Podwojenie - Jose´ Manuel Arribas A´lvarez 9 стр.


Tertulian Maksym Alfons, położywszy przed sobą jeden z listów, który Maria da Paz kiedyś do niego napisała, i po kilku próbach rozluźnienia i przystosowania ręki, nakreślił, najlepiej jak potrafił, trzeźwy, ale elegancki podpis, który pod nim widniał. Zrobił to, aby spełnić dziecinne i odrobinę melancholijne pragnienie, które ona wyraziła, a nie dlatego, żeby wierzył, że większa dokładność w podrabianiu podpisu mogłaby pomóc w uwiarygodnieniu dokumentu, który, co już zostało w sposób odpowiedni opisane z wyprzedzeniem, za kilka dni zniknie z tego świata, obrócony w popiół. Chciałoby się powiedzieć, Tyle roboty na nic. List już się znajduje w kopercie, znaczek jest na swoim miejscu, teraz nie brakuje już nic, wystarczy zejść na ulicę i wrzucić go do skrzynki na rogu. Ponieważ jest niedziela, furgonetka zabierająca listy dziś nie przyjedzie, ale Tertulian Maksym Alfons nie może się doczekać chwili, kiedy uwolni się od listu. Dopóki on tu będzie, takie go dręczy dojmujące uczucie, czas będzie trwał w bezruchu jak pusta scena. I podobną nerwową niecierpliwość powoduje w nim rząd kaset na podłodze. Chce oczyścić teren, nie zostawić jednego śladu, zakończył się pierwszy akt, czas zabrać dekoracje ze sceny. Zakończyły się filmy Daniela Santa – Clara, skończył się niepokój, Ciekawe, czy pojawi się w tym filmie, Może się nie pojawi, Będzie miał wąsy, Czy będzie uczesany z przedziałkiem, skończyły się krzyżyki przy nazwiskach, skończyła się łamigłówka. To w tej chwili przypomniał sobie, jak dzwonił do pierwszego Santa – Clara, tego, u którego nikt nie odbierał. Spróbuję jeszcze raz, pomyślał z wahaniem. A jeśli tak zrobi, jeśli ktoś odbierze i powie, że Daniel Santa – Clara mieszka właśnie tutaj, list, który kosztował go tyle ciężkiej umysłowej pracy, stanie się absolutnie zbędny, niepotrzebny, będzie mógł go podrzeć i wyrzucić do śmieci, byłby tak niepotrzebny jak nieudane brudnopisy, które przetarły mu drogę do ostatecznej treści listu. Zrozumiał, że potrzebuje przerwy, odpoczynku, choćby miało to trwać tylko tydzień lub dwa, czas, zanim nadejdzie odpowiedź z przedsiębiorstwa, potrzebuje okresu, w ciągu którego mógłby udawać, że nigdy nie widział Kto szuka, znajduje ani hotelowego recepcjonisty, świadom jednocześnie, że ten udawany spokój, to pozorne ukojenie ma swoje granice, termin w zasięgu ręki, i że kurtyna, kiedy nadejdzie pora, nieubłaganie uniesie się w górę, dając sygnał, że rozpoczyna się drugi akt. Ale rozumiał też, że jeśli nie spróbuje zadzwonić jeszcze raz, dręczyć go będzie obsesja, że stchórzył w obliczu pojedynku, na który nikt go nie wyzwał i w którym wystąpi z własnej i nieprzymuszonej woli. Poszukiwanie mężczyzny nazywającego się Daniel Santa – Clara, któremu nawet do głowy nie przychodzi, że jest poszukiwany, oto absurdalna sytuacja, której autorem jest Tertulian Maksym Alfons, bardziej właściwa intrygom powieści kryminalnych z jeszcze nieznanym przestępcą niż spokojnemu i pozbawionemu wstrząsów życiu nauczyciela historii. W pułapce między młotem i kowadłem, zawarł ze sobą pakt, Zadzwonię jeszcze jeden raz, jeśli ktoś odbierze i powie, że on tam mieszka, wyrzucę list i zaczekam, później zastanowię się, zobaczę, czy porozmawiam z nim czy nie, ale jeśli nikt nie odbierze, list pójdzie wyznaczonym tropem i nigdy więcej nie będę tam dzwonił, bez względu na to, co się dalej stanie. Uczucie głodu, trawiącego go do tamtej chwili, zastąpiła swego rodzaju nerwowa palpitacja u wejścia do żołądka, ale decyzja została podjęta, nie ma odwrotu. Wykręcił numer, gdzieś daleko zadzwonił dzwonek, pot zaczął powoli spływać mu po twarzy, dzwonek dzwonił i dzwonił, stało się już jasne, że w domu nie ma nikogo, ale Tertulian Maksym Alfons nieugięcie stawiał czoło wyzwaniu, nie odkładał słuchawki, dawał przeciwnikowi jeszcze jedną szansę, aż w końcu dźwięk dzwonka zmienił się w przenikliwy sygnał zwycięstwa i telefon, do którego dzwoniono, ucichł sam z siebie. Dobrze, powiedział na głos, niech się nie mówi, że nie zrobiłem wszystkiego, co w mojej mocy. Nagle poczuł się spokojny, co nie zdarzało mu się od