Moralność Pani Dulskiej - Zapolska Gabriela 5 стр.


MELA

Och, nie!… Ja ciągle jestem taka słaba, tylko bym spała.

HESIA

Lepiej spróbuj ze mną chassés, moja złota, ja ciągle zapominam, z której nogi, moja droga, znów ten nauczyciel będzie mnie wstydził… Masz, rozwiązał mi się pantofel… Hanka! Hanka!

Wchodzi Hanka, blada, zmieniona.

SCENA TRZECIA

Mela, Hesia, Hanka.

HESIA

Zawiąż trzewik! Cóż znów, i ty jesteś chora? Patrz, Mela, jak ta wygląda.

HANKA

Panience się tylko zdaje.

HESIA

Ale – ledwo się włóczysz… A teraz możesz iść!

Hanka wychodzi. Hesia kręci głową.

MELA

To nic dziwnego. Ja wiem, dlaczego ona taka zmieniona.

HESIA

Wiesz? Powiedz!

MELA

Nie, Hesiu! to tajemnica. Mnie nie wolno nic powiedzieć, przynajmniej do czasu.

HESIA

Jak chcesz, taka tam ma tajemnice… No, no… daj łapę! Jak to chassés? Un, deux – un, deux…

Gwiżdże.

MELA

Hesiu, nie gwiżdż!

HESIA

Aha! Ziemia się trzęsie, co? No, a teraz walca, moja brylantowa.

Obejmuje ją, walcują.

MELA

Dlaczego mnie tak ściskasz?

HESIA

Bo ja jestem mężczyzną.

MELA

Ale ja nie mogę oddychać.

HESIA

Właśnie… a jak za kobietę, to tak, o! (przerzuca się na rękę Meli) Omdlewająco, omdlewająco, a potem w oczy… w oczy… Ja tak zawsze robię.

MELA

Ty?

HESIA

Ja! powiadam ci, studenty czerwienią się jak buraki.

MELA

Puść mnie…

HESIA

Co tobie?

MELA

Nie wiem, ale…

HESIA

No, to zagraj – cichutko, żeby mama nie przyszła. Ja nie mogę wpaść w tempo.

(popycha Melę do fortepianu)

Walca!

Mela gra cichutko. Hesia chce tańczyć, robi pas, śmieje się, wpada w cake-walka.

Mela, cake-walka!

Mela gra cake-walka cichutko, Hesia skacze.

Wchodzi Zbyszko.

SCENA CZWARTA

Też same, Zbyszko.

ZBYSZKO

A to co?

HESIA

tańcząc

Cake-walk! Cake-walk! Cake-walk! A co, źle? Prawda, że jest we mnie materiał na szansę?

ZBYSZKO

Na dwie, nie na jedną.

HESIA

tryumfująco

A co?

ZBYSZKO

Skąd ty to umiesz?

HESIA

Ignania mnie nauczyła. No wiesz, Ignania Olbrzycka. Jej brat Ciągle w tinglach siedzi, więc ją nauczył, a ona mnie.

ZBYSZKO

ironicznie

Myślałem, że cię twoja kucharka nauczyła.

HESIA

Ona?

ZBYSZKO

Przecież dopełnia twojej edukacji.

HESIA

Co znowu? Jak Bozię kocham – nie!

ZBYSZKO

z pasją

Jak to kłamie! Ech, tu wszyscy kłamią. Ale Boga to choć zostaw w spokoju, ty przynajmniej.

HESIA

Znów się złościsz! A byłeś już jakiś lepszy. No, Mela, jeszcze trochę. Powiedz, Zbyszko, czy dobrze, mój królu! Tak?

Tańczy.

ZBYSZKO

Ależ nie, przegnij się trochę jeszcze!

HESIA

Jak? jak?… (tańczą oboje) Jak dobrze, jak miło, jakby po powietrzu się latało!

SCENA PIĄTA

Ciż sami, Dulska.

DULSKA

wpada

Co się tu dzieje? Co to za balet?

ZBYSZKO

Dopełniam edukacji mej siostry.

DULSKA

Hesia! Jak możesz tak? Co to? (do Zbyszka) Z tobą to też jest krzyż pański. Albo chodzisz jak dzik, albo wyprawiasz wariacje i dziewczyny w to wciągasz.

ZBYSZKO

Dobrze już, dobrze. Po co tyle słów! Gdzież to was niesie w takiej paradzie?

DULSKA

Przede wszystkim nie niesie.

ZBYSZKO

Nogi was nie niosą?

DULSKA

To jest nieprzyzwoite i o tym się nie mówi.

ZBYSZKO

A to przyzwoite ubrać dziewczęta jak baletniczki? O! Jakie ażury!

DULSKA

To są dzieci, im wolno.

