Dwie królowe - Józef Kraszewski 10 стр.


Obok tego poeci włoscy, łacińscy, księgi o sztuce, opisy krajów, historyę państw, nawet rozprawy o czarnoksięztwie znaleźć było można.

Zygmunt czytał wszystko lub przynajmniej przerzucał tak aby mu nic obcem nie było.

Na dworze mało czuć się dawał ten prąd idei polemicznych, które wiodły z sobą walkę o swobodę sumienia.

Właśnie w tych latach panowała jakaś cisza pozorna. Gamrat ustanowił inkwizycyę. Spalono staruszkę Malcherowę, wielu duchownym zagrożono trwoga wywołała milczenie. Lecz pod tą ciszą łatwo się było domyśleć nurtujących potajemnie prądów, które tem były niebezpieczniejsze, im mniej się na oko pochwycić dawały.

Zygmunt Stary pobożnym był, nie będąc zbyt gorliwym; Bona modliła się i obchodziła z duchowieństwem na sposób włoski, posługując się niem i płacąc mu za to, ale wymagając posłuszeństwa. Z Rzymem wolała być dobrze, lecz nie szanowała go zbytecznie a gdy tam nie mogła przeprowadzić co chciała, łajała i zżymała się namiętnie

Pod takiemi wpływy Zygmunt August się wychował, w rzeczach religijnych raczej obojętny i zimny, niż gorliwy.

Dopiero ruch reformatorski w Niemczech, który jak fala tłukł o granice Polski i wdzierał się tu pod najrozmaitszemi postaciami, obudził w młodym królu zajęcie tą polemiką, która go zabawiała.

Lismanin, któregośmy widzieli u królowej, przebiegły Włoch, siedzący na dwu stołkach a skrycie sprzyjający reformatorom, przychodził, ostrożnie badając stan umysłu króla, oswajać go powoli z gotującym się wielkim przewrotem w kościele.

Lecz jakkolwiek młody i żywy, król tak był w sobie zamknięty i ostrożny, iż słuchając go, nigdy poznać nie dał po sobie, gdzie się jego sympatye skłaniały.

Tak samo jak tą teologią namiętną, zajmował się chętnie muzyką August, słuchając jej z przyjemnością. Naostatek miał jeszcze upodobanie w pięknych koniach, których nie często dosiadał, ale lubił mieć osobliwe i już naówczas myślał o ich hodowli i stadach.

Takim jakim był naówczas młody pan, można go było sądzić wielce obiecującym na przyszłość. Nad wiek poważny, dbały o każdy krok, nie rażący żadnym wybrykiem, umysłowo wykształcony, mógł monarchę znakomitego zapowiadać.

Szlachta i panowie polscy możeby go innym mieć byli woleli, otwartszym, więcej rycerskiego ducha, mniej ostrożnym Włochem, lecz odmówić mu nie mogli nad wiek dojrzałości i taktu.

Mało się czem zajmował, ale to nie było jego winą nie pociągano go do pracy. Królowa starała się go od niej odsuwać, stary Zygmunt też nie powoływał.

Były to, bądź co bądź, lata szczęśliwej młodości dla młodego króla mógł marzyć, zabawiać się jak chciał, iść za swemi skłonnościami i upodobaniami, a jeśli ojciec mu skąpił i był dlań surowym, matka za to płaciła, starając się serce i zaufanie pozyskać.

Dnie upływały swobodnie. Często kilka ich uchodziło a August nie widział ojca, przychodził do niego na chwilę, niewiele słów zamieniał, i powracał do swoich lub królowej apartamentów.

Bona za to widywała syna nie raz ale po kilka na dzień razy, zapraszała go do siebie, starała się zabawiać Zrana przejeżdżał się konno, polował rzadko, jadł z rodzicami lub matką, czytał, przeglądał swe kamienie i medale, przyjmował tych, których królowa dla towarzystwa jego dobierała. Wszyscy oni tem się odznaczali, że nigdy o państwowych sprawach, o polityce nie mówili z Augustem. Mało się też nią zajmował, lub przynajmniej nie dawał znać po sobie, że go to pociągało. Ale wzrok miał bystry, a szkołę milczenia przeszedł w dzieciństwie i umiał nosić w sobie największe brzemiona, nie zdradzając ich ciężaru.