dawna. Rozpoczął się jego odpoczynek, mógł wejść do łazienki z lekkim sercem, ogolić się, umyć bez pośpiechu, ubrać się starannie, zwykle niedziele są smutnymi dniami, nudnymi, ale zdarzają się takie, że ich istnienie na świecie można uznać za szczęśliwy fakt. Było zbyt późno na śniadanie, na obiad za wcześnie, w jakiś sposób trzeba będzie zająć czas, mógł zejść na dół, kupić gazetę i wrócić, mógł rzucić okiem na lekcję, którą musi jutro poprowadzić, mógł usiąść i przeczytać kilka stron z Historii cywilizacji Mezopotamii, mógł, mógł, i w tej samej chwili zapaliło mu się światło w jakimś ciemnym zaułku myśli, wspomnienie jednego ze snów z dzisiejszej nocy, tego, w którym mężczyzna niósł na plecach głaz i mówił Jestem Amorytą, śmieszne by było, gdyby rzeczonym kamieniem był Kodeks Hammurabiego, a nie jakikolwiek podniesiony z ziemi kamień, jest logiczne, rzecz jasna, że sny historyczne powinni śnić historycy, bo po to studiowali. To że Historia cywilizacji Mezopotamii doprowadziła go do Kodeksu Hammurabiego, nie powinno nikogo zdumiewać, jest to przejście tak naturalne, jakby otworzyło się drzwi do pokoju obok, ale że głaz na plecach Amoryty przypomniał mu, iż od ponad tygodnia nie dzwonił do matki, tego nawet najbardziej zawołany snolog nie byłby w stanie nam wyjaśnić, odrzuciwszy bez litości i żalu, jako obraźliwą i wredną, łatwą interpretację, według której Tertulian Maksym Alfons, nie odważając się tego wyznać, uważa swą rodzicielkę za wielki ciężar. Biedna kobieta, mieszkająca tak daleko stąd, pozbawiona jakichkolwiek wiadomości, i tak dyskretna, szanująca życie syna, proszę sobie wyobrazić, nauczyciel gimnazjum, do którego ośmieliłaby się zadzwonić tylko w sytuacji wyjątkowej, przerywając jego pracę, która w jakimś stopniu znajduje się poza jej możliwościami zrozumienia, i nie chodzi przy tym o to, że ona nie jest wykształcona, nie chodzi o to, że nie uczyła się historii w czasach swego dzieciństwa, chodzi o to, że zawsze wprowadzało ją w zakłopotanie to, że historii można uczyć. Kiedy siadała w szkolnej ławce i słuchała nauczycielki opowiadającej o wydarzeniach z przeszłości, wydawało jej się, że wszystko to jest dziełem wyobraźni, a skoro może sobie wyobrażać nauczycielka, to ona też, tak jak czasem wymyślała sobie swoje własne życie. To że później wydarzenia jawiły się przed nią usystematyzowane w książce do historii, w niczym nie zmieniło jej poglądu, kompendium było zbiorem tylko wolnych fantazji tego, kto je spisał, dlatego nie powinno się uważać, że istnieje tak wielka różnica pomiędzy tymi fantazjami i tymi, które można przeczytać w dowolnej powieści. Matka Tertuliana Maksyma Alfonsa, mająca na imię Karolina, a na nazwisko Maksym, wreszcie się tu pojawiająca, jest zagorzałą miłośniczką i czytelniczką powieści. Jako taka wie wszystko o telefonach, które czasem nieoczekiwanie dzwonią, i o tych, które, desperacko oczekiwane, czasem dzwonią. Nie był to akurat ten przypadek, matka Tertuliana Maksyma Alfonsa zadawała sobie tylko pytanie, Kiedyż to zadzwoni do mnie mój syn, aż tu nagle ma jego głos tuż przy uchu, Dzień dobry, mamo, jak leci, Dobrze, dobrze, w miarę możliwości, a ty, Ja też, jak zwykle, Miałeś dużo pracy w szkole, Normalnie, klasówki, odpytywanie, jakieś zebrania, A lekcje kiedy kończą się tego roku, Za dwa tygodnie, później jeszcze będę miał tydzień egzaminów, To znaczy, że za mniej niż miesiąc będziesz tutaj ze mną, Oczywiście, przyjadę do mamy, ale nie będę mógł zostać dłużej niż trzy czy cztery dni, Dlaczego, Mam tu jeszcze trochę spraw do załatwienia, muszę się tu trochę pokręcić, Jakie to rzeczy, co za kręcenie, szkołę zamykają na wakacje, a wakacje, o ile wiem, zrobiono dla odpoczynku ludzi, Niech mama będzie spokojna, odpocznę, ale jest kilka spraw, które muszę najpierw załatwić, I to poważne sprawy, Tak mi się zdaje, Nie rozumiem, jeśli są poważne, to są naprawdę poważne i nie ma tu nic do zdawania się, Tak się tylko mówi, Czy ma to jakiś związek z twoją przyjaciółką Marią da Paz, Do pewnego stopnia, Zachowujesz się jak postać z książki, którą właśnie czytam, pewna kobieta, kiedy ją o coś pytają, zawsze odpowiada