Chór zapomnianych głosów - Mróz Remigiusz 11 стр.


– Sami trafimy. W końcu to nasze cztery kąty.

– Myli się pan – wtrącił Jaccard. – Te cztery kąty należą do armii.

– Nie ma potrzeby się unosić – odparł Skandynaw, po czym wraz ze swoim towarzyszem opuścili mostek. Przeszli do pomieszczenia, gdzie mieli po raz kolejny poddać się diapauzie. Ku ich niewypowiedzianemu zaskoczeniu, zastali tam człowieka, który łudząco przypominał Hemingwaya.

Jeffrey Reddington podniósł wzrok znad konsoli, zdziwiony ich obecnością.

– Do diapauzy pozostały jeszcze dwie godziny.

Obaj milczeli, nie wiedząc, co odpowiedzieć. Ton tego człowieka był tak chłodny, że wydawało im się, jakby w pomieszczeniu temperatura obniżyła się o kilka stopni.

Pułkownik przez chwilę badawczo na nich patrzył, po czym pochylił się nad jedną z komór i kontynuował pracę. Håkon wyciągnął szyję i starał się dojrzeć, co robi brodaty mężczyzna.

– Dlaczego tak się panu spieszy? – odezwał się Dija Udin.

Hemingway powoli się wyprostował i obrócił.

– Ponieważ Accipiter nie był wyjątkiem – odparł wprost.

Znów pochylił się nad komorą.

– Inne statki też to spotkało? – palnął Håkon.

– ISS Seul stracił całą załogę. Dryfuje teraz gdzieś w konstelacji Krzyża Południa.

– Jak to?

Pułkownik milczał, na powrót zajmując się swoimi sprawami. Lindberg uznał, że na przesadnie głupie pytania ten człowiek zapewne nie odpowiada.

– Nikogo nie wysłano na pomoc?

– Nie.

– Dlaczego?

– Nie wiem.

– Może czekali, aż Kennedy zbada naszą sytuację, by nie ryzykować z dwoma jednostkami?

– Być może.

Håkon spojrzał na Alhassana, który przysiadł na jednej z komór.

– Obawia się pan, że to… cokolwiek to było, wróci? – zapytał Lindberg.

– Nie obawiam się.

– Ale przypuszcza pan, że tak się stanie.

– Być może.

Skandynaw stwierdził, że nie ma co kopać się z koniem. Dowódca najwyraźniej nie był rozmownym typem, choć summa summarum Håkon otrzymał najważniejszą informację – najeźdźca opuścił pokład Accipitera, by polować dalej. Z jakiegoś powodu oszczędził jego oraz Alhassana… i była to niepokojąca konkluzja.

– Panie pułkowniku – wtrącił Dija Udin. – Normalnie jestem pierwszy do bitki, ale w tej sytuacji wypadałoby…

– Nie mów mi, co wypada, a czego nie.

– Tak jest.

Reddington odwrócił się i spojrzał w oczy Alhassanowi.

– Jakie jest twoje największe zmartwienie, sierżancie? – zapytał. – To, czy dobrze wykonasz rozkaz? Czy nie popełnisz błędu wprowadzając koordynaty do systemu? Nie masz pojęcia, co znaczy prawdziwa odpowiedzialność. Wydaje ci się, że ryzykuję życie załogi przez lekkomyślne posunięcie?

Wyciągnął papierosa z kieszeni, a potem podpalił. Rozmówcy nie odzywali się, patrząc na unoszący się dym.

– To wszystko was przerasta – odezwał się Jeffrey. – Dlatego w armii muszą być ludzie tacy, jak ja. Ludzie, którzy podejmą trudne decyzje, gdy tego wymaga sytuacja. Którzy wezmą na swoje barki cały ciężar.

– Misja jest najważniejsza, co? – burknął Lindberg i pożałował tej uwagi, gdy tylko Reddington wpił w niego wzrok.

– Tak – odparł dowódca, a potem skierował się ku wyjściu.

Gdy zostawił ich samych, ostatni ocalali z załogi Accipitera długo milczeli. Żaden nie sądził, by to wszystko miało dobrze się skończyć.

Chwilę potem zjawił się główny mechanik, a półtorej godziny po nim reszta załogi. Wszyscy prócz pułkownika, ułożyli się w kriokomorach, a Jaccard uważnie doglądał procedur.

W końcu stanął nad kapsułą Håkona.

– Do zobaczenia za pół wieku, astrochemiku – powiedział.

– Jakoś w to wątpię – odparł Lindberg. – Mam wrażenie, że zmierzamy w bardzo nieciekawym kierunku.

– Obyś się mylił – odparł Jaccard, a potem zasunął kopułę.

7

Nozomi obudziła się z okropną migreną i wrażeniem, jakby skronie miały jej eksplodować. Usłyszała przeciągłe, niemal zwierzęce wycie, kiedy szyba kriokomory się odsunęła. Gdy radiooperatorka się podniosła, poczuła w ustach metaliczny posmak. Spojrzała w dół i zobaczyła krew skapującą na biały uniform.

Ból rozchodził się do oczodołów, jakby dotykał zakończeń nerwów. Ellyse z trudem starała się dojrzeć coś przez blask zalewający pomieszczenie. Że też nikt nie pomyślał o tym, by stopniowo zwiększać natężenie światła.

Ryk trwał nadal, jakby obdzierano kogoś żywcem ze skóry.

Wyszedłszy z kapsuły, ujrzała Jesúsa Barragána leżącego na podłodze w nienaturalnej pozie. Krew wylewała się z uszu i nosa, oczy miał wybałuszone. Otwarte usta zastygły w wyrazie przedśmiertnego przerażenia.

Złapała się za skronie i skrzywiła. Nieludzkie wycie potęgowało ból.

Na wpół świadoma, Nozomi omiotła wzrokiem pobojowisko i przekonała się, że kriogeniczny sen przetrwało tylko kilka osób. Większość leżała obok kriokomór, w pozach podobnych do tej, którą przyjęło ciało Barragána. Ellyse machinalnie ruszyła w kierunku kapsuły dowódcy.

Krzyk nagle się urwał.

– Już w porządku, Ellyse – usłyszała głos Reddingtona. Podniosła wzrok i zobaczyła jego biała brodę. Skinęła mu głową, a on otarł jej krew spod nosa. – Już po wszystkim – dodał. – Jesteśmy na miejscu.

– Chyba inaczej rozumiemy to pojęcie – dał się słyszeć głos Håkona.

Nozomi spojrzała w bok i ujrzała astrochemika przy jednym z paneli. Wyświetlał układ planetarny, w którym się znaleźli.

Przed startem Ellyse poświęciła trochę czasu na poznanie Krauss-deGrasse-7. To miejsce w niczym nie przypominało punktu docelowego podróży.

– Gdzie my jesteśmy? – odezwała się słabo.

Nikt nie odpowiedział, gdyż naraz wszystkie światła zmieniły kolor na czerwony. Rozległ się przeciągły ryk, tym razem z głośników, a oświetlenie zaczęło mrugać. Ocalali rozejrzeli się po pomieszczeniu, zupełnie zdezorientowani. Gdy rozległy się pierwsze pytania, Loïc Jaccard dopadł do najbliższego pulpitu.

– Mamy kontakt na rufie – powiedział.

– Co takiego? – wyrwało się Reddingtonowi.

– Obcy statek – dodał pierwszy oficer.

– Nie jeden statek – poprawił go Dija Udin, opierający się o inny panel. – Drugi znajduje się na orbicie jednej z planet.

Wszyscy zamilkli.

Ellyse podniosła wzrok na zegar pokładowy. Pokazywał, że spędzili w diapauzie ponad sto pięćdziesiąt lat.