Tego dnia królowa zastała go nad księgą, którą szybko złożywszy i zasunąwszy między inne, na stole nagromadzone, wyszedł na jej spotkanie.

Bony czułość dla niego zawsze się namiętnie objawiała, jakby jego miała jednego. Dla córek, oprócz Izabelli, była surową i nieprzystępną, dla Augusta wylaną.

Oczyma, wszedłszy, przebiegła pokój, aby z najmniejszej jakiejś oznaki poznać usposobienie syna Znalazła go smutnym, więc zapragnęła być wesołą usiłowała wyciągnąć na słowo jakieś, lecz nic się dowiedzieć nie mogła. Poleciła mu na dworzanina Dudycza, chwaląc go jako posłusznego sługę August przyjął to obojętnie. W chwilę potem, poszeptawszy jeszcze, biegła napowrót do swoich pokojów.

Zaledwie wyszła, czując się już swobodnym, August poprawił na sobie włoski strój czarny, i cichemi kroki przemknął się korytarzem do Dżemmy.

Siedziała znowu, tak jakeśmy ją widzieli, w oknie małej komnatki swej, i lutnia leżała przy niej i szycie miała w ręku, choć nie zdawała się niem zajmować. Zwróciła głowę gdy drzwi się uchyliły, rumieńcem oblała się twarz, wstała spiesząc na spotkanie króla, który rzucił się obejmując ją i przyciskając do piersi.

W tym niemym uścisku upłynęła chwila Patrzyli sobie w oczy Dżemma i on, oboje byli smutni, ale wielkie szczęście czasem się tak czarno ubiera umyślnie Szeptali z początku tak, że ledwie sami się słyszeć mogli.

Dżemma poszła zwolna wiodąc go za sobą ku krzesłu, a August obyczajem dawnym na podnóżku u kolan jej usiadł, patrząc w piękne oczy.

 Nie prawdaż? zdrowszą dziś jesteś? szeptał król. Uwierzyłaś że niemasz trwożyć się czego?

 A! przerwało dziewczę, machinalnie ręką białą sięgając ku leżącej blizko lutni, a drugą poprawując pukle ciemnych włosów króla a! nie ma miłości bez trwogi! Każdy skąpiec drży o skarby swoje.

 Bojaźńby szczęście zatruła, gdyby tak zawsze dręczyć nas miała odparł August. Drogich chwil szkoda jej dawać na pastwę.

 A chwile te tak krótkie! westchnęła Dżemma obliczone! niestety.

Zmarszczył się król i ujął rękę jej w dłonie.

 Nie przewiduj gorszej przyszłości niż się ona obiecuje począł mówić. Niestety, królowie żenić się nawet, tak jak żyć muszą nie dla siebie ale dla poddanych, za to małżeństwa ich serca nie wiążą. Zmusić mnie mogą do podania ręki przed ołtarzem, ale serca mojego nikt nie weźmie gwałtem to do ciebie należy.

 Na długo?

 Na zawsze! zawołał August dopóki twoje dla mnie bić będzie, piękna Dżemmo!

Zwolna kołysać się zaczęła piękna jej główka, a uśmiech smętny błąkał się po wargach

 Dzielić się będę musiała z nią mówiła a! nienawidzę tę kobietę!

 To dziecko rzekł August zabawiać ją będzie stary król, który podobno kocha bardzo synową a mnie zasłoni matka, która wie co mnie szczęśliwym uczynić może, i żyje tylko dla mnie.

Gdy to mówił, wejrzenia ich się spotkały, Dżemma zacisnęła usta, Augustowi zdało się, że w oczach jej znalazł wyraz wątpliwości i niedowierzania.

 Dżemma! zawołał ty jej nie znasz, ty ją sądzisz jak drudzy. Ona co czyni wszystko dla mnie, i jeśli się naraża ludziom, ja tego jestem przyczyną. Od kolebki pamiętam ją zawsze tak czułą, tak dla mnie wylaną. Siostry nawet zaniedbuje.

Włoszka nic nie odpowiadała, lecz wejrzenia jej nie okazywały aby przekonaną była.

 I ciebie dodał król winienem jej! Ona, tak surowa dla drugich, nam zostawuje swobodę, nami się opiekuje ciebie kocha jak dziecię własne.

