Chór zapomnianych głosów - Mróz Remigiusz 12 стр.


Jakby na potwierdzenie tej myśli rozległ się metaliczny chrzęst, sprawiający wrażenie, jakby dobywał się z trzewi statku. Dwójka załogantów potoczyła wzrokiem po pracowni, a potem spojrzała na siebie.

– Dokujemy do Kennedy’ego – powiedziała niepewnym głosem Nozomi.

Skandynaw skinął głową, patrząc na zaschniętą krew nad jej wargą.

– Dobrze się czujesz? – zapytał.

– O tyle, o ile – odparła. Pośliniła palec, a potem potarła miejsce pod nosem. Lindberg pokręcił głową i wskazał, gdzie jest krew. – Wy dwaj natomiast wyglądaliście, jakbyście zbudzili się z drzemki.

– I tak też się czuliśmy.

– Dlaczego?

– Być może ma to coś wspólnego z wcześniejszymi anomaliami w naszej krwi.

– Przydałoby się was zbadać.

– Załatwimy to, jak tylko uporamy się z rzeczami bardziej naglącymi.

Ellyse potaknęła, a potem przeniosła wzrok na ekran. Połączenie jeszcze nie zostało nawiązane. Najwyraźniej rozbudzenie systemów pokładowych Hawkinga trwało dłużej niż w przypadku ich okrętu.

– Myślisz, że nieprzypadkowo orbituje wokół tej planety? – zapytała.

– Tak podpowiada zdrowy rozsądek – odparł, przysiadając na panelu. – Załoga musiała wybudzić się z kriostazy, tak jak my, a potem podjąć decyzję, że skierują się na jedyną skalistą planetę w systemie.

– Po co?

– Mnie pytaj, a ja ciebie.

– Mogli przecież odlecieć.

– Albo i nie – odparł Håkon, wskazując ekran. Komputery pokładowe Accipitera i Hawkinga się zsynchronizowały. – Zobacz, co dzieje się z ich napędem.

Na ekranie natychmiast pojawiła się litania usterek. Ellyse musiała przewinąć do góry, by zobaczyć początek listy.

– Wygląda, jakby wdali się w wymianę ognia z innym statkiem – zauważyła.

– Albo jakby orbitowali bez osłony kadłuba przez grubo ponad sto lat – odparł Lindberg. Przez ramię spoglądał na ekran, podczas gdy napływały kolejne dane.

– Na pokładzie brak atmosfery, tak jak na Kennedym – powiedziała Nozomi. – Brak śladów życia.

– Przynajmniej takiego, jakie znamy.

Ellyse zignorowała tę uwagę.

– Wygląda na to, że orbita jest stabilna, ale temperatura na pokładzie waha się od jednego ekstremum do drugiego. Nie damy rady wejść na pokład Hawkinga, nie ma sensu nawet dokować.

– Skafandry nie wytrzymają?

– Nie. Kiedy statek znajduje się najbliżej czerwonego karła, temperatura skacze do prawie pięciuset kelwinów. Skafandry są zaprojektowane, by znosić chłód kosmosu, nie jego żar.

– W takim razie ta opcja odpada – odparł Håkon i blado się uśmiechnął. – Ile możemy wyciągnąć z komputera pokładowego? – zapytał, obracając się. Pochylił się nad panelem, na tyle blisko Nozomi, że wyraźnie czuł jej perfumy. Relatywnie rzecz biorąc, nie znajdował się w takiej odległości od żadnej kobiety przez niewiele ponad pół roku, ale obiektywnie minęło już dobre dwieście pięćdziesiąt lat.

– Póki co Hawking prowadzi monolog, zgłaszając usterki. Zautomatyzowane systemy proszą o części na wymianę.

– A SOS?

– Statek zaczął go nadawać jak tylko uruchomiliśmy systemy.

– To niezbyt krzepiąca myśl.

– Spokojnie, w najbliższej okolicy nikogo nie ma – odparła Ellyse i również zmusiła się od uśmiechu. Lindberg wyprostował się i przez moment zastanawiał. Chciał przekazać radiooperatorce to, czego dowiedzieli się od pułkownika, ale pewnie byłoby to równoznaczne ze złamaniem jakiejś reguły.

Ostatecznie uznał, że skoro nie jest pewien, nie musi dochowywać tajemnicy.

– To, co spotkało Accipitera, nie było odosobnionym przypadkiem.

– Co takiego?

Opowiedział jej o ISS Seulu i sposobie, w jaki wszedł w posiadanie tej wiedzy. Ellyse zbyła to milczeniem, wyświetlając mapę nieba.

– Nie skomentujesz?

– Nie. Skupmy się na zadaniu.

Przez chwilę przeczesywali okolicę w poszukiwaniu innych układów planetarnych i potencjalnych obiektów, które poruszałyby się nieregularnie. W końcu uznali, że w pobliżu nie znajduje się nic, co mogłoby świadczyć o istnieniu obcej cywilizacji.

– Zamieniamy się w paranoików – zauważyła Ellyse.

– W tych okolicznościach z urzędu powinniśmy nimi być.

– Może i masz rację.

Nie miał pojęcia, kiedy przeszli na „ty”, ale bynajmniej mu to nie przeszkadzało.

– Czuję się jak dziecko we mgle – dodała Nozomi, patrząc nieprzytomnie na wyświetlacz.

– Nie ty jedna.

Potarła skronie, marszcząc czoło. Lindberg rozejrzał się wokół, szukając szafki z zapasami, która wedle przepisów regulujących konstrukcję statków do misji Ara Maxima, musiała znajdować się w każdym pomieszczeniu. Zwykłe marnotrawstwo, biorąc pod uwagę, że przez większość czasu załoga miała znajdować się w kriostazie. W końcu namierzył gablotę i dobył z niej kilka niewielkich ampułkostrzykawek.

– Dzięki – odparła Nozomi, robiąc sobie zastrzyk. – Migrena nie daje mi spokoju. Diapauza pewnie skopała mi coś w mózgu.

– Jak dla mnie, wyglądasz całkiem OK.

– Dzięki – odbąknęła, a potem na powrót skupiła się na odczytach z Hawkinga. – Wygląda na to, że procedura wybudzania zadziałała, jak tylko weszli do systemu z przyświetlnej. Potem ustawili kurs na Drake-Omikron… i to w zasadzie tyle. Więcej z tych danych nie wyciągnę, a bezpośredniego połączenia z monitoringiem na pokładzie nie mogę nawiązać. Sprzęt mógł odmówić współpracy po tylu latach, a może Hawkingowi brakuje energii, by go uruchomić.

– Przecież ma do dyspozycji nieograniczoną liczbę neutrin.

– Ale kolektory nie są wieczne. Musiały wysiąść kilkadziesiąt lat temu.

Lindberg przypomniał sobie, że ISS Hawking miał bodaj pięć czy sześć promów na pokładzie, najwięcej ze wszystkich statków kolonizacyjnych. Spojrzał na dane dotyczące ładowni, ale nigdzie nie dostrzegł informacji na ten temat.

– Wszystkie wahadłowce są zadokowane? – zapytał.

Ellyse przesunęła palcem po ekranie.

– Co do jednego. Nikt nie zszedł na planetę.

Håkon potarł nerwowo brodę.

– Nie posadzili statku na planecie, nie zlecieli na nią promami… o co więc chodzi? – zapytał. – Dlaczego zostali na Hawkingu?

– Twój strzał będzie równie dobry jak mój.

– Coś ich wytrzebiło co do głowy – odparł Håkon.

– Obstawiałabym, że tak właśnie było.

– W takim razie to wszystko jest ze sobą związane.

– Mhm.

– Coś zaatakowało Accipitera, kilkadziesiąt lat później Seul, a następnie Hawkinga. Teraz sprowadziło nas tutaj.

– Nas i Kennedy’ego.

