Macocha, tom drugi - Józef Kraszewski 5 стр.


W główce jej ułożyło się wszystko jak najłatwiej, lecz jakże różnie gdy przyszło do wykonania! Już w pierwszej chwili wykradając się z uśpionego zamku pod oknami pani Lassy, strach ją jakiś ogarnął; potem gdy wyprowadziwszy Munię, skoczyła opiąwszy troki na siodełko i znalazła się w czystem polu za miasteczkiem, choć noc była jasna cicha wonna ogarnęła ją trwoga niewypowiedziana. Pierwszy raz w życiu była tak sama a sama na całym szerokim świecie, otoczona nieprzyjaciołmi tylko i niebezpieczeństwy Byłaby może wróciła zawstydzona z tej wyprawy, gdyby nie przypomnienie macochy, tego co doświadczyła i co ją od niej czekało Munia sama niosła prawie nie kierowana drożyną ku lasom, parskając dziwnie, jakby była rada, że się na swobodę wyrwała

Nad rankiem dopiero przebywszy znaczną przestrzeń, jak się Laurze zdawało, zawsze w jednym kierunku, znalazła się prawie na kraju lasów, gdyż szczęśliwie zbłądziła nie oddalając się od Borowiec; u spotkanych dopiero ludzi spytała o drogę na uroczyska, których się z mappy nauczyła, a ci, nie poznawszy jej, wskazali którędy jechać miała

Cały dzień błądziły po lesie, Laura zmęczona, Munia głodna póki nie dobiły się do karczemki, nie spoczęły tu trochę i nie ruszyły dalej na nocleg do wsi już za puszczą położonej. Mimo całej energji ducha Laura czuła się zmęczoną tak, iż zwątpiła czy dalej jechać potrafi Nadjechała pogoń z Borowiec, którą rozmawiającą w nocy pod karczmą i wywiadującą się usłyszała Laura, i to jej dodało męztwa a siły. Nazajutrz rano, noc spędziwszy w płaszczu na sianie przy koniu, puściła się w dalszą drogę

Trzeciego dnia wysłała list przez żebraka do ojca Pierwszy strach powoli przechodził, oswajała się z dziwnem położeniem swem i nabierała otuchy, iż dostać się potrafi do stolicy. Z pieniędzy, które wymogła na ojcu jako ostatnią jałmużnę, znaczniejszą część zostawiła była ze szkatułką Eliaszowi, wzięła jednak z sobą aż nadto, by jaki rok wyżyć mogła. W główce jej, po rozmowach z panią Lassy, którą wybadać się starała, dziwne snuły się plany. Miała jako mężczyzna nająć sobie mieszkanie, uczyć się muzyki, czytać, pracować, żyć samotnie, wszelkich znajomości unikać i tak czekać pókiby jej los nie nastręczył zręczności dowiedzenia się o Honorym, o Konopnicy. Wiedziała, że musiał już ożenić się z Zosią Bułhakówną; nie przeszkadzało jej to jednak kochać go całem sercem i myśleć o osiądzeniu gdzieś w sąsiedztwie tak aby on o niej nie wiedział, a ona go widywać mogła.

Marzenia były dziecinne! niewykonalne, bajeczne, lecz Laura nic a nic świata nie znała, wiedziała o nim z powieści, sądziła z posłuchów. Teraz dopiero z rzeczywistością cale inną, zupełnie różną mierzyć się miała Czuła, że jako panienka sama ruszyćby się nie mogła, nie dość byłaby swobodną; zdało się jej więc bardzo naturalnem przywdziać strój męzki, a łatwem udawać mężczyznę. Dopiero w podróży łapiąc się sama na nieustannych omyłkach w mowie i niezręcznościach w postępowaniu, postrzegła, iż suknia nie dała jej charakteru, ani nawet zupełnej fizjonomji młodego chłopaka. Musiała pracować nad sobą, ażeby przyswoić oboje Energja charakteru dozwoliła jej w kilka dni powolnej podróży znaczne uczynić postępy

Jechała tak szczędząc konia, zabezpieczając się od jakiejś napaści na drodze, przeciw której miała tylko parę pistoletów w olstrach i lekką prostą szabelkę, nie umiejąc jej użyć wcale. Opatrzność jakoś czuwała nad nią, iż jej nic złego nie spotkało Dziwnym trafem w jednej gospodzie napędził ją był rotmistrz i niechybnieby poznał, gdyby on i jego ludzie nie byli tak napili, iż żadnej twarzy wyraźnie przed sobą nie widzieli. Laura potrafiła się dosiadłszy Muni wyrwać o zmroku z gospody, a, że to było w miasteczku, przejechać do innej, przeczekać wyjazd p. Poręby i potem spokojnie sunąć się dalej.