pytaniem, Niech mama zwróci uwagę, że to mama cały czas zadaje pytania, ja zadałem tylko jedno pytanie, żeby się dowiedzieć, jak się mama czuje, Bo nie rozmawiasz ze mną jasno i otwarcie, mówisz, tak mi się wydaje, mówisz, do pewnego stopnia, nie jestem przyzwyczajona do tajemnic z twojej strony, Niech się mama nie złości, Nie złoszczę się, ale musisz zrozumieć, że dziwi mnie to, że nie przyjedziesz do mnie zaraz na początku wakacji, nie przypominam sobie, żeby kiedyś już się coś takiego zdarzyło, Później wszystko mamie wyjaśnię, Wyjeżdżasz w jakąś podróż, Znowu pytanie, Wyjeżdżasz czy nie, Gdybym wyjeżdżał, powiedziałbym o tym, Nie rozumiem tylko, dlaczego powiedziałeś, że Maria da Paz ma coś wspólnego z tymi sprawami, które zmuszają cię do zostania, To niezupełnie tak, pewnie przesadziłem, Myślisz o ponownym małżeństwie, Co za pomysł, mamo, Może powinieneś, Ludzie teraz rzadko się żenią, pewnie mogła mama już to wydedukować z tych mamy powieści, Nie jestem głupia i doskonale wiem, na jakim świecie żyję, myślę tylko, że nie masz prawa zabierać czasu dziewczynie, Nigdy nie zaproponowałem jej małżeństwa ani wspólnego mieszkania, Dla niej związek trwający ponad pół roku jest jak przyrzeczenie, nie znasz kobiet, Nie znam tych z mamy czasów, I tych z twoich czasów też nie znasz, To możliwe, rzeczywiście moje doświadczenie w sprawie kobiet nie jest zbyt wielkie, raz się ożeniłem i rozwiodłem, reszta nie miała wielkiego znaczenia, Jest Maria da Paz, Też nie za bardzo się liczy, Nie zdajesz sobie sprawy, że jesteś okrutny, Okrutny, co za uroczyste słowo, Wiem, że brzmi jak z taniej powieści, ale istnieje wiele form okrucieństwa, niektóre nawet ukrywają się pod płaszczykiem obojętności i opieszałości, jeśli chcesz, służę przykładem, niezdecydowanie się w odpowiednim czasie może stać się świadomą bronią w agresji przeciw innym, Wiedziałem, że ma mama smykałkę do psychologii, ale nie że aż taką, O psychologii nic nie wiem, nigdy nie przeczytałam ani jednej linijki na ten temat, ale zdaje mi się, że o ludziach wiem dość sporo, Porozmawiamy, jak przyjadę, Nie każ mi czekać zbyt długo, od tej chwili nie zaznam chwili spokoju, Niech się mama uspokoi, w taki czy inny sposób na tym świecie wszystko się w końcu jakoś układa, Czasem w najgorszy możliwy sposób, Raczej nie w tym przypadku, Mam nadzieję, Do zobaczenia, mamo, Do zobaczenia, synu, uważaj na siebie, Będę uważał. Niepokój matki zniweczył uczucie zadowolenia, które dało zastrzyk energii duchowi Tertuliana Maksyma Alfonsa po telefonie do Santa – Clara, którego nie było w domu. Mówienie po zakończeniu roku szkolnego o poważnych sprawach czekających na rozwiązanie było niewybaczalnym błędem. To oczywiste, że rozmowa przeszła później na zagadnienie jego związku z Marią da Paz, a nawet w pewnej chwili, zdawała się tam zagnieździć, ale to zdanie matki, Czasem w najgorszy możliwy sposób, kiedy w celu uspokojenia jej zauważył, że na świecie w końcu wszystko się jakoś układa, brzmiało mu teraz jak zapowiedź katastrofy, obwieszczenie nieszczęścia, jakby zamiast leciwej kobiety, która nazywa się Karolina Maksym i jest jego matką, trafiła mu się po drugiej stronie linii sybilla albo jakaś kasandra mówiąca mu, innymi słowami, Jeszcze możesz się zatrzymać. Przez chwilę przyszła mu ochota, by wsiąść do samochodu, odbyć pięciogodzinną podróż, która zawiodłaby go do małego miasteczka, w którym mieszka matka, opowiedzieć jej wszystko, a następnie wrócić z duszą wypraną z chorobliwych miazmatów do pracy nauczyciela historii, raczej nie zafascynowanego kinem, zdecydowanego odwrócić tę kartę swego pogmatwanego życia, a nawet, któż to wie, skłonny do poważnego zastanowienia się nad małżeństwem z Marią da Paz. Les jeux sont faits, rien ne uaplus, powiedział na głos Tertulian Maksym Alfons, który przez całe swoje życie nigdy nie wszedł do kasyna, ale ma w swej kolekcji kilka słynnych powieści z La Belle Epoąue. Schował list do przedsiębiorstwa w kieszeni marynarki i wyszedł z domu. Zapomniał wrzucić go do skrzynki na rogu, zje obiad gdzieś na mieście, potem wróci do domu, żeby do końca przetrawić mętny osad tego niedzielnego popołudnia.

