Pan komissarz piorunami ciskając, chciał wszystkich wiązać, łapać brać na pytki, a no pozostali tylko dzieci i zgrzybiali starce
Popędził na probostwo do kanonika. Ten już o wszystkiem wiedział i w oczy się komisarzowi śmiał.
Musiało tak być, rzekł, do tego szło waćpaństwoście winni sami.
Komisarz włosy niemal byłby sobie z głowy rwał, gdyby je miał ale ich niewiele zostało i to tylko za uszami. Targał za to wąsy i klął siarczyście. W ogóle jednak niewiele to pomagać zwykło.
Ks. Żagiel sfukał go jeszcze za obojętność dla sprawy religji, i powiedział, że sam świadczyć gotów, jak tu się owo scrutinium odbywało niedbale. Z odrobiną pachołków, których przy sobie miał komisarz, nic poradzić nie mógł. Arona chciał kazać uwięzić, ale ten wczoraj o południu spokojniuteńko sobie wyruszył na jarmark do Berdyczowa.
Gdy wieść o zniknięciu Dobka doszła do zamku, jejmość plasnęła w ręce i krzyknęła tylko.
A! ja nieszczęśliwa! teraześmy wszyscy zginęli
Posłała po rotmistrza, a ten leżał chory po winie kurował się wódką z pieprzem, ale i to tak dzielne lekarstwo nic nie pomagało nie mógł nawet przyjść na zawołanie. Pobiegła do niego
Wiesz co się stało! zawołała od progu.
A no, wiem! wiem Dobek fugas chrustas wykonał bardzo zręcznie, nigdybym się tego po nim był nie spodziewał teraz trzeba pono i nam się ztąd wynosić
Któż temu winien! krzyknęła Dobkowa, kto? wy! opoje! bibuły przeklęte! Dał wam Aron dyweldreku w winie i piliście go aż wam rozum odebrało, a oni tymczasem sobie spokojnie w drogę się pakowali.
Moja Sabciu, odparł rotmistrz, bądźże sprawiedliwa. Jam nie sprawiał lusztyku, tylko Żółtuchowski, a gdzie inni piją, żeby znowu nie pić to nadludzka rzecz! Cóż asindźka chciałaś! żebym ja sobie dał lać za kołnierz i żebym innym despekt czynił, a sobie mortyfikację? Wino było dobre, ale w niego spirytusu namieszali, może być, nie co innego, tylko jakiegoś spirytusu Że Aron antałek ten dał umyśnie, aby nas popoić może być, trzeba go okuć.
Nie ma go dawno I Wal z więzienia wykradziony.
Ej! ej! i papiery zginęły, i Wal zniknął! rzekł Poręba; casus fatalis! Jedź jejmość zawczasu do Smołochowa, a i ja się zapakuję, nie mamy tu co dłużej popasać.
Mężniejsza od Poręby pani Dobkowa, poradziła sobie inaczej; wszystek ten sprzęt, jaki jej w nieopieczętowanem mieszkaniu Laury pozostawiono, kazała nawszelki wypadek wywieźć do Smołochowa. Oprócz tego co tylko się gdzie kosztowniejszego znalazło, zabrała tak dalece, że z sypialni dawnej Lorki, gdzie ściany były obite materją jedwabną, i tę z ram wykroić kazała.
Rabunek ten poddał myśl rotmistrzowi pochodzenia po zamku, czyby się też i jemu co nie udało na rachunek jejmości zdobyć. Jakoż gdzie pieczęci nie było, a sprzęt lepszy stał, odesłano go zaraz.
Dobkowa zaś sama nie chciała się ruszyć, trwając w miejscu do ostatka, i rotmistrza nie puszczała.
Komissja prześledziwszy lochy, groby, mury, naświdrowawszy dziur, nakopawszy dołów, narozbijawszy ścian, zabierała się opuścić Borowce, które jednak sekwestrem obłożone i w administrację skarbową oddane być miały. Dobkowa postarała się, aby ta jej powierzona była. Jakim sposobem do tego dojść potrafiła po kilkakrotnem widzeniu się z Żółtuchowskim, nawet rotmistrz nie wiedział i mocno się temu dziwował.
Gdy mu się z tem przyszła pochwalić Dobkowa z radością wielką, Poręba rzekł połowę przysłowia tylko:
Nie miała baba kłopotu kupiła sobie Borowce.
