GŁOS Z SUFITU
Daruj im, Ojcze, bo nie wiedzą, co czynią.
ŻONA
Tamten dziwne cierpi obłąkanie nieprawdaż?
MĄŻ
Najdziwniejsze.
ŻONA
On nie wie, co gada, ale ja ci ogłoszę, co by było, gdyby Bóg oszalał50
bierze go za rękę
Wszystkie światy lecą to na dół, to w górę człowiek każdy, robak każdy krzyczy Ja Bogiem i co chwila jeden po drugim konają gasną komety i słońca. Chrystus nas już nie zbawi krzyż swój wziął w ręce obie i rzucił w otchłań. Czy słyszysz, jak ten krzyż, nadzieja milionów, rozbija się o gwiazdy, łamie się, pęka, rozlatuje w kawałki, a coraz niżej i niżej aż tuman wielki powstał z jego odłamków Najświętsza Bogarodzica jedna się jeszcze modli i gwiazdy, Jej służebnice, nie odbiegły Jej dotąd ale i Ona pójdzie, kędy idzie świat cały.
MĄŻ
Mario, może chcesz widzieć syna51?
ŻONA
Jam mu skrzydła przypięła, posłała między światy, by się napoił wszystkim, co piękne i straszne, i wyniosłe. On wróci kiedyś i uraduje ciebie. Ach!
MĄŻ
Źle tobie?
ŻONA
W głowie mi ktoś lampę zawiesił52 i lampa się kołysze nieznośnie.
MĄŻ
Mario moja najdroższa, bądźże mi spokojna, jako dawniej byłaś.
ŻONA
Kto jest poetą, ten nie żyje długo.
MĄŻ
Hej! ratunku pomocy!
Wpadają kobiety i Żona Doktora.
ŻONA DOKTORA
Pigułek proszków! Nie nic zsiadłego owszem, płynne jakie lekarstwo. Małgosiu, bież do apteczki! Pan sam temu przyczyną mój mąż mnie wyłaje.
ŻONA
Żegnam cię, Henryku.
ŻONA DOKTORA
To JW. Hrabia sam w osobie swojej!
MĄŻ
Mario, Mario!
ściska ją
ŻONA
Dobrze mi, bo umieram przy tobie.
spuszcza głowę
ŻONA DOKTORA
Jaka czerwona. Krew rzuciła się do mózgu.
MĄŻ
Ale jej nic nie będzie!
Wchodzi Doktor i zbliża się do kanapy.
DOKTOR
Już jej nic nie ma umarła.
CZĘŚĆ DRUGA 53
Czemu, o dziecię, nie hasasz na kijku, nie bawisz się lalką, much nie mordujesz, nie wbijasz na pal motyli, nie tarzasz się po trawnikach, nie kradniesz łakoci54, nie oblewasz łzami wszystkich liter od A do Z? Królu much i motyli, przyjacielu poliszynela55, czarcie maleńki, czemuś tak podobny do aniołka? Co znaczą twoje błękitne oczy, pochylone, choć żywe, pełne wspomnień, choć ledwo kilka wiosen przeszło ci nad głową? Skąd czoło opierasz na rączkach białych i zdajesz się marzyć, a jako kwiat obarczony rosą, tak skronią twoje obarczone myślami?
*A kiedy się zarumienisz, płoniesz jak stulistna róża i, pukle odwijając w tył, wzroczkiem sięgasz do nieba powiedz, co słyszysz, co widzisz, z kim rozmawiasz wtedy? Bo na twe czoło występują zmarszczki, gdyby cieniutkie nici, płynące z niewidzialnego kłębka bo w oczach twoich jaśnieje iskra, której nikt nie rozumie a mamka twoja płacze i woła na ciebie, i myśli, że jej nie kochasz a znajomi i krewni wołają na ciebie i myślą, że ich nie poznajesz twój ojciec jeden milczy i spogląda ponuro, a łza mu się zakręci i znowu gdzieś przepadnie.
*Lekarz wziął cię za puls, liczył bicia i ogłosił, że masz nerwy. Ojciec Chrzestny ciast ci przyniósł, poklepał po ramieniu i wróżył, że będziesz obywatelem pośród wielkiego narodu. Profesor przystąpił i macał głowę twoją, i wyrzekł, że masz zdatność do nauk ścisłych56. Ubogi, któremuś dał grosz, przechodząc, do czapki, obiecał ci piękną żonę na ziemi i koronę w niebie. Wojskowy przyskoczył, porwał i podrzucił, i krzyknął: Będziesz pułkownikiem. Cyganka długo czytała dłoń twoją prawą i lewą, nic wyczytać nie mogła; jęcząc odeszła, dukata wziąć nie chciała. Magnetyzer57 palcami ci wionął w oczy, długimi palcami twarz ci okrążył i przeląkł się, bo czuł, że sam zasypia. Ksiądz gotował cię do pierwszej spowiedzi i chciał ukląc58 przed tobą, jak przed obrazkiem. Malarz nadszedł, kiedyś się gniewał i tupał nóżkami; nakreślił z ciebie szatanka i posadził cię na obrazie dnia sądnego między wyklętymi duchami.