Pierwszym zadaniem Tertuliana Maksyma Alfonsa następnego dnia było odniesienie dwóch paczek kaset do wypożyczalni. Później zebrał pozostałe, przewiązał sznurkiem i schował je w szafie w pokoju, zamknięte na klucz. Metodycznie podarł papiery, na których zapisywał nazwiska aktorów, to samo zrobił z brudnopisami listu zapomnianego w kieszeni marynarki, który jeszcze będzie musiał odczekać kilka minut, zanim uczyni pierwszy krok w kierunku swego adresata, aż w końcu, jakby miał jakiś poważny powód, aby usunąć swoje odciski palców, wytarł mokrą ścierką wszystkie meble w domu, których dotykał przez te dni. Starł też te, które zostawiła Maria da Paz, ale o tym nie pomyślał. Ślady, które chciał usunąć, nie należały ani do niego, ani do niej, były to ślady obecności, która gwałtownie wyrwała go ze snu pierwszej nocy. Nie było warto zwracać mu uwagi, że taka obecność być może istniała tylko w jego mózgu, że na pewno była efektem przygnębienia wywołanego przez zapomniany sen, nie było warto sugerować mu, że ów sen mógłby być tylko ponadnaturalną konsekwencją złego trawienia duszonego mięsa z warzywami, nie warto było dowodzić mu, na koniec, z zastosowaniem racjonalnych argumentów, że nawet przy założeniu, że się zaakceptuje hipotezę o zdolności materializowania się wytworów umysłu w świecie zewnętrznym, w żadnym razie nie możemy uznać za fakt tego, że niewidzialny i niemożliwy do złapania filmowy obraz hotelowego recepcjonisty mógł zostawić w całym domu ślady spoconych palców. Z tego, co nam wiadomo, ektoplazma się nie poci. Zakończywszy pracę, Tertulian Maksym Alfons ubrał się, wziął swoją nauczycielską teczkę oraz dwie paczki i wyszedł. Spotkał na schodach sąsiadkę z góry, która zapytała, czy potrzebuje pomocy, a on odpowiedział, że nie, droga pani, bardzo dziękuję, później, ze swej strony, zainteresował się, jak jej minął weekend, a ona odpowiedziała, że średnio, jak zwykle, i że słyszała, jak pisał na maszynie, a on powiedział, że wcześniej czy później będzie musiał zdecydować się na kupno komputera, bo one przynajmniej są bezszelestne, a ona odpowiedziała, że stukanie maszyny zupełnie jej nie przeszkadzało, przeciwnie, nawet dotrzymywało jej towarzystwa. Ponieważ dzisiaj przypadał dzień sprzątania, ona zapytała, czy wraca przed obiadem, i on odpowiedział, że nie, że obiad zje w szkole i wróci dopiero wieczorem. Pożegnali się i Tertulian Maksym Alfons, świadom, że sąsiadka przygląda się z politowaniem jego niezgrabnym zmaganiom z dwoma paczkami i teczką, zszedł po schodach uważając, gdzie stawia stopy, żeby nie rozłożyć się jak długi i nie umrzeć ze wstydu. Samochód stał po przeciwnej stronie skrzynki na listy. Poszedł schować paczki do bagażnika i wrócił, jednocześnie wyciągając list z kieszeni. Jakiś przebiegający obok chłopak potrącił go niechcący i list wypadł mu z ręki i spadł na ziemię. Chłopiec zatrzymał się o kilka kroków dalej i przeprosił, ale, być może ze strachu przed burą albo karą, nie podniósł go z ziemi, co powinien był zrobić. Tertulian Maksym Alfons życzliwie machnął ręką, był to gest człowieka, który zdecydował się przyjąć przeprosiny i wybaczyć resztę, i schylił się, aby podnieść list. Pomyślał, że mógłby się założyć sam ze sobą, zostawić list tam, gdzie jest, i zdać się na przypadek, albo przeznaczenie ich obu, listu i jego samego. Mogło się przytrafić, że następna przechodząca osoba podniesie list, a zobaczywszy, że jest zaadresowany i ma odpowiedni znaczek, jako dobry obywatel, wrzuciłaby go do skrzynki, mogłoby się także zdarzyć, że by go otworzyła, żeby zobaczyć, co jest w środku, i po przeczytaniu wyrzuciłaby go, mogłoby się zdarzyć, że nie zwróciłaby na