Marysieńka Sobieska - Tadeusz Boy-Żeleński 3 стр.


Jest przyjęte zachwycać się tą ojcowską instrukcją. Mnie się ona wydaje dość prymitywnym pedagogicznym banałem owego wieku. Z takich recept wiódł się okropny makaroniczny styl i kraszone podniosłymi cytatami gadulstwo oratorów. Coś z polonusa, a coś z Poloniusza19. A w rezultacie pojechali młodzi Sobiescy do Paryża, niezdolni rozmówić się po francusku

Bo w lutym r. 1646, szesnastoletni Jan i starszy od niego o rok Marek puścili się wraz ze swoim dyrektorem Orchowskim i z małym dworem za granicę dla dopełnienia edukacji. Takie podróże w połowie XVII w. rzadsze już niż poprzednio były przywilejem zamożniejszych paniąt. I tu zachował się cenny dokument: własną ręką Jakuba Sobieskiego kreślona Instrukcia Synom moim do Paryża; szczegółowe wskazówki, jak się mają zachować w drodze, jak przyglądać się światu, zwiedzać fortyfikacje, na wszystko otwierać oczy, o wszystko pytać, przede wszystkim zaś ćwiczyć się w językach. To ozdoba każdego szlachcica polskiego i pochwała między przednimi ozdobami i pochwałami: umieć Języki. Dobry pan Jakub uwieńczenie edukacji widzi w tym, co jest dopiero jej abecadłem.

Oprócz języków zaleca Jakub Sobieski synom ćwiczenia w stylu, w wymowie oraz studia historii starożytnej, Liwiusza, Tacyta, Swetoniusza. Nie zaniedbywać przy tym ćwiczeń fizycznych: gra w piłkę, konna jazda, szermierka (ale nie we Francji, bo tam łatwo przy tej nauce dopytać się zwady i pojedynku), woltyżerka na drewnianym koniu. Co się tyczy tańca, radzi ojciec uczyć się im galardy francuskiej i innych przedniejszych tańców (wobec tego, że królową polską została księżniczka francuska, francuskie tańce mogły być na dworze potrzebne), ale przyznaje, że mało dba o tę sztukę: bodaieście na koniach da Bóg tańcowali, biiąc się z Turki y Tatary, tego wam życzę. Muzykę, w szczególności grę na lutni, zostawia synom do woli, ale pisze przyznam się, żebym żałował tego czasu, co byście na tym błazeństwie strawili. Będziecie da li Bóg mieli tyle dostatków, że możecie muzykę chować. Lepiej, że oni sami wam będą grać, niż wy sobie.

Od Polaków mają się trzymać z daleka dla plotkarstwa i złych obyczajów: najwięcej pomiędzy nimi takich, co Cielętami przyieżdżaią do Cudzeyziemie, wyieżdżaią zacz Wołmi do Oyczyzny swoiey. Przy tym rozmowa z rodakami przeszkadza do uczenia się języków.

Ale i przed Francuzami radzi ojciec mieć się na baczności, każe postępować sobie z nimi iako z ogniem. Bo to naród letki20, niestateczny, kłótliwy, skłonny do pojedynków, wielkich klątw, przysiąg i bluźnierstwa. Nalepiej tedy zdaleka21 z nimi, ani ich contemnere22, ani też się z nimi barzo kumać, bo oni się wnet zakochaią w człowieku, a potym go wnet porzucą. Oto bez mała wszystko, co miał pan Jakub do powiedzenia o Francuzach, wysyłając synów po naukę i oświatę do Paryża.

Ten zwięzły sąd jest bardzo godny uwagi. Zważmy, że wojewoda Sobieski jest człowiekiem w Polsce wyjątkowo światłym, że za młodu spędził parę lat w Paryżu, gdzie był (podobno) uczniem najsławniejszego filologa Casaubon. I oto ta jego charakterystyka Francuzów horyzontem swoim nie różni się zbytnio od tego, co by mógł powiedzieć ze słychu jakiś przeciętny i dość ciemny szlachcic domator, jakiś pan Pasek. Świadczyłoby to, że między ówczesną Polską a Francją musiała być zasadnicza trudność zrozumienia się. Świadomość ta ma dla nas swoją wagę; bardziej może niż wszystko inne objaśni nam ona niepowodzenia partii francuskiej, którą postara się stworzyć w Polsce królowa Maria Ludwika.

Ale nasuwa się i inna wątpliwość. Może po prostu pan Jakub Sobieski nie był tym luminarzem, za jakiego uchodził i za jakiego nam go do dziś dnia podają? Zauważyłem, że w naszych wydawnictwach historycznych zwłaszcza dawniejszych, ale nowsze często czerpią z dawniejszych bez kontroli panuje obyczaj grandilokwencji23 panegirycznej, trącącej stylem mówek pogrzebowych. Ot, biorę do rąk peregrinację po Europie Jakóba24 Sobieskiego z lat jego młodości, wydaną przez Edwarda hr. Raczyńskiego (Poznań 1833). Czytam we wstępie wydawcy: Nie było w Paryżu uczonego, nie było wojownika, z którym by Sobieski przynajmniej znajomości nie zabrał, z wielu żył w ścisłej przyjaźni. Chciałbym w to wierzyć; ale z jego książeczki wcale tego nie znać. Przeciwnie, trudno o coś bardziej jałowego niż te zapiski. Zwiedził młody Jakub Francję, Włochy, Portugalię, Hiszpanię, Anglię, Holandię, Niemcy, Austrię co go czyniło na ów czas fenomenem! ale wyniósł z tej peregrinacii25 dziwnie mało. Oto cały jego zapisek z miasta Dortrecht: Miasto dosyć piękne, wzdłuż idące. O innych jest nieco więcej, ale nie o wiele ciekawiej. Nawet ten Paryż! Najbardziej interesujący szczegół, jaki tam znajdziemy, dotyczy śmierci Henryka IV i stracenia jego mordercy Ravaillaca. Tego Ravaillaca rozerwano końmi i potem rozsiekano; publiczność zbierała kawałki jego ciała i w chusteczkach brała je do domów:

Był jeden introligator notuje pan Jakub Sobieski tak zażarty przeciw temu Rawaillakowi, a był to gospodarz na pozór stateczny, z brodą wielką, przyniósł też był kilka sztuczek ciała tego Rawaillaka i z wzgardy wielkiej i z jadu smażył je w jajecznicy i jadł je; na co oczy moje i JP. Branickiego patrzały; nawet śmiał nas obydwóch prosić na ten swój bankiet, żebyśmy mu go dopomogli jeść; ażeśmy mu w oczy obadwa plunąwszy, szliśmy od niego. Ja rozumiem, że się ten chłop od swojego jadu na ten czas wściekł jako pies jaki

I jeszcze inne zdarzenie. Jakub Sobieski zachorował: lekarz Szkot puścił mu krew kilkadziesiąt razy i chciał osłabionemu tą kuracją jeszcze krew puszczać, powiadając, że nie trzeba tych Polaków oszczędzać, bo każdy Polak jak wół, siła ma krwi w sobie

Z takich wiadomości i z takich anegdot składa się wyłącznie ów tyle sławiony diariusz podróży. Bierzmy tedy krytycznie legendy o paryskim pobycie Jakuba Sobieskiego; a zaraz ujrzymy, że nie mniej krytycznie trzeba brać paryski pobyt Jana.

Do Paryża jechali młodzi Sobiescy nie śpiesząc się. Obejrzeli po drodze spustoszone wojną trzydziestoletnią Niemcy, gdzie droga miejscami była bardzo niebezpieczna z przyczyny band żołnierskich i rozbójniczych. Jechali na Frankfurt, Berlin, Witemberk, Lipsk, Antwerpię; do Paryża przybyli 9 iunii26 1646. Całą tę drogę opisał bardzo szczegółowo towarzyszący im imć pan Sebastian Gawarecki.