Miłośnik świętego pokoju i wczasu, rotmistrz nie miał tego ducha przedsiębierczego, który chwilami panią Dobkową ożywiał. Dziwił się nieraz jej determinacji. Otrzymanie administracji dóbr natchnęło ją męztwem nadzwyczajnem i przywróciło postradaną ruchawość gorączkową. Nie mogąc do niczego użyć rotmistrza z gitarą, posłała po Będziewicza, po ludzi do Smołochowa, ekonoma ze swojej ręki ustanowiła, objęła magazyny, słowem zaczęła się rządzić, wedle wyrażenia Poręby, jak szara gęś. Ludzie dworscy, dawniejsza służba w większej części pochowała się, rozbiegła i na nic nie była przydatna; pani Dobkowa Przepiórkę naznaczywszy niby marszałkiem, postarała się o nowych ludzi.
W całej tej czynności nikt jej na pozór nie przeszkadzał, lecz jak dawniej tak teraz opór bierny spotykała wszędzie. Słuchano, gdy musiano, lecz rozkazy się nie spełniały lub opornie i opieszale.
Na samym zamku komissja pozdejmowała pieczęci, tu więc mogła jejmość królować jak się podobało. Rotmistrz kilku ludzi wziąwszy, bo się obawiał przypadku, poszedł się jeszcze raz skarbowi przypatrzyć
Niezmiernie mu żal było uronionych summ neapolitańskich, a że je ztąd uniesiono znalazł później śledząc najwyraźniejsze poszlaki. W kątku nawet pod piaskiem zgubionego dukata węgierskiego odkrył. Macając cegły po ścianach, bo pamiętał, że pod jedną z nich były klucze ukryte, dopytał się nawet do pustej kryjówki w murze, gdzie było kilka worków, sznurków i kilka kartek z cyframi, ile dukatów zawierały
Dalsze pukania i roboty do niczego nie doprowadziły, oprócz srogiego serca ucisku.
Tak wcale niespodzianie Sabina choć w części osiągnęła upragniony cel, stając się panią Borowiec, a obiecując sobie wszelkiemi środkami przy nich się utrzymać. Miała nadzieję i grosza jeszcze sporo pochwycić za przygotowany materjał leśny, potasze, klepkę, smołę i bale, które na wodę iść miały, lecz Żydzi złożyli się formalnemi przy świadkach wydanemi kwitami, iż wszystko to było ich własnością od dawna zapłaconą. Zabiegli też zawczasu w urzędzie, iż na to sekwestru nie nałożono.
Rotmistrzowi powoli dobra myśl wróciła; inaczej się teraz na obrót rzeczy zapatrywał, rozumiejąc, iż Dobek o arjanizm obwiniony powrócić nie będzie śmiał nigdy, a jejmość powoli kaduka na dobre otrzyma.
Żeby zkąd sepulturę jeszcze tego starego wydostać, mógłbym się już z nią ożenić, dodawał po cichu; nie mam nic lepszego pono na widoku.
Objąwszy zarząd piwnicy, jako tako opatrzonej, wybrawszy sobie pokoje Laury na mieszkanie, rotmistrz był dosyć z losu zadowolony. Będziewiczowi powierzono gospodarstwo.
Znając powolność, z jaką naówczas sprawy wszelkie się odbywały, mogła pani Dobkowa rachować na to, że będzie mogła w Warszawie, korzystając z przewłoki, wyrobić owego kaduka. Zbierała więc tylko potrzebny zapas, ażeby w podróż się puścić.
III
Wiadomość o położeniu ojca, którą Honory przywiózł Laurze do Warszawy, przeraziła ją z razu ale w tejże chwili postanowiła natychmiast lecieć mu pomódz do Borowiec Rachowała na to, że tam ją kochali wszyscy, że podadzą jej rękę chętnie, aby p. Salomona wyrwać bodaj siłą z więzienia. Zdawało jej się to najpierwszą do wykonania, najpilniejszą rzeczą, aby mu oszczędzić cierpienia potem, gotowa była w Warszawie poruszyć wszystkich znajomych i nieznajomych, trafić do króla, zaofiarować się sama byle ojca wyzwolić a z ojcem ocalić pamiątki, do których była przywiązana Wprzódy jednak, nimby się te kroki ostateczne przedsięwziąć mogły, potrzeba było p. Dobka w bezpiecznem ukryć miejscu, aby w razie jakich przeciwności i niebezpieczeństwa mógł ujść za granicę i czekać tam póki się sprawa nie rozwiąże. P. Honory zgodził się na ten plan Laury, której serce i głowa płonęły Chciała jechać natychmiast, i ledwie do jutra wstrzymać potrafił ją brat tą uwagą, że należałoby pożegnać znajomych i im się wcześnie polecić. Laura wybrała tylko jedną kasztelanową, więcej nie chciała się widzieć z nikim. Nazajutrz wybór w drogę, poszukiwanie towarzyszki, którą wziąć z sobą chciała, zabrały czas do wieczoru. Późno już, namyśliwszy się zrzucić strój męzki, ubrana czarno jak zawsze, podała rękę Honoremu i razem pojechali do pani Wiskiej.
