Waligóra - Józef Kraszewski 6 стр.


Dobruch sam szedł służyć Biskupowi Nie zdawała się ta prostota i pozorne ubóstwo czynić wrażenia na pobożnym panu, który wszystko co miał na chwałę Bożą obracał. Mszę świętą odprawił tak zatopiony w Bogu, w takiem jakiemś uniesieniu iż nie widział nic co się działo na ziemi; pobożność zaś ta tak była przejmującą wszystkich, tak przenikającą serca iż Dobruch się spłakał przy mszy, dziewczęta wyszły z niej jakby powróciły z innego świata. Sam Mszczuj poczuł się zmienionym i zmiękłym

Co mogło tak podziałać na przytomnych, niktby powiedzieć nie umiał. Biskup czytał mszę świętą głosem cichym, nie śpiewał pieśni, nie kazał językiem zrozumiałym, szepcząc odmówił modlitwy coś przecie w jego postawie, ruchach, wejrzeniu było takiego, że ilekroć się zwrócił do ludu, uginały się głowy trwożliwie, padali wszyscy na twarze i uczucie jakieś straszne a błogie przejmowało ich dreszczem

A gdy w końcu mszy podniósł rękę do błogosławieństwa, Mszczuj stary miał łzy na powiekach

Milczenie uroczyste w czasie nabożeństwa, ledwie świergot wróbli przerywał.

Jesienny poranek mglisty i pochmurny dotąd, nagle w końcu mszy się wypogodził, obłoki białe roztwarły i jasne zaświeciło słońce. U drzwi kościelnych na modlącego się Biskupa czekał Mszczuj z córkami swemi, które popłakawszy się przy mszy, teraz jak ptaszyny już wesołe były i rozpowiadały ojcu jak ich ks. Iwo błogosławił

Wkrótce wyszedł i on rozweselony też na duchu, z czołem pogodnem, witając brata

 Ubogo u was w Bożym domu, odezwał się, lecz Bóg nie potrzebuje srebra ni złota tylko serc Gorzej bracie że wam proboszcz chorzeje i do służby nie ma nikogo? Cóż? pewnie stary jest? Trzebaby mu pomocnika młodszego?

Mszczuj zamilkł nie chcąc odpowiadać. Biskup zwrócił się do dziewcząt, które szły za niemi i pochwalił je iż modliły się pięknie, a dziwić począł iż tak były podobne do siebie. To je rozradowało, bo dumne były i szczęśliwe z tego cudu co je przybrał w jedno ciało a dał im serce jedno.

Znowu weszli oba do tej izby w której Waligóra przyjmował brata wczoraj a tu już zastawiony był ranny posiłek na stole i polewka gorąca w misach czekała.

Dziewczęta doprowadziwszy gościa do progu, cofnęły się. Zostali sami. Mszczuj posługiwał Biskupowi, który po wczorajszym poście wcale się nie czuł ani osłabionym ni głodnym.

Inna troska go zajmowała.

 Myślałeś com ci mówił wczoraj? zapytał ks. Iwo. Ja, nie mogąc więcej, modliłem się aby cię Duch święty natchnął

Spojrzał nań, na twarzy Waligóry, wczoraj jeszcze jakby burzą wewnętrzną miotanej i niespokojnej, dziś widać było niepewność, zwątpienie, słowem jednem, wahanie się, które wróżyło że się opierać nie powinien.

Poznał to Biskup łacno

 Otwartym bądź ze mną, rzekł, choćbym cię siłą i powagą mojego starszeństwa pociągnąć mógł za sobą i skłonić do posłuszeństwa, nie chcę cię mieć nieprzekonanego idącego mimo swej woli, chcę abyś i ty pragnął tego co ja

 Jedno powiem ci odezwał się Mszczuj, co wam po mnie!! Znaliście mnie niegdyś silnym onym Waligórą, który i na ludzi i na góry porwać się był gotów dziś ja jestem inny. Długi ten spoczynek mnie złamał i osłabił, we własną siłę wiary nie mam, aniby się jeden człowiek oprzeć potrafił temu co może napisano w niebiesiech

Tak jak to nasze królestwo niegdyś wielkie rozleciało się na kawały i ginąć może, tak może i Odrowążom przeznaczono paść, a Jaksom się ich łupem żywić.

I na to patrz, że jam dziś ślepy, ludzi waszych nie znam, nawet tych którym blizkim byłem Nie wiem co się stało z Leszkiem który rycerzem był dzielnym pod Zawichostem, a książęciem być nie umiał Mógłżem ja to przewidzieć i odgadnąć Iwonie mój, że urośniesz na tego wielkiego Pasterza, który stać będzie na świeczniku?? Tak samo dziś nie wiem co się stało z temi których małemi znałem, czy wyrośli czy skarleli??

Na cóż się wam zdam taki ślepy i tak słaby??

 O bracie mój ozwał się Biskup niedługo ci uczyć się będzie potrzeba! Oczy masz wypoczęte, zobaczysz łacniej to na co my patrzając ciągle, obywszy się, już nie wiele postrzegamy

Odrowążom wodza potrzeba świeckiego, czynnego, tak jak ja im jestem i będę duchownym. Mnie nie na wszystko patrzeć się godzi, nie o wszystkiem wiedzieć, nie wszędzie wnijść, nie zawsze być surