Nie-Boska komedia - Krasiński Zygmunt 4 стр.


zrzuca żmiją

Idź, podły gadzie jako strąciłem ciebie i nie ma żalu po tobie w naturze, tak oni wszyscy stoczą się w dół i po nich żalu nie będzie sławy nie zostanie żadna chmura się nie odwróci w żegludze, by spojrzeć za sobą na tylu synów ziemi, ginących pospołu.

Oni naprzód ja potem.

Błękicie niezmierzony, ty ziemię obwijasz ziemia niemowlęciem, co zgrzyta i płacze ale ty nie drżysz, nie słuchasz jej, ty płyniesz w nieskończoność swoją.

Matko naturo80, bądź mi zdrowa idę się na człowieka przetworzyć, walczyć idę z bracią moją.

*

Pokój. Mąż Lekarz Orcio.

MĄŻ

Nic mu nie pomogli w Panu ostatnia nadzieja.

LEKARZ

Bardzo mi zaszczytnie

MĄŻ

Mów panu81, co czujesz.

ORCIO

Już nie mogę ciebie, Ojcze, i tego pana rozpoznać iskry i nicie czarne latają przed moimi oczyma, czasem z nich wydobędzie się na kształt cieniutkiego węża i nuż robi się chmura żółta ta chmura w górę podleci, spadnie na dół, pryśnie z niej tęcza i to nic mnie nie boli.

LEKARZ

Stań, Panie Jerzy, w cieniu wiele Pan lat masz?

patrzy mu w oczy

MĄŻ

Skończył czternaście.

LEKARZ

Teraz odwróć się do okna.

MĄŻ

A cóż?

LEKARZ

Powieki prześliczne, białka82 przeczyste, żyły wszystkie w porządku, muszkuły w sile.

do Orcia

Śmiej się Pan z tego Pan będziesz zdrów jak ja.

do Męża

Nie ma nadziei. Sam Pan Hrabia przypatrz się źrzenicy nieczuła na światło osłabienie zupełne nerwu optycznego.

ORCIO

Mgłą zachodzi mi wszystko wszystko.

MĄŻ

Prawda rozwarta Szara bez życia.

ORCIO

Kiedy spuszczę powieki, więcej widzę niż z otwartymi oczyma.

LEKARZ

Myśl w nim ciało przepsuła83 należy się bać katalepsji84.

MĄŻ

odprowadzając Lekarza na stronę

Wszystko, co zażądasz pół mojego majątku

LEKARZ

Dezorganizacja nie może się zreorganizować85.

bierze kij i kapelusz

Najniższy sługa Pana Hrabiego, muszę jechać zdjąć jednej pani kataraktę86.

MĄŻ

Zmiłuj się, nie opuszczaj nas jeszcze.

LEKARZ

Może Pan ciekawy nazwiska tej choroby?

MĄŻ

I żadnej, żadnej nie ma nadziei?

LEKARZ

Zowie się po grecku, amaurosis87. Jest to ślepota spowodowana chorobą czy uszkodzeniem nerwu wzrokowego lub zmianami w mózgu.

wychodzi

MĄŻ

przyciskając syna do piersi

Ale ty widzisz jeszcze cokolwiek?

ORCIO

Słyszę głos twój, Ojcze.

MĄŻ

Spojrzyj w okno, tam słońce, pogoda.

ORCIO

Pełno postaci mi się wije między źrzenicą a powieką widzę twarze widziane, znajome miejsca karty książek czytanych.

MĄŻ

To widzisz jeszcze?

ORCIO

Tak, oczyma duszy, lecz tamte pogasły.

MĄŻ

padając na kolana

Chwila milczenia.

Przed kim ukląkłem gdzie mam się upomnieć o krzywdę mojego dziecka?

wstając

Milczmy raczej Bóg się z modlitw, Szatan z przeklęstw śmieje88.

GŁOS SKĄDSIŚ

Twój syn poetą czegóż żądasz więcej?

*

Lekarz Ojciec Chrzestny

OJCIEC CHRZESTNY

Zapewnie, to wielkie nieszczęście być ślepym.

LEKARZ

I bardzo nadzwyczajne w tak młodym wieku.

OJCIEC CHRZESTNY

Był zawsze słabej kompleksji, i matka jego umarła nieco tak

LEKARZ

Jak to?

OJCIEC CHRZESTNY

Poniekąd tak Wać Pan rozumiesz bez piątej klepki.

Mąż wchodzi.

MĄŻ

Przepraszam Pana, żem go prosił o tak późnej godzinie, ale od kilku dni mój biedny syn budzi się zawsze około dwunastej, wstaje i przez sen mówi proszę za mną.

LEKARZ

Chodźmy. Jestem bardzo ciekawy owego fenomenu.

*

Pokój sypialny. Służąca Krewni Ojciec Chrzestny Lekarz Mąż.