– Na którym zabiło waszego drugiego oficera – odparł Skandynaw, nadal trąc brodę. Kilkudniowa szczecina ukłuła go w place. – Dlaczego? Po co?

Trwali w milczeniu przez kilka chwil.

W końcu rozległo się polecenie przez interkom, by stawić się na mostku. Oboje natychmiast zerwali się z miejsc i ruszyli w kierunku windy. Liczyli na to, że w końcu otrzymają odpowiedzi.

10

Gideon Hallford zapalił papierosa, którego użyczył mu dowódca. Ilekroć Ellyse widziała, jak ktoś kultywuje ten archaiczny zwyczaj, nie mogła się nadziwić. Nie było to ani dobre w smaku, ani przesadnie prozdrowotne. Ot, zwiększało koncentrację. Lepiej było wziąć pigułkę, niż bawić się we wdychanie i wypuszczanie dymu. W głowie jej się nie mieściło, że niegdyś ludzie robili to pomimo toksyczności zawartych tam substancji – teraz mieszanka była nieszkodliwa.

Reddington uparcie kopcił jednego za drugim, od kiedy wraz z Lindbergiem weszła na mostek.

Musiała przyznać, że nawiązała dobry kontakt ze Skandynawem. Dzieliła ich różnica kilkudziesięciu lat, więc powinno wystąpić przynajmniej kilka zgrzytów, ale Håkon był jedynym pozytywnym akcentem w całym tym szambie, jakie na nich spadło.

– Ustaliłem wszystko, co mogłem ustalić – odezwał się Gideon, obracając do dowódcy. – Na Kennedym drzemie niewiele informacji. Odnalazłem ciało Zakarewicza, doskonale zakonserwowane, a zatem próżnia musiała panować tam od długiego czasu. Z niewiadomych przyczyn statek wszedł w przyświetlną zaraz po nas.

– I to w złym, kurwa, kierunku – wtrącił Dija Udin, poirytowany oględnością tych informacji. – Możesz to jakoś wytłumaczyć, kocmołuchu?

– Zaraz do tego dojdę, sierżancie.

Alhassan odburknął coś pod nosem. Nozomi przemknęło przez myśl, że resztki dyscypliny niebawem zanikną zupełnie. Reddington nie zapanuje nad emocjami, które zaczną wzbierać, gdy tylko do wszystkich dotrze, w jak opłakanej sytuacji się znaleźli.

– Z tego, co udało mi się ustalić, systemy Kennedy’ego, Accipitera i Hawkinga oszalały. Nawigacja zaczęła żyć własnym życiem, a warunki diapauzy przestały być wartościami stałymi.

– Jak to? – zapytał Jaccard.

– Zamiast podawać nam normalne dawki składników odżywczych, system zmieniał proporcje – wyjaśniła Yael Dayan. – Zupełnie, jakby ktoś eksperymentował.

Na mostku zaległa cisza. Ellyse pomyślała o tych wszystkich ludziach, którzy nie przeżyli kriostazy. Nieudany eksperyment? Była to niepokojąca myśl – i prowadziła do jeszcze bardziej niepokojącej konkluzji, że to, co zabiło załogi statków, cechowało się inteligencją. Znacznie łatwiej byłoby oswoić się z myślą, że mieli do czynienia z bezmyślną bestią – kosmicznym drapieżnikiem czyhającym na przypadkowe ofiary.

– Na pokładzie Kennedy’ego nie wykryto niczyjej obecności – perorował dalej Hallford. – Tak jak wcześniej na Accipiterze, nie ma żadnych oznak obcej formy życia.

– A mimo to ktoś ubił tych wszystkich ludzi – zauważył Dija Udin.

– Tak – odparł Gideon. – Aby rozwiać wątpliwości, musimy wejść na pokład Hawkinga.

– Nie da rady – wtrącił Håkon. – Panuje tam atmosfera z piekła rodem.

– Nie cały czas – zaoponował Hallford. – Kiedy statek znajduje się po ciemnej stronie Drake-Omikron, temperatura spada.

