Kajtuś Czarodziej - Korczak Janusz 4 стр.


 Antoś czyta. No, no. To niespodzianka dopiero.

 Ma chłopak charakter pochwalił go ojciec.

 Będą z niego ludzie mówi babcia.

 Ucz się. Ucz się, synu, żeby tobą nie poniewierali.

Ojciec nie mówił: Ucz się, Antosiu.

Nie powiedział: Antosiu ani Kajtusiu.

A powiedział: synu.

Tak ładnie, tak uroczyście.

Synu. Cztery litery.

Ssss y nnn u.

Teraz w szkole Kajtuś nie tylko bajki czyta, ale i grube książki bez obrazków.

Dużo czyta.

Zapomniał już nawet, że mu kiedyś trudno było czytać.

Rozdział czwarty

Smok, rusałka, syrena Wiedza tajemna Kajtuś chce być czarodziejem Trzynaście czarów w szkole

Kajtuś czyta.

Czyta o wojnach.

O podróżach.

Czyta o krajach i ludach. O zwierzętach i gwiazdach. I jak innym ludziom dzieje się na świecie.

No i

Zdaje się, że wszystko dobrze.

Niby wie coraz więcej. Niby wie coraz lepiej. Już prawie rozumie. Ale nie tak, jak chce. Nie wszystko dokładnie. Zawsze jakaś tam tajemnica.


Aż doczekał się.

Pani akurat zastępowała chorego nauczyciela. Była wesoła. Chętnie odpowiadała. Można się było dokładnie rozpytać.

Dawno już czekał Kajtuś na taką godzinę.

A zaczęło się jakoś od smoka na Wawelu od Krakusa.

 Były smoki czy nie? Ile głów miały? Czy ziały ogniem? Czy były rusałki i syreny?

Pani tłumaczy:

 Były zwierzęta skrzydlate. Ptaki przedpotopowe. Były słonie-mamuty. Są wykopaliska.

 A król? A paź, a giermek królewski? Książęta i rycerze? Czy trefniś27 musiał być garbaty? Dlaczego astrolog i alchemik, i sennik egipski?

Pani opowiada o wróżbach i przepowiadaczach.

 Astrolog z gwiazd odczytywał przyszłość. Alchemik robił złoto i lekarstwa: na starość i wszystkie choroby.

Usłyszał Kajtuś:

 Kamień filozoficzny28. Perpetuum mobile29. Wiedza tajemna.

Od dawna już czeka na taką godzinę.

 A magik, proszę pani? A hipnotyzer? A duchy? Czy Cyganki kradną dzieci i sprzedają do cyrku?

 Poczekaj. Nie wszystko od razu.

Roześmiał się któryś, niby że to dziecinne pytania. Ale go pani ostro skarciła i dalej mówi:

 Tak było, tak jest, tak może będzie. To wiemy, tego nie wiemy. A śmiać się nie należy.

I już jakby z jednym tylko Kajtusiem rozmawia. Tak zrozumiale tłumaczy.

Czy żyli siłacze: Samson30 i Herkules31? I Madej32? I mistrz Twardowski33? I Boruta? Jaka jest różnica między czarodziejem i czarnoksiężnikiem?

Nagle

Nieznośny dzwonek. Już się zrywają szczeniaki. Dzwonek ostry, natrętny. Hałas..

 Nie chcemy przerwy! woła Kajtuś. Niech pani dalej mówi.

Pani się uśmiechnęła.

 Dlaczego to cię tak zajmuje?

 Bo on jest, proszę pani, Kajtuś i kurzy jak stary.

 Bo on chce być czarodziejem.


Zerwał się Kajtuś.

Przyskoczył. Zamierzył się. Będzie awantura.

Nie!

Pani zmarszczyła brwi. Tak jakoś dziwnie spojrzała.

I tylko:

 Antoś, proszę cię! Zostań! Wyjdźcie wszyscy z klasy.

Kajtuś czerwony zacisnął zęby. Stoi czeka.

Zostali we dwoje.

 Dziękuję ci, Antosiu mówi pani.

 Dlaczego mnie drażnią? Dlaczego przeszkodzili?

 Zastanów się. Jesteś rozumny człowiek.

Zdziwił się: Człowiek?.

A pani mówi:

 Ty chciałeś słuchać po dzwonku, a oni nie. Mieli prawo nie chcieć. A ty nie przeszkadzasz nigdy? Nie trzeba być takim porywczym.

Powiedziała pani: porywczy, nie: złośnik. Dziadek też był porywczy.