niego uwagi i podeptała go, i przez resztę dnia podeptałoby go wiele osób, coraz bardziej brudny i pognieciony, aż ktoś zdecydowałby się w końcu zepchnąć go czubkiem buta do rynsztoka, gdzie znalazłby go śmieciarz zamiatający ulicę. W końcu nie doszło do zakładu, list został podniesiony i zaniesiony do skrzynki, koło przeznaczenia zostało ostatecznie puszczone w ruch. Teraz Tertulian Maksym Alfons pójdzie do wypożyczalni, powierzy ekspedientowi kasety, które niesie w paczkach i, drogą eliminacji dojdą do tego, które zostały w domu, zapłaci za nie tyle, ile jest winien, prawdopodobnie przyrzeknie też sobie, że już nigdy tam nie wróci. W końcu, ku jego zadowoleniu, okazało się, że nie ma nadskakującego ekspedienta, obsłużyła go młoda i niedoświadczona dziewczyna, dlatego wszystko zajęło trochę więcej czasu, chociaż kiedy przyszło do podliczania rachunku, znów pomogła łatwość, z jaką klient dokonywał w myśli działań matematycznych. Ekspedientka spytała go, czy nie chciałby wypożyczyć lub kupić jakiejś kasety, on odpowiedział, że nie, że skończył już swą pracę, a powiedział to, nie pamiętając, że dziewczyna jeszcze tu nie pracowała, kiedy on wygłosił swą słynną przemowę na temat znaków ideologicznych obecnych w każdej historii kinematografii, także, rzecz jasna w wielkich utworach siódmej sztuki, ale przede wszystkim w produktach szybkiej konsumpcji, seriach be i ce, tych, na które zwykle w ogóle nie zwraca się uwagi, ale które są najbardziej skuteczne, bo zaskakują widza bez uprzedzenia. Wydało mu się, że wypożyczalnia jest znacznie mniejsza niż wtedy, gdy był tu po raz pierwszy, niecały tydzień temu, rzeczywiście jest nieprawdopodobne, jak bardzo jego życie zmieniło się w tak krótkim czasie, w tej chwili czuł się, jakby dryfował w swego rodzaju otchłani, w korytarzu będącym przejściem pomiędzy niebem i piekłem, który skłaniał go do zadania sobie pytania, ze swoistym zdumieniem, skąd przybył i dokąd teraz pójdzie, niemniej jednak oceniając myśli krążące wokół zdarzenia, przejście duszy z piekła do nieba nie może być tym samym co zepchnięcie duszy z nieba do piekła. Jechał już w kierunku szkoły, kiedy te eschatologiczne rozmyślania zostały zastąpione analogią innego rodzaju, przejętą z historii naturalnej, jej działu dotyczącego entomologii, która to analogia kazała mu spojrzeć na siebie jak na poczwarkę w stadium głębokiego odosobnienia i tajemnego procesu transformacji. Pomimo wisielczego humoru, jaki go nie opuszczał od momentu wstania z łóżka, uśmiechnął się na myśl o tym porównaniu, przekonany, że skoro wszedł do kokonu jako gąsienica, wyjdzie z niego jako motyl. Ja motylem, wymamrotał, chciałbym to zobaczyć. Odstawił samochód niedaleko szkoły, spojrzał na zegarek, miał jeszcze dość czasu, żeby wypić kawę i rzucić okiem na gazety, jeśli były jakieś wolne. Wiedział dobrze, że nie przygotował się do lekcji, ale wieloletnie doświadczenie przyjdzie mu z pomocą, zdarzało się już, że musiał improwizować, i nikt nie spostrzegł różnicy. Nigdy nie posunąłby się tylko do wejścia do sali i wystrzelenia od progu do bezbronnych infantów, Dzisiaj będę pytał. Byłby to czyn wiarołomny, przemoc kogoś, kto tylko dlatego, że ma nóż w ręku, używa go w sposób, jaki żywnie mu się podoba, i odkrawa plasterki sera różnej grubości zależnie od własnych kaprysów i utrwalonych preferencji. Kiedy wszedł do pokoju nauczycielskiego, zobaczył, że są jeszcze wolne gazety, jednak aby się do nich przedostać, musiałby przejść obok stolika, przy którym, nad filiżankami z kawą i szklankami wody, rozmawiało troje kolegów. Nie wypadłoby dobrze, gdyby zwyczajnie przeszedł obok, zwłaszcza że jednym z nich był jego