O pobycie młodych Sobieskich w Paryżu nafantazjowano bardzo dużo, a głównym źródłem tych fantazyj jest obszerna Historia Jana Sobieskiego i Polski napisana po francusku w r. 1827 przez hr. de Salvandy. Najśmielsze dzisiejsze Vies romancées27 są zaiste opoką wiedzy w porównaniu z tym dziełem naukowym, w którym na przestrzeni tysiąca blisko stronic nigdy autor nie podaje, skąd zaczerpnął jakąś wiadomość. Dowolności te nie były dla cudzoziemców przeszkodą: książka, oprawiająca dzieje Sobieskiego w skrót całkowitej historii Polski, trafiła na moment zainteresowania Polską, zyskała wielką poczytność, miała kilka wydań, a rosła w powagę w miarę jak jej autor został z czasem akademikiem, parokrotnym ministrem oświaty, ambasadorem. Ale, co osobliwsze, i w polskiej nauce historii dzieło Salvandy'ego, ckliwo idealizujące postać naszego bohatera, odegrało niemałą rolę. Julian Bartoszewicz poddaje je z okazji częściowego polskiego przekładu (1849) druzgocącej krytyce; mimo to Plebański jeszcze w r. 1862 pisze: Rzadko znaleźć książkę tak pełną błędów jak Historia Sobieskiego przez Salvandy'ego, a jednak jest ona prawie jedyną wyrocznią dla wielu uczonych.

I do dziś dnia pokutuje to i owo z tych legend nawet w poważnej wiedzy o Sobieskim, przy czym zatraciła się najczęściej pamięć, że źródłem jakiejś obrosłej już tradycją wiadomości jest bajeczka Salvandy'ego.

Do takich należy pobyt Sobieskich w Paryżu. Wedle kwiecistej stronicy Salvandy'ego, Jan Sobieski dojrzewał w salonie słynnej księżnej de Longueville, gdzie chciwie przysłuchiwał się rozmowom bohaterek Frondy28 i wpatrywał się w brata księżnej, wielkiego Kondeusza. Kondeusz29 umiał odgadnąć genialnego człowieka w tym dwudziestoletnim cudzoziemcu, który wpijał w niego żarliwe spojrzenie, pośród znamienitej ciżby, przykutej do stóp jego siostry urokiem stanowiska, dowcipu i wdzięku. Zażyłość między Sobieskim a Kondeuszem miała jakoby przetrwać całe życie i utrwalić się w korespondencji. Salvandy wie nawet, o czym rozmawiali: Sobieski, obywatel wolnego kraju, zadziwiał Kondeusza horyzontami politycznymi; udzielał Francji rad, widział lekarstwo na jej niedole w zwołaniu stanów generalnych, co gdyby go posłuchano oszczędziłoby może Francji despotyzmu Ludwika XIV i przyszłej rewolucji! W zamian książę opowiadał młodemu Polakowi o marszach i bitwach, a każde jego słowo odciskało się w umyśle pojętnego ucznia, aby niebawem wydać owoce. W salonie pani de Longueville, kogóż nie spotkał, kogóż nie poznał młody Jasio! Turenne30, Colbert31, Bossuet32, Vauban33, pani de Sévigné34 już sławna, powiada Salvandy wszyscy tam jakby sobie dali dla niego rendez-vous35.

