Koszyk kwiatów - Schmid Christof 3 стр.


Ale jakże niedorzecznie mówię w moim smutku! Daruj mi, Boże, moje próżne mowy! Ty, Boże, jesteś wszędzie; widzisz mnie i ojca mego we więzieniu! Ty rozumiesz myśli nawet człowieka, a przeto wiesz, że tak mnie jak ojca niewinnie posądzają o złodziejstwo! Twej wszechmocnej pomocy ani mury, ani kraty żelazne przeszkodzić nie mogą! Poślijże nam uciemiężonym ojcowską twę38 pociechę!

Z podziwieniem wielkim Marii39, rozszedł się po więzieniu miły zapach kwiatów; rano gdy ubierała koszyk kwiatkami, związała zbywające w bukiet zatknęła za bawet40 i te to napełniły wonią więzienie. Doszedłszy tego, wyjęła bukiet i mówiła: Ach, to i wy, niewinne kwiateczki, dostałyście się do więzienia?! Wy niewinne i ja niewinna; toteż to jest ulgą w moich cierpieniach, bo gorzej by było jeszcze, gdyby sumienie czyniło zarzut!

Przypatrując się bliżej bukietowi i spostrzegłszy w nim pączki róż i kilka niezapominajek, mówiła dalej: Kiedym was, różyczki, dziś rano zrywała i zbierała błękitne jak czyste niebo niezapominajki, któż by to był śmiał mówić, że wieczorem tegoż samego dnia leżeć będę w więzieniu? Gdym wiła wieniec dla ozdoby koszyka, któż by sądził był, że pod wieczór opasaną będę tym żelaznym wieńcem? Tak to wszystko na świecie podlega zmianie! Tak to nie wie człowiek, jak prędko położenie jego zmienić się może! jak najniewinniejsza jego czynność spowodować może jego wielkie nieszczęście! W takiej niestateczności położeń ludzkich najlepiej rozpoczynając dzień polecić się opiece wszechmocnego Boga, na nim wsparty nie zachwieje się; On nie dopuści zginąć ufającemu w opiece Jego! I zanuciła sobie dwie ostatnie zwrotki Psalmu 90.

Słuchaj, mówi Pan: że mi ufał szczerze,
Czcił imię moje, zachował przymierze,
Ja go też także w każdą jego trwogę
Nie chcę zapomnieć i owszem wspomogę.

Głos jego n mnie nie będzie wzgardzony,
Ja z nim w przygodzie: ode mnie obrony
Niech będzie pewien, pewien uwielbienia,
I lat sędziwych, i mego zbawienia.

Poczęła znowu płakać, a łzy spadały kroplami na kwiatki i błyszczały w świetle księżyca jak rosa. Ten co o kwiatach pamięta, i posila one41 rosą, nie zapomni i o mnie! Tak dobry Boże! spuść kropłę pociechy w smutne serce moje i mojego ojca, jak zasilasz rosą po ojcowsku biedne kwiatki polne!

Wspomniawszy o ojcu, pomyślała: O ty, dobry ojcze! gdy spojrzę na te kwiatki, przychodzą mi na myśl twoje słowa, któreś mi tyle razy powtarzał, zwracając na nie uwagę moją.

Te pączki róż wyrosły spośród kolców; tak z boleści moich, wyrodzą się niezawodnie radości. Kto by usiłował tę z wolna rozwijającą się różę za wcześnie wydobywać z pączka, ten by ją zniszczył. Bóg tylko umie rozwinąć powoli te delikatne listeczki, i nadać im ten śliczny zapach. Tak i z moich cierpień wywinie z czasem swoją nieograniczoną mądrością swoje łaski, a choć to z wolna idzie, trzeba czekać czasu, który On najlepiej wie, i ufać, bo On nie zawiedzie.

Niezapominajki, mówią mi: nie zapominaj o Bogu, jak On o tobie nie zapomina! Są błękitne jak niebo; niebo ma być pociechą twoją w cierpieniach, bo będzie odpoczynkiem po mężnym wytrwaniu!

Wiczka z listkiem białym i różowym; pozioma roślinko jakżebyś ty się musiała czołgać w prochu ziemi, gdybyś nie miała podpory, na którą się wwijasz, i tak podnosisz w górę! I ja bym tak nikczemną była i niszczała w prochu ziemi, gdybyś Ty, Boże, nie stał mi za podporę w mej słabości! Daj mi, Boże! pamięć na ten stosunek mnie nieszczęśliwej względem Ciebie, potężnego Pana!

Ta gałązka rezedy zapełnia swą przyjemną wonią całe więzienie; i temu nawet udziela swego błogiego zapachu, kto ją zerwał; stanowię być tobie podobną, nie gniewać się na tych, i tym być dobroczynną, którzy mię wyrwali z mego ogródka i w tym smutnym osadzili więzieniu.