Podniósł głowę ku niej, jakby się domagał odpowiedzi. Dżemma jeszcze milczała, westchnęła tylko.

Włoszka nic nie odpowiadała, lecz wejrzenia jej nie okazywały aby przekonaną była.

 I ciebie dodał król winienem jej! Ona, tak surowa dla drugich, nam zostawuje swobodę, nami się opiekuje ciebie kocha jak dziecię własne.

Podniósł głowę ku niej, jakby się domagał odpowiedzi. Dżemma jeszcze milczała, westchnęła tylko.

 Daj Boże odezwała się po przestanku aby się to nie zmieniło Widziałam nieraz królowę przechodzącą z miłości do nienawiści tak skoro, tak gwałtownie.

 Nigdy bez przyczyny począł król oburza ją niewdzięczność, nie umie przebaczyć zdrady a my na dworze, wśród ludzi, których łaskami obsypujemy, wystawieni jesteśmy ciągle na niespodziewane ciosy Bona po królewsku wdzięczną być umie, lecz też i po królewsku karze.

Wzdrygnęła się ze strachu jakiegoś Dżemma.

 My we dwoje ciągnął król dalej my się przynajmniej od niej nie mamy czego obawiać, a wszystkośmy jej winni. Przyrzekła mnie bronić od przyszłej małżonki, z którą żyć nie będę zmuszony.

 A stary król? spytała Dżemma.

 Ojciec nie zdoła nic, gdy królowa się oprze mówił August. Zmusi go ustąpić i pozostać obojętnym.

Myślała długo Włoszka, której lice się rozjaśniło nieco.

 Mówią, że was z nią, z nią poczęła, z przyciskiem wymawiając wyraz ostatni chcą wyprawić na Litwę a ja! a mnie!

August głową potrząsnął.

 Ach nie odparł król jest temu przeciwny, matka mnie obronić potrafi. Litwa się oddawna domaga w. księcia, ale polscy senatorowie obawiają się rządów osobnych. Kraje połączone na pozór, ciągle się rozdwajają trzeba unikać wszystkiego co je rozdziela.

 Co za życie! ręce podnosząc i zakrywając twarz niemi, przerwała Włoszka. Drżę na myśl jej przybycia, tego wesela, tej niewoli! Widziałam jej portret u królowej, piękna jest i młodsza odemnie!

 Nie! gwałtownie zawołał August ani krasy twojej ani duszy twojej nie ma, dziecko trwożliwe Matka powiada że chora i że słabość jej wstręt obudzić musi.

Ale dlaczego ty mnie zmuszasz dodał karmić się tą rozmową okrutną? po co przewidywać? na co zawczasu goryczą się poić Zaśpiewaj, marzmy!

I głowę złożył na jej kolanach.

 A, nie! to nie jest śpiewu godzina odezwała się rzucając lutnię Włoszka ja nie mogę śpiewać, gdy w duszy mam łzy ani nakazać sobie pieśni, gdy mi się serce ściska nie, nie

Król nie nalegał.

W milczeniu ujął jej rękę białą i całując palce po jednemu lubował się tak, marzył, uśmiechał. Dżemma schyliła się nad skroń jego i położyła pocałunek na niej.

Tak byli zatopieni w sobie, że żadne z nich ani dosłyszało, ani postrzegło, jak cichutko podniosła się w drzwiach sypialni zasłona i twarz Bony z oczyma iskrzącemi ukazała.

Królowa patrzyła na nich długo z radością jakąś, ostrożnie opuściła kurtynę i znikła.

Dżemma podniosła się, August wstał, objął ją wpół i poszli razem stanąć w oknie, szepcząc niepochwyconemi wyrazy. Były to przysięgi miłośne.

Coś się zdawało czuwać nad niemi, w kurytarzach nie było najmniejszego ruchu, od komnat dalszych nie dochodził szelest żaden. Zapomnieli się tak długo, długo, i wchodząca dopiero karlica rozbudziła ich do życia.

Król natychmiast opuścił komnatę.


W nieszczęśliwą godzinę biedny Petrek Dudycz podniósł oczy i serce swe skłonił ku Włoszce. Zdawało mu się, że dla ubogiej sieroty, która nic oprócz łaski królowej nie miała, jego osoba i majętność były czemś bardzo ponętnem.