A ileż myśli sunęło się z nią razem, jak chmury czarne krążąc nad jej głową! Pieszczone dziecię, jedynaczka ojcowska, rzucona w wir obcego świata bez opieki, bez steru, bez wiedzy niebezpieczeństwa. Wykarmiona czytaniem Biblii Laura jeszcze jakimś biblijnym świat widziała, czuła w nim prawicę bożą, Opatrzność, aniołów, opiekę nad czystem sercem a w sercu ani winną, ani występną się nie czuła, tylko nieszczęśliwą. Temu nieszczęściu sam Bóg winien był pociechę, osłodę pomoc bo nie miała nikogo oprócz Boga.. To dodawało jej męztwa Zdawało jej się, że bezpieczeństwa strzeże z niebios ręka wszechmocna I jechała marząc, pieszcząc się ze swoją Munią, myśląc o stolicy, o Honorym o tem jak mężczyznę udawać będzie Często po gospodach przeglądała się w zasmolonych zwierciadełkach, starając się osądzić czy dosyć poważną i marsową twarz miała.. Wyjeżdżając na ofiarę losom obcięła znaczniejszą część pięknych swych włosów, żal jej było ich czasem, to znowu z pewną dumą męzką zaczesywała te bujne resztki, które jej główkę otaczały I jadąc tak ośmielona nieco jednego wieczoru stanęła przed ową karczmą pod Emilopolem, gdzie szczęśliwy czy niefortunny traf zesłał pana hetmana z wychowańcem, aby ją wzięli w niewolę.

Ze wszystkich niebezpieczeństw, na jakie mogła być narażona, to pewnie było najmniejsze na pozór, a jednak Laura wolałaby była może inne. Tu tyle oczu patrzało na nią z przenikliwą ciekawością, śledząc ruch najmniejszy, tu tak łatwo zdradzić się mogła!!

Nie wiedziała sama co miała czynić, uciekać co najrychlej lub czekać i w tej szkole przymusowej nauczyć się trochę grać komedję, która musiała być jej udziałem. W sukience kobiecej gdyby się nawet przyznać do niej chciała, groziło jej większe niebezpieczeństwo poszlakowania przez wysłańców macochy, których się najbardziej lękała. Postanowiła więc zostać jak dotąd była chłopcem, ucząc się i wprawiając do męzkiego obyczaju Laura przewidywała, że jej to z wielka przyjść musi trudnością, ale na grzecznym dworze hetmana, przy jego wielkiej uprzejmości, życzliwości Georgesa, wśród ludzi przyzwoitych, mogła się mniej obawiać nieznośnego natręctwa. Osób i oczu było trochę za wiele, ale ten sam zamęt od niej wzrok odciągał Choć w pierwszej chwili narażona była na ciekawość trochę niepokojącą, ta naturalnie z dniami następnemi musiała się nieco przytępić, a Laura spodziewała się znaleźć tu wypoczynek potrzebny, czas do namysłu któż wie? może jaką wskazówkę dla przyszłości

Z takiemi myślami bijąc się biedne dziewczę pożałowało tylko, iż pocieszycielki swej Biblii, której ogrom nie dozwalał zabrać nie wzięła do podróżnego tłomoczka Obiecała to sobie przy pierwszej zręczności nagrodzić, kupując zaraz tę księgę, do której od dzieciństwa była nawykła..

Zamknąwszy drzwi na rygle zasunąwszy okna, obwarowawszy się aby jej nikt podpatrzyć nie mógł, Laura poczęła się rozbierać, zawczasu postanawiając wstać rano i odziać się przed przyjściem Georgesa, który mógł zapukać wcześnie i domagać się drzwi otwarcia, nimby była nawet ubrana

Na samą tę myśl zarumieniła się przerażona i drżąca a za tą jedną przyszły inne tysiączne wypadki podobne, w których potrzeba było przytomności i zręczności nadzwyczajnej, żeby się nie wydać z tajemnicą.

Laurze łzy się zakręciły w oczach. Nie lepiejżeby może było, nazajutrz, przed jedną z tych pań wyznać kim była i prosić ją o radę i opiekę, lub powiedzieć wszystko przed hetmanem, któryby pewnie jej nie zdradził?? Tak doradzał rozum i przestrach, cale inaczej fantazja, która pragnęła przygód, i miłość swobody, która nie znosiła surowszej konieczności postępowania Myślała długo znowu wyjaśnić wszystko czy zataić? Lecz położenie choć tak straszne, tak razem było dziwne, ponętne, prawie zabawne! Laura rozśmiała się smutnie, ruszyła ramionami białemi, popatrzała w zwierciadło nastawiwszy najsroższego marsa jakiego umiała potem na zdradliwe ręce

 Rękawiczek nosić nie będę w drodze! zawołała niech się opalają jak się opalą i zczernieją to kto je tam pozna, że nie męzkie zapracuję, zamulam!! Włosy jeszcze krócej obetnę Cóż więcej? Nauczę się tak chodzić śmiało jak oni, brać się w boki, głowę przekrzywiać, niby wąsa szukać palcami choć go mieć nie będę Co więcej? Śmiać się głośno nie rumienić się co chwila A! te rumieńce niepoczciwe najgorzej mnie zdradzają; a od nich tak odwyknąć trudno! Może też przyjdzie i to z czasem, że oczy spuszczać i kraśnieć tak przestanę A potem co? Strachu nie mam, strzelać się nauczę choćby nawet trochę bić się na szpady! Przecież w kłótnię się nie wdam żadną Ot! i będę doskonałym mężczyzną

 A! nic tylko śmiało! zawołała Laura usypiając i znajdując, że w łóżku bardzo było wygodnie.

Tyle dni spała na sianie!

III

Następny ranek rozpoczął się odwiedzinami Georgesa, który już zastał Dobka ubranym i zdziwił się, że tak rannym był ptakiem. Razem z nim poszli na śniadanie do mieszkania kawalera, który stał bardzo po pańsku na dole pałacu od ogrodu i miał cały apartament i służbę osobną. Nadzwyczaj uprzejmie, ale z natrętną i kłopoczącą ciekawością przyjmował on gościa swego, usiłując widocznie coś się od niego o przeszłości dowiedzieć, którą ten właśnie pragnął jak najmocniej utaić. Nie nalegał wszakże spotkawszy się z wahaniem i oporem, jak gdyby ufał, że obudzi ufność większą i że to samo przyjść musi. W godzinach tych sam hetman mało się pokazywał, będąc zajęty kancellarją swą, muzyką i interesami. Natomiast do kawalera Georgesa płynęli goście, z których każdy nowy wprawiał w niepokój pana Dobka, wystawionego na wejrzenia i pytania. Nadeszli tu jeden po drugim labbé Mourion, Pobożanin, Cipriani i jeden z aktorów francuzkich, człek bardzo dowcipny i wesoły.

Rozmowa choć nader przyzwoita, nacechowana była jednak pewną swobodą męzką, nieustannie rumieńce wywołującą na twarz Dobka, który w końcu unikając i słuchania jej, i mieszania się do niej, a znalazłszy kilka dzieł o podróżach ze sztychami na stoliku, udawał niezmiernie ciekawego. Ranek ten nauczył go, że w towarzystwie zmieszanem, złożonem z mężczyzn i kobiet, daleko było znośniej; przeciwnie z samymi mężczyznami wytrwać nierównie trudniej. Georges jednak ilekroć widział miłego towarzysza zakłopotanym, przychodził mu w pomoc, a nawet zmieniać się starał tok rozmowy. W ogóle nie była ona nauczającą. Z płochością wielką prawił Francuz, a nawet Mourion, o różnych awanturkach i intryżkach miłosnych, już to na dworze hetmańskim, już w Warszawie głośnych To coby powinno było oburzać, wzbudzało tylko żarty i szyderstwa. Dobek zdawał się tonem przerażony, jakby na inny świat się dostał..

Szczęściem kawaler, który potrafił to poznać, rozmowę skierował na sztukę, muzykę, na przedmioty mniej drażliwe. Dobek w ogóle był milczący; dopiero gdy po przesunięciu się tych wszystkich gości zostali sami, nieco się ożywił.

Georges zapytał go czy mu ta paplanina przykrości nie zrobiła? gdyż uważał po nim pewne zakłopotanie.

 Rzeczywiście, rzekł Wawrek, byłem wychowany w domu poważnym, surowym, z troskliwością wielką, aby mi się płochy wyraz nie obił nawet o uszy możecie miarkować jak teraz razi mnie każda śmielsza mowa.

Kawaler, który w różnym wcale świecie i otoczeniu się wychował i dla którego nie miało już życie tajemnic zdziwił się, ale poszanować umiał skrupuły przyjaciela Poszli potem oglądać piękny park i wszystkie osobliwości pałacu, obfitującego w zbiory wszelkiego rodzaju a na ostatek oddać uszanowanie hetmanowi, który powitał młodego swego gościa z wielką uprzejmością, z czułością prawie dopytując, czy mu tu dobrze, czy na niczem nie zbywa? Wkrótce nastąpiła uroczysta godzina obiadu z całą obrzędowością swą, gdyż uczty emilopolskie, jak niegdy rzymskie, miały swe formy, porządki i ceremoniał stały. Dobek musiał być bardzo ostrożnym, ażeby go nie upojono, a znudził się niezmiernie przedłużonem siedzeniem u stołu nawykłym będąc i do innej kuchni i do krótszego obiadu. Tego dnia zamiast koncertu hetman naznaczył teatr, i grać miano parę wodewilów francuzkich, w których gospodarz smakował wielce. Chciał się trochę też popisać przed przybyłym, dla którego było to nowością. Występowały na scenie: w roli matki pani St. Georges, co jej nader rzadko się trafiało, obie Francuzki jako kochanki, a nawet dla małej Ninon rola się znalazła. Sztuczki wybrano zabawne, dowcipne, wesołe; a że teatr był na pół amatorski, więc i kawaler Georges w liczbie artystów się pomieścił. Hetman kazał gościowi usiąść przy sobie Korzystając ze zbliżenia, miał nadzieję coś z niego wybadać, gdyż wiedział przez wychowańca, że temu się nie zwierzył wcale. W między-aktach bardzo zręcznie rozpoczęła się rozmowa, której cel łatwo odgadnąć było, i Dobek miał się na ostrożności.

 Kochany przyjacielu, odezwał się hetman, szanuję twe incognito, anibym chciał ci się narzucać za powiernika, lecz zdaje mi się, że lżejby ci było może, a mnie łatwiej służyć ci, gdybym cokolwiek wiedział lepiej, jaki szczęśliwy dla mnie, a dla was dziwny pewnie wypadek, wyrzucił tu na emilopolskie brzegi?

 Niezmiernie trudno mi odpowiedzieć na to pytanie, odezwał się Dobek. To tylko o mojem życiu przeszłem powiedzieć mogę, iż byłem jedynem dziecięciem u ojca że z domu rodzicielskiego nieszczęśliwy skład okoliczności ujść mnie zmusił. Osoba obca rodzinie naszej, weszła do niej. Nie chciałem się poddać jej i wolałem narazić na dobrowolne wygnanie. Nie wymagaj pan odemnie więcej przykroby mi było odmówić, a nie mógłbym w wyznaniach pójść dalej.

Hetman zamilkł, kładnąc swą białą rączkę na ramieniu sąsiada.

 Ale ja nic nadto więcej wiedzieć nie chcę, co mi powiesz dobrowolnie mój młody przyjacielu, odezwał się łagodnie. Schroniłeś się tu pod dach gościnny zostań pod nim, proszę. Mam nawet w tem własny interes. Wychowaniec mój Georges, którego kocham jak syna, nie ma właściwego wiekowi swojemu i wychowaniu towarzysza proszę cię bądź mu dobrym druhem i zaszczyć go przyjaźnią swoją. Na ostatek, dodał hetman, jeszcze jedno delikatne pytanie: Uchodząc z domu, mogłeś być zmuszony opuścić go, nie opatrzywszy się w potrzebne do podróży środki może ci służyć mogę?

 O! dziękuję najserdeczniej panu hetmanowi, uśmiechnął się Dobek, jestem zaopatrzony obficie aż nadto na niewielkie potrzeby moje

Rozmawiali tak w przerwach dość długo, a choć Dobka teatr, rzecz dla niego zupełnie nowa, bawił bardzo, nie rozumiał tak dobrze wszystkich gry odcieni, jakich hetman, wielki smakosz i znawca w tym przedmiocie, wyszukiwał i wskazywał, opowiadając o słynnych artystach dramatycznych, których widywał w Paryżu.

W jednej z tych dwóch sztuczek, naśladowanej pono z włoskiego, występowała panna Eliza przebrana po męzku i chwilowo zmuszona odegrywać rolę mężczyzny. Jakkolwiek z talentem się wywiązała ze swej roli, krytykowano ją, roztrząsano i hetman z tego powodu rzucił kilka uwag bardzo słusznych Dobek może ich dobrze nie dosłyszał, tak był jakoś poruszony dziwnem zbliżeniem przypadków i przedmiotu komedji do własnego jego położenia. Zdało mu się, iż wszyscy już wiedzą kto on jest, i że komedję wybrano umyślnie, aby mu to dać do zrozumienia. Z ogniem oblaną twarzą siedział jak na mękach, gdy hetman, wciąż na złość chyba, o rôles travestis rozprawiał

Назад Дальше