Echo z otchłani - Mróz Remigiusz 25 стр.


– Masz to, o co się prosiłaś – wysapał. – Mną chciałaś sterować, ty kurwo? Mną?

Poczuł, że nie może już dłużej powstrzymywać swojego podniecenia. Zerwał z niej spodnie, a potem szybko zrzucił swoje.

21

Dija Udin oddałby królestwo za porządny wysokoprocentowy napitek. W nowym świecie nie było jednak miejsca dla żadnych używek – Przewodniczący zakazał nawet palenia symulowanych papierosów. O fantomatach Alhassan wolał nie myśleć.

Jego dziwkosłużka pozbierała wszystko po kolacji – i określenie to zdaniem Dija Udina było w sam raz.

– Co zamierzasz zrobić z Jaccardem? – zapytał w końcu. – Łatwo nie odpuści.

– Zabiję go.

– Słuszna decyzja.

– Ale w swoim czasie. Na razie potrzebuję kogoś takiego jak on.

– Do czego? – bąknął z powątpiewaniem Alhassan.

– Nie stanowi zagrożenia, a jednocześnie łatwo będzie zrobić z niego przykład.

Wymijająca odpowiedź, jak znaczna część tych, które ostatnio słyszał Dija Udin. Do cholery, wolałby mieć Loïca z głowy jak najszybciej. Wprawdzie nie stanowił dla niego bezpośredniego niebezpieczeństwa, ale był elementem, bez którego ta układanka byłaby znacznie pewniejsza.

– Zastanawia mnie inna rzecz – dodał Ingo Freed.

– Jaka?

– Czy ci ludzie naprawdę wierzą, że mogą uratować swojego towarzysza?

– Nie wiem.

– Przebywałeś z nimi długo, żyłeś pośród nich. Zdążyłeś poznać ich na tyle, by móc odpowiedzieć na to pytanie.

Alhassan mógł to zrobić, ale nie miał zamiaru dzielić się z tym człowiekiem całą swoją wiedzą. Przekazał mu tyle, ile było absolutnie konieczne. Słowem nie zająknął się o tunelach czasoprzestrzennych – i nawet na torturach nie puściłby pary. Ingo Freed był mu potrzebny tylko po to, by uzyskać dostęp do ansibla.

– Wierzą – odparł po chwili. – Gdyby nie wierzyli, nie zadawaliby sobie tyle trudu.

– Ta ich wiara ma jakieś poparcie w rzeczywistości?

– A jaka nie ma? – odparł Dija Udin, zdając sobie sprawę z tego, że pobudzi rozmówcę do refleksji. A gdy tylko się to stanie, temat ratowania Lindberga szybko odejdzie w zapomnienie.

Ingo Freed milczał przez moment, wpatrując się w gwiazdy na niebie. W końcu pokiwał głową, jakby dotarł do jakiejś konkluzji. Spojrzał na Alhassana.

– Co jest na tej planecie?

– Nie wiem.

– Słyszałem, jak rozmawialiście o promieniowaniu Czerenkowa. Znam ten termin.

– Mhm.

– Chodzi o podróże w czasie, nieprawdaż?

– Najwyraźniej. Niestety nic więcej nie wiem.

– Szczerze w to wątpię – odparł Stephen, wbijając wzrok w oczy rozmówcy. Alhassan po raz pierwszy od długiego czasu poczuł niechęć ze strony Ingo Freeda i uświadomił sobie, że Przewodniczący również starał się go urobić. Obaj zamierzali wzajemnie się wykorzystać.

– Twoje powątpiewanie mnie nie interesuje – odparł Dija Udin. – Chyba że wątpisz w Boga Jedynego.

– Nie interesuje cię? To ciekawe, bo odniosłem wrażenie, że robisz wszystko, by dogłębnie mnie poznać. I zdobyć moje zaufanie.

Alhassanowi przemknęło przez myśl, że sytuacja nie rozwija się w dobrym kierunku.

– Staram się tylko postępować zgodnie z…

– Gówno prawda – uciął Stephen. – Urabiasz mnie od samego początku i masz czelność sądzić, że jestem na tyle naiwny, by tego nie widzieć.

Dija Udin popatrzył na rozmówcę z uznaniem i szeroko się uśmiechnął.

– Nie wiedziałem, że stać cię na względnie wulgarne słowo – powiedział.

– To wszystko było przecież oczywiste – odparł Ingo Freed, jakby nie słuchał. – Jesteś tak owładnięty strachem o własne życie, że byłeś gotów nawet stać się apostatą.

– Myślałem, że to dobra rzecz, nie żaden grzech.

Ingo Freed podniósł się z miejsca i spojrzał na niego z góry. Alhassan uniósł lekko głowę.

– Oczywiście, że dobra – powiedział kontradmirał. – Bez względu na to, jakie motywacje ci przyświecały, stanąłeś po stronie Światłości. To się liczy. Reszta przyjdzie później, a Bóg napełni twoje serce miłością.

– Z pewnością.

– A teraz, skoro zmierzamy do zakończenia tej szarady, wstawaj.

Dija Udin wykonał polecenie z nieblednącym uśmiechem na twarzy. Rozmówca wskazał mu wejście do Yorktown, a Alhassan bez słowa ruszył w tamtym kierunku.

– Rozumiem, że nie będziemy już odgrywać naszych ról? – zapytał pod nosem Dija Udin, gdy szli korytarzem w stronę mostka.

Stephen milczał. Odezwał się dopiero, kiedy przeszli kawałek korytarzem.

– Wszystko, co mówiłem ci o wierze i religii, płynęło prosto z serca. I wiem, że kiedyś to wszystko zrozumiesz, przyjmiesz do siebie.

– Amen.

– Nie drwij, bo pożyjesz krócej, niżbym chciał.

Alhassan zatrzymał się przed grodzią na mostek i obejrzał przez ramię.

– A ile czasu mi dajesz? Jaka jest diagnoza?

– Jakkolwiek mógłbyś myśleć inaczej, chciałbym, byś dożył w spokoju sędziwego wieku.

Dija Udin i bez tego wiedział, że tak było. Przewodniczący być może przejrzał jego motywy, ale nie zmieniało to faktu, że nadal uważał konwersję muzułmanina za osobisty sukces. Poza tym był przekonany, że to Bóg go prowadzi – i Bóg chce, by nawrócił niewiernego.

– Wchodź – powiedział.

Alhassan wiedział także, że to wszystko może zmienić się w okamgnieniu. Ingo Freed miał w kieszeni impulsator – i nie potrzebował wiele, by go użyć. Wystarczy, że wyczuje zagrożenie, a cała ta religijna misja zejdzie na drugi plan.

Posłusznie wszedł na mostek, a Ingo Freed ruszył w ślad za nim.

– Pokażesz mi, co jest na tej planecie – powiedział.

– Nie wydaje mi się, żebym…

– Słyszałem, jak kobieta mówiła, że to ty dokonałeś zmian w systemie Kennedy’ego.

– Może się przesłyszałeś.

Stephen bez słowa wskazał mu stanowisko astrometryczne. Dija Udin podszedł do niego, kwitując w duchu, że powinien był się tego spodziewać. Tak łasy na władzę człowiek prędzej czy później musiał zainteresować się tym, co mogło dać mu nieograniczoną moc rządzenia innymi.

Gdyby rzeczywiście uzyskał możliwość sterowania tunelami, byłaby to katastrofa w skali kosmicznej. Zaawansowana technologia na Terze mogła dać odpór siłom Diamentowych. Przy odpowiednio ułożonej strategii Dija Udin mógł wyobrazić sobie, jak zmienia się historia.

Szczęśliwie to on był na posterunku i trzymał rękę na pulsie. Nigdy nie pozwoli, by systemy tego statku wykryły ślady po tunelach prowadzących na Rah’ma’dul. A nawet jeśli zmuszą go do tego torturami, nigdy nie przekaże im wiedzy o tym, jak sterować korytarzem od drugiej strony.

– Wprowadź stosowne dane. Chcę to zobaczyć.

– Naprawdę nie wiem, o czym…

– Oszczędź sobie bólu, a mnie roboty, Dija Udin.

– Gdybyś tylko mógł bardziej precyzyjnie określić, co mam zrobić, to…

– Chcę zobaczyć, co jest na tej planecie – uciął Ingo Freed. – Chcę wiedzieć dokładnie, czego szukali załoganci Kennedy’ego. Chcę wiedzieć, jak zamierzali użyć tego do uratowania człowieka, który nie żyje… i chcę wiedzieć, dlaczego egzystował on w innym ciele.

– Krótko mówiąc, chcesz wiedzieć wszystko.

– Także to, dlaczego powiedział mi to, na co czekaliśmy od niepamiętnych czasów.

– Masz na myśli ten cytat z czyjejś tam księgi?

Ingo Freed spojrzał na niego z dezaprobatą.

– Z Księgi Samuela.

– Tak, tak. – Dija Udin machnął ręką. – W tym temacie jednak ci nie pomogę, bo sam nie mam pojęcia.

– Uwierz mi, że pomożesz.

Alhassan obrócił się do niego.

– Znów będą tortury? – zapytał z uśmiechem. – Ostatnio przyniosły tyle wymiernych korzyści, że uznałeś, iż warto je powtórzyć?

– To była jedynie próbka tego, na co nas stać.

– Więc mam na co czekać.

– Tylko jeśli nie wprowadzisz do systemu odpowiednich danych, a mnie nie powiesz wszystkiego, co wiesz.

Dija Udin obrócił się z powrotem do wyświetlacza, namyślając nad kłopotliwością tej sytuacji. Najwyraźniej trochę nie docenił tego człowieka.

– Moi naukowcy od samego początku starają się znaleźć odpowiedzi na te pytania – ciągnął dalej Stephen. – Te i szereg innych.

– Bezskutecznie, jak przypuszczam.

– Brakuje im kilku elementów układanki, które pozwoliłyby zebrać wszystko w logiczną całość.

– Brakuje im raczej kilku szarych komórek.

Ingo Freed zmrużył oczy.

– I skoro tacyście mądrzy, dlaczego nie sprawdzicie systemów Galileo, Kennedy’ego czy innych jednostek?

– Sprawdziliśmy.

– I niczego nie znaleźliście? – zapytał ze zdziwieniem Dija Udin, a rozmówca pokręcił głową. Najwyraźniej Romanienko i reszta również okazali się nie w ciemię bici. Wiedzieli, co mogą pokazać, a co dobrze byłoby ukryć. Informacje o proelium były powszechną wiedzą, ale sposób, w jaki Håkon i Ev’radat ograli Diamentowych, pozostawał dla Ingo Freeda tajemnicą.

Alhassan uśmiechnął się w duchu.

– Masz jeszcze tylko chwilę, by się zdecydować – powiedział Stephen. – Moja cierpliwość powoli…

– Goń się, ty pierdolony imbecylu – wpadł mu w słowo Dija Udin.

Kontradmirał raptownie schwycił go za kark i szarpnął w przód. Alhassan uderzył czołem o wyświetlacz i poczuł ból oplatający całą czaszkę. Wiedział, że ma tylko jedną okazję, by zareagować.

Uderzył łokciem w zgięcie wyciągniętej ręki Stephena. Gdy uścisk na karku zelżał, Dija Udin natychmiast obrócił się i złapał za ramię przeciwnika, po czym przycisnął je do pulpitu. Wziął zamach i z impetem uderzył w kość przedramienia. Rozległ się trzask, a Ingo Freed zawył z bólu.

Alhassan poprawił, waląc go mocnym podbródkowym tuż pod szczękę. Gdy przeciwnik zatoczył się w tył, a krew wylała się z jego ust, Dija Udin natychmiast zerwał się ze swojego miejsca i ruszył na niego.

Kolejne dwa proste wyprowadził w krtań Ingo Freeda. Ten złapał się jedną ręką za gardło, tę złamaną próbował bezskutecznie unieść. Dija Udin chwycił za nią i pociągnął mocno. Przeraźliwy krzyk Przewodniczącego był dla niego najcudowniejszym dźwiękiem, jaki kiedykolwiek usłyszał.

Szarpnął za dłoń przeciwnika i sprowadziwszy go do parteru, ułożył rękę na mocowaniu krzesła.

Czas poprawić.

Wyprostował się, uniósł nogę i z impetem opuścił ją na przedramię Ingo Freeda. Ten znów zawył. Tym razem tak głośno, jakby chciał zedrzeć sobie gardło.

Alhassan spojrzał na swoje dzieło. Z zakrwawionej ręki wystawały kawałki białych kości, widok poszarpanej skóry dostarczał mu jeszcze więcej satysfakcji. Dija Udin schylił się i wyciągnął impulsator z kieszeni oszołomionego Stephena.

Nie musiał się obawiać, że ktokolwiek ich usłyszy. Mostek był zamknięty, izolacja dźwiękowa działała bez zarzutu. A poza tym na Yorktown nie było wielu załogantów. Ingo Freed rozesłał swoich ludzi po podziemnych miastach, by tam trzymali rękę na pulsie.

Alhassan trącił nogą zwijającego się na ziemi kontradmirała.

– Panie Przewodniczący – odezwał się. – Co pan tak się wijesz jak piskorz?

– Ty…

Dija Udin zamachnął się i z całej siły kopnął w szczękę przeciwnika. Ten wziął paniczny oddech, jednocześnie wypluwając kawałki ułamanych zębów. Zakaszlał, rzucając się na bok.

– Chciałeś coś powiedzieć?

Ręka leżała bezwładnie na podłodze, jakby ledwo trzymała się reszty ciała. Dija Udin spojrzał na nią z nieskrywaną dumą, a potem jeszcze raz podniósł nogę. Chrzęst pod jego butem był wprost cudowny.

– Chyba coś złamałeś – powiedział muzułmanin, nachylając się nad Ingo Freedem.

Stephen milczał, oddychając ciężko i chrapliwie. Alhassan obrócił go na plecy, chcąc mu się przyjrzeć.

– Będę miał do ciebie prośbę – powiedział.

Ingo Freed zaczął dławić się kawałkami zębów, więc Dija Udin szybko położył go na boku i uderzył kilkakrotnie w plecy. Gdy przeciwnik wykrztusił wszystko, znów obrócił go na wznak.

– Nie wiem, czy zdajesz sobie z tego sprawę, ale możesz jeszcze przeżyć.

Stephen wyrzęził coś w odpowiedzi.

– Co tam charkoczesz?

– Ty przs… ebrzydły…

– Nie przeklinaj. Ja ci przebaczę, ale Bóg chyba nie.

– Ty…

Dija Udin westchnął, po czym kilkakrotnie przywalił mu w twarz. Nie mógł pozwolić sobie na spowodowanie większych obrażeń – Ingo Freed i tak balansował już na granicy omdlenia, mamrocząc pod nosem. Alhassan wiedział, że przesadził, ale było to silniejsze od niego. Czekał na to od momentu, gdy skurwysyn po raz pierwszy podniósł na niego rękę.

Kopnął go w podbrzusze.

– Wybacz – powiedział. – Przypomniałem sobie, że poprzysiągłem ci zemstę.

– Hrrrmpfff…

– A teraz powiedz: chcesz żyć?

Przykucnął obok niego i jeszcze kilka razy go spoliczkował. Gdy stwierdził, że nie przynosi to zamierzonego efektu, rozejrzał się. Na Accipiterze mostek był dobrze wyposażony w artykuły pierwszej pomocy. Tutaj zapewne nie było inaczej, wystarczyło znaleźć odpowiednią szafkę.

Dija Udin uderzył Stephena po twarzy nieco mocniej.

– Skup się, przebrzydła kreaturo. Gdzie trzymacie medykamenty?

Ingo Freed wskazał mu nieprzytomnym wzrokiem ściankę pod jedną z konsol. Nie widać było tam żadnego schowka, ale gdy Alhassan położył dłoń we wskazanym miejscu, drzwiczki się uaktywniły i rozsunęły.

Wyjął apteczkę i pigułki energetyczne. Wrzucił kilka do gardła kontradmirała, a potem pomógł mu je przełknąć. Następnie wstrzyknął mu środki cucące i przeciwbólowe bezpośrednio do krwiobiegu. Tylko chwilę trwało, nim oczy Ingo Freeda rozszerzyły się w przerażeniu.

– Teraz lepiej – powiedział Alhassan, poklepując go po złamanej ręce. Uniósł ją tak, by znalazła się przed oczyma przeciwnika. Ten krzyknął jak małe dziecko, ku niewypowiedzianej radości Dija Udina.

– Jezus Maria!

– Na razie tylko Dija Udin. Ale resztę niebawem spotkasz, bez obaw.

– Panie wszechmogący na niebiosach, jedyny i wszechpotężny!

– Tak też czasem do mnie mówią.

– Ojcze nasz, któryś jest…

Dija Udin nie chciał nikomu odmawiać prawa do modlitwy przed śmiercią, ale zwyczajnie nie miał czasu na wysłuchiwanie tego wszystkiego. Uderzył Ingo Freeda w podbródek, a potem poprawił ciosem w nos. Krew obficie z niego popłynęła, zalewając kołnierz.

– Rób, co mówię, a przeżyjesz – zełgał.

– Ja… jak…

Urwał i zaczął łkać. Alhassan przypatrywał się temu bez cienia satysfakcji. Lubił łamać ludzi, ale nie cenił tych, którzy ulegali zbyt szybko. Stephen najwyraźniej nie miał zbyt dużej tolerancji na ból. Cała ta zasadnicza fasada, którą zbudował, runęła jak domek z kart.

Płynęły z tego także plusy. Dija Udin szybciej załatwi to, co zamierzał.

– Słuchaj… – zaczął spokojnie. – Daruję ci życie i nigdy więcej mnie nie zobaczysz, musisz zrobić tylko jedną, prostą rzecz.

– Tak… tak… – mamrotał cicho kontradmirał.

– Potrzebuję kodu do systemu komunikacyjnego.

– Nie, nie mogę…

Dija Udin rozejrzał się w poszukiwaniu czegoś ostrego. Niestety niczego takiego nie znalazł, co trochę komplikowało sprawę. Westchnął, uznając, że musi odwołać się do tradycyjnych argumentów.

Zaczął okładać Ingo Freeda – i robił to tak długo, aż ten zaczął przysięgać, że powie mu wszystko. Do tej pory Alhassanowi udało się wybić wszystkie przednie zęby kontradmirała, rozciąć mu łuk brwiowy, złamać nos, a także poranić sobie ręce. Prawdopodobnie zmiażdżył mu też klejnoty i pozbawił go wzroku przynajmniej w jednym oku.

– Już… proszę… – wyrzęził Stephen. – Błagam…

Dija Udin z ulgą wypuścił powietrze, ocierając dłonie o spodnie.

– Kod.

Podał mu go, a Alhassan szybko wprowadził właściwy ciąg do systemu. Uśmiechnął się, widząc, że uzyskał kontrolę nad ansiblem. Obrócił się do Ingo Freeda, który starał się wykasłać krew. Dija Udin podszedł do niego i stanąwszy nad jego głową, wyciągnął impulsator.

– Hej – powiedział. – Popatrz no tutaj.

Gdy Ingo Freed podniósł mętny wzrok, Dija Udin wypalił. Czaszka pękła, jakby była z tektury, a mózgowie i krew wylały się z dziury w głowie. Alhassan przez moment patrzył na pozbawione życia ciało kontradmirała, po czym schował broń i zasiadł przy pulpicie.

22

Jaccard odetchnął z ulgą, ale tylko na moment.

Назад Дальше