I po co się wtrącać? Jednemu chce pani dogodzić, że niby ma krótki wzrok albo mały, sadza go na pierwszej ławce, a on nienawidzi pierwszej ławki, a inny jest znowu zły, bo zazdrości. I trudno powiedzieć, czy lepiej, żeby łobuzy siedzieli na pierwszej, czy na ostatniej ławce, czy razem, czy osobno. Allana w zeszłym roku pani aż cztery razy przesadzała, a Fila nawet trudno policzyć. Oni sobie nic z tego nie robili, tylko innym spokojnym zatruwali życie.
Nawet sami uczniowie mogą się pomylić. Gdyby Dżek znał Czarli25 tak, jak go później poznał, to wolałby nie korzystać z jego zegarka, byle był daleko. No, ale uczeń lepiej wie niż pani, gdzie i z kim chce siedzieć.
I co by to było, gdyby pani naprawdę posadziła Dżeka z Allanem? Ile kłótni i skarg, a może i bójki na lekcji, w przerwie i na ulicy. Pani przesadzi i zapomni, a ty się potem morduj przez całe cztery kwartały.
Allan, uspokój się mówi pani.
Proszę pani, bo Fil mi przeszkadza.
Uspokój się, Fil.
Proszę pani, Allan przeszkadza.
I pani im wierzy, a klasa wie doskonale, że obojgu26 przeszkadza szkoła, że woleliby latać po ulicy albo na podwórku i żadne przesadzanie nie pomoże, tylko w całej klasie zepsuje porządek. Ale pani wierzy.
Niech Dżek Fulton siądzie na ostatniej ławce, a ty siądź z Peelem mówi pani.
Dżek zaczął powolusieńku zbierać manatki, aż pani powiedziała:
No, prędzej.
Peel spojrzał na Dżeka ze współczuciem, choć i jemu było niewesoło.
Co robić? Przecież to niemożliwe. Ale spierać się z panią nie będzie.
Fil był odważniejszy:
Ja nie mogę tam siedzieć powiada.
Dlaczego?
Już ja wiem, dlaczego.
Więc powiedz, bo i my chcemy wiedzieć.
Mama nie pozwoliła.
A skąd mama wiedziała, gdzie ty masz siedzieć?
Klasa przycichła: wszyscy zaciekawieni czekają.
Proszę pani, doktór zabronił. Koło okna nie mogę. Zaraz bym się zaziębił.
I Fil zaczął kaszleć tak, że niektórzy nawet uwierzyli. Pani, rozumie się, też uwierzyła i dała spokój. Ale Dżek bał się jeszcze długo.
A na pauzie Fil zaczął skakać i klaskać w ręce.
A tom panią nabrał dopiero.
Bo w zeszłym roku pani posadziła Sandersa daleko od okna, że niby mizerny i kaszle, a od okna wieje. I Fil w samą porę przypomniał sobie tę bajdę.
Więc siedzi Dżek i myśli o scyzoryku. Najważniejsze przypomnieć ojcu niby przypadkiem. Na przykład będą szli tak we dwójkę. Dżek zatrzyma się przed wystawą i powie:
Patrz, ojczulku, jaki ładny scyzoryk.
Jeżeli ojciec od razu sobie nie przypomni, Dżek doda po chwili:
Pytałem się, ile kosztuje: wcale niedrogi.
Może jeszcze powiedzieć, że nauczycielka rysunków jest bardzo surowa i żąda, żeby dobrze temperować ołówki.
Przecież wstyd i nieprzyjemnie przypomnieć wyraźnie:
Ojciec obiecał kupić scyzoryk.
Może ojciec ma inne ważniejsze wydatki, a przykro mu będzie odmówić. A może się nawet rozgniewa i powie, że go Dżek i tak dużo kosztuje.
Dziwne, że dorośli mają tyle pieniędzy, a zawsze im braknie. Co prawda, duże mają i wydatki.
I dziwnie znalazło się to pióro. Leżało pod szafą koło samej nogi. Mogło tam leżeć i leżeć i nikt by go nie znalazł. Bo wciśnięte było w sam kącik. Całe szczęście, że Dżekowi potoczyła się ołowiana kulka, Dżek machał patykiem pod szafą i zamiast kulki znalazł wreszcie pióro. A kulka znowu wcale nie była pod szafą, a na środku pokoju pod krzesłem.