*Tymczasem wzrastasz i piękniejesz nie ową świeżością dzieciństwa mleczną i poziomkową, ale pięknością dziwnych, niepojętych myśli, które chyba z innego świata płyną ku tobie bo choć często oczy masz gasnące, śniade lica, zgięte piersi, każdy, co spojrzy na ciebie, zatrzyma się i powie: Jakie śliczne dziecię! Gdyby kwiat, co więdnie, miał duszę z ognia i natchnienie z nieba, gdyby na każdym listku, chylącym się ku ziemi, anielska myśl leżała miasto kropli rosy, ten kwiat byłby do ciebie podobnym, o dziecię moje może takie bywały przed upadkiem Adama59.
Cmentarz Mąż i Orcio przy grobie w gotyckie filary i wieżyczki. 60
MĄŻ
Zdejm kapelusik i módl się za duszę matki.
ORCIO
Zdrowaś Panno Maryjo, łaskiś Bożej pełna, Królowa niebios, Pani wszystkiego, co kwitnie na ziemi, po polach, nad strumieniami
MĄŻ
Czego odmieniasz słowa modlitwy módl się, jak cię nauczono, za matkę, która temu dziesięć lat właśnie o tej samej godzinie skonała.
ORCIO
Zdrowaś Panno Maryjo, łaski Bożej pełna, Pan z Tobą, błogosławionaś między Aniołami, i każdy z nich, kiedy przechodzisz, tęczę jedną z skrzydeł swych wydziera i rzuca pod stopy Twoje. Ty na nich, jak gdyby na falach61
MĄŻ
Orcio!
ORCIO
Kiedy mi te słowa się nawijają i bolą w głowie tak, że, proszę Papy, muszę je powiedzieć.
MĄŻ
Wstań, taka modlitwa nie idzie do Boga. Matki nie pamiętasz nie możesz jej kochać.
ORCIO
Widuję bardzo często Mamę.
MĄŻ
Gdzie, mój maleńki?
ORCIO
We śnie, to jest, niezupełnie we śnie, ale tak, kiedy zasypiam, na przykład zawczoraj62.
MĄŻ
Dziecko moje, co ty gadasz?
ORCIO
Była bardzo biała i wychudła.
MĄŻ
A mówiła co do ciebie?
ORCIO
Zdawało mi się, że się przechadza po wielkiej i szerokiej ciemności, sama bardzo biała, i mówiła:
Ja błąkam się wszędzie,
Ja wszędzie się wdzieram,
Gdzie światów krawędzie,
Gdzie aniołów pienie,
I dla ciebie zbieram
Kształtów roje,
O dziecię moje!
Myśli i natchnienie.
I od duchów wyższych,
I od duchów niższych
Farby i odcienie,
Dźwięki i promienie
Zbieram dla ciebie,
Byś ty, o synku mój!
Był, jako są w niebie,
I ojciec twój
Kochał ciebie
Widzi Ojciec, że pamiętam słowo w słowo proszę kochanego Papy, ja nie kłamię.
Widzi Ojciec, że pamiętam słowo w słowo proszę kochanego Papy, ja nie kłamię.
MĄŻ
opierając się o filar grobu
Mario, czyż dziecię własne chcesz zgubić, mnie dwoma zgonami obarczyć? Co ja mówię? Ona gdzieś w niebie, cicha i spokojna, jak za życia na ziemi marzy się tylko temu biednemu chłopięciu.
ORCIO
I teraz słyszę głos jej, lecz nic nie widzę.
MĄŻ
Skąd w której stronie?
ORCIO
Jak gdyby od tych dwóch modrzewi, na które pada światło zachodzącego słońca.
Ja napoję
Usta twoje
Dźwiękiem i potęgą,
Czoło przyozdobię
Jasności wstęgą,
I matki miłością
Obudzę w tobie
Wszystko, co ludzie na ziemi, anieli w niebie
Nazwali pięknością,
By ojciec twój,
O synku mój!
Kochał ciebie
MĄŻ
Czyż myśli ostatnie przy zgonie towarzyszą duszy, choć dostanie się do nieba możeż być duch szczęśliwym, świętym i obłąkanym zarazem?
ORCIO
Głos Mamy słabieje63, ginie już prawie za murem kośćtnicy64, ot tam tam jeszcze powtarza
O synku mój!
By ojciec twój
Kochał ciebie
MĄŻ 65
Boże, zmiłuj się nad dzieckiem naszym, którego, zda się, że w gniewie Twoim przeznaczyłeś szaleństwu i za wczesnej śmierci. Panie, nie wydzieraj rozumu własnym stworzeniom, nie opuszczaj świątyń, któreś Sam wybudował Sobie spojrzyj na męki moje, i aniołka tego nie wydawaj piekłu mnieś przynajmniej obdarzył siłą na wytrzymanie natłoku myśli, namiętności i uczuć, a jemu? dałeś ciało do pajęczyny podobne, które lada myśl wielka rozerwie o Panie Boże o Boże!
