Echo z otchłani - Mróz Remigiusz 8 стр.


– Może tak, może nie – odparł Dija Udin. – Nie dowiecie się, póki nie spełnicie moich warunków.

Gideon nadal wbijał wzrok w dowódcę.

– Nawet jeśli potrafi znaleźć tunel i jakimś cudem ten będzie znajdował się niedaleko, to nigdy go od tej strony nie otworzymy – ciągnął. – Do tego niezbędna jest koncha, a nasza jest uszkodzona.

– To faktycznie pewien problem – bąknął Alhassan. – Ale można mu zaradzić, o ile jest się istotą wyższego rzędu, jak wasz skromniutki Dija Udin. – Skłonił się, rozkładając ręce. – A teraz udam się na spoczynek. Którędy do mojej kajuty?

Ruszył w kierunku włazu, ale Jaccard zastąpił mu drogę.

– Powoli – zaczął major. – Najpierw musisz nam coś dać.

Alhassan zrobił dzióbek.

– Kpij sobie, a wywalę ci dziurę w głowie – powiedział Loïc, na wszelki wypadek dając krok w tył. – O ile dobrze rozumiem, są trzy problemy, którym rzekomo umiesz zaradzić. Zróbmy więc tak, że za rozwiązanie pierwszego z nich trafisz do kajuty. Za zaradzenie drugiemu dam ci te socjalki, a za pomoc przy trzecim dostaniesz prom.

Dija Udin zagwizdał z uznaniem.

– Nieźle – powiedział. – Wiedziałem, że twoje milczenie to nie przelewki. Przeprowadzałeś proces myślowy, a w dodatku wyprodukowałeś całkiem sensowną propozycję.

– Więc?

Alhassan obrócił się i ruszył ku głównemu pulpitowi sterowania w maszynowni. Gideon natychmiast zareagował i ustawił się tuż przed nim.

– Nie znajdę żadnych planet, jeśli ten kocmołuch będzie mi wadził.

– Ten kocmołuch nie pozwoli, żebyś choćby zbliżył się do tej konsoli – odparł Hallford.

– W takim razie mamy pat.

– Gideon – podjął Jaccard. – Przygotuj mu jakieś stanowisko astrometryczne i upewnij się, że będzie odizolowane od komputera pokładowego.

– Brawo. Dokładnie tak jak z moją kajutą – dodał z uśmiechem Alhassan.

Załoganci spojrzeli na niego z konsternacją. Poruszył się nawet Hans-Dietrich, który do tej pory zdawał się zamienić w posąg.

– Jestem jasnowidzem – wyjaśnił Dija Udin, po czym z pietyzmem uniósł ręce. – Przejrzałem wasze zamiary.

Główny mechanik usiadł przy jednym z pulpitów i zaczął blokować dostęp do kluczowych systemów Kennedy’ego. Ellyse w tym czasie przygląda się obcemu. Jak został zaprogramowany? Była ciekawa, czy rzeczywiście traktował Håkona jak przyjaciela i czy bez tej umowy także próbowałby mu pomóc.

Muzułmanin trwał w bezruchu z bladym uśmiechem zastygłym na twarzy. Ta nie zdradzała niczego, co pomogłoby Nozomi uzyskać odpowiedzi na pytania.

W końcu Hallford skończył i machnął ręką do skazańca.

– Siadaj i niczego nie próbuj. Wszystko jest poblokowane.

– Lub tak ci się tylko wydaje – odparł Dija Udin, zajmując miejsce.

– Obserwuj wszystko, co robi – dodał Jaccard.

– Taki mam zamiar.

Nozomi również stanęła za plecami Alhassana, a potem bacznie kontrolowała każde posunięcie muzułmanina. Wyglądało na to, że nie robi niczego podejrzanego. Wyświetlił bazę planet, a potem uruchomił edytor algorytmów pozwalających na ich przeszukiwanie.

– Tunele odchodzące z Terminala to nic innego jak deformacje czasoprzestrzeni – podjął. – Znacie to zjawisko, bo w szkole uczą was o Alcubierze i jego pomysłach związanych z bąblami czasoprzestrzennymi.