Reddington nagle się ożywił.

– O jak dużym oknie czasowym mowa? – zapytał, wyciągając kolejnego papierosa.

– Dwie i pół godziny – odparł Gideon. – W tym czasie temperatura spada do bezpiecznego poziomu. Zaraz potem Hawking wychodzi z cienia planety i momentalnie zalewa go fala gorąca z czerwonego karła. Planeta orbituje niezwykle blisko swojej gwiazdy.

– A mimo to ma zieloną strefę – rzucił Alhassan. – Może osiedli w niej…

– Nie – uciął główny inżynier. – Wszystkie promy są w dokach. Poza tym zieleni tam niewiele.

– To przenośnia.

– Którą powinniście zachować dla siebie, sierżancie – wtrącił dowódca. – Podobnie jak wszelkie inne uwagi.

– Tak jest.

– Nie pozostaje nam nic innego, jak sprawdzenie Hawkinga – dodał Jeffrey, zamyślony. – Przekonamy się, co się tam wydarzyło.

– Zapewne to samo, co na Accipiterze – wtrącił Lindberg.

Reddington uniósł brwi, spodziewając się, że astrochemik pociągnie temat dalej, tłumacząc dlaczego wszystko jest ze sobą związane. I tak też się stało – mimo niezwerbalizowanych protestów pułkownika, Håkon przekazał załodze wszystko, czego sam się dowiedział.

Jaccard i Gideon spojrzeli z pretensją na dowódcę, reszta udawała, że trzymanie ich w niewiedzy nie jest niczym nadzwyczajnym. Reddington sprawiał wrażenie obojętnego.

– A zatem mamy do czynienia z jednym bytem, siłą, czy…

– Wirusem – wtrącił Hallford, nagle skupiając na sobie uwagę załogi. Podniósł się z krzesła, tocząc wzrokiem po zebranych. – Wirus!

– Do kurwy nędzy… – ocenił Dija Udin.

– Nasze systemy musiały zostać zainfekowane. To tłumaczy wszystko – dodał główny inżynier.

– Wirus komputerowy? – zapytała Channary, krzywiąc się. Wszystkie systemy na statkach Ara Maxima miały być nie do spenetrowania.

Gideon zaczął przechadzać się po mostku.

– Infekcja całego systemu – bąknął do siebie. – Musiał być to niezwykle zaawansowany program, posiadający zdolność uczenia się. Analizował nasze systemy, a potem rozprzestrzenił się z pomocą ansibla. Stąd mógł sięgnąć…

Hallford zatrzymał się i podniósł wzrok na ekran ukazujący skrawek nieba.

– Niech Allah broni – odezwał się Alhassan. – Nie sądzisz chyba, że…

– Sądzę – odparł Gideon. – Jeśli to rzeczywiście wirus, rozniósł się po całej flocie.

– I dotarł na Ziemię – zauważył Lindberg.

– To także.

– Bzdura – zaoponowała Channary Sang. – Infekcja komputerów nie tłumaczy, jak zginęli ludzie na Accipiterze, Seulu i Hawkingu.

– Tłumaczy – odparł Hallford, opadając ciężko na najbliższe siedzisko. Schował twarz w dłoniach, pozostali załoganci milczeli. – Powinienem pomyśleć o tym od razu – dodał. – Teraz to wszystko ma sens.

– Co ma sens? – zapytała Yael Dayan.

– Systemy obronne statków – odrzekł półprzytomnie Gideon. – Na każdym korytarzu jest emitor cząstek, który można przeprogramować tak, by był śmiertelny dla organizmu ludzkiego. To ostateczny środek bezpieczeństwa, montowany na wszystkich jednostkach z misji Ara Maxima. Ze względu na potencjał tego systemu, wiedzieli o nim jedynie najwyżsi stopniem oficerowie.

Przez moment panowało milczenie.

– Te obrażenia nie wyglądały, jakby spowodował je jakikolwiek promień – odezwał się w końcu Håkon. – Raczej jakby po pokładzie grasował wygłodniały drapieżnik.