Nieszczęśliwym czy też pomyślnym trafem, w przedpokoju na zapytanie czy jest sama, odpowiedziano im, że ma u siebie osób kilka, a między innemi i hr. Artura. Laura ani mówić przy obcych, ani czekać ażby się rozeszli nie mogła wyjazd naglił; posłała więc kamerdynera, prosząc kasztelanowej o kwadrans rozmowy na osobności. W chwilę potem grzeczny Francuz wprowadził ich do małego pokoiku przy sypialni pani któremu mieli się czas przypatrzyć. Było to caceczko, pałac pamiątek świeckich i świętych, dosyć dziwnie zmieszanych z sobą, jak w rozmowie kasztelanowej mieszały się wciąż sacra cum profanis, bez złej woli ot tak przez wrodzoną jej żywość i poplątanie tego czem była dawniej, z tem, czem świat ją uczynił. Obrazki religijne i miniatury dobrych przyjaciół, relikwie z Rzymu i zeschłe kwiaty rozstania pamiątki (adieu! à jamais!) modlitewki z błogosławieństwy i wiersze miłosne stały obok siebie w ramkach na książce od nabożeństwa leżała Heloiza
Kasztelanowa uwolniwszy się od rozmowy, wtoczyła się zadyszana, oglądając ciekawie, poznała Laurę, a oczyma mierzyła Honorego, którego jej ona zaprezentowała
Brat mój stryjeczny, rzekła, mam honor przedstawić go pani i razem z nim ją pożegnać Zabiera mnie z sobą, jechać musimy natychmiast, nie chciałam jednak uciec ztąd nie ucałowawszy rączek pani Wiele w tem egoizmu, bo się muszę jej łasce polecić i prosić zawczasu o protekcję.
A i cóż się wam stało moja piękna, czy mój piękny! odezwała się śmiejąc kasztelanowa
Nie piękna, ale wielce jej wdzięczna za dobroć, za niezasłużone dowody życzliwości, nieszczęśliwa kobieta, przychodzę z prośbą! Dowiesz się pani o smutnych naszych tajemnicach a jestem pewna dopomożesz!
O! jeśli to tylko w mej mocy! ściskając jej ręce, rzekła gospodyni.
Zaopiekuj się mną pani! przerwało jej dziewczę; wszakże niedarmo Opatrzność mnie rzuciła na drogę pod nogi tobie, musisz podnieść!
A! podniosę, utulę i zrobię co chcesz jeśli mogę ale o co idzie? siadajcie! może poczęła pani Wiska. Moi goście, choćby się trochę zniknięciu memu dziwowali niech poczekają.. Artur mnie zastąpi Słucham.
Laura westchnęła i poczęła z cicha:
Zda się pani ta cała historja dziwną jak moje postępowanie, ale ja skazana jestem na losu dziwactwa. Rodzina nasza należała do tych, które niegdyś przyjęły nazwiej to pani jak chcesz czy czystą wiarą Chrystusa, czy błędy arjańskiemi Arjanie byliśmy a może jeszcze jesteśmy trochę W godzinie prześladowania ojcowie nie mieli odwagi jak inni wynieść się z kraju woleli ukryć swe przekonania, taić się z niemi i wyznanie swe w sercu dla przekazania dzieciom przechować. Nazwiej to pani słabością ja uniewinniać nie będę tak było Dawne to dzieje, zapomniane dzisiaj, pleśnią okryte Wszyscy o arjanach zapomnieli; my w kątku zachowaliśmy cześć dla wyznania dziadów nikt nas o to ani obwiniać, ani sięgłębi serca mógł domyślać Wiara nasza jeśli szkodziła komu, to tylko nam samym.
Arjanie? arjanie? ale proszęż cię, przerwała kasztelanowa, coś ja o nich słyszałam a doprawdy nie wiem dla czego arjan prześladowano!