KREWNY

Cicho.

DRUGI

Obudził się, a nas nie słyszy.

LEKARZ

Proszę Panów nic nie mówić.

OJCIEC CHRZESTNY

To rzecz arcydziwna.

ORCIO

wstając

O Boże Boże.

KREWNY

Jak powoli stąpa.

DRUGI

Jak trzyma ręce założone na piersiach.

TRZECI

Nie mrugnie powieką ledwo że usta roztwiera, a przecie głos ostry, przeciągły z nich się dobywa.

SŁUŻĄCY

Jezusie Nazareński!

ORCIO

Precz ode mnie ciemności jam się urodził synem światła i pieśni co chcecie ode mnie? czego żądacie ode mnie?

Nie poddam się wam, choć wzrok mój uleciał z wiatrami i goni gdzieś po przestrzeniach ale on wróci kiedyś, bogaty w promienie gwiazd, i oczy moje rozogni płomieniem.

OJCIEC CHRZESTNY

Tak jak nieboszczka, plecie sam nie wie co to widok bardzo zastanawiający.

LEKARZ

Zgadzam się z Panem Dobrodziejem.

MAMKA

Najświętsza Panno Częstochowska, weź mi oczy i daj jemu.

ORCIO

Matko moja, proszę cię matko moja, naślij mi teraz obrazów i myśli, bym żył wewnątrz, bym stworzył drugi świat w sobie, równy temu, jaki postradałem.

KREWNY

Co myślisz, bracie, to wymaga rady familijnej.

DRUGI

Czekaj cicho.

ORCIO

Nie odpowiadasz mi o matko! nie opuszczaj mnie.

LEKARZ

do Męża

Obowiązkiem moim jest prawdę mówić.

OJCIEC CHRZESTNY

Tak jest to jest obowiązkiem i zaletą lekarzy, Panie Konsyliarzu89.

LEKARZ

Pański syn ma pomieszanie zmysłów, połączone z nadzwyczajną drażliwością nerwów, co niekiedy sprawia, że tak powiem, stan snu i jawu90 zarazem, stan podobny do tego, który oczewiście91 tu napotykamy.

MĄŻ

MĄŻ

na stronie

Boże, patrz, on Twoje sądy mi tłumaczy.

LEKARZ

Chciałbym pióra i kałamarza Cerasi laurei dwa grana92 etc. etc.

MĄŻ

W tamtym pokoju Pan znajdziesz proszę wszystkich, by wyszli.

GŁOSY POMIESZANE

Dobranoc93 dobranoc do jutra

wychodzą

ORCIO

budząc się

Dobrej nocy mi życzą mówcie o długiej nocy o wiecznej może ale nie o dobrej, nie o szczęśliwej.

MĄŻ

Wesprzyj się na mnie, odprowadzę cię do łóżka.

ORCIO

Ojcze, co to się ma znaczyć94?

MĄŻ

Okryj się dobrze i zaśnij spokojnie, bo doktor mówi, że wzrok odzyskasz.

ORCIO

Tak mi niedobrze sen mi przerwały głosy czyjeś.

zasypia

MĄŻ

Niech moje błogosławieństwo spoczywa na tobie nic ci więcej dać nie mogę, ni szczęścia, ni światła, ni sławy a dobija godzina95, w której będę musiał walczyć, działać z kilkoma ludźmi przeciwko wielu ludziom. Gdzie się ty podziejesz, sam jeden i wśród stu przepaści, ślepy, bezsilny, dziecię i poeto zarazem, biedny śpiewaku bez słuchaczy, żyjący duszą za obrębami ziemi, a ciałem przykuty do ziemi o ty nieszczęśliwy, najnieszczęśliwszy z aniołów, o ty mój synu?

MAMKA

u drzwi

Pan Konsyliarz każe JW. Pana prosić.

MĄŻ

Dobra moja Katarzyno, zostań się przy małym.

wychodzi

CZĘŚĆ TRZECIA 96

Do pieśni do pieśni97.

Kto ją zacznie, kto jej dokończy? Dajcie mi przeszłość, zbrojną w stal, powiewną rycerskimi pióry98. Gotyckie wieże wywołam przed oczy wasze rzucę cień katedr świętych na głowy wam. Ale to nie to tego już nigdy nie będzie.

*

Ktokolwiek jesteś, powiedz mi, w co wierzysz łatwiej byś życia się pozbył, niż wiarę jaką wynalazł, wzbudził wiarę w sobie. Wstydźcie się, wstydźcie wszyscy, mali i wielcy, a mimo was, mimo żeście mierni i nędzni, bez serca i mózgu, świat dąży ku swoim celom, rwie za sobą, pędzi przed się, bawi się z wami, przerzuca, odrzuca walcem świat się toczy, pary znikają i powstają, wnet zapadają, bo ślisko bo krwi dużo99 krew wszędzie krwi dużo, powiadam wam.