ZBYSZKO

Ładne dzieci! Pannice, aż ha!

DULSKA

Wszystkie panienki z dobrych domów tak na lekcje tańca chodzą.

ZBYSZKO

Niech się zaprawiają, niech się zaprawiają…

HESIA

Do czego? Do czego?

ZBYSZKO

Jak dorośniesz, będziesz się dekoltować na bal od góry, a teraz, jako dziecię naiwne, od dołu.

DULSKA

Zbyszko! Milcz! Jak śmiesz?! (do Meli) Cóżeś taka blada?

ZBYSZKO

Cóż dziwnego – zmarzła!

Ściemnia się.

MELA

Głowa mnie strasznie boli. Mamusiu, ja bym nie poszła…

DULSKA

Pokaż język! Biały. Znów coś zjadłaś! (przykłada jej rękę do głowy) Rozpalona. No, z tobą… to też! Może cię kłuje, co?

MELA

Tu mnie boli.

DULSKA

W lewej łopatce? Połóż sobie regolo. Jest tam używane, takie, co ojciec przykładał. I rozbierz się!

ZBYSZKO

Z czego? Ona już rozebrana. Niech się raczej ubierze.

DULSKA

Hesia! Płaszczyk, rękawiczki!

ZBYSZKO

Piechotą idziecie? Ona – tak? Jeszcze was zaaresztują.

DULSKA

Rany boskie, nie wytrzymam! A lampy jeszcze nie zapalać (do Zbyszka) Wychodzisz?

ZBYSZKO

Nie.

DULSKA

To przypilnuj pieca. My wrócimy za godzinę. Mela, idź się przebrać!

Hesia i Dulska wychodzą. Mela do swego pokoju.

SCENA SZÓSTA

Zbyszko sam, później Hanka.

Zbyszko chwilę stoi nieruchomy, potem wyciąga ręce leniwym, znużonym ruchem przed siebie, zwraca się do pieca, otwiera drzwiczki kopnięciem nogi, przysuwa sobie fotel, siada i siedzi tak spokojnie z papierosem przylgniętym do ust, z ręką opuszczoną na dół. Światło czerwonawe go oświetliło. Jest znużony i smutny. Drzwi się otwierają cicho, wsuwa się Hanka, widzi go, przybliża się, przyklęka i delikatnie, z jakąś psią pokorą całuje go w rękę. On głaszcze ją po głowie, czyni to machinalnie, nie patrząc na nią.

ZBYSZKO

No, już dobrze… dobrze…

HANKA

Proszę pana… ja…

ZBYSZKO

Co? Czego?

HANKA

Ja idę tam, gdzie pan kazał…

ZBYSZKO

A… tak! Idź! idź! A nie bój się, tylko mów śmiało i wyraźnie, jak i co.

Hanka klęczy, nieruchoma, otulona w fałdy chustki.

No, czemu nie idziesz?

HANKA

A bo ja wiem, tak mi jakoś…

ZBYSZKO

Ach, nie marudź… Idź, bo wrócą!

HANKA

wstając

Pójdę…

Wychodzi powoli, słychać, jak zatrzaskuje za sobą ciężko drzwi.

SCENA SIÓDMA

Zbyszko, Mela.

Mela w kaftaniczku, głowa związana. Podchodzi cicho do Zbyszka i siada na małym stołeczku naprzeciw niego.

MELA

nieśmiało

Zbyszko!

ZBYSZKO

Nie położyłaś się?

MELA

Nie mogę. Jeszcze mi gorzej. Czy ci nie przeszkadzam?

ZBYSZKO

Nie. Ty jeszcze z całej familii jesteś najmożliwsza. Może dlatego, że jesteś chora, więc jest w tobie coś milszego, coś innego jak u tamtych.

MELA

Coś innego? I czy myślisz, że dlatego, że jestem chora?

ZBYSZKO

Tak. Nie masz dużo sił życiowych, więc nie idziesz rozbijając łokciami przez życie, ale się… skradasz. Rozumiesz, co?

MELA

Tak. Mnie się także zdaje, że ja się wszystkim usuwam, że mnie lada chwila ktoś potrąci, że…

ZBYSZKO

To źle. Panna Dulska powinna iść naprzód tak… rozumiesz? Ktoś potrąci, ty jego… To powinna być nasza zasada. Jak najwięcej miejsca. Für die obere zehn tausend milionen kołtunen!

MELA

patrzy na niego chwilę

Zbyszko, dlaczego ty nas wszystkich tak nie lubisz?

ZBYSZKO

Za mało: "nie lubisz"! Ja was wszystkich nienawidzę i siebie razem z wami.

