SCENA DWUNASTA
Ciż sami, Hanka.
HANKA
z kuchni
Proszę wielmożnej pani, parasol.
DULSKA
Postaw w przedpokoju, a potem idź, zamieć przedpokój. Czy kucharka wróciła?
HANKA
wraca z przedpokoju, idzie do kuchni
Już.
DULSKA
Ja tylko na chwileczkę…
Wybiega do kuchni.
JULIASIEWICZOWA
do Zbyszka
Rzeczywiście ciocia ma rację. Mógłbyś się trochę ustatkować. Wyglądasz jak śmierć angielska.
ZBYSZKO
Ty także ładnie wyglądasz.
JULIASIEWICZOWA
Ja? Ja wczoraj z domu nie wychodziłam.
ZBYSZKO
To znaczy, że ja się lumpowałem za domem, a ty w domu.
JULIASIEWICZOWA
śmiejąc się
Jesteś niemożliwy.
ZBYSZKO
Jak kiedy.
Hanka przechodzi przez pokój z łopatką i ze szczotką. Zbyszko patrzy za nią.
JULIASIEWICZOWA
do Zbyszka
Cóż tak patrzysz za Hanką?
ZBYSZKO
Bo mi się podoba.
JULIASIEWICZOWA
Sługa?
ZBYSZKO
A cóż to, nie kobieta? Zaręczam ci, że nawet bardzo…
JULIASIEWICZOWA
Wiesz już coś o tym?
ZBYSZKO
Co ci do tego.
JULIASIEWICZOWA
Myślałam, że masz gust wykwintniejszy.
ZBYSZKO
Głupia jesteś z twoją kołtuńską estetyką. A zresztą, ja jestem jak pianista: gdy zobaczy fortepian, musi zaraz pasaż…
JULIASIEWICZOWA
Tak, ale fortepianu nie…
ZBYSZKO
Moja droga, każda kobieta to fortepian – tylko trzeba umieć grać. Ach! Jaki ja śpiący…
JULIASIEWICZOWA
Czego ty po tych knajpach się włóczysz?
ZBYSZKO
A gdzież się będę włóczył? Gdzieś muszę.
JULIASIEWICZOWA
Ja na twoim miejscu starałabym się o jaką znajomość… solidną… No… tyle mężatek… co? Boże!
ZBYSZKO
Dziękuję. Mam dosyć kołtunerii w domu i w… samym sobie.
JULIASIEWICZOWA
Dlaczegóż jesteś kołtunem?
ZBYSZKO
Bom się urodził po kołtuńsku, aniele! Bo w łonie matki już nim byłem, bo żebym skórę zdarł z siebie, mam tam pod spodem w duszy całą warstwę kołtunerii, której nic wyplenić nie zdoła. Coś, taki nowy, taki inny, walczy z tym podstawowym, szarpie się, ciska. Ale ja wiem, że to do czasu, że ten kołtun rodzinny weźmie mnie za łeb, że przyjdzie czas, gdy ja będę Felicjanem, będę odbierał czynsze, będę… no… Dulskim, pra-Dulskim, ober-Dulskim, że będę rodził Dulskich, całe legiony Dulskich, będę miał srebrne wesele i porządny nagrobek, z dala od samobójców. I nie będę zielony, ale nalany tłuszczem i nalany teoriami, i będę mówił dużo o Bogu.
Urywa, idzie do fortepianu i gra nerwowo.
JULIASIEWICZOWA
podchodzi za nim
Z kołtuństwa można się wyswobodzić.
ZBYSZKO
Nieprawda! Tobie się zdaje, że jesteś wyzwolona, bo masz trochę politury po wierzchu. Ale ty jesteś tylko zrobiona na mahoń, jak twoje secesyjne meble i twoje malowane
włosy. To jest piętno… pani radczyni… piętno!
JULIASIEWICZOWA
grając z nim jedną ręką
Czy ty się uczyłeś grać?
ZBYSZKO
Ja? Nie znam ani jednej nuty. To tak we mnie coś gra, we mnie tłucze się takie coś… ale to się wszystko z czasem zatłucze, e… co tam! (obejmuje ją) Wiesz co… jesteś wcale… wcale…
JULIASIEWICZOWA
śmiejąc się
Dajże mnie spokój!
ZBYSZKO
śmieje się
Pasaże, moja droga… pasaże…
Hanka przechodzi przez pokój i rzuca ponure spojrzenie nich oboje, wchodzi do kuchni.
JULIASIEWICZOWA
patrzy za nią uważnie
A wiesz, to ciekawe.
ZBYSZKO
Co takiego?
JULIASIEWICZOWA
Ta dziewczyna. Gdybyś widział, jak ona na nas popatrzyła! Ja na twoim miejscu…
ZBYSZKO
Ja też, jak będę miał czas…
JULIASIEWICZOWA
Nie rozumiesz mnie. Ja bym się właśnie daleko od niej trzymała.
ZBYSZKO
E!
JULIASIEWICZOWA
Jest zazdrosna, będzie ci robić awantury.