Dija Udin pracował na pełnych obrotach, a Ellyse przestawała nadążać za wprowadzanymi równaniami. Miała tylko nadzieję, że Gideon wie, co się dzieje.

– Terminal ma generator, który pozwala wytworzyć odpowiednią ilość materii o masie ujemnej.

Hallford ściągnął brwi, przyglądając się kolejnym ciągom wprowadzanych cyfr.

– Na Rah’ma’dul nieustannie więc ma miejsce odpychanie grawitacyjne w generatorze. Nie odczuwa się tego, będąc na planecie, ale gdybyście mieli odpowiednie sensory, wykrylibyście…

– Ciemną energię – dopowiedział Gideon.

– Brawo, kocmołuchu. Jednak znasz podstawy fizyki cząstek elementarnych.

– Modyfikujesz nasze sensory?

– Na tyle, na ile pozwala mi to zrobić ta prymitywna technologia – odparł Alhassan, oglądając się przez ramię i posyłając mu uśmiech. – Jeśli się uda, wykryjemy zaburzenia przyciągania grawitacyjnego w systemach planetarnych. To znak, że dociera tam tunel.

– I jakie jest prawdopodobieństwo, że to będzie gdzieś w okolicy Układu Słonecznego?

– Zerowe – rzekł Dija Udin i zaśmiał się.

Ellyse nie było do śmiechu. Nawet jeśli uda się odnaleźć miejsce, gdzie znajduje się wyjście z tunelu, nadal nie wiedzieli, jak poradzić sobie z dwoma wiążącymi się z tym problemami. Alhassan mógł mówić, co chciał, ale nie sposób było znaleźć remedium na wszystko.

– Alteracje wprowadzone – powiedział po jakimś czasie Dija Udin, przeciągając się. – Teraz wystarczy tylko uruchomić algorytm.

Wskazał na wyświetlacz, gdzie gotowy program czekał, by go włączyć.

– Jesteś pewien, że to bezpieczne? – zapytał Jaccard.

– Mniej więcej – odparł Gideon.

– No już – wtrącił Alhassan. – Nie przekonacie się, jeśli nie spróbujecie. Będzie trochę adrenaliny, prawda? Nie do końca wiadomo, co narobił Dija Udin. Mógł stworzyć algorytm, który uaktywni ansibl i rozświetli was w kosmosie jak bożonarodzeniową choinkę.

Nozomi zbliżyła się do ekranu i przeciągnęła palcem w odpowiednim miejscu. Nawet gdyby ktoś próbował ją zatrzymać, nie zdążyłby.

– Podjęliśmy już decyzję – odezwała się. – Nie ma sensu dawać mu satysfakcji.

Loïc i Hallford zgodzili się z nią, kiwnąwszy głowami. Wszyscy patrzyli na ekran, czekając na efekty poszukiwań. W bazie Kennedy’ego znajdowały się wszystkie planety, które były w realnym zasięgu podróży. Ich liczba była nieskończona i nawet przy mocy obliczeniowej komputera pokładowego przeszukiwanie banków musiało trochę potrwać. Ellyse odeszła kawałek i przysiadła na jednym z niewielkich stołków dla personelu technicznego.

Wydawało jej się, że każda minuta oczekiwania niemiłosiernie się przeciąga. Dija Udin obrócił się przez ramię i obrzucił ich wzrokiem.

– Więc gdzie te socjalki?

– Skup się na swoim zadaniu – odparł Jaccard.

– Nie ma na czym. Wprowadziłem wszystko, co trzeba, a reszta należy do komputera pokładowego. Tymczasem chciałbym dostać moje…

Urwał, gdyż algorytm wyszukiwania odnalazł potencjalną planetę z tunelem. Alhassan obrócił się do ekranu, a pozostali załoganci szybko znaleźli się obok. Nawet milczący Gerling sprawiał wrażenie zaciekawionego.