kolega od matematyki, którego zrozumieniu i cierpliwości winien był wdzięczność. Pozostałych dwoje to leciwa już nauczycielka literatury i młody nauczyciel przyrody, z którym nigdy nie udało mu się nawiązać bliższego kontaktu. Przywitał się, zapytał, czy może im towarzyszyć, i nie czekając na odpowiedź, przysunął sobie krzesło i usiadł. Osobie nie poinformowanej o zasadach panujących w tym miejscu takie postępowanie mogłoby się wydać dość bliskie brakowi kultury, ale protokół zachowań w pokoju nauczycielskim ustalił się, by tak powiedzieć, w sposób naturalny, nie został spisany, ale osadzony był na solidnych fundamentach porozumienia, skoro nikomu nie przyszłoby do głowy odpowiedzieć odmownie na pytanie, lepiej było od razu pominąć zgodny chór przystających na przyzwolenie, głosy jednych szczere, innych nieco wymuszone, i uznać sprawę za zamkniętą. Jedynym punktem delikatnym, który mógłby stać się powodem napięcia pomiędzy tymi, którzy już byli, i tymi, którzy dopiero co weszli, byłaby konfidencjonalna natura rozmowy, ale zostało to rozwiązane przez tajemne ucieknięcie się do innego pytania, tym razem zdecydowanie retorycznego, Nie przeszkadzam, na które istnieje tylko jedna społecznie akceptowana odpowiedź, Ależ skąd, siadaj. Powiedzenie nowo przybyłemu, na przykład, chociażby najgrzeczniej jak można, Owszem, przeszkadzasz, usiądź gdzie indziej, spowodowałoby taki wstrząs, że sieć wewnątrzgrupowych powiązań zostałaby poważnie nadwerężona i jej istnienie stanęłoby pod znakiem zapytania. Tertulian Maksym Alfons poszedł po kawę i przysiadając się, zadał pytanie, Co nowego, Na zewnątrz czy wewnątrz, zapytał z kolei nauczyciel matematyki, Na wewnętrzne jest jeszcze za wcześnie, żeby coś wiedzieć, chodzi mi o zewnętrzne, jeszcze nie czytałem gazet, Wczorajsze wojny jeszcze się dziś nie skończyły, powiedziała nauczycielka literatury, Nie zapominając o wielkim prawdopodobieństwie, a może nawet pewności, że ma się zacząć następna, dodał nauczyciel przyrody, jakby się umówili, A ty jak spędziłeś weekend, dopytywał się nauczyciel matematyki, Spokojnie, prawie przez cały czas czytałem książkę, o której już ci chyba mówiłem, o cywilizacjach mezopotamskich, rozdział o Amorytach jest wyjątkowo interesujący, A ja poszedłem z żoną do kina, Ach tak, westchnął Tertulian Maksym Alfons, odwracając wzrok, Nasz kolega nie jest miłośnikiem kina, poinformował innych ten od matematyki, Nigdy nie powiedziałem otwarcie, że nie lubię, powiedziałem i potwierdzam to, że kino nie należy do moich ulubionych zajęć kulturalnych, wolę książki, Mój drogi, nie warto się naburmuszać, sprawa nie ma żadnego znaczenia, wiesz, że w najlepszej wierze poleciłem ci tamten film, Co konkretnie oznacza naburmuszyć się, zapytała nauczycielka literatury, zarówno z ciekawości, jak i po to, żeby uspokoić towarzystwo, Naburmuszyć się, odpowiedział ten od matematyki, oznacza zirytować się, oburzyć się, a dokładniej nadąsać się, A dlaczego twoim zdaniem nadąsać się jest dokładniejszym odpowiednikiem niż oburzyć się albo zirytować, zapytał nauczyciel przyrody, To tylko osobista interpretacja, która ma związek ze wspomnieniami z dzieciństwa, kiedy matka mnie strofowała albo karała za jakąś psotę, ja robiłem złą minę i przestawałem się odzywać, zachowywałem całkowite milczenie, które mogło trwać wiele godzin, wtedy ona mówiła, że jestem nadąsany, Albo naburmuszony, No właśnie, U mnie w domu, kiedy miałam mniej więcej tyle lat, powiedziała nauczycielka literatury, metaforyczne określenie krzywienia się przez dzieci było inne, Inne od czego, Powiedzmy, że była ośla, Wytłumacz nam to, Mówiło się, że takie dziecko jest jak spętany osioł, i