Pani wyszła.

Kajtuś został sam w klasie.

Stało się.

Już wie.

Już wie teraz.

Ten chłopak prawdę powiedział!

Już wie zupełnie na pewno.

Chce być czarodziejem!

Nie paziem królewskim, nie rycerzem, nie cyrkowcem i nie kowbojem. Nie magikiem, co sztuki pokazuje. Ani Ali Babą, ani detektywem.

A właśnie czarnoksiężnikiem.

Teraz już wie stanowczo. A przeczuwał dawno.

Już nawet wtedy, gdy był mały, gdy mama czytała bajki, gdy ojciec o dawnych dziejach prawił, a babcia opowiadała o dzikim winie, o szczurach i o starym zegarze.

Nawet nie siłaczem jak Herkules, i nie gwiazdą filmową. Ani bokserem, ani lotnikiem.

Chce i musi poznać wszystkie zaklęcia.

Chce być potężny

Ten chłopak prawdę powiedział

Mówi pani, że nie ma zaklęć ani czarów.

Nieprawda. Muszą być. Są. Pani ich nie zna. Bo co innego książki szkolne, a co innego wiedza tajemna.

Sam Mickiewicz pisał o Twardowskim. I królowie wierzyli. Więc musi być prawda.

Pewnie astrolog tak czytał gwiazdy jak Kajtuś w książce litery. Jest. Musi być eliksir na wszystkie choroby, tylko go zwyczajni doktorzy nie znają.

Mylił się Kajtuś, gdy myślał, że się dowie w szkole, że z książek wyczyta.

Nie. Musi sam.

Będzie trudno. Nic nie szkodzi.

Zacząć trzeba. A gdy zacznie, to skończy.

Tak.

Chce mieć czapkę niewidkę i buty siedmiomilowe. I dywan, i torbę, i pierścień, i kurę, co znosi złote jaja. Nie zwyczajne, a złote. Będzie mógł zaczarować, kogo zechce, każdego nieposłusznego. Będzie władcą najpotężniejszym. Muszą go się słuchać.

Musi ćwiczyć wzrok. Znajdzie jakoś pierwsze zaklęcie jeden wyraz magiczny, indyjski albo grecki.

Postanowił. Ślubował.

Zaczął i kończy.


Od tej pory ma Kajtuś dwa różne życia.

Jedno zwyczajne: w domu, w szkole, na ulicy.

Drugie życie inne, własne, tajemnicze, wewnętrzne.

Niby nic.

Bawi się, goni, zakłada się, wygrywa i przegrywa zakłady; drażni się, przezywa i błaznuje.

Ale naprawdę rozmyśla o czarach i próbuje. Różnie próbuje i czeka.

Ćwiczy wzrok i myśli. Myślą i spojrzeniem rozkazy wydaje.

Patrzy z całej siły na chłopca, który przed nim siedzi na ławce. Patrzy i rozkazuje:

Każę ci się odwrócić. Odwróć się.

Oczami i myślą woła, nie głosem.

Albo patrzy na nauczyciela.

Chcę do tablicy. Żądam: niech mnie pan wywoła. Chcę odpowiadać!.

Albo na ojca.

Chcę pięćdziesiąt groszy. Na kino. Żądam. Proszę. Chcę być w kinie!.

Ano, raz się uda, wiele razy się nie udaje.

Nic dziwnego. Czary są trudne. Zaczyna dopiero.

Kajtuś czeka cierpliwie.

Aż się doczekał.


Pierwszy czar był taki.

Pan chciał postawić zły stopień. Nie Kajtusiowi, nawet nie dobremu koledze, a zwyczajnemu chłopcu.

Kajtuś mocno pomyślał:

Niech pióro zginie.

I zaraz pan się pyta:

 Gdzie pióro? Przed chwilą leżało.

Chłopcy i pan szukają.

 Nie ma. Kto zabrał?

 Nie ja I nie ja.

Tymczasem dzwonek. Pan wychodzi, a pióro leży na stole jakby nigdy nic.


Drugi czar.

Pan pisze na tablicy. A Kajtuś: Niech się kreda zamieni w mydło.

Chce pan pisać dalej nie może. Ogląda kredę. Zły, mruczy coś pod nosem.

 Co się stało? dziwi się klasa. Co takiego? Czego pan chce?

Ale zaraz pan kredę mocno zacisnął i pisze. Tylko się skrzywił.

I tak samo na geografii.