– Proszę bardzo – powiedział Dija Udin, wskazując palcem na wyświetlacz. – Wasz magik wyczarował dla was takie cudo. Gwiazda HR 8799 w Konstelacji Pegaza, zwana także Nakamurą. Na jednej z orbitujących ją planet sensory wykryły ujemną masę.

– Jak daleko? – zapytała nerwowo Ellyse.

– Sto dwadzieścia dziewięć lat świetlnych od Ziemi. Planeta to Nakamura-Amano, temperatura trzynaście stopni Celsjusza, okres orbitalny trzydzieści siedem dni. Wewnętrzna granica ekosfery i…

– To wszystko bez znaczenia – wtrącił Hallford. – Odległość jest zbyt duża.

– Biorąc pod uwagę ogrom wszechświata, to najbliższe sąsiedztwo – zaoponował Alhassan z uśmiechem. – Teraz pozostaje wam tylko postanowić, czy jesteście gotowi zamrozić się na dobre trzysta lat, bo tyle zajmie podróż w obie strony. Ale sukinsyn jest tego warty, prawda?

Obrócił się i wyszczerzył jeszcze bardziej.

14

Dija Udin wszedł do swojej kajuty, a potem opadł ciężko na łóżko. W pomieszczeniu obok ulokował się Hans-Dietrich, któremu niespieszno było z powrotem na pusty pokład ISS Wolszczana. Trudno było mu się dziwić, biorąc pod uwagę niesubordynację, której się dopuścił.

Ledwo Alhassan zmrużył oczy, a rozległ się sygnał z korytarza. Westchnął i podciągnął się na łóżku, po czym dotknął właściwego miejsca na wezgłowiu. Śluza natychmiast się otworzyła, w progu zaś stanęła Nozomi.

– Zapraszam – powiedział. – Miałem właśnie odsapnąć, ale chętnie posłucham twojego marudzenia.

Bez słowa weszła do środka i podeszła do szafki z napojami. Nalawszy sobie wody, połknęła pigułkę energetyczną i usiadła przy stoliku na środku kajuty.

– Kim ty jesteś? – zapytała.

– Dija Udin oznacza „jasność wiary”. Al- to przedrostek, a hassan znaczy „piękny”.

– Więc imię nie ma z tobą nic wspólnego.

– Piękny może nie jestem, ale wiara moja jaśnieje.

– Jaka wiara? – zapytała Ellyse, patrząc w okno. – Na Ziemi nie ostała się już żadna religia.

– Noszę ją w sercu, inszallah – odparł Dija Udin, kładąc rękę na piersi i pochylając głowę.

– Skończ pieprzyć.

– Mówię to, co dyktuje mi…

– Jesteś sztucznym tworem, Alhassan – ucięła. – Nie masz serca, duszy ani nawet rozumu. Wszystko, co robisz, jest wynikiem działania pewnych mechanizmów.

– Tak jak w twoim przypadku.

Nozomi wzięła łyk wody, nie odrywając od niego wzroku.

– Nie mam zamiaru dywagować o sztucznej inteligencji – odparła. – Wiem, że Håkon miał nadzieję przeprogramować cię konchą. Chciał, żebyś odkupił swoje winy.

– Naukowcy lubią czasem coś sobie ubzdurać.

– Nie zasługiwałeś na to, co chciał dla ciebie zrobić.

Dija Udin wzruszył ramionami.

– Naprawdę potrzebuję tych socjalek – odezwał się.

– Dostaniesz je, jak tylko znajdziesz sposób, byśmy dostali się na Nakamurę-Amano.

– Nieustannie o tym myślę. Układam w głowie równania, które przechytrzą Einsteina i Alcubierre’a.

Ellyse długo milczała, patrząc na niego bez wyrazu.

– Wiesz, co mi się wydaje? – spytała w końcu.

– Że się we mnie powoli zadurzasz?

– Że tak naprawdę nie masz pojęcia, jak możemy się tam dostać. I tym bardziej nie wiesz, jak sterować tunelem bez konchy – odparła ze stanowczością. – Grasz na czas, licząc na to, że uda ci się wezwać Diamentowych.