Oto tu jest różczka42 barwinku: ten i w zimie nawet zachowuje swoję43 świeżość, a w ostrej porze roku swą zieloną farbą głosi błogą każdemu nadzieję! To ziółko uczy mię, że w moich cierpieniach nie powinnam upadać na sercu, lecz unosić się nad to wszystko, co mię tłoczy, nadzieją w Boga. Toć ten, co ziółko to wśród wichrów zimowych, pod mrożącym śniegiem i lodem, w jego świeżości i zieloności utrzymuje, i mnie pokrzepiać zechce w moich cierpieniach.

Oto i listki wawrzynowe w moim bukiecie, przypominają owe wawrzyny, które obiecane są tym, co mężnie walczyli w tym życiu z dotkliwymi przeciwnościami i nie dali się onym zwyciężyć. Wierzę, coś powiedział, Panie! że zwycięzcy dasz koronę żywota! I spodziewam się, że za mężne przezwyciężenie siebie samej raczysz mi onęż44 udzielić. Wy, kwiatki, łatwo więdniejecie45 i równie ziemskie radości, nikniecie! ale tamta korona, co nas czeka po krótkich cierpieniach, jest wieczna!

Ciemny obłok zakrył przyświecający księżyc; Marianna nie mogła widzieć swych kwiatków i rozmawiać z nimi, posępna ciemność zapełniła więzienie. Smutne myśli poczęły ją straszyć, aleć przeleciała chmura tamująca światło księżyca i znowu jasność napełniła więzienie: Tak to, mówiła sobie z tego powodu, może niewinność być zaćmioną na czas jakiś, ale potem zajaśnieje na nowo. Obecnie ciężą na mej niewinności ponure chmury okrutnych podejrzeń, aleć Ty, Boże, rozpędzisz te fałszywe zarzuty i pokażesz prawdę, że jestem niewinną!

Po tych uwagach położyła się Marianna na posłaniu i zasnęła pokrzepiającym snem; śniło jej się: że chodziła po sadzie, położonym wśrzód46 pustyni otoczonej niebotycznymi świerkami, w okolicy nieznanej, przy świetle księżyca. Jeszcze jej księżyc nigdy tak jasno i powabnie nie przyświecał; a śliczne kwiatki rozlewały najprzyjemniejszy zapach i barwiły rozmaitością farb swoich. Znalazła tam i ojca swego z wypogodzoną twarzą; pośpieszyła ku niemu i z radości, iż go tak widzi, płakała na piersiach jego spoczywając. Gdy odeckła47, zroszona łzą była jej twarz.

Rozdział V. Marianna przed sądem

Zaledwo Marianna odeckła48, wszedł do więzienia sługa sądowy i poprowadził ją przed sąd. Zgroza przejęła ją, gdy weszła do izby posępnej, wysokie starożytne mającej sklepienie i okna z sześciobocznych szyb złożone. Sędzia zasiadł krzesło czerwonym oszyte suknem, w czarnym obszernym ubraniu, z potężną na głowie peruką. Pisarz siadł z piórem w ręku przy wielkim stole od starości zupełnie czarnym. Sędzia zadał jej wiele pytań, na które ona sumiennie odpowiedziała. Z płaczem zarzekała się, że jest niewinną zarzuconej jej kradzieży, wszakże na to odrzekł jej sędzia: Mnie ty nie oszukasz i nie wymożesz na mnie, abym to, co jest niepodobieństwem, miał uznać za prawdę. Nikt prócz ciebie nie był w tej izbie, z której pierścionek zginął, nikt też nie może go mieć jak ty; więc wyznaj, iżeś go skradła.

Z rozrzewnieniem odpowiedziała Marianna: Nie mogę jenaczej49 mówić, tylko jak mówiłam: że o pierścionku nic nie wiem, nie mam go, ani nawet widziałam.

Rozdział V. Marianna przed sądem

Zaledwo Marianna odeckła48, wszedł do więzienia sługa sądowy i poprowadził ją przed sąd. Zgroza przejęła ją, gdy weszła do izby posępnej, wysokie starożytne mającej sklepienie i okna z sześciobocznych szyb złożone. Sędzia zasiadł krzesło czerwonym oszyte suknem, w czarnym obszernym ubraniu, z potężną na głowie peruką. Pisarz siadł z piórem w ręku przy wielkim stole od starości zupełnie czarnym. Sędzia zadał jej wiele pytań, na które ona sumiennie odpowiedziała. Z płaczem zarzekała się, że jest niewinną zarzuconej jej kradzieży, wszakże na to odrzekł jej sędzia: Mnie ty nie oszukasz i nie wymożesz na mnie, abym to, co jest niepodobieństwem, miał uznać za prawdę. Nikt prócz ciebie nie był w tej izbie, z której pierścionek zginął, nikt też nie może go mieć jak ty; więc wyznaj, iżeś go skradła.