ZBYSZKO
To by było kapitalne!
SCENA TRZYNASTA
Ciż sami, Dulska.
DULSKA
do Zbyszka
Jeszcze jesteś tutaj? Czy ci nie wstyd? Ojciec twój pracuje, ja pracuję, siostry…
ZBYSZKO
idzie do przedpokoju, bierze palto, kapelusz; wraca i ubiera się
Mamciu, mamciu, czy się pracuje, czy nie, to wszystko idzie do jednego celu…
DULSKA
Nieprawda, my ludzie pracy, a próżniacy… to…
ZBYSZKO
A przecież i my, i wy jednako…
DULSKA
Co? co?
ZBYSZKO
Wyciągniemy kopytka… Pa! (do Juliasiewiczowej) Pa, lalu!
Wychodzi.
SCENA CZTERNASTA
Dulska, Juliasiewiczowa, Hanka.
DULSKA
Straszne rzeczy, straszne… Słyszałaś, jak on mówi! A to najgorsze, że taki zdolny, taki utalentowany! Ta żeby chciał, to przed nim kariera – no… ale nie chce, nie chce… Zaraz dadzą drugie śniadanie! Nie chce, mówię ci… nie, nie. Tylko lumpuje i lumpuje. Jak weźmie te parę reńskich w biurze, tak ginie. I jak to wygląda!… Nic, tylko kawiarnie i spódnice.
Hanka wnosi tacę z wódką, serem i zakąską.
Proszę cię, moja droga!
JULIASIEWICZOWA
Dziękuję cioci (Siadają do jedzenia.) On jest jakiś podrażniony, niezadowolniony…
DULSKA
z wybuchem
Czy on sam wie, czego chce! Powinien Bogu dziękować, prosty, zdrów… Za twoje… (pije kieliszeczek) Hanka, idź posprzątaj u panicza.
Hanka wychodzi.
JULIASIEWICZOWA
patrzy za nią
Kontenta ciocia z Hanki?
DULSKA
Tak sobie.
JULIASIEWICZOWA
cicho
Niech ją ciocia odprawi.
DULSKA
A to… czemu?
JULIASIEWICZOWA
Ja coś dostrzegłam.
DULSKA
Kradnie?
JULIASIEWICZOWA
Nie, gorzej…
DULSKA
No, no!
JULIASIEWICZOWA
Zdaje mi się, że Zbyszko się do niej bierze.
DULSKA
niechętnie
E… to…
JULIASIEWICZOWA
Wiem, co mówię. Niech ciocia ją odprawi, póki czas.
DULSKA
Moja kochana, pewnie ci się zdawało… A potem… (patrząc w bok) wobec tego, co się dzieje, że niby… no… rozumiesz… to piwo, co szumi.
JULIASIEWICZOWA
A!
DULSKA
Słowem, że rozumiesz…
JULIASIEWICZOWA
Lepiej w domu?
DULSKA
Ja nie mówię… ale…
JULIASIEWICZOWA
A wie ciocia, może ciocia ma rację…
Chwila milczenia. Przez scenę przechodzi w milczeniu Hanka i znika w kuchni. Obie panie patrzą za nią.
Trzeba jednak przyznać, że mężczyźni mają szczególny gust.
DULSKA
A, niech tam! Byle się nie włóczył i nie tracił zdrowia… Trzeba być matką, aby zrozumieć, jaki to ból patrzeć, jak syn marnieje.
JULIASIEWICZOWA
Dziękuję! Ale żeby ona potem…
DULSKA
Ona? Także! Będzie kontenta… to takie wszystko bez czci i wiary. Pokażę ci tok, co sobie kazałam przerobić.
Idzie do przedpokoju, wraca z tokiem z fiołków i białych piór, kładzie go na głowę, co przy kaftanie barchanowym i halce wywołuje dziwny efekt.
Dobrze?
JULIASIEWICZOWA
Wcale! Wcale…
DULSKA
w toku
Muszę się oszczędzać… przerabiam stare łachy.
JULIASIEWICZOWA
No, na cioci wszystko się dobrze wyda. Czy ciocia w tym roku podwyższa?
DULSKA
Spodziewam się! Muszę! Wszyscy podwyższają. Pokażę ci szpeiscetel.
JULIASIEWICZOWA
No, no!…
DULSKA
Wydobywa z szufladki papier, opiera się o stół, obie z zajęciem pochylają się nad papierem.
Suteryny całe w rumel o dwadzieścia. Do sieni wstawię magle.
JULIASIEWICZOWA
Ciasno… Zęby sobie powybijają.
DULSKA
To mi wszystko jedno. Ja tamtędy nigdy nie chodzę. Oba partery po pięć, pierwsze piętro, kokocica, o dziesięć…
JULIASIEWICZOWA
Kokocica? To za mało. Ja bym podwyższyła co najmniej o dwadzieścia.
DULSKA
Tak myślisz?
JULIASIEWICZOWA
śmieje się
Naturalnie… ma pieniądze, lekko jej przychodzą… niech płaci.