Już dawno temu (1898) Waliszewski zwracał uwagę, że to wszystko jest z palca wyssane, choćby dlatego, że księżnej de Longueville36 nie było wówczas w Paryżu; była z mężem w Monasterze w Westfalii (gdzie smażył się słynny pokój westfalski) na ważnej ambasadzie. Poza tym, relacja ta roi się od anachronizmów, które nie przynoszą zaszczytu przyszłemu akademikowi. Tak, Fronda rozpoczęła się aż po wyjeździe Sobieskiego; pani de Sévigné miała w r. 1646 dwadzieścia lat, była młodziutką mężatką, jeżeli z czego sławną, to chyba ze swoich niedoli małżeńskich; Kondeusz, zwycięzca spod Rocroy, miał lat dwadzieścia pięć i rychło potem miał zostać zdrajcą kraju i banitą; sam Sobieski miał lat nie dwadzieścia, ale ledwo siedemnaście, i bardzo wątpliwe jest, czy z gimnazjum św. Anny wyniósł projekt stanów generalnych dla Francji. Korespondencji jego z Kondeuszem śladów nie ma, zapewne dlatego, że nigdy Sobieski Kondeusza nie widział na oczy. Mimo to, relacje o sukcesach młodego Sobieskiego w salonach pani de Longueville, o stosunkach jego z Kondeuszem, powtarzają się po dziś dzień we wszystkich najnowszych nawet monografiach jako niepodlegający wątpliwości fakt, bez żadnego udokumentowania. Korzon powołał się na Salvandy'ego, inni przepisują z Korzona. Ostatnią redakcję tego fantazyjnego Salvando-Sobieskiego w Paryżu znajdujemy w angielskiej monografii Mortona37 (przekład francuski 1933).

Rzeczywistość paryska co nie ubliża w niczym naszemu bohaterowi wydaje się znacznie skromniejsza. Młodzi Sobiescy wybrali się małym dworem, pod opieką imć pana Orchowskiego, na studia. Ojciec zaleca im oszczędność, czego by na pewno twórca złotych rot nie czynił, gdyby synowie mieli paradować w świecie. W instrukcji swojej dla synów wojewoda Sobieski powiada, że nie prosi dla nich o listy polecające od króla i królowej z przyczyny słabej ich jeszcze znajomości francuskiego (niepodobną im była konwersacja francuska); dosyć będzie czasu z tymi listami, kiedy nadejdzie wiadomość, że synowie już zdolni są konwersować iakokolwiek z Dworem. Niestety, w kilka dni właśnie po przybyciu synów do Paryża pan Jakub umiera (dn. 13 czerwca w 1646), o czym młodzi Sobiescy otrzymali wiadomość dn. 9 lipca. Więcej niż wątpliwe jest, czy wobec ciężkiej żałoby byliby z nich mogli korzystać. Jeśli byli świadkami łowów królewskich w Saint-Germain, to jedynie jako zwykła publiczność.

Odbija się to wszystko dość wyraźnie w zapiskach podróżnych imć Gawareckiego. Obfity w informacje z podróży po Niemczech diariusz ten staje się dziwnie ubogi w czasie pobytu w Paryżu; na kilkunastu stronicach, oprócz banalnego opisu budowli i paru wiadomości w rodzaju: Temi czasy po Academiach różne Comedie odprawuią się, nie ma dosłownie nic do zanotowania. Trudno by to pogodzić ze światowym jakoby trybem młodych paniąt. Natomiast skoro tylko pożegnali Paryż i puścili się w objazd po Francji, imć Gawarecki jest znowuż w swoim żywiole, każdy dzień podróży dostarcza drobnych przygód i spostrzeżeń.

Jeżeli rozwinąłem obszerniej ten punkt, to dlatego, że wydaje mi się celowsze38 poruszać fakty niejasne i sporne, niż powtarzać rzeczy wielokrotnie powiedziane. Z natury tego studium wynika zresztą, że obchodzi nas w nim przede wszystkim człowiek; sprawa zaś pobytu w Paryżu wydaje się nieobojętną dla psychiki późniejszego Celadona. Przyjęte jest znów dużo przyczynił się tu Salvandy! wiele budować na tym paryskim roku, z którego Sobieski jakoby wyniósł głęboką kulturę ducha i wysokie wykształcenie; wszystko to jest po trosze dorobione wstecz, jak ów rodowód od Lecha I. Nie wydaje mi się, aby młody absolwent gimnazjum św. Anny miał dostateczne przygotowanie po temu. Czy instrukcje ojcowskie były po śmierci ojca przestrzegane nie wiadomo; podobno młody Jan Sobieski zaciągnął się na jakiś czas do muszkieterów; opuścił wreszcie Paryż, gdzie bawił niespełna rok, mając ledwie osiemnaście lat. Edukacja jego przyjdzie później i będzie zupełnie inna.