Pan stoi przed mapą i tłumaczy. Nudna była lekcja.

A Kajtuś krótko tylko i prędko pomyślał:

Niech się mapa przekręci do góry nogami.

Pan zamrugał. Zmarszczył czoło. Potarł oczy. Chłopcy nawet nie zauważyli, bo po chwili mapa znów równo wisi.


Kiedy potem liczył Kajtuś, ile mu się czarów udało, nie wiedział nawet, czy liczyć, czy to były czary prawdziwe.

Bo co?

Mogło się zdawać.

Może zasnął na chwilę znudzony i tak się przyśniło. Czasem trudno odróżnić, co sen, a co prawda.

A pióro, które znikło? Często tak się zdarza.

Zginie coś. Szukasz, szukasz nie ma i nie ma. Potem patrzysz: leży. Aż dziw. Aż złość bierze.

Kajtuś chciał mieć pewność, że to nie przypadek, nie sen, nie omyłka, że naprawdę czar, a nie coś innego.

To tylko liczył, co bez czaru w żaden sposób nie mogło się zdarzyć.


Więc był w klasie chłopiec niezdara. Aż dokuczali, aż żartowali z niego.

Najgorzej na gimnastyce. A już najgorzej szło mu ze skokami przez linkę.

Mówią.

 Czego się boisz? Jak linka spadnie, przecież nie zabije.

Żal się Kajtusiowi zrobiło. Bo czego od niego chcą? Dobry, cichy chłopak.

Rozkazał czarodziejskim sposobem.

Udało się. Oferma skoczył ponad linką. Cały ogromny kawał. Tak lekko chyba metr dwadzieścia.

 Zuch!

Chłopcy gęby pootwierali. Sam on skulił się przestraszony.

Krzyczą:

 Jeszcze raz. Jeszcze raz!

A ten w bek. Nie chce, nie będzie drugi raz skakał. Nie wie, co go podrzuciło.

Kajtuś uśmiecha się. Pomyślał:

Ot, głupi naród.

Bo przyjemnie wiedzieć, czego nikt nie wie, rozumieć, czego nikt nie rozumie, i móc, czego inni nie mogą.

Tak. To był czar.

Ale co tam: niech będzie, że się udało nie na rozkaz Kajtusia.

Miał ważniejsze dowody.


Zadała pani ćwiczenie. Nie chciało mu się, nie napisał. Ściągnie na pauzie od kolegi.

Ale nie lubi się prosić.

Może pani nie będzie sprawdzała?

Pani wywołała tego i owego. Wreszcie kazała Kajtusiowi pokazać zeszyt.

Przykro. Przecież postanowił zawsze dla pani lekcje odrabiać. Bo lubi panią i wie, że pani go lubi.

Co będzie, to będzie. Chcę żądam rozkazuję. Niech będzie napisane.

Idzie śmiało. Nawet nie otworzył zeszytu. Ale czuje, że musi się udać.

Zeszyt gorący taki, potem zimny, potem już zwyczajny. Oddaje.

Pani zeszyt otwiera, czyta.

 Na miejsce. Bardzo dobrze.

Wraca Kajtuś siada.

Patrzy: jest ćwiczenie w zeszycie.

Pismo czarne, zwyczajne, potem blade już ledwo znać i znikło.

Westchnął. Zmęczony się czuje. W głowie mu się kręci.


Czar z rowerami.

Na pauzie.

Chłopaki gonią się, krzyczą, tłoczą i popychają. Nudzi się. Plątanina.

Kajtuś zły pomyślał: Niech będą wszyscy na rowerach.

Przestraszył się, kiedy zobaczył.

 Już dosyć!

Gdyby trwało dłużej, byliby się pokaleczyli, ręce i nogi połamali. Nie umieją przecież, a zresztą, jak się zmieszczą, w dodatku rozpędzeni?

Cisza zapanowała.

Groźna.

Kajtuś blady, spocony.

Niech zapomną rozkazał.

Skończyło się szczęśliwie.

Jeden tylko leży na podłodze, za głowę się trzyma. Nie wie, czy go kto popchnął, czy się sam przewrócił.

Tylko jeden spadł z roweru i nabił guza.

Zapomnieli wszyscy, tylko woźny rozgląda się niespokojnie. Może dlatego, że stary. Widać, że coś podejrzewa.

Potem siedzi Kajtuś w ławce i myśli, co by się stało, gdyby nie powiedział od razu, że dosyć. Jak by to się skończyło.

Wygląda tak, że trudniejsze są czary, które długo trwają.