DULSKA
rozjaśniona
Niech płaci…
JULIASIEWICZOWA
śmiejąc się
Niech płaci!
DULSKA
A więc – kokotka o dwadzieścia, radca o dziesięć… drugie piętro…
Obie zacietrzewione, pochylone nad stołem, czytają. Kurtyna wolno spada.
AKT DRUGI
Ta sama dekoracja, co w akcie poprzednim. Ściemnia się powoli, długie cienie liliowoszare padają przez zamarzłe szyby. Po scenie, jak zwierz w klatce, tam i z powrotem automatycznym ruchem chodzi Dulski w szlafroku z zegarkiem w ręku. Zamyka oczy i chodzi tak jak lalka drewniana. Wreszcie ustaje. Zaraz otwierają się drzwi sypialni małżeńskiej i ukazuje się Dulska w gorsecie i spódnicy.
SCENA PIERWSZA
Dulska, Dulski, Hesia.
DULSKA
Felicjan! Felicjan!
Dulski budzi się i patrzy na nią.
Chodź! Czemu nie chodzisz? Jeszcze nie ma dwóch kilometrów. Ja tam rachuję!
Dulski pokazuje jej zegarek.
Co mi zawracasz głowę zegarkiem! Ja mam najlepszy zegar w głowie. Nie chodź! Nie chodź! Dobrze – powiem doktorowi. Umyślnie ci każę w pokoju chodzić na Wysoki Zamek, a nie po ulicy, żeby mieć nad tobą oko, czy nie szachrujesz, a ty… zresztą to twoja rzecz.
Chowa się za drzwi. Dulski zaczyna znów automatycznie chodzić. Wpada Hesia, ubrana strojnie, jasnoniebiesko, pantofelki, błękitne pończoszki. Całuje ojca w mankiet.
HESIA
Ojciec idzie na Wysoki Zamek?
Dulski kiwa głową.
A jeszcze ma ojciec daleko?
Dulski pokazuje pięć palców.
Pięćset?
Dulski kiwa głową.
To ojciec już koło Teatyńskiej?
Dulski mruczy. Hesia śmieje się.
Ale tak! Ale tak! A niech ojciec prędko idzie, bo tunel rozbijają.
Dulski patrzy na nią surowo i wzrusza ramionami. Hesia wskazuje na kanapę i przegląda się w lustrze, Dulski podchodzi do niej i ściąga ją z kanapy.
Mama nie widzi! (biegnie do drzwi pokoju dziewcząt) Mela! Mela!
GŁOS DULSKIEJ
Hesiu! Czy Mela ubrana?
HESIA
Jeszcze się pichci.
Dulski staje, zgorszony, i mruczy coś.
Ojciec nie rozumie? No… stroi się. Za ojca czasów tak nie mówiono? No to co? Teraz mówią.
DULSKA
wychyla się, ubrana odświętnie
Felicjan, przestań chodzić, już jesteś na Wysokim Zamku. Jutro pójdziesz do Kaiserwaldu.
Znika.
HESIA
idzie do okna i chucha na szybę, śpiewa
Pozamarzało jakby w jakim zlewie.
Dulski ogląda się i cicho idzie do pieca, włazi na krzesło i kradnie cygaro, w tej samej chwili Hesia się odwraca i widzi to. Dulski chrząka, idzie do przedpokoju, odziewa się, wraca, podchodzi do drzwi Dulskiej, stuka, ona wychyla się.
DULSKA
Już cię niesie do kawiarni. No, masz, swoje dwadzieścia centów. Teraz będę co dzień dawać po dwadzieścia centów. Tygodniowo nie… na nic. Zaraz wszystko przetracasz z koleżkami! A wracaj na kolację!
Znika.
Dulski chwilę stroi się przed lustrem, wreszcie wychodzi. Hesia biegnie natychmiast do pieca, włazi na krzesło i kradnie cygaro.
SCENA DRUGA
Wchodzi Mela, ubrana jak Hesia, jest blada i chora. Zatrzymuje się we drzwiach, po czym biegnie ku Hesi, która pokazuje jej język i ucieka ku kanapie.
MELA
Hesiu! Pokaż, coś ty wzięła?
HESIA
No, cygara… Wielka afera!
MELA
Ukradłaś?
HESIA
Och!… Przed chwilą ojciec kradł także. Jak taki kamienicznik może to robić, czemu ja nie mogę?
MELA
Po co tobie cygara?
HESIA
Po co? Wy-pa-lę.
MELA
Och! Kiedy?
HESIA
Jak będzie galówka. A potem pojadę!
MELA
Gdzie?
HESIA
Nad Bałtyk. Albo nie, dam cygaro kochankowi kucharki. Powiadam ci, widziałam go. Jest pucerem. No, rozumiesz, u lejtnanta… bardzo, bardzo…
MELA
Jak ty możesz się przyglądać takim?
HESIA
Czemu, czemu?… Cóżeś taka blada?
MELA
Głowa mnie strasznie boli.
HESIA
Może i ty buchnęłaś cygaro?