I sukcesy w Paryżu zapewne miał, ale też inne. O ile z owego pobytu Sobieskiego w Paryżu nie ma śladów pisanych, odnajdzie się po wielu latach problematyczny wprawdzie ślad żywy. Będzie nim ów zagadkowy po dziś dzień awanturnik Brisacier niedoszły książę Brisacierski! którego intryga zaprzątnie na dłuższy czas parę dworów Europy i przyczyni się do rozdźwięków między Ludwikiem XIV a jego świeżo ukoronowanym sprzymierzeńcem. Ale o tym później.

Dn. 1 maja 1647 r. ruszyli młodzi Sobiescy z Paryża na peregrinatią dla przeirzenia się w miastach y dla przewiedzenia prowincyi francuskich. Zwiedzili Francję dokładnie: Orlean, Blois, Tours, Saumur, Rochelle, Poitiers, Bordeaux, Grenoble, Lyon, Rouen, Amiens, Calais oto główne etapy. Z Calais do Anglii. W mieście Canteberi pisze wierny Sebastian Gawarecki gospoda piękna y dostatnia, ale ladaiako traktowaniśmy byli, a zapłacić drogo musieli. Wino hiszpańskie dobre. Tu zażywaią do stołu maluśkich talirzyków drewnianych, który kto stłucze, to za niego ieden penik, to iest grosz angielski, powinien dać.

Mimo woli przy tej naiwnej relacji przypomina mi się czterdzieści lat wprzódy odbyta peregrinatia ojcowska; niewiele różnią się od siebie poziomem; takie to i były te szlacheckie wojaże Potem Londyn, Oxford, potem Holandia, gdzie podróżni zwracają uwagę na sztukę fortyfikacyjną; wreszcie dn. 24 lipca 1648 r. wyjeżdżają Sobiescy z Brukseli do Polski. Półtrzecia39 roku blisko trwała ta podróż, mniej zapewne bogata w książkową naukę niż w poznawanie obcych zwyczajów i obyczajów.

Kiedy młodzi panicze stanęli z powrotem na ziemi polskiej, zastali w kraju głębokie i tragiczne zmiany. Król umarł, bezkrólewie ujrzało Polskę w ogniu wojny kozackiej. Chmielnicki pobił wojska hetmańskie nad Żółtymi Wodami; pod Korsuniem obaj hetmani, Potocki i Kalinowski, dostali się z mnóstwem rycerstwa do niewoli. Wreszcie, wyruszywszy w ogromnej sile, w kilkadziesiąt tysięcy ludzi pięciokroć tyle służby! z przepychem rynsztunków, taborów i rzędów, dumnie i bitnie, szlachta uciekła bez bitwy spod Piławiec w ataku niepojętej paniki. Tuż po tej potrzebie piławieckiej plugawieckiej, jak ją zaraz ochrzczono stanęli Marek i Jan Sobiescy, wprost z drogi, przed matką w Zamościu. Wyrzekłabym się was, gdybyście mieli być tacy jak ci spod Piławiec rzekła im podobno rycerska niewiasta. I miała dodać: Z nią albo na niej40, wskazując na tarczę rodową gestem Spartanki. I od tej chwili zaczyna się dla młodych Sobieskich służba, która dla Marka skończyła się rychło chlubną śmiercią, a dla Jana miała trwać aż do zgonu.

Назад Дальше