– Wszystko da się ustawić.

– Mówisz, kurwa, poważnie? – zapytał Alhassan. – To gówno od początku siedziało w systemie? – Omiótł wzrokiem mostek, przełykając ślinę. – Eksperymentowało sobie z nami w kriokomorach i bawiło się w najlepsze?

– „To” zapewne jest tylko narzędziem, więc trudno mówić o…

– Kto w takim razie nim operuje?

Wszyscy skupili wzrok na Gideonie. Nie odzywał się, więc głos zabrał dowódca:

– Możesz to ustalić?

– Jeśli sygnał nadal do nas dociera, powinienem móc go odbić i prześledzić aż do źródła, ale… nie mam pojęcia, co to za technologia.

– Jesteś pewien, że mowa o technologii? – wtrąciła Yael. – A nie o organizmie żywym?

– A wyglądam na takiego, który jest czegokolwiek pewien?

– Nie – odparła lekarka.

Nozomi trwała w bezruchu, przysłuchując się wymianie zdań. Brakowało dowodów na poparcie koncepcji Gideona, ale ponieważ nie mieli innych pomysłów, trudno było z nią polemizować. Jeśli rzeczywiście stała za tym obca cywilizacja, wszystko układało się powoli w mętną, ale logiczną całość.

Radiooperatorka zorientowała się, że Lindberg patrzy na nią niewidzącym wzrokiem. Uśmiechnęła się blado, a on po chwili zaskoczył i odwzajemnił grymas.

– Jeśli masz rację – zaczął Håkon, odrywając wzrok od Ellyse i spoglądając na Hallforda. – To mamy cholernie duży problem.

– Co ty powiesz? – żachnął się Dija Udin.

– Nie mam na myśli nas, jako załogi, ale nas, jako rodzaj ludzki – odparł astrochemik. – Jeśli to dotarło na Ziemię…

Zawiesił głos, wiedząc, że nie musi kończyć myśli. Spojrzał na Nozomi, a ona skinęła mu głową i usiadła przy swoim stanowisku.

– Dowództwo nie odpowiedziało na zautomatyzowany sygnał o wyjściu z przyświetlnej – oznajmiła.

– Może jesteśmy za daleko? – zapytał Dija Udin.

– Dla ansibla?

– Nadaj kolejną wiadomość – włączył się Reddington.

Radiooperatorka przesunęła palcem po ekranie, włączając transmisję głosu.

– ISS Accipiter. Mówi oficer łącznościowa, Nozomi Ellyse. Proszę o potwierdzenie odbioru. Wyszliśmy z przyświetlnej w układzie planetarnym Drake’a, w konstelacji Kasjopei.

Zakończywszy, odchyliła się na krześle. Wszyscy w milczeniu czekali na wiadomość zwrotną. Minął kwadrans, a potem drugi.

– Powinni już odpowiedzieć – odezwała się cicho Yael.

– Wiadomość dotarła? – zapytał Loïc Jaccard, podchodząc do stanowiska radiooperatorki.

– Tak. Otrzymał ją przekaźnik na Alfa Centauri Bb.

– W takim razie czekamy – odparł pierwszy oficer.

Nozomi zamknęła oczy. Poczuła, jak nagle oblewa ją zimny pot. Po kolejnym kwadransie mogli już bez cienia wątpliwości stwierdzić, że nikt im nie odpowie. Cokolwiek się stało, Ziemia zamilkła na dobre.

11

Nie mając innego wyboru, Reddington postanowił poszukać odpowiedzi na pokładzie Hawkinga. Wyznaczył do tego celu trzyosobową grupę, której sam przewodził. Wraz z Håkonem i Yael Dayan założyli skafandry ochronne, a potem czekali w komorze dekompresyjnej, aż Accipiter zadokuje do drugiej jednostki. Kennedy’ego pozostawili na rubieżach systemu, wychodząc z założenia, że na nic się teraz nie zda.

Назад Дальше