możecie nie szukać tego wyrażenia w słownikach, bo go nie znajdziecie, chyba tylko w mojej rodzinie tak się mówiło. Wszyscy się zaśmiali oprócz Tertuliana Maksyma Alfonsa, który ledwie wykrzywił usta i sprostował, Chyba nie tylko w twojej rodzinie, bo u mnie w domu też się tak mówiło. Znowu się zaśmiali, pokój został zawarty. Nauczycielka literatury i nauczyciel przyrody wstali z miejsc, na pożegnanie powiedzieli, później się zobaczymy, może ich klasy znajdowały się gdzieś dalej, może na piętrze, ci, którzy zostali, mieli jeszcze kilka minut na rozmowę, Po osobie, która przez dwa dni spokojnie czytała historyczną książkę, zauważył kolega od matematyki, spodziewałbym się wszystkiego, ale nie tej udręczonej twarzy, To twoje wrażenie, nie ma nic, co by mnie dręczyło, pewnie mam twarz człowieka niewyspanego, Możesz mi podać, jakie chcesz, powody, ale prawda jest taka, że odkąd obejrzałeś ten film, zmieniłeś się nie do poznania, Co chcesz powiedzieć przez to zmienienie się nie do poznania, zapytał Tertulian Maksym Alfons niespodziewanie niespokojnym tonem, Nic poza tym, co powiedziałem, że wydajesz mi się zmieniony, Jestem tą samą osobą, Nie wątpię, To prawda, że jestem trochę niespokojny z powodu pewnych sentymentalnych spraw, które ostatnio mi się skomplikowały, są to sprawy, które mogą się przytrafić każdemu, ale to nie znaczy, że zmieniłem się w kogoś innego, Tego w żadnym razie nie powiedziałem, nie mam wątpliwości co do tego, że dalej nazywasz się Tertulianem Maksymem Alfonsem i jesteś nauczycielem historii w tej szkole, No, to nie rozumiem, dlaczego upierasz się przy mówieniu, że nie wydaję się tą samą osobą, Odkąd obejrzałeś ten film, Nie mówmy o filmie, znasz już moje zdanie na ten temat, Zgoda, Jestem tą samą osobą, Oczywiście, że tak, Powinieneś pamiętać, że jestem w depresji, Albo w marazmie, jak o tym sam mówiłeś, Dokładnie, I trzeba to wziąć pod uwagę, Wiesz doskonale, że mam na to wzgląd i popieram cię z całego serca, ale nie o tym mówiliśmy, Jestem tą samą osobą, Teraz to ty się upierasz, Rzeczywiście, powiedziałem to jeszcze kilka dni temu, że przechodzę okres silnych napięć psychicznych, nic więc dziwnego, że widać to na mojej twarzy i w zachowaniu, Oczywiście, Ale to nie znaczy, że zmieniłem się moralnie i fizycznie do tego stopnia, żebym wydawał się inną osobą, Ograniczyłem się do stwierdzenia, że nie wydajesz się taki sam, a nie że wyglądasz na kogoś innego, Różnica nie jest zbyt duża, Nasza koleżanka od literatury powiedziałaby, że wręcz przeciwnie, jest ogromna, a ona zna się na tych sprawach, zdaje się, że w drobiazgach i niuansach literatura jest taka sama jak matematyka, Już ja, biedaczek, należę do obszaru historii, gdzie niuanse i drobiazgi nie istnieją, Istniałyby, gdyby historia mogła być, powiedzmy, obrazem życia, Zadziwiasz mnie, to nie w twoim stylu być tak konwencjonalnie retorycznym, Masz rację, w takim przypadku historia nie byłaby życiem, tylko jednym z jego możliwych obrazów, podobnych, owszem, ale nigdy identycznych. Tertulian Maksym Alfons znowu odwrócił wzrok, potem całym wysiłkiem woli ponownie spojrzał na kolegę, aby postarać się zrozumieć, co też ukrywa się za jego pozornie spokojną twarzą. Ten od matematyki wytrzymał spojrzenie, jakby nie zrobiło to na nim szczególnego wrażenia, później z uśmiechem, w którym było tyle samo sympatycznej ironii, co szczerej dobroci, powiedział, Może któregoś dnia znowu obejrzę tę komedię, może uda mi się odkryć, co też ciebie tak zmieniło, zakładając, że to właśnie tam kryje się siedlisko zła. Tertulianem Maksymem Alfonsem wstrząsnął dreszcz od stóp do głów, ale pomimo zmieszania, pomimo paniki zdołał