8

Słaniając się na nogach, dotarli na mostek. Zostawili za sobą towarzyszy, którzy nie przeżyli procedury wybudzania. Jeszcze będzie czas, by ich opłakiwać i urządzić im godne pożegnanie. Lindberg nie mógł odpędzić od siebie myśli, że trzeba uznać ich za szczęśliwców.

Serce waliło mu jak młotem, gdy zasiadł przy pierwszym z brzegu pulpicie. Musiał przyznać, że zniósł diapauzę lepiej od innych. Ellyse obficie krwawiła z nosa, Hemingway wyglądał, jakby miał zemdleć, Jaccard był blady jak ściana, a Channary chwiała się na nogach. Yael Dayan, lekarka, wodziła mętnym wzrokiem po mostku. Główny mechanik, Gideon Hallford, puścił pawia jeszcze na korytarzu.

Naraz Håkon uzmysłowił sobie, że równie dobrze zniósł tę przygodę Alhassan. Ten właśnie siadał na miejscu nawigatora. Wyglądał rześko, jakby dopiero co wyszedł spod chłodnego prysznica.

– Sprawdźcie mi ten bliższy statek – odezwał się Jeffrey, siadając na swoim miejscu. Na fotel tuż obok ciężko opadł pierwszy oficer. Otarł zimny pot z czoła, po czym zaczął przypatrywać się odczytom sensorów.

Ktoś wyłączył uporczywie wyjący alarm. Światła zmieniły kolor na bladopomarańczowy i przestały mrugać.

– Panie pułkowniku – odezwał się niepewnie Dija Udin. – Wedle systemu…

– No? – ponaglił go Loïc, podnosząc wzrok.

– Jednostka nadaje sygnał ISS Kennedy’ego.

– Co to za bzdury? – zapytał Reddington, zrywając się z fotela. Chwiejnie podszedł do nawigatora, pochylił się nad nim, a potem spojrzał na poprawnie zweryfikowany kod. Wszyscy zwrócili wzrok na główny ekran.

Jaccard natychmiast wyświetlił widok z obiektywu rufowego.

Smukła sylwetka Kennedy’ego była nie do pomylenia z czymkolwiek innym.

– Nie odpowiada na wezwania – powiedziała Nozomi, po czym przyłożyła rękaw pod nos. Natychmiast zabarwił się na czerwono.

– Systemy diapauzy musiały zaszwankować – dodał Håkon. – Na pokładzie nie ma żadnych oznak życia.

– Po czym wnosisz? – zapytał Gideon Hallford, zbliżając się do niego.

– Po tym, że nie ma tam atmosfery.

Główny mechanik zatrzymał się w pół kroku. W poszukiwaniu ratunku, wszyscy zwrócili wzrok na dowódcę. Ten stał jak słup soli, spoglądając na dryfującego Kennedy’ego. Potrząsnął głową, a potem wycelował palcem w Alhassana.

– Co z tą drugą jednostką? – zapytał.

Dija Udin obrócił się do swojego stanowiska. Przez moment trwała pełna wyczekiwania cisza. W końcu muzułmanin powoli odwrócił się do załogi. Z twarzy odpłynęła mu cała krew.

– Melduj – powiedział pierwszy oficer.

– Drugi statek nadaje kod transpondera, który system rozpoznał jako ISS Hawking.

Wszyscy wstali ze swoich miejsc.

– Jesteś pewien? – odezwała się Channary Sang.

Lindberg nerwowo spoglądał na przyjaciela, jakby faktycznie istniała szansa, że ten się pomylił. ISS Hawking był okrętem flagowym misji Ara Maxima – to on miał być tym, który poradzi sobie nawet z największymi przeciwnościami losu. Zmierzał ku najbardziej obiecującej planecie, miał na pokładzie najlepszych specjalistów. Tymczasem teraz, po dwustu pięćdziesięciu latach od rozpoczęcia misji, dryfował gdzieś pośrodku niczego.