– Jeśli rzeczywiście w to wierzysz, powinnaś mnie ubić.

– Jestem tego bliska.

Alhassan doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Nie trzeba było wiele, by załoganci Kennedy’ego zorientowali się, że wodzi ich za nos. Wystarczyło, że ich początkowy entuzjazm trochę opadnie, a przejrzą na oczy. Podróż w kriostazie nie wchodziła w grę, a nie istniał napęd, który pozwalałby na zaginanie czasoprzestrzeni i poruszanie się szybciej od światła. Jedyną formą takich podróży był Terminal na Rah’ma’dul.

– Spokojnie – powiedział. – Wyciągnę was z opresji i uratuję tego biednego sukinsyna, który teraz mrozi się w najlepsze.

– Gówno prawda.

– Kocham go jak brata – zapewnił.

Ellyse pokręciła głową, a potem wstała od stołu. Bez słowa opuściła jego kajutę, na odchodnym nawet na niego nie spoglądając. Dija Udin odetchnął z ulgą i ułożył się wygodnie na łóżku.

Zasnął szybko, choć w istocie snu nie potrzebował. Lata temu przestał jednak rozważać te kwestie. Został w taki sposób zaprojektowany – i tak musiało być. Podobnie rzecz miała się ze wszystkim innym.

Zbudził go sygnał alarmowy, który wzywał wszystkich na mostek. Komputer pokładowy najwyraźniej nie był przygotowany na ewentualność, że centrum dowodzenia zostanie zniszczone przy próbie abordażu.

– Co, do cholery… – burknął, podnosząc się z łóżka.

Ruszył do drzwi, ale te ani drgnęły. Uderzył w nie pięścią, mając serdecznie dosyć wyjącego sygnału dźwiękowego. Wcisnął przycisk interkomu.

– Hej! – krzyknął. – Otwierać moją kajutę!

Odpowiedziała mu cisza.

– Co się tam dzieje?

Przemknęło mu przez myśl, że Wieronika Romanienko wzięła się do roboty. Widząc, że sytuacja zmierza w niekorzystnym dla niej kierunku, musiała uznać, że lepiej zdusić bunt w zarodku. Zaatakuje Kennedy’ego, weźmie załogantów do niewoli, a potem przemówi im do rozsądku.

Statku i tak nie potrzebowała, mogła podziurawić go jak sito.

– Słyszy mnie ktoś? – zapytał Alhassan.

Nadal nikt nie odpowiadał. Dija Udin rozejrzał się po kajucie w poszukiwaniu obiektywów. Po tym, jak Jaccard kazał go obserwować, z pewnością łypało na niego nawet mechaniczne oko w kiblu.

– Hej! – krzyknął, rozkładając ręce. – Jeśli umieramy, chciałbym to wiedzieć.

Nagle za plecami usłyszał otwierające się drzwi. Natychmiast się obrócił i ujrzał wycelowanego w głowę browninga.

– Guten Tag – powiedział do Gerlinga.

– Za mną – polecił Hans-Dietrich, rozejrzawszy się jeszcze. Schował broń do kabury, a potem miarowym krokiem ruszył w kierunku windy. Dija Udin szybko udał się w ślad za nim.

– O co cały ten raban? – zapytał.

– Nie wiem.

– Oczywiście, że wiesz. Masz dostęp do systemów, a przejście z twojej kwatery do mojej zajęłoby ci znacznie mniej czasu. Po drodze sprawdziłeś, o co chodzi.

– Może.

– Nie jesteś specjalnie wylewnym człowiekiem.

Gerling nie odpowiedział. Prawdę powiedziawszy, Alhassanowi odpowiadał jego styl bycia. Gdyby cała ludzkość zachowywała się w podobny sposób, z pewnością udałoby się uniknąć kilku tragedii o biblijnych proporcjach.

– Idziemy do maszynowni?

– Tak.

– Twoja mrukliwość jest dla mnie wyzwaniem.

