Dzieciństwo Kummernis
III. Wilga spędziła pierwsze lata swojego życia wśród kobiet: sióstr swoich, piastunek i służących. Dom był gwarny, rodzeństwa wiele. Pewnego razu ojciec, chcąc ją do siebie przywołać, zapomniał jej imienia, miał bowiem tyle dzieci, tyle spraw na głowie, tyle wojen stoczył w swoim życiu, tylu miał poddanych, że imię córki wypadło mu z pamięci. Którejś zimy ojciec jej wrócił i przywiózł z wyprawy następną żonę. Mała dziewczynka pokochała tę swoją macochę nad życie. Podziwiała jej urodę, jej piękny głos i jej jasne dłonie, które wydobywały z instrumentów cudowne dźwięki. Kiedy na nią patrzyła, myślała, że kiedyś też taka będzie – zwiewna, piękna i delikatna jak puch.
Ciało Wilgi kierowało się tym samym planem co jej marzenia – dziewczynka rosła i stawała się piękna, tak że ten, kto ją widział, w milczeniu podziwiał ten cud stworzenia. Dlatego wielu panów i rycerzy z niecierpliwością czekało na powrót ojca i pana dziewczyny, żeby ją sobie zamówić i przed innymi zdążyć się oświadczyć.
IV. Raz, gdy wszystkie od dwóch lat czekały na powrót ojca, męża i pana, zjawił się jakiś strudzony drogą młody rycerz i oświadczył, że jakoby widział jego ciało wśród innych poległych ciał w wypalonej słońcem krainie. Ów człowiek pobył u nich całe lato, pocieszał macochę słodkimi pieśniami, spacerami po ogrodzie i opowieściami o lazurowych morzach i złotych bramach Jerozolimy. Lecz potem zniknął na zawsze. Macocha płakała, jej instrument leżał na podłodze z popękanymi strunami.
Ojciec wrócił niedługo potem, którejś ciemnej nocy. Zapalono pochodnie i wszyscy wyszli go powitać. Był zarośnięty i brudny, cuchnął krwią z daleka. Jego koń padł zaraz ze zmęczenia, lecz baron ani spojrzał na niego. Jego wzrok przesuwał się po twarzy córek i spoczął na urodzie Wilgi, wszakże jej wydało się, że widzi obcego człowieka.
Kilka dni potem ukochana macocha Wilgi umarła w krwotoku, a ojciec, nie bacząc na żałobę wydał jednego dnia pięć córek za swoich najlepszych rycerzy. Wilga, jako jedyna za młoda do małżeństwa, przeznaczona została do klasztoru.
Pierwszy pobyt w klasztorze benedyktynek
V. Za Broumowem, w osadzie Kloster, był klasztor ufundowany przez dziada barona. Tam powiózł swoją najmłodszą córkę. I gdy tak jechali przez góry, baron odwracać musiał od niej twarz, tak bolesne wydało mu się jej piękno. I rozpaczał w duchu, że najpiękniejsze, najbardziej pożądane, najumiłowańsze przez to się takie staje, że dalekie i nieosiągalne.
Siostry przyjęły dziewczynkę z radością szybko bowiem okazało się, że pięknu cielesnemu odpowiada piękno duchowe, a nawet je przewyższa. Nauczyły dziecko wielu rzeczy, a że reguła stawia nowicjuszce duże wymagania, Kummernis wkrótce była zdolna czytać, pisać, pięknie śpiewać i na inne sposoby oddawać chwałę Panu Naszemu. A gdy stawało się przy niej, biło od niej wielkie miłe sercu ciepło i nawet ciemna izba wydawała się jasna, a w jej mowie była niespotykana na ten wiek mądrość i dojrzałe były jej sądy. Jej wątłe ciało wydzielało balsamiczny zapach, a w jej pościeli znajdowano róże, choć była zima. Kiedyś, gdy postawiono ją przed lustrem, na jego powierzchni pokazał się wizerunek twarzy Syna Bożego i utrzymywał się tam do następnego dnia.