Håkon usiadł z powrotem na swoim miejscu i przywołał mapę nieba. Sensory przez kilka chwil miały trudności z wyznaczeniem pozycji statku we wszechświecie. Najwyraźniej usterka w systemie kriogenicznym nie była jedynym, co się spieprzyło.

Dija Udin wyświetlił obraz na głównym ekranie i powiększył. ISS Hawking sprawiał wrażenie latającego wraku. Kadłub został podziurawiony rozlicznymi odłamkami ciał niebieskich, a trajektoria lotu była stała tylko dlatego, że jakiś czas temu okręt musiał stać się kolejnym elementem układu grawitacyjnego pobliskiej gwiazdy.

– Sprawdzam położenie – powiedział cicho Lindberg.

Nozomi podeszła do niego i spojrzała mu w oczy, a potem na ekran.

Wszyscy sprawiali wrażenie, jakby położyli głowy na gilotynie i czekali tylko na świst powietrza, jaki wyda ostrze.

– Co zabiera tyle czasu? – zapytał Loïc.

– System nie może dokonać ekstrapolacji…

– Pozwól, że spróbuję – wtrącił Gideon, stając obok Skandynawa. Ten chętnie ustąpił mu miejsca. – Accipiter był przygotowany na podróż krótszą o sto lat – dodał główny inżynier. – Gospodarka energetyczna została ustawiona pod tym kątem. Nie wszędzie są takie same skupiska neutrin, a oprócz tego…

– Po prostu powiedz, gdzie jesteśmy – uciął Jaccard, machinalnie opadając na fotel dowódcy. Dopiero po chwili się zmitygował, ale Reddington machnął ręką. Reszta podeszła do stanowiska, przy którym siedział Hallford.

– Znajdujemy się w konstelacji Kasjopei – odparł główny inżynier i nabrał tchu. – Ten czerwony karzeł, którego widzicie na ekranie, to Krauss-deGrasse-38, znany także jako Drake, od nazwiska jednego z założycieli SETI.

– Konkrety – rzucił Reddington.

– ISS Hawking orbituje planetę Drake-Omikron, jedyną skalistą w tym układzie.

– Jak daleko od Ziemi jesteśmy?

– Trochę ponad sześćdziesiąt jeden parseków.

– Niemal dwieście lat świetlnych… – przeliczył Lindberg i zawiesił głos.

Zebrani popatrzyli po sobie. Wszyscy byli świadomi, że nigdy nie wrócą do domu.

– Ta planeta… – zaczął niepewnie Håkon. – Była celem Hawkinga?

– Nie – odparł Gideon. – Drake-Omikron została uznana za posiadającą warunki niesprzyjające rozwojowi życia. Znajduje się wprawdzie w ekosferze, ale okrąża czerwonego karła w rotacji synchronicznej.

– Hę? – wypalił Dija Udin.

– Jedna strona jest zawsze zwrócona do gwiazdy – włączył się Lindberg. – Planeta nie obraca się wokół własnej osi.

– Jak księżyc.

– Brawo, geniuszu – odparł Håkon. – I tak jak Fobos oraz Deimos względem Marsa, i…

– Starczy tego – żachnął się dowódca. – Hallford, jak wyglądają warunki na tej planecie?

Główny inżynier przez moment przeglądał dane, które spływały z sensorów statku.

– Na zimnej stronie panuje temperatura około stu kelwinów, na gorącej około czterystu. Permanentnie wieją mocne wiatry planetarne. W okolicach przejścia stref, ale jeszcze na stronie oświetlonej, może być około trzystu dziesięciu, może trzystu piętnastu kelwinów.

– To na granicy wytrzymałości organizmu ludzkiego – odparła Yael.

– Tak. I błąd statystyczny może przeważyć…

– W porządku – uciął dyskusje Jeffrey Reddington, podchodząc bliżej ekranu. Spojrzał na ISS Hawkinga i wziął głęboki oddech. Załoga trwała w nerwowym wyczekiwaniu na rozkazy.

– Panie pułkowniku? – odezwała się w końcu Nozomi. Dowódca zgromił ją wzrokiem, jakby przerwała mu rozmyślania w krytycznym momencie. – Moim zdaniem powinniśmy…

– Nie interesuje mnie twoje zdanie, chorąży.

– Tak jest.

– Od wygłaszania opinii w imieniu załogi jest pierwszy oficer.

– Oczywiście.

Znów zapadła cisza. Reddington spoglądał na dryfujący w oddali okręt. Ellyse posłała pytające spojrzenie Jaccardowi, ale ten ani drgnął. Reszta załogi również nerwowo wyczekiwała na decyzję dowódcy.

Håkon obserwował to z rosnącym niepokojem. Najwyraźniej głównodowodzący nie mógł odnaleźć się w sytuacji. Przynajmniej częściowo należało zrzucić to na karb długiej diapauzy bez odpowiedniego interwału, ale nie zmieniało to faktu, że ktoś powinien przejąć inicjatywę.

Lindberg już otwierał usta, by zaproponować siebie lub Alhassana, dopóki reszta nie otrząśnie się z efektów kriostazy, ale dowódca oderwał w końcu wzrok od ekranu.

– Sierżancie – odezwał się, patrząc na Dija Udina. – Dokować do Kennedy’ego.

– Tak jest.

– Hallford, sprawdzić wszystkie systemy – dodał Jeffrey. – Chcę wiedzieć, co się spierdoliło.

– Rozkaz, panie pułkowniku.

– Lindberg i Ellyse, ustalcie wszystko, co możecie, o Hawkingu i tym systemie planetarnym.

– Zamierzamy wejść na pokład? – wtrąciła Channary.

– Tak, przygotuj trzyosobową grupę – odparł dowódca, a potem przeniósł wzrok na lekarkę. – Yael, monitoruj sytuację na Kennedym i Hawkingu. Chcę wiedzieć, czy możemy się tam natknąć na jakąkolwiek formę życia.

– Tak jest – odparła Żydówka.

– Do roboty – polecił Reddington, po czym zasiadł na swoim fotelu.

9

Håkon i Nozomi udali się do pracowni astrometrycznej. W owalnym pomieszczeniu, przypominającym Lindbergowi komorę izolacyjną, wszystkie systemy powoli budziły się do życia. Przed dwójką załogantów rozświetlił się ekran, na którym Accipiter wyświetlił układ planetarny. Najbliżej czerwonego karła krążyła Drake-Omikron, a na jej orbicie wisiał ISS Hawking. Reszta planet była gazowymi gigantami i zamarzniętymi światami, znajdującymi się daleko poza ekosferą.

Ellyse zasiadła przy głównym stanowisku, na wprost ekranu.

– To cud, że ten statek się nie spalił – powiedziała.

– Przecież ma powłokę ochronną – zauważył Håkon.

– Tak, ale wedle tych danych Hawking jest tutaj od przeszło stu lat.

Lindberg przeniósł wzrok na statek i obleciały go ciarki. Co ta jednostka tutaj robiła? Wedle planu Ara Maxima miała znajdować się w zupełnie innej konstelacji… ale z drugiej strony, Accipiter też.

– Wygląda na to, że stał się sztucznym księżycem tej planety – odezwała się Nozomi.

– Mamy jakieś odczyty pokładowe?

– Nawiązuję właśnie połączenie.

Trwało to dłużej, niż powinno, ale trudno było się dziwić. Accipiter był z założenia jednostką długodystansową, ale nikt nie przygotował go na aż tak długi lot. Podobnie było z Hawkingiem. Dwieście pięćdziesiąt lat… trudno było Lindbergowi ogarnąć to umysłem. Gdyby zostawił na Ziemi wnuki, świat do tej pory dawno zapomniałby o ich dzieciach.

Назад Дальше