Karykaturalnej postaci, Dudycz którego wyszukane stroje czyniły brzydszym i śmieszniejszym jeszcze, na wiele rzeczy był ślepym a im dłużej się tą spoźnioną miłością rozgrzewał, tem mocniejszego nabierał przekonania, że ona mu piękną Dżemmę zjednać musi.

Przystęp do niej, jak do innych panien fraucymeru, wprawdzie napotykał trudności i przeszkody, lecz Petrek wiele ich podarkami i groszem umiał zwyciężać.

Skąpy dopóki z soli fortunę budował, teraz rozkochany gotów był na największe ofiary.

Nad polskim fraucymerem królowej naówczas zwierzchni miała dozór ochmistrzyni wdowa, nie młoda już jejmość Klara Zamechska. Winna ona była to miejsce jedynie temu, że za młodu obracając się w kołach mieszczan i kupców włoskich w Krakowie, których za Kaźmierza dosyć tu napłynęło, nauczyła się nieźle po włosku.

Otyła, ociężała ale zdrowa i silna Zamechska, chodziła namarszczona, udając surową, starała się królowej przypodobać ale ani Bona jej polubić, ani ona królowej pokochać się nie nauczyła.

Obawiała się i nienawidziła.

Lecz że obyczaj wymagał ciągłych zapewnień miłości, wierności, poświęcenia, ochmistrzyni miała je ciągle na ustach.

Dudycz, który znał dobrze dwór, nie znalazł sobie lepszego nad nią sprzymierzeńca. Wiedział, że Zamechska chciwą była począł od obsypania ją podarkami.

Baba kuta doskonale wiedziała o co chodziło, śmiała się w duszy z poczwarnego eleganta ale go nie odtrąciła. W zbliżeniu się do niego nie było niebezpieczeństwa, bo Dudycz miał pewne zachowanie u królowej.

Petrek znalazł wreście raz wieczorem zręczność rozmówienia się sam na sam ze starą ochmistrzynią.

 Jejmościuniu rzekł śmiej się ze mnie jeśli chcesz; powiesz może, że w starym piecu djabeł pali, ale com ja temu winien, że oczy mam i serce w piersi. Zakochałem się..

 We mnie? odparła biorąc się w boki Zamechska.

Dudycz począł się śmiać i w rękę ją pocałował.

 W Dżemmie szepnął.

Zamechska ręce załamała.

 A toś się wybrał! rzekła prawda że późno, ale za to smacznego ci się kąska zachciało. Na całym dworze piękniejszej nie masz.

 Pewnie odparł z dumą Petrek bo ja smak mam; ale ta piękność uboga jest, a ja, dzięki Bogu, węzełek sobie przysposobiłem.

 I dzięki soli szepnęła Zamechska.

 Sól zdrowa rzekł Dudycz. Sądzę, że królowa pani moja najłaskawsza, nie będzie temu przeciwną.

 A dziewczyna? spytała ochmistrzyni.

 Kto ją zgadnie? począł Dudycz raz patrzy tak jakby się gniewała, czasem jakby się litowała.

 No a jakby się kochała? przerwała Zamechska hę?

Dudycz głową potrząsnął.

 Nie rzekł ale toby może z czasem przyszło. Jabym ją złotem obsypał, jabym nie mógł dokończyć, ręce jego wyrażały tylko, że gotów był dla niej poświęcić wszystko.

Stara Zamechska miała czasem poruszenia dobrego serca. Żal się jej zrobiło tego człowieka śmiesznego, brzydkiego, który całe życie pracował na to, aby dla jednej dziewczyny, wyśmiewającej się z niego, patrzącej wysoko, wszystko a może nawet i życie w końcu stracił. Zbliżyła się do siedzącego i położyła mu rękę na ramieniu, litościwie spoglądając na niego.

 Słuchaj Dudycz rzekła chyba oczów nie masz. Żyjesz na dworze, a nie widzisz tego co wszystkim wiadome Dżemmę kocha młody król, ona szaleje za nim nasza pani na to przez szpary patrzy. Gdzieś tobie się z nim mierzyć!

Petrek słuchał na wpół osłupiały.

 Przecie się z nią nie ożeni! dodał pomilczawszy.

Ochmistrzyni się rozśmiała.

Dudycz dodał spuszczając oczy.

Назад Дальше