MELA

Siebie nienawidzisz także? A ja to znowu… Pozwól mi trochę z tobą porozmawiać. Dobrze? Jak szara godzina nadejdzie, to ja dałabym wszystko, żeby móc z kimś dobrze, cicho, spokojnie porozmawiać. Tylko że u nas to niepodobna. Jak w tartaku. Mama mówi, że się pracuje, ale przecież można i myślą popracować, prawda, Zbyszku?

Osuwa się przed nim tak, że światło z pieca oświetla grupę tych dwojga smutnych i zagnębionych.

ZBYSZKO

Mów… mów…

MELA

Ty siebie nienawidzisz, a ja to siebie żałuję. Strasznie. Nie dzieje mi się nic złego; mam ojca, mamcię, was, chodzę na pensję, jestem prosta, dbają o mnie, dają mi żelazo, nacierają wodą, uczę się wszystkiego… a przecież, przecież, Zbyszko, mnie się zdaje, że mi się dzieje jakaś krzywda, że mnie ktoś więzi, że mi ściśnięto gardło, że… Ja ci tego opowiedzieć nie mogę, ale…

ZBYSZKO

To źle, Melo, że ty tak czujesz, źle! Najlepiej pozbądź się tych sensacji. Niedługo wyrośniesz, pójdziesz dobrze za mąż i będziesz świat rozbijać łokciami.

MELA

Nie, pójdę do klasztoru.

ZBYSZKO

Gadanie! Głębsza warstwa weźmie górę, będziesz taka jak mama.

MELA

Ojciec przecież łokciami ludzi nie roztrąca.

ZBYSZKO

Bo ojciec wybrał dogodniejszą drogę: mama za niego łokciami się przez świat przepycha, a on za nią.

MELA

po chwili

To wszystko bardzo jakieś smutne.

ZBYSZKO

Koń by zapłakał.

MELA

Ty ze wszystkiego się śmiejesz.

ZBYSZKO

Tak śmieją się wisielce.

Chwila milczenia

MELA

nieśmiało

Zbyszko!

ZBYSZKO

Co jeszcze?

MELA

Chciałam ci coś powiedzieć, ale… nie będziesz krzyczał? To, widzisz, z najlepszego serca. Bo… wtedy… jak ja widziałam…

ZBYSZKO

Co?

MELA

ciszej

Ciebie i Hankę. Tak mnie skrzyczałeś strasznie, a ja właśnie…

ZBYSZKO

Czego ty o tym mówisz?

MELA

Bo mi żal i ciebie, i Hanki. Ja ciągle o was myślę. Ja się nawet za was modlę. Bo wy musicie być bardzo nieszczęśliwi.

ZBYSZKO

My? Dlaczego?

MELA

Jakże? Ona prosta sługa, ty urzędnik z prokuratorii skarbu… Jakże… i kochacie się… To bardzo smutne. Mamcia będzie się bardzo sprzeciwiać.

ZBYSZKO

Sprzeciwiać?

MELA

No, jak się będziecie pobierać.

ZBYSZKO

Czyś ty oszalała? Ja z Hanką?

MELA

Cóż z tego, że ona niby niżej. Przecież Zygmunt August i Barbara…

ZBYSZKO

Ty jesteś jeszcze głupsza, jak myślałem.

MELA

Proszę cię… Tylko mi nie wymyślaj. Ja będę po waszej stronie. Ja nauczę Hankę mówić po ludzku i jeść widelcem, i będę ją uczyć tego, co umiem, aż ona będzie taka jak my. Ja wam dopomogę.

ZBYSZKO

Ty jesteś okaz!

MELA

Tylko jest coś, co mnie bardzo martwi. Nie wiem, czy ci to powiedzieć…

ZBYSZKO

No, wyduś!

MELA

Tylko ty Hance tego nie mów! Daj słowo. Oto… Hanka ma na wsi… narzeczonego. Tak, tak. Ale się nie martw. Ona go nie kocha. To finanzwach. Ja znalazłam korespondentkę od niego do Hanki. Tam było ślicznie napisane: "Panno Haniu! Szanowna Pani! Gołębiem ślę tę kartę pod nóżki panny i pytam, czemu pisanie od niej takie rzadkie…" Tak było. O, "gołębiem…" – to ładnie. Choć na tej kartce nie było gołębia, tylko była różowa świnka i cztery prosięta, ale on zawsze tak z serca to napisał. I on ją musi kochać. Tylko że ona mu nie odpisuje, i to źle z jej strony, bo on tam pisze…

ZBYSZKO

Proszę cię o jedno: nie wtrącaj ty się w te sprawy! Głowa cię boli. Idź, połóż się!

MELA

Ja tylko tak z dobrego serca.

ZBYSZKO

Ja wiem.

MELA

wstaje, nieśmiało

I… nie gniewasz się?

Назад Дальше