Dlaczego jedno uda się od razu, a drugie wcale?

Może i prawdziwi czarodzieje chcą czasem, a nie mogą? Może czasem inaczej wychodzi, niż chcieli? W bajkach mówi się o czarach, które się udały.

Kajtuś jest jakby uczniem dopiero. Bada, uczy się, próbuje.


Było tak:

Była klasówka z rachunków.

Pan podyktował zadanie.

 Za trudne wołają chłopcy. Nie wiemy! Nie możemy!

A Kajtuś: Niech się atrament zamieni w wodę.

I zaraz.

 Proszę pana. Atrament nie pisze. To woda.

Zawołał pan woźnego.

 Wczoraj nalałem mówi woźny. Taki sam atrament, jak w całej szkole. Musieli chłopcy coś wsypać.

Dyżurny nie wie, nie widział. Był atrament. Nikt kałamarzy nie ruszał. Jakżeby nie zauważył?

Pan polizał raz i drugi, wypluł, wzruszył ramionami. Udaje, że rozumie.

 Poczekajcie. Powiem panu kierownikowi34. Cała klasa będzie odpowiadała. Dosyć tej łobuzerki. Nie uda wam się. Ołówkami pisać.

Ale nie mają ołówków. I klasówki nie było.


Jeszcze więcej zamieszania wywołał dziewiąty czar Kajtusia.

Były roboty35.

Owszem, roboty mogą być przyjemne, jeżeli nauczyciel się stara, a chłopcy się słuchają. Bo jak nie, to roboty jeszcze się więcej przykrzą niż zwyczajna lekcja.

Widzi Kajtuś, że do końca godziny daleko.

Już tydzień cały żaden czar się nie udał. Więc myśli: spróbuję.

Chcę. Rozkazuję. Niech już będzie dzwonek.

Jest. Ale inny niż zwykle. Rozległ się jakby z góry, jakby fruwał w powietrzu i dzwonił.

Wysypali się chłopcy z klas, ciekawi, dlaczego tak prędko uradowani są niespodzianką.

Pan kierownik zły wyszedł z kancelarii.

 Co tu się dzieje? Dlaczego? Kto?

 Ja nie dzwoniłem mówi woźny.

 Więc kto?

 Nie wiem.

Stoi stary i łzy ma w oczach.

 Panie kierowniku, niech mi pan wierzy albo nie. Nie jestem pijany. Nie pierwszy rok w szkole pracuję. Znam figle chłopców. I mówię: tu w szkole duchy jakieś gospodarują.

 Dobrze, dobrze. Duchy. Proszę do kancelarii. A chłopcy do klasy!

Przeciągnął się Kajtuś, ziewnął zniechęcony.

Że też nie można zrobić czegoś, co by naprawdę było ciekawe. Zawsze się skończy jakoś głupio.

Niby czarodziej no i co z tego?

Żal mu woźnego. Bo co stary winien? A wziął go kierownik do siebie i pewnie ruga.

Nie chciał Kajtuś naprawdę martwić nikogo.


Znów dwa ważne czary udały się Kajtusiowi jeden zaraz po drugim.

Był w klasie bogaty kolega.

Przynosi na śniadanie różne przysmaki. Łakomy i chytry nigdy nie poczęstował nikogo. Przyniesie ciastko z kremem, potem papier wylizuje jęzorem.

Zaraz rano widzi Kajtuś, że żarłok wyjmuje swoją paczkę. Kajtuś spojrzał ostro, chwycił głęboko powietrze i:

Niech ma żabę zamiast śniadania.

Krzyk zaraz.

 Żaby w klasie!

Żarłok oczy wybałuszył, stoi jak nieprzytomny. Żaba skacze, a oni się śmieją.

 Patrzajcie! Żabę przyniósł na śniadanie.

 Pewnie zagraniczna!

 Z kremem!

 Kiedy przyniósł, niech zjada!

Wchodzi pani do klasy.

Miała długą przemowę.

 Żart niemądry. Ale gorzej, że ktoś zabrał dwie bułki z wędliną, ciastko i pomarańczę.

Widzi Kajtuś, że panią zmartwił, więc chce pocieszyć.

 Niech na stoliku przed panią leży róża.

Pożałował, że to powiedział, bo go coś w sercu kolnęło, coś szarpnęło w środku boleśnie. Jak iskra elektryczna albo jak ząb się wyrywa. Jakby się u niego ta róża wyrwała z piersi.

Назад Дальше