Od lat dziesięciu dnia spokojnego nie miałem nasłałeś wielu ludzi na mnie, którzy mi szczęścia winszowali, zazdrościli, życzyli spuściłeś na mnie grad boleści i znikomych obrazów, i przeczuciów66, i marzeń łaska Twoja na rozum spadła, nie na serce moje dozwól mi dziecię ukochać w pokoju, i niechaj stanie mir67 już między Stwórcą i stworzonym. Synu, przeżegnaj się i chodź ze mną. Wieczny odpoczynek.
Wychodzą.
*Spacer damy i kawalerowie Filozof Mąż.
FILOZOF
Powtarzam, iż to jest nieodbitą, samowolną wiarą68 we mnie, że czas nadchodzi wyzwolenia kobiet i Murzynów.
MĄŻ
Pan masz rację.
FILOZOF
I wielkiej do tego odmiany w towarzystwie69 ludzkim w szczególności i w ogólności z czego wywodzę odrodzenie się rodu ludzkiego przez krew i zniszczenie form starych.
MĄŻ
Tak się Panu wydaje?
FILOZOF
Podobnie jako glob nasz się prostuje lub pochyla na osi swojej przez nagłe rewolucje.
MĄŻ
Czy widzisz to drzewo spróchniałe?
FILOZOF
Z młodymi listkami na dolnych gałązkach.
MĄŻ
Dobrze. Jak sądzisz wiele lat jeszcze stać może?
FILOZOF
Czy ja wiem? Rok dwa lata.
MĄŻ
A jednak dzisiaj wypuściło z siebie kilka listków świeżych, choć korzenie gniją coraz bardziej.
FILOZOF
Cóż z tego?
MĄŻ
Nic tylko, że gruchnie i pójdzie precz na węgle i popiół, bo nawet stolarzowi nie zda się na nic.
FILOZOF
Przecie nie o tym mowa.
MĄŻ
Jednak to obraz twój i wszystkich twoich, i wieku twego, i teorii twojej70.
Przechodzą.
*Wąwóz pomiędzy górami.
MĄŻ
Pracowałem lat wiele na odkrycie ostatniego końca wszelkich wiadomości, rozkoszy i myśli, i odkryłem próżnię grobową w sercu moim znam wszystkie uczucia po imieniu, a żadnej żądzy, żadnej wiary, miłości nie ma we mnie jedno71 kilka przeczuciów krąży w tej pustyni o synu moim, że oślepnie o towarzystwie, w którym wzrosłem, że rozprzęgnie się i cierpię tak, jak Bóg jest szczęśliwy, sam w sobie, sam dla siebie72.
GŁOS ANIOŁA STRÓŻA
Schorzałych, zgłodniałych, rozpaczających pokochaj bliźnich twoich, biednych bliźnich twoich, a zbawion będziesz.
MĄŻ
Kto się odzywa?
MEFISTO 73 74
przechodząc
Kłaniam uniżenie lubię czasem zastanawiać podróżnych darem, który natura osadziła we mnie. Jestem brzuchomowca75.
MĄŻ
podnosząc rękę do kapelusza
Na kopersztychu76 podobną twarz gdzieś widziałem.
MEFISTO
na stronie
Hrabia ma dobrą pamięć.
głośno
Niech będzie pochwalon
MĄŻ
Na wieki wieków amen.
MEFISTO
wchodząc pomiędzy skały
Ty i głupstwo twoje.
MĄŻ
Biedne dziecię, dla win ojca, dla szału matki przeznaczone wiecznej ślepocie nie dopełnione, bez namiętności, żyjące tylko marzeniem, cień przelatującego anioła, rzucony na ziemię77 i błądzący w znikomości swojej. Jakiż ogromny orzeł wzbił się nad miejscem, w którym ten człowiek zniknął!
ORZEŁ
Witam cię witam.
MĄŻ
Leci ku mnie, cały czarny świst jego skrzydeł jako świst tysiąca kul w boju.
ORZEŁ
Szablą ojców twoich bij się o ich cześć i potęgę.
MĄŻ
Roztoczył się nade mną wzrokiem węża grzechotnika78 ssie mi źrzenice ha! rozumiem ciebie.
ORZEŁ
Nie ustępuj, nie ustąp nigdy a wrogi twe, podłe wrogi twe pójdą w pył.
MĄŻ
Żegnam cię wśród skał, pomiędzy którymi znikasz bądź co bądź, fałsz czy prawda, zwycięstwo czy zaguba79, uwierzę tobie, posłanniku chwały. Przeszłości, bądź mi ku pomocy a jeśli duch twój wrócił do łona Boga, niechaj się znów oderwie, wstąpi we mnie, stanie się myślą, siłą i czynem.
zrzuca żmiją
Idź, podły gadzie jako strąciłem ciebie i nie ma żalu po tobie w naturze, tak oni wszyscy stoczą się w dół i po nich żalu nie będzie sławy nie zostanie żadna chmura się nie odwróci w żegludze, by spojrzeć za sobą na tylu synów ziemi, ginących pospołu.
Oni naprzód ja potem.
Błękicie niezmierzony, ty ziemię obwijasz ziemia niemowlęciem, co zgrzyta i płacze ale ty nie drżysz, nie słuchasz jej, ty płyniesz w nieskończoność swoją.