udzielić wiarygodnej odpowiedzi, Nie dręcz się, zmienił mnie, by użyć twoich własnych słów, związek, z którego nie wiem, jak się wyplątać, jeśli kiedyś w życiu znalazłeś się w podobnej sytuacji, wiesz, co czuję, a teraz muszę iść na lekcję, już jestem spóźniony, Jeśli nie masz nic przeciwko temu i chociaż w historii tego miejsca znany jest już jeden przypadek tego rodzaju, odprowadzę cię do rogu korytarza, powiedział ten od matematyki, ale uroczyście przyrzekam, że nie powtórzę nieprzemyślanego gestu położenia ci ręki na ramieniu, Życie już takie jest, mogłoby się zdarzyć, że dzisiaj nawet bym na to nie zwrócił uwagi, Ale ja nie chcę ryzykować, wyglądasz, jakbyś miał baterie naładowane aż po sam czubek. Obaj się zaśmiali, swobodnie nauczyciel matematyki, z wyraźnym przymusem Tertulian Maksym Alfons, w którego uszach brzmiały jeszcze słowa, przyprawiające go o atak paniki, najgorszą z gróźb, jakie ktoś w tej chwili mógł wypowiedzieć pod jego adresem. Rozdzielili się na rogu i każdy z nich poszedł w swoją stronę. Pojawienie się nauczyciela historii sprawiło, że uczniowie musieli rozstać się z miłą nadzieją, którą to spóźnienie już w nich wzbudziło, że dzisiaj lekcji nie będzie. Jeszcze zanim usiadł, Tertulian Maksym Alfons obwieścił, że za trzy dni, to znaczy w przyszły czwartek, będą mieli następną i ostatnią pracę pisemną, Wiedzcie, że chodzi o decydujący sprawdzian przed wystawieniem ocen, powiedział, ponieważ nie zamierzam odpytywać was ustnie w czasie ostatnich dwóch tygodni, które zostały do końca roku, poza tym ta lekcja, jak i dwie następne zostaną w całości poświęcone na powtórzenie materiału, tak żebyście w dniu klasówki mogli się pojawić z odświeżoną wiedzą. Wstęp został życzliwie przyjęty przez najbardziej bezstronną część klasy, uzyskali potwierdzenie, że dzięki Bogu Tertulian nie ma zamiaru przelać więcej krwi niż ta, której przelania nie można uniknąć. Od tej chwili cała uwaga uczniów skupi się na nacisku, jaki nauczyciel położy na każdy z tematów, jednakże jeśli logika odważników i miar jest rzeczywiście sprawą ludzką i przychylność fortuny jest jednym z jej zmiennych czynników, takie zmiany intensywności komunikacyjnej mogłyby być zwiastunem, bezwiednym z jego strony, wyboru pytań na klasówkę. Jeśli powszechnie wiadomo, że żadna istota ludzka, wliczając te, które osiągnęły wiek zwany leciwym, nie może trwać bez złudzeń, tej dziwnej choroby psychicznej niezbędnej w normalnym życiu, co powiedzielibyśmy o tych dziewczętach i chłopcach, którzy straciwszy złudzenia, że lekcja się nie odbędzie, skupiają się w tej chwili na podsycaniu następnej, znacznie bardziej problematycznej iluzji, tej mianowicie, że czwartkowa klasówka może stać się dla każdego z nich, a więc dla wszystkich, złotym mostem, po którym triumfalnie przejdą do następnej klasy. Lekcja już się miała ku końcowi, kiedy woźny zapukał do drzwi i wszedł, żeby powiedzieć panu nauczycielowi Tertulianowi Maksymówi Alfonsowi, że pan dyrektor uprzejmie prosi, aby ten pofatygował się do jego gabinetu, gdy tylko skończy się lekcja. Rozwijany właśnie wykład o jakimś traktacie został zakończony w ciągu dwóch minut, i to tak powierzchownie, że Tertulian Maksym Alfons uznał za stosowne powiedzieć, Nie przejmujcie się tym zbytnio, o tym na klasówce nie będzie. Uczniowie wymienili porozumiewawcze spojrzenia, z których łatwo można było wyczytać, że ich pomysł na określenie znaczenia domniemanych tematów na klasówkę został potwierdzony w przypadku, w którym, bardziej niż znaczenie słów, liczy się pogardliwy ton, z jakim zostały wypowiedziane. Rzadko kiedy lekcja kończyła się w atmosferze takiego zrozumienia.

Назад Дальше