Jak to różnie giną rzeczy i się znajdują. I żeby nie wiem jak się pilnować, każdy musi coś zgubić. I tak wygląda, jakby ktoś na złość schował, a potem podrzucił. Bo możesz dziesięć razy zaglądać w to samo miejsce i nie ma, a potem jest nagle tam, gdzieś szukał27.
Dżek ma bardzo dużo różnych rzeczy, ale wszystko porządnie ułożone w skrzynce, którą mu ojciec zrobił. Osobno leżą rzeczy, które są często potrzebne i mogą się przydać, osobno takie, do których rzadziej zagląda. Dżek często porządkuje skrzynkę i za każdym razem układa inaczej. Próbował różnie. To płaskie rzeczy kładzie na dnie, żeby mniej miejsca zajmowały, a drobiazgi na górze. To znów osobno szkolne rzeczy, osobno różne pamiątki, osobno to, co chętnie zamieni, bo mu niepotrzebne. Podczas układania zawsze się coś nie mieści albo czegoś za dużo i wtedy dawał małej Mary.
Mary zawsze jest obecna podczas porządków w skrzynce i zapytuje nieśmiało:
Czy ci potrzebny ten sznurek, pudełko, papierek?
Dżek mówił tak albo nie albo się pytał:
A do czego chcesz?
Mary mówiła:
Tak sobie.
Albo:
Będę się bawiła.
Albo:
Zrobię coś dla lalki.
Dla lalek wszystko się przyda: one nie są wybredne. I tak jest na świecie, że co niepotrzebne dorosłym, dają dzieciom, starsze dzieci, jeśli nie wiedzą, co robić, dają małym, a mali dają lalkom. Przyjemnie bodaj tylko lalce coś podarować i zapytać się:
Podoba ci się? Jesteś zadowolona?
Dżek bardzo lubi swoją skrzynkę. Żeby się jeszcze zamykała na kluczyk, byłoby lepiej. Przyjemnie wiedzieć, że coś jest zamknięte i nikt nie otworzy. Czarli ma całą szufladę własną, a klucz nosi na wstążce. Właściwie powinien być na dewizce, bo tylko dziewczynki noszą na tasiemce kluczyki od piórników. Ale Dżek nawet piórnik ma otwarty.
Pewnie i scyzoryka nie dostanie, bo trzeba dać buty do podzelowania i mama wspomniała o nowej czapce.
To przykre, że dzieci tak drogo kosztują. Czarli jest jedynak, więc ma nawet album z markami28. A Sandersiaków29 jest aż pięcioro. I kiedyś pani Sanders, bijąc na schodach Robina, sama mówiła:
Żeby się na śmierć zapracować, i tak na nic nie starczy, jak trzeba pięć żołądków nakarmić.
I powtarzała:
A masz, darmozjadzie, a masz, a masz!
Ciągle mówiła: Darmozjadzie.
A przecież Robin zarabia, bo zanim idzie do szkoły, kurierki30 roznosi. Widocznie mało zarabia.
Tak rozmyślał Dżek, przepisując wiersz o jaskółce, która uczy swoje małe latać. Właściwie Dżek powinien myśleć o jaskółce. W szkole panie zabraniają myśleć o czym innym i mają słuszność. Bo Dżek się już dwa razy omylił. Ale bardzo trudno myśleć akurat o lekcji, kiedy zupełnie inne rzeczy przychodzą do głowy. Chcesz się zmusić, żeby myśleć o jaskółce, i nawet zaczynasz, a tu nagle:
Szczęśliwe jaskółki, że im butów ani palta, ani nic nie potrzeba.
I dalej:
Szkoda, że człowiekowi tyle potrzeba.
I dalej, i dalej. Przypomnisz sobie panią Sanders, jak z całej siły biła Robina. I ani się obejrzysz nawet, jak dwa błędy zrobiłeś. A pani mówi:
Jesteś nieuważny.
I samemu nieprzyjemnie, jak kajet jest pomazany.
Ale co na to poradzić, kiedy często chcesz, a nie możesz?