Z rozrzewnieniem odpowiedziała Marianna: Nie mogę jenaczej49 mówić, tylko jak mówiłam: że o pierścionku nic nie wiem, nie mam go, ani nawet widziałam.

Kłamiesz! przecież są tacy, co go w ręku twoich widzieli. Cóż na to powiesz?

Nikt go widzieć nie mógł, bo ja go nigdy nie miałam, ani widziałam.

Sędzia zadzwonił i wprowadzono Jutkę: ta, ze zemsty, iż ją ominęła darowana Mariannie suknia, w celu żeby zniszczyć zaufanie państwa swego, jakie powzięli dla Marianny, powiedziała była swoim koleżankom: Pierścionka tego nie mógł kto inny skraść, jak ta niegodziwa ogrodowianka. Odchodząc ze dworu, właśnie gdy schodziła ze schodów, przypatrywała się pierścionkowi z oczkiem; gdy mię spostrzegła, przelękła się i schowała go. Zaraz mi to było rzeczą podejrzaną, ale nie chciałam o tym mówić, bo sobie myślałam; może jej go podarowano jak i inne rzeczy; jeżeli ukradła, zrobi się niezawodnie hałas, a w ten czas nie będzie za późno powiedzieć moje spostrzeżenie. Cieszy mię to dużo, że dziś nie byłam jeszcze w tym pokoju, z którego pierścień zginął; bo takie lizuski jak ta Marianna, zdolne są uczciwych ludzi w podejrzenie wprawić. Jutkę schwycono za słowo i spowodowano zeznać to spostrzeżenie przed sądem. Gdy weszła do izby sądowej, a sędzia ją napominał, żeby wobec Boga wszystko wiedzącego wyznała prawdę, zadrżały wprawdzie pod nią nogi i serce poczęło się lękać, ale złośliwa nie usłuchała głosu sędziego i sumienia, głosu Boga, bo sobie pomyślała: gdybyś się teraz przyznała, iż nakłamałaś na nię50, odpędziliby cię ze służby, albo wcale do więzienia wtrącili. Pozostała więc przy swym kłamstwie i w oczy Mariannie powiedziała: Ty masz ten pierścionek; ja widziałam go w twoich ręku.

Marianna wzdrygnęła się na to bezczelne kłamstwo, ale nie potwarzyła, ani złożyczyła, lecz ze łzami odrzekła: To, co ty mówisz, jest kłamstwo, bo nie widziałaś u mnie pierścionka. Jakże też ty możesz tak szkaradnie kłamać i mnie, która ci nic złego nie zrobiłam, tak nieszczęśliwą przez twoję potwarz czynić!

Jutka, której szło tylko o pomyślność doczesną, a przy tym jej serce zazdrosne pałało zemstą ku Mariannie, nie zważała na zarzuty jej, lecz powtórzyła jeszcze raz swoje zeznanie, z wymyślonymi okolicznościami.

Na dany znak przez sędziego odprowadzono Jutkę, po czym ten odezwał się do Marianny: Otóż twoja wina jest udowodniona: wszystkie okoliczności mówią przeciw tobie; a pokojowa hrabianki zeznała nawet, że pierścień widziała w twoich ręku. Zeznaj teraz, gdzieś go podziała.

Że Marianna statecznie twierdziła, iż pierścionka nie wzięła i nie ma; przeto sędzia nakazał ochłostać ją rózgami aż do krwi. Serce się krajało na jej płacz i narzekania, ale zawsze jedno prawiła, że jest niewinną, co przecież nie zmiękczyło śledzcy. Zbladłą, zkrwawioną, na pół tylko żywą, wrzucono na powrót do więzienia. Zadane jej rany, wyrządzona jej hańba, dokuczały jej do żywa; padła na posłanie, jęczała płacząc rzewnie i modliła się do Boga, aby ją wzmacniał w cierpieniach, aż wreszcie zasnęła. Nazajutrz kazał sędzia stawić Mariannę przed sobą, a że wszelkie ostre postępowanie nic na niej nie wymogło, przeto usiłował środki łagodnymi przyprowadzić ją do zeznania. Przez tę kradzież, mówił jej, zasłużyłaś na śmierć, mieczem by cię ścięto, ale skoro powiesz, gdzieś pierścień schowała, i oddasz go, będzie ci wszystko darowano. Plagi51 odebrane, będą ci za karę przyczytane52, będziesz uwolniona od dalszego śledztwa i wrócisz do spokojnego życia z ojcem twoim. Rozważ to sobie dobrze i obieraj53 śmierć lub spokojne życie! Ja ci życzę dobrze, bo cóż ci pomoże skradziony pierścień, gdy ci głowę zetną?