Hans-Dietrich otworzył właz do windy.

– Za cel życiowy postawię sobie rozruszanie cię – dodał Alhassan, wchodząc za nim. – Nie zrozum mnie źle, podoba mi się to, że nie mielesz ozorem jak poparzony.

Niemiec mruknął pod nosem.

– Chodzi po prostu o to, że traktuję to jak rzuconą rękawicę.

– Trudno.

Na niższy pokład dotarli w milczeniu, a potem przeszli do maszynowni. Sygnał dźwiękowy został wyłączony przez Gideona, który stał przy głównym pulpicie kontrolnym. Dija Udin omiótł wzrokiem kilka wyświetlaczy i stwierdził, że nie dzieje się nic, co usprawiedliwiałoby cały ten hałas.

– Nudzi wam się?

W maszynowni znajdowali się już wszyscy załoganci – i wszyscy jak jeden mąż zignorowali jego pytanie.

– Co on tu robi? – zapytała Channary Sang.

– Było wezwanie stawiennictwa – odparł Hans-Dietrich.

– Ale nie dla niego.

– Dla całej załogi.

Alhassan przewrócił oczami.

– Pasujecie do siebie – ocenił. – Jak się kiedyś rozmnożycie, będą cudowne mruki. A teraz do rzeczy, co się dzieje?

Jaccard spojrzał na Ellyse, najwyraźniej także czekając na wyjaśnienie. Dziewczyna wzięła się pod boki i zrobiła głęboki wdech.

– Przyszła wiadomość od Galileo. Nawiązali kontakt radiowy z Ziemią.

– Z Amalgamatem?

– Tak. Najwyraźniej to organizacja ponadnarodowa, która zrzesza wszystkich ocalałych na kontynencie afrykańskim.

– Klękajcie narody świata – bąknął Dija Udin. – Romanienko odkryła, dlaczego nazywają siebie Amalgamatem Afrykańskim.

– Zamknij się – wtrąciła Channary. – A ty mów dalej.

Nozomi opuściła ręce.

– Są gotowi przekazać nam wszystkie informacje, ale najpierw chcą spotkania na neutralnym gruncie. Zdaniem pułkownik nie są do nas nastawieni zbyt ufnie.

– Po tym, co usłyszeliśmy na Tristan da Cunha, my również nie będziemy tacy wobec nich – odparł Loïc.

– Ja tam od razu zapałałem do nich sympatią – zastrzegł Alhassan.

Załoganci udawali, że go nie słyszą.

– Romanienko twierdzi, że chcą spotkać się z trzyosobową delegacją – ciągnęła dalej Ellyse. – Żadnej broni.

Jaccard spojrzał po podkomendnych, jakby już zastanawiał się, kogo wysłać.

– Zaproponowali także miejsce spotkania.

– Jakie? – zapytał Loïc.

– Port Sudan, na wybrzeżu Morza Czerwonego.

– To stamtąd odebraliśmy sygnał?

– Nie – odparła Ellyse, robiąc krok w kierunku wyświetlacza. Włączyła nagranie z przelotu, który wykonali wokół globu, a potem wybrała odpowiedni fragment. – Jedyny sygnał SOS ze stałego lądu dochodził z okolicy Morza Czarnego.

– No tak – przyznał Jaccard, a potem wbił wzrok w ekran. W miejscu wskazanym przez Amalgamat było jedynie wyjałowione pustkowie. Brak śladów po jakiejkolwiek cywilizacji – natura zrobiła swoje z pomocą piachu i wiatru. Dija Udinowi przypominało to pogrzebaną cywilizację na Rah’ma’dul. Była to przyjemna myśl.

– Przeskanowałam ten teren jeszcze raz – kontynuowała Nozomi. – Wygląda na zupełne bezludzie. Żadnych oznak jakiejkolwiek aktywności.

– A jednak to nie neutralny teren – zauważył Hallford. – Jeśli Amalgamat rozciąga się na całą Afrykę, to także na dawne terytorium Sudanu.

Назад Дальше