Bardzo łatwo nauczyć się czytać i pisać po polsku; prawie wszystko czyta się tak, jak się pisze, i pisze się tak, jak się czyta. Tylko er-zet czyta się jak żet, no i ce-zet, es-zet i de-zet. Trochę kłopotu ma się z o kreskowanym; no a że chleb pisze się przez be, a ławka przez wu, to bardzo łatwo spamiętać; bo mówi się chleba, a nie chlepa, i ławeczka, a nie łafeczka. Więc trzeba już być zupełnie gapą, żeby nie umieć.
O wiele trudniej czytać po francusku. Napisane beaucoup, a czyta się boku, pisze się trois, a czyta się trua, pisze się je vous prie, a czyta się że wu pri to znaczy: proszę.
Ale od biedy i z tym można sobie dać radę. Za to w języku angielskim dzieją się straszne rzeczy. Znam tylko jeden wyraz angielski i mam dosyć na całe życie. Bo pomyśleć tylko że Shakespeare to znaczy Szekspir. Chyba już tylko chiński jest trudniejszy.
W Ameryce najwięcej piszą po angielsku i dzieci muszą w szkołach bardzo dużo czytać, żeby zrozumieć nawet najłatwiejszą powiastkę, a co dopiero książkę.
Więc chociaż w szkole była biblioteka, pani postanowiła urządzić własną biblioteczkę trzeciego oddziału31.
Pani tak powiedziała:
To wielki wstyd, że nie wszyscy uczniowie trzeciego oddziału płynnie czytają. Kto płynnie czyta, ten po pracy, spędzonej w fabryce, weźmie sobie książkę
O Pinkertonie32, proszę pani wtrącił Fil.
Fil, nie przeszkadzaj, bo pójdziesz do kąta.
I pani dalej objaśnia o pożytku czytania.
Na przykład spieszysz się do roboty, a tu na murze wisi nowe ogłoszenie
Że policja poszukuje morderców dodaje Fil.
Fil, uspokój się, bo cię za drzwi wyrzucę mówi pani i dalej tłumaczy. Płynnie powinien czytać każdy człowiek. Wymaga tego godność obywatela
Proszę pani, kto w kinematografie33 nie zdąży przeczytać napisu, to potem siedzi jak tabaka w rogu34.
Fil, wyjdź w tej chwili z klasy.
Uj, już nie będę.
Ruszaj za drzwi.
Fil spuścił pokornie głowę, idzie ale zatrzymuje się przed stolikiem i pyta się:
Ale prawda, że mam ruchliwy umysł?
Skąd ci to przyszło do głowy?
A jak nauczyciel śpiewów się na mnie skarżył, pani sama przecie powiedziała.
A ty skąd wiesz, co mówiłam?
Bo bałem się, że będę miał grandę, więc sobie z boczku słuchałem, co powie.
No, dobrze: brzydko jest podsłuchiwać. A teraz wyjdź, bo przeszkadzasz.
Uuu-rozz-maa-icam lekcję powiedział Fil we drzwiach.
Pani spokojnie już teraz skończyła.
Szło o to, że każdy ma w domu parę książek, więc niech je na rok pożyczy szkole. Jeżeli każdy da dwie książki, a uczniów jest czterdziestu, więc biblioteczka liczyć będzie osiemdziesiąt numerów. Każdy będzie mógł przeczytać osiemdziesiąt książek. I wtedy nie tylko Dżems35 i Harry będą chętnie czytali, ale wszyscy.
Ale trzeba, żeby ktoś się podjął biblioteczkę prowadzić. Z początku będzie nawet duża praca, żeby nalepić kartki z numerami, ułożyć katalog, zaprowadzić kontrolę.
Pani, rozumie się, dopomoże, ale odpowiedzialność za wszystko musi ktoś wziąć na siebie.
Więc kto? pyta się pani.
Ja odzywa się Fil przez uchylone drzwi. I tak to śmiesznie i nagle krzyknął, że wszyscy zaczęli pękać ze śmiechu. I pani naprawdę się już rozzłościła.
Gdyby nie Fil, może by od razu wybrano bibliotekarza, ale w hałasie trudno się porozumieć. Przy tym i pani była zdenerwowana.
Nieznośny chłopiec pomyślał Dżek.