Marianna stała przy swoim pierwszym zeznaniu.

Sędzia, który wiedział, jak wielce Marianna miłuje ojca swego, postanowił z tej strony natrzeć na jej serce; mówił tedy: Jeżelić tak upartą jesteś, że nie dbasz na własne życie, to przecie miej wzgląd na twego starego ojca! Czy chcesz, żeby jego zsiwiała głowa padła pod hańbiącym mieczem katowskim? Bo któż by cię inny, jak on, namówił do tak uporczywego tajenia złodziejstwa, które jest dowiedzione? Wiedz, że i jego głowa, jako wspólnika kradzieży, paść musi!

Gdy widział, jak się Marianna wzdrygnęła, dodał: Wyznaj, iżeś pierścień wzięła; jedno twoje słowo, może uratować życie ojca twego!

Była to wielka pokusa dla Marianny; milczała długo; przechodziło jej przez myśl: mogłabyś powiedzieć, żeś wzięła i w drodze zgubiła, ale przemogła tę myśl rzetelność; lepiej trzymać się prawdy, kłamstwo jest grzechem, a grzeszyć dla żadnej korzyści nie trzeba, choćby nawet dla zaratowania życia ojcowskiego. Tobie, Boże, chcę być posłuszną i Tobie polecam moję sprawę! Po takich myślach lubo drżącym, lecz wyraźnym odpowiedziała głosem: Gdybym powiedziała, iż mam pierścień, byłoby to kłamstwem, a kłamać choćby dla zaratowania życia nie będę! Wszakże gdy chcecie, aby krew płynęła, niechże płynie moja, ochrońcie tylko ojca mego. Ja chętnie i za niego umrę.

Ta odezwa wzruszyła wszystkich przytomnych, dotknęła nawet serca surowego sędziego. Skiwnął54 na sługi sądowe i odprowadzili Mariannę do więzienia.

Rozdział VI. Jakub w więzieniu córki

W takim położeniu rzeczy był sędzia w niemałym kłopocie. Trzeci już dzień obrabiamy tę sprawę, mówił na drugi dzień do swego pisarza, a przecież nie postąpiliśmy dalej, jak w pierwszej godzinie. Gdybym mógł aby pomyśleć, że ktoś inny może mieć ten pierścień, chętnie bym uwierzył, że to dziewczę niewinne złodziejstwa. Taki stateczny upór, a w tak młodocianym wieku, jest w istocie nadzwyczajnym; ale wszystkie okoliczności mówią jasno przeciw niej, i jenaczej55 być nie może, jak że pierścień skradła.

Poszedł jeszcze raz do hrabiny i pytał o najdrobniejsze okoliczności, które by może rzecz lepiej wyjaśniły, może mówiły za dziewczęciem, wysłuchał jeszcze raz Jutkę, czy się nie dowie od niej coś nowego; siedział cały dzień nad akiami śledzczymi, rozważał pilnie zeznania Marianny; ale to wszystko było bez korzyści. Późno już wieczorem kazał sobie przyprowadzić ojca Marianny z więzienia, aby z nim o rzeczy pomówić.

Jakubie! począł do niego, znacie mię jak ostrego urzędnika, ale tego spodziewam się, nikt nie powie, iżbym kogo z moją wiedzą miał skrzywdzić; i tu pewnie przyznacie, że śmierci waszej córki nie chcę. Wszakże ze wszystkich okoliczności wynika, że ona musiała pierścień skraść, a prawo stanowi za to śmierć. Zeznanie pokojowej wynosi kradzież do tego stopnia pewności, że wątpić nie należy. Gdyby ten pierścień mógł być zwrócony państwu i w ten sposób szkoda wynagrodzona została, można by waszę córkę, przez wzgląd na jej młodociany wiek, ułaskawić. Lecz skoro nie przestanie zacięcie przeczyć, przypisze się to jej wiek przechodzącej złości, i kara śmierci niezawodnie nastąpi. Idźcież, Jakubie, do córki i usiłujcie przywieść ją do zeznania prawdy i zwrócenia pierścionka; skoro to nastąpi, zaręczam wam, iż ją po małej karze puszczę z więzienia. Jesteście jej ojcem i powagą waszą zdołacie na niej wszystko wymóc; jeżeli nie zadowolicie mojego słusznego żądania, będę powodowany sądzić, iż z nią w złodziejstwie macie społeczność, i podpadniecie wspólnej karze. Pamiętajcież, iż jeśli pierścienia nie dostaniemy, źle wam pójdzie!

Назад Дальше