, jakby miała osunąć się na ziemię.

– Co z nami? – odezwał się Dija Udin, obracając się do Stephena.

Ten zmierzył go wzrokiem.

– Jesteście wolni.

– Tyle wiem, ale…

– Zamieszkacie w jednym ze wskazanych przeze mnie miast.

– A Kennedy? I zarodki?

– Wasz statek będzie stanowił centrum kolonizacyjne dla którejś społeczności. Podobnie Challenger, gdy już usuniemy cały szatański miot.

Dija Udin nie mógł nie zauważyć, że nowy władca Ziemi odnosi się do niego w miarę neutralnie. Najwyraźniej przeszedł do porządku nad tym, że Alhassan jest upadłym aniołem, czy co tam sobie wymyślili.

– A ja?

– Będziesz ze swoimi ludźmi.

– To bynajmniej nie moi ludzie.

Ingo Freed przez moment milczał, przyglądając mu się, jakby szukał dla niego odpowiedniej roli w nowym społeczeństwie. W końcu pokiwał lekko głową.

– Potrafię zajrzeć w duszę – odezwał się.

– Nie wątpię – odparł Dija Udin.

– W twojej widzę chęć odkupienia… nie, nie chęć. Potrzebę, przymus.

– Wewnętrzny imperatyw zadośćuczynienia za swoje winy – potwierdził Dija Udin, pochylając głowę. Ku jego zaskoczeniu Ingo Freed zbliżył się z wyciągniętą dłonią, a potem położył mu ją na czole.

– Bóg wybacza – powiedział.

– Chwalmy go i wysławiajmy jego imię.

– Jest miłościwy.

– Amen.

– Jeśli tylko okażesz skruchę i uderzysz się w pierś, doznasz przebaczenia.

– Biję się… biję się po stokroć – odparł Alhassan, nadal czując rękę kontradmirała na głowie. – Chcę odkupić swoje grzechy. Od samego początku niczego innego nie pragnę.

– Wiem, synu. Wiem.

16

Jaccard stał przed kajutą Ellyse, po raz kolejny przyciskając panel po prawej stronie. Od dawna nie opuszczała pomieszczenia – a on przez cały ten czas przychodził tutaj codziennie i próbował zamienić z nią kilka słów. Za każdym razem ignorowała nieproszonego gościa.

Ingo Freed posadził Kennedy’ego na wybrzeżu Zatoki Botnickiej, która niegdyś wchodziła w skład Federacji Skandynawii. Proces terraformacji został zakończony z pomocą trzech innych okrętów, które pojawiły się na orbicie okołoziemskiej na wezwanie Yorktown. Efektów nie było jeszcze widać, ale kontradmirał zapewniał, że to jedynie kwestia czasu.

Codziennie rano wygłaszał płomienne przemówienia przez systemy komunikacyjne statków – w założeniu każdy członek nowej ziemskiej społeczności miał rozpoczynać dzień od wysłuchania tego, co Ingo Freed ma do powiedzenia.

Ustanowił także nowy ustrój – Teokrację Ziemską, która swym zasięgiem miała obejmować całą planetę. Zasady polityczne były jasne, Bóg sprawował rządy w społeczeństwie, a ludzka władza pochodziła bezpośrednio od niego – i każdy, kto ją wykonywał, był jedynie pośrednikiem.

Siebie Stephen ogłosił Przewodniczącym Prezydium Planetarnego, co było eufemizmem oznaczającym dyktatora. Jaccard sądził, że w skład prezydium wejdzie kilka osób z Terry i nikt z Ziemi czy misji Ara Maxima.

– Ellyse – powiedział, aktywując panel. – Naprawdę mam dość przychodzenia tutaj dzień w dzień, ale będę to robił, dopóki nie wyjdziesz.

Także tym razem odpowiedziała mu cisza. Loïc poczekał chwilę, nim stwierdził, że nie pozostaje nic innego jak spróbować następnego dnia. Zawrócił i ruszył na zewnątrz.

Opuściwszy Kennedy’ego, zobaczył, że pierwsze nasiona zaczęły już kiełkować z niegdyś jałowej ziemi. Ingo Freed zapewniał, że na Terze znacznie udoskonalono sposób dokonywania terraformacji, ale Jaccard nie był przekonany. Teraz na własne oczy widział, że się mylił.

W oddali dostrzegł Channary Sang palącą papierosa.

Podszedł do niej, a potem wyciągnął rękę. Bez słowa podała mu metalowe opakowanie, a on się poczęstował.

– Nie wiedziałam, że pan pali.

– To i tak symulacja, prawda?

– Niestety – odparła Sang. – Kiedyś znałam miejsce w Hajdarabadzie, gdzie można było kupić autentyczne papierosy. Z tytoniem w środku, owinięte bibułką. Niesamowita sprawa, choć nietania, jak może się pan domyślać.

– Dajmy spokój temu formalizmowi, Sang.

– Obawiam się, że nie przełknę mówienia do pana na ty.

Loïc machnął ręką, po czym aktywował papierosa. Wypuścił dym przed siebie i westchnął. Przez kilka chwil trwali w milczeniu, wciągając do płuc parę wodną. W końcu odezwała się Channary:

– Niewielu nas zostało.

Skinął głową. Ostatnim, czego chciał, była rozmowa o tym, ilu ludzi stracili od zakończenia proelium. Wszystko poszło nie tak. Kennedy miał wrócić na Ziemię, bezpieczny i nienękany przez obce siły. Mieli zacząć odbudowę, dać początek nowej cywilizacji, zbudowanej dzięki embrionom na Challengerze.

Jaccard uświadomił sobie, że mimowolnie skierował myśli w niepożądaną stronę. Na powrót skupił się na paleniu, oczyszczając umysł.

– Dija Udin już kombinuje, jak ściągnąć tu Diamentowych – dodała Sang.

– Wiem.

– Informował pan o tym naszego Hitlera?

– Próbowałem – odparł Loïc na wydechu. – Ale zdaje się, że zupełnie sobie wszystko przeformułował. Jest przekonany, że Alhassan został zesłany przez Boga na Ziemię, by zyskać szansę na odkupienie swoich grzechów.

– Wierutna bzdura.

– Oczywiście. Zbudowała go… czy raczej wygenerowała obca, prastara rasa. Ma to tyle wspólnego z Bogiem, ile sam Ingo Freed. Dał się omamić.

– Odnoszę wrażenie, że większość tych ludzi tylko czeka, by ktoś nimi posterował.

– Nie zamierzam polemizować.

Przez moment znów panowała cisza.

– Sami na to wszystko zapracowaliśmy – dodał po chwili Jaccard. – Wyeliminowaliśmy religię z naszego świata, a ona po czasie samorzutnie wróciła ze zdwojoną mocą.

– Chyba pan przesadza.

– Nie. Ateizm doprowadził do religijnego ekstremizmu, tak jak wcześniej religijny ekstremizm do ateizmu. Tak się dzieje, gdy w grę wchodzą skrajności. Nigdy jako gatunek nie potrafiliśmy znaleźć właściwego balansu. I teraz mamy to, co widzisz.

Channary Sang westchnęła, chowając papierosa do kieszeni w mundurze.

– Ma pan refleksyjny nastrój.

– Dziwisz się? – zapytał z bladym uśmiechem. – Co innego mi pozostało? Straciłem statek, niemal całą załogę, a teraz nawet wolność.

– Zostanie pan liderem społeczności, która tu wyrośnie – odparła szefowa ochrony, zataczając ręką krąg.

Jaccard zdawał sobie sprawę, że zapewne właśnie to zaplanował dla niego Ingo Freed. Gdy tylko terraformacja zacznie przynosić wymierne efekty, wyciągnie ludzkość z podziemi. Część zostanie ulokowana tutaj, w Zatoce Botnickiej. Miejsce, gdzie teraz znajdował się Kennedy, stanie się centrum regionu.

Rola, jaką Przewodniczący Prezydium miał zamiar powierzyć Jaccardowi, była dla niego nieco frapująca. Abstrahując od wszystkiego innego, Ingo Freed musiał zdawać sobie sprawę, że major zrobi wszystko, by nie dać rozwinąć się dyktaturze. A mimo to miał zamiar okazać mu zaufanie.

– Zobaczymy, jak będzie – odparł Loïc. – Nie spodziewam się, że pożyję długo.

– Nie?

– W żadnym wypadku. Jeśli Ingo Freed nie usunie mnie prewencyjnie, zrobi to od razu po tym, jak wywołam rewoltę.

– A ma pan taki zamiar?

– Prędzej czy później tak.

– W takim razie może pan na mnie liczyć – zapewniła Channary Sang, obracając się do niego. – Wprawdzie przypuszczam, że Herr dyktator jest na to gotowy, ale nie zaszkodzi spróbować.

Oczywiście, musiał być. Za zaufaniem, jakie okazał, z pewnością szedł także szereg zabezpieczeń. Wedle wszelkiego prawdopodobieństwa Ingo Freed tylko czekał, by stłumić bunt.

– Ellyse nadal nie wychodzi? – zapytała Sang.

– Niestety.

– A pan nadal co dzień próbuje ją stamtąd wyciągnąć?

Kiwnął głową, również chowając papierosa.

– Równie dobrze mogłaby położyć się do komory kriogenicznej.

Tuż obok Håkona, dodał w duchu Loïc.

Ciało Lindberga nadal było zamrożone w kapsule. Wprawdzie nie było już ku temu powodu, ale Ellyse uparła się, że Skandynaw ma znajdować się w diapauzie. Stanowiło to duże niedomówienie – człowiek, o którym mówiła, był już martwy.

– Myśli pan, że on tam jeszcze jest? – zapytała Channary Sang.

– Nozomi jest przekonana, że tak.

– A pan?

Jaccard nie odpowiedział.

– Jego jaźń mogła wrócić do ciała, gdy organizm Gideona przestał funkcjonować – dodała Sang.

– Mogła.

– Ale nie wydaje się to panu prawdopodobne.

– Wolałbym na ten temat nie gdybać – odparł Loïc, obracając się do niej. – Jakkolwiek by było, to płonne rozważania. Nawet jeśli świadomość Lindberga wróciła do jego ciała, nigdy nie będziemy w stanie go wskrzesić. Koncha jest zniszczona i nie mamy sposobu, by dostać się do tunelu.

Channary skinęła głową, tym samym stawiając ostatnią kropkę. Usiedli na piasku i przez długi czas w milczeniu wodzili wzrokiem po horyzoncie. Loïc spodziewał się, że prędzej czy później pojawią się Padlinożercy. Może nie dziś, nie jutro, ale niebawem. Ingo Freed wprawdzie zapewniał, że rozprawi się z nimi bez litości, z pewnością jednak nie mogło to przeszkodzić im w podejmowaniu prób odbicia swojej ziemi. Mieli do tego prawo.

– Czas na mnie – odezwał się w końcu Jaccard, wstając z piachu.

– Ma pan coś do roboty?

– Potrafię pomyśleć co najmniej o kilku rzeczach, które są lepsze od siedzenia z tobą na ziemi i kontemplowania przyrody.

Uśmiechnęła się, a on ruszył z powrotem ku Kennedy’emu. Przeszedł przez puste korytarze, w których cicho zawodził wiatr, a potem dotarł do maszynowni. Gródź była otwarta, co wraz z szumiącym odgłosem stwarzało nienaturalne wrażenie.

Sprawdziwszy na radarze okolicę, Loïc złożył codzienny raport Ingo Freedowi, a potem wrócił do kajuty.

Przed zaśnięciem myślał o tym, że niebawem przyjdzie pora, by odłączyć komorę kriogeniczną Håkona. Rozumiał, że Ellyse chce zachować resztki nadziei, choćby irracjonalnej, ale ostatecznie i tak rozbiorą Kennedy’ego, podobnie jak resztę statków. Na orbicie pozostaną tylko jednostki z Terry.

Nawet nie wiedział, kiedy zapadł w sen. Osunął się na łóżku i odpłynął w koszmary, które ostatnio męczyły go coraz częściej.

Zbudził go głośny dźwięk, którego początkowo nie mógł zidentyfikować. Dopiero potem uświadomił sobie, że ktoś uderza w ścianę jego kajuty. Podniósł się i zamglonym wzrokiem spojrzał na Nozomi stojącą w progu.

– Co, do cholery…

– Pozwoliłam sobie wejść.

Przypomniał sobie, że nie zamknął drzwi. Rzadko to robił, od kiedy wylądowali na Ziemi.

– Pora wstawać, majorze.

Potarł oczy, po czym zwlókł się z łóżka i przyjrzał się Ellyse. Nie sprawiała już wrażenia widma.

– Jak długo spałem?

– Kilka godzin, jak przypuszczam.

– Byłem dziś u ciebie.

– Dziś i wczoraj. A także przedwczoraj i…

– I nagle ty odwiedzasz mnie? – zapytał, przeciągając się.

– Mam sprawę.

– Widzę, że przepełnia cię energia, więc mów.

– Wiem, jak uratować Håkona.

17

Jaccard wiedział, że musi uważać na każde wypowiadane słowo. Nozomi patrzyła na niego z nadzieją, która bynajmniej nie była krucha. Radiooperatorka przywodziła na myśl fanatyczkę gotową udusić każdego, kto się z nią nie zgadza.

– Siadaj – zaproponował, wskazując niewielki stolik przy iluminatorze.

Kiedy zajęli miejsca, spojrzał na nią gotów wysłuchać wszystkiego, co chciała powiedzieć.

– Więc?

– Rozwiązanie istniało od dawna, tylko nikt z nas go nie przyjmował.

Loïc sięgnął po koszulę mundurową i narzucił ją na siebie. Skinął głową do Ellyse, zachęcając, by mówiła dalej.

– Wszyscy byliśmy skupieni wyłącznie na misji, bo była możliwa do realizacji. Mogliśmy uratować ludzkość, więc dla każdego z nas był to priorytet. Teraz sytuacja się zmieniła.

– Polemizowałbym.

– Ingo Freed zawłaszczył Ziemię, panie majorze. Nie ma sposobu, by z nim wygrać. Ma zaawansowaną technologię, zasoby ludzkie oraz w odwodzie siły wojskowe, które dzięki silnikom nadświetlnym mogą znaleźć się tu, zanim zdążymy okrążyć Yorktown.

– Więc sugerujesz, że wszystko stracone.

– Nic nie sugeruję, tylko oznajmiam fakt.

Jaccard mruknął pod nosem, sięgając do kieszeni po papierosa.

– Wszystko, co chcieliśmy osiągnąć, zostało zaprzepaszczone – dodała.

– Myślę, że stać nas jeszcze na zryw, który…

– Łudzi się pan tylko.

– Być może – odparł, wydychając na bok dym. – Ale przejdź do konkretów. Co proponujesz?

– Zabrać konchę i obrać kurs na Nakamurę-Amano.

– Kennedym?

– Tak jest.

– To ponad sto lat kriosnu – zauważył Jaccard.

– Około stu pięćdziesięciu.

Loïc spojrzał na nią bykiem.

– Chcesz mnie przekonać czy zniechęcić?

– Wydaje mi się, że jak tylko przedstawię panu wszystko, nie będzie potrzeby żadnego przekonywania.

– Zobaczymy.

Nozomi nachyliła się nad stolikiem.

– Wie pan, że nic nie wskóra tutaj, na Ziemi.

– Wiem, że spróbuję.

– I Ingo Freed urządzi panu publiczną egzekucję.

– Jeśli uda mu się mnie złapać.

– Oczywiście, że się uda. Ma do dyspozycji nieograniczone środki.

Poprawił się na krześle, niechętnie przyznając jej w duchu rację. Dużo można było powiedzieć o kontradmirale, ale z pewnością nie to, że lubił niepotrzebnie ryzykować. W sprawach religijnych być może dał się omamić, ale przy strategiczno-politycznych kwestiach z pewnością ubezpieczył się na wszystkie możliwe sposoby. Być może tylko czekał na to, aż Loïc zacznie działać.

Назад Дальше