Bo Dżek był zachwycony pomysłem pani. Była to dla Dżeka najciekawsza lekcja, jaką słyszał. A słuchał tak uważnie, jak nigdy. Rzeczywiście, takie proste i mądre. Dżek ma w skrzynce trzy książki w oprawie i pięć małych książeczek. Ma Kota w butach, Robinsona, Chatę wuja Toma, dwa stare kalendarze36, bajki Andersena i jeszcze. I jest tak akurat, jak pani mówiła, że mu przeszkadzają, niepotrzebnie tylko zajmują miejsce, a potem nie mieszczą się ważniejsze rzeczy. Niech sobie koledzy biorą: bo Dżek jedne zna, a innych nie ma ochoty czytać.
Dżek bardzo chciał prowadzić bibliotekę. Bo książki będą w szafce zamknięte na klucz. I trzeba pilnować porządku: żeby nie niszczyli, jak biorą. Każdą zwracaną książkę trzeba obejrzeć, każde najdrobniejsze uszkodzenie podkleić gumowanym papierem. Dżek na pewno by umiał. Pisze nie bardzo ładnie, toby którego poprosił. A zresztą już by się postarał.
Kiedy pani zapytała się kto, Dżek chciał podnieść rękę. Ale teraz za późno: może i jego wyśmieją, może pani chce kogoś innego. Więc się nie odzywa.
Gdyby pani dała czas do namysłu. Niechby każdy parę dni pomyślał, zastanowił się i poradził. Jak ojcu radzono, żeby rzucił fabrykę i poszedł do majstra, który lepiej płaci ojciec cały tydzień chodził, pytał się, dowiadywał. A to przecież nie byle co bibliotekarz całej klasy, jeżeli się ma udać. Powiedzieć: ja łatwo; toteż Fil może nie błaznował wcale, może naprawdę myślał, że to przyjemnie, i chciał się przydać na coś. Bo Fil jest lekkomyślny.
A pani była już zła, więc się jeszcze więcej śpieszyła.
No i nikt się nie zgłasza? No, więc dobrze: niech nie będzie biblioteki, niech trzeci oddział nie umie czytać. No, Harry, właściwie ty powinieneś się podjąć.
Ale Harry mówi, że nie może.
Więc która z dziewczynek, jeżeli chłopcy nie chcą. Gdyby szło o futbal37, pewnie by było wielu amatorów. Może Klaryssa38 albo Fanny?
Klaryssa nie chce, a Fanny sama się boi.
Ja mogę prowadzić mówi Dżems.
Klasa wie doskonale, dlaczego Dżems się zgodził: szło mu o to, żeby bibliotekarką nie została dziewczynka. Klasa wie, że się nie uda, jeżeli Dżems się do tego weźmie. Dżems jest zarozumiały, i on nie lubi, i jego klasa nie lubi. Samolub czyta dużo, ale żeby go nie wiem jak prosić, nie opowie nic, nie pożyczy, nie wytłumaczy. Kapryśny i obraźliwy, a przy tym złośnik.
Ale pani od razu się zgodziła.
Brawo, Dżems! Uratowałeś honor klasy.
Dżems skrzywił się, coś bąknął pod nosem i na pewno żałował już, że się zgodził.
Było źle: zaraz nazajutrz Dżems zapomniał klucza. Na przyniesione przez kilku kolegów książki powiedział, że śmiecie. Jedna książka głupia, druga nudna, trzecią sto już razy czytały dwuletnie dzieci. (Sam głupi zarozumialec: szkoda, że nie powiedział roczne). W ogóle tak mówi, jakby nie dla wszystkich miały być te książki, a dla niego tylko.
Po tygodniu już i pani spostrzegła, że się pomyliła. Dżems najwyraźniej w świecie robi łaskę. Kiedy mu pani wreszcie ostro zwróciła uwagę, że lekceważy dobrowolnie przyjęty obowiązek, Dżems powiedział, że nie umie i nie chce. I niesłusznie się pani na niego gniewała, bo naprawdę nie umiał. Przecież co innego samemu czytać, a co innego książki do czytania wydawać.
Fil triumfował:
Dobrze pani tak; ja bym się postarał o różne wesołe, takie śmieszne książki, różne bandyckie bujdy od brata, rozmaite mocium dzieju bajaderskie piosenki. Cały oddział tak by czytał jak aeroplan39 aż by warczało.
Ale bibliotekarką została Fanny i rozumie się, najprzód40 chłopcy powiedzieli, że od niej ani jednej książki nie wezmą, a potem i dziewczynki dały spokój. Brały tylko lizuchy, żeby pani się przypodobać. Fanny udawała panią.