Może dla tego, cicho szepnęła Laura, że chcieli iść własną drogą, nie idąc ślepo z drugimi; może dla tego, że z nauki Chrystusa brali miłość moralność jej, ofiarność, a zaniedbywali obrządków ja nie wiem dość, że arjan jako niebezpiecznych kacerzy wygnano, a kogoby z nich odkryto zagrożono karami najsroższemi
Ojciec mój i ja jesteśmy ostatni z rodziny, skrycie naukę tę przechowującej Niktby nie wiedział o tem i nie ścigał nas bośmy nie sprzeciwiali się zewnętrznym cechom katolickiego kościoła, w sercu chowając naukę gdy nieszczęście chciało, by w dom nasz weszła zła kobieta, macocha ta, od której ja uciekać musiałam Jej to sprawa; ojca mojego uwięziono, zagrożono mu sądem i karą, jaka dotąd arjan z prawa dotyka
Ale moja droga, przerwała uśmiechając się kasztelanowa, to coś niepojętego! Mnie się zdaje, że dziś, gdy ateizm głośno się przyznaje a nikt mu nic nie mówi, gdy teizm jest w modzie, jakieś tam smażone kacerstwo nie podobna by karane było! Dziś! za panowania naszego króla!
Tak pani, pod jego bokiem, w stolicy, byłoby to może niepodobieństwem, zawołała Laura; na prowincji i pojęcia są inne i duchowieństwo wpływ ma większy Nie wiem, tak mi się to zdaje, lecz faktem jest, że jakieś prawo istnieje że ojca obwiniono że przetrzęsiono dom szukając dowodów winy, że nieznaleziono nic, oprócz książek naszych że go uwięziono
Uwięziono!
Ja jadę natychmiast, dodała Laura, wykradnę go, odbiję, ukryję w miejscu bezpiecznem, ale któż się mną i sprawą zaopiekuje tu u króla, u trybunałów, u duchownych? Ja liczę na panią kasztelanową
Gospodyni zmieszała się trochę, snadź jej to nie było tam miłe, jak się spodziewała Laura; pośpieszyła jednak odpowiedzieć grzecznie:
Zrobię co tylko będę umiała i mogła, choć doprawdy nie mieści mi się to w głowie! Czyżby to groźnem być mogło?
Wszystko się staje groźnem, gdy się u nas nie ma opieki rzekła Laura; ja czepiam się pani i nie puszczam!
Pani Wiska wstała.
Bądźże tylko spokojna, rzekła żegnając zakłopotana. Zdaje mi się, że twa gorąca imaginacja tworzy ci niepotrzebne postrachy
Ale ojca uwięziono!
A! to go uwolnić muszą!
To mówiąc pokłoniła się kasztelanowa, tłómacząc, że musiała pośpieszać do gości. Honory i Laura już wychodzić mieli, gdy w progu ukazał się siostrzeniec hr. Artur, a zobaczywszy Laurę, prawie gwałtem przebił się przeze drzwi.
Pani nie wejdziesz do salonu? zapytał, spoglądając na Honorego i na nią.
Nie mogę, panie hrabio, ja i mój brat (wskazała chorążyca), wyjeżdżamy na wieś Przybyliśmy pożegnać tylko panią kasztelanową a ponieważ szczęśliwym trafem pana tu widzę, dodała chwytając go za rękę i wlepiając w niego śmiało niebieskie swe oczy, pozwól panie hrabio, bym się twej poleciła pamięci. Jestem w położeniu przykrem, z którego tłómaczyć się nie mogę; jestem zagrożona boleścią tem większą, że nie mnie, ale najdroższego mi ojca dotyka; będę potrzebowała protekcji, pomocy, opieki, nie odmówisz mi jej pan!
Nie pytając o co idzie, gorąco odparł hrabia, nie chcąc nawet wiedzieć o tem oświadczam się cały, corps et âme na usługi pani!
Pamiętaj hrabio i jeśli się do tego słowa odwołam powtórzyła Laura.
Dotrzymam go święcie! żywo rzekł hrabia, mimo znaków, jakie mu bojaźliwa dawała kasztelanowa.
Rachuję na pana
Jak na najwierniejszego sługę! To mówiąc hrabia, przycisnął rękę jej do ust; Laura się zarumieniła.
Pamiętaj, dodała raz jeszcze, i wybiegła.
Honoremu to pożegnanie uczyniło wrażenie przykre Laura postrzegła to, i smutny uśmiech przebiegł po jej ustach.
Cóżeś ty zazdrosny? spytała.
Może, odparł cicho zawstydzony Honory.
Nie masz do tego prawa! odrzekło dziewczę a ja cię z góry ostrzegam że gdy będzie szło o ojca gotowam najstraszliwiej udawać że ciebie zdradzam! Cóż chcesz? jestem aktorką! Sztuką posługiwać się będę w życiu!
Westchnęła, i łzy potoczyły się po jej twarzy