*

Czy widzisz owe tłumy, stojące u bram miasta wśród wzgórzów100 i sadzonych topoli namioty rozbite zastawione deski, długie, okryte mięsiwem i napojami, podparte pniami, drągami. Kubek lata z rąk do rąk a gdzie ust się dotknie, tam głos się wydobędzie, groźba, przysięga lub przeklęstwo. On lata, zawraca, krąży, tańcuje, zawsze pełny, brzęcząc, błyszcząc, wśród tysiąców101. Niechaj żyje kielich pijaństwa i pociechy!

*

Czy widzicie, jak oni czekają niecierpliwie szemrzą między sobą, do wrzasków się gotują wszyscy nędzni, ze znojem na czole, z rozczuchranymi102 włosy, w łachmanach, z spiekłymi twarzami, z dłoniami pomarszczonymi od trudu ci trzymają kosy, owi potrząsają młotami, heblami patrz ten wysoki trzyma topór spuszczony a tamten stemplem103 żelaznym nad głową powija; dalej w bok pod wierzbą chłopię małe wisznię104 do ust kładzie, a długie szydło w prawej ręce ściska105. Kobiety przybyły także, ich matki, ich żony, głodne i biedne jak oni, zwiędłe przed czasem, bez śladów piękności na ich włosach kurzawa bitej drogi na ich łonach poszarpane odzieże w ich oczach coś gasnącego, ponurego, gdyby przedrzeźnianie wzroku ale wnet się ożywią kubek lata wszędzie, obiega wszędzie. Niech żyje kielich pijaństwa i pociechy!

*

Teraz szum wielki powstał w zgromadzeniu czy to radość, czy rozpacz? kto rozpozna jakie uczucie w głosach tysiąców? Ten, który nadszedł, wstąpił na stół, wskoczył na krzesło i panuje nad nimi, mówi do nich. Głos jego przeciągły, ostry, wyraźny każde słowo rozeznasz, zrozumiesz ruchy jego powolne, łatwe, wtórują słowom, jak muzyka pieśni czoło wysokie, przestronne, włosa jednego na czaszce nie masz, wszystkie wypadły, strącone myślami skóra przyschła do czaszki, do liców, żółtawo się wcina pomiędzy koście i muszkuły106 a od skroni broda czarna wieńcem twarz opasuje nigdy krwi, nigdy zmiennej barwy na licach oczy niewzruszone, wlepione w słuchaczy chwili jednej zwątpienia, pomieszania nie dojrzeć; a kiedy ramię wzniesie, wyciągnie, wytęży ponad nimi, schylają głowy, zda się, że wnet uklękną przed tym błogosławieństwem wielkiego rozumu nie serca precz z sercem, z przesądami107, a niech żyje słowo pociechy i mordu!

*

To ich wściekłość, ich kochanie, to władzca108 ich dusz i zapału on obiecuje im chleb i zarobek krzyki się wzbiły, rozciągnęły, pękły po wszystkich stronach Niech żyje Pankracy109! chleba nam, chleba, chleba! A u stóp mówcy opiera się na stole przyjaciel czy towarzysz, czy sługa.

*

Oko wschodnie, czarne, cieniowane długimi rzęsy ramiona obwisłe, nogi uginające się, ciało niedołężnie w bok schylone na ustach coś lubieżnego, coś złośliwego, na palcach złote pierścienie i on także głosem chrapliwym woła Niech żyje Pankracy! Mówca ku niemu na chwilę wzrok obrócił. Obywatelu przechrzto110, podaj mi chustkę.

*

Tymczasem trwają poklaski i wrzaski. Chleba nam, chleba, chleba! Śmierć panom, śmierć kupcom chleba, chleba!

Szałas lamp kilka księga rozwarta na stole Przechrzty.


PRZECHRZTA

Bracia moi podli, bracia moi mściwi, bracia kochani, ssajmy111 karty Talmudu112 jako pierś mleczną, pierś żywotną, z której siła i miód płynie dla nas, dla nich gorycz i trucizna.

CHÓR PRZECHRZTÓW

Jehowa pan nasz, a nikt inny. On nas porozrzucał wszędzie, On nami, gdyby splotami niezmiernej gadziny, oplótł świat czcicielów Krzyża, panów naszych, dumnych, głupich, niepiśmiennych113. Po trzykroć pluńmy na zgubę im po trzykroć przeklęstwo im.

PRZECHRZTA

Cieszmy się, bracia moi. Krzyż, wróg nasz, podcięty, zbutwiały, stoi dziś nad kałużą krwi, a jak raz się powali, nie powstanie więcej. Dotąd pany go bronią.

CHÓR

Dopełnia się praca wieków, praca nasza markotna, bolesna, zawzięta. Śmierć panom po trzykroć pluńmy na zgubę im po trzykroć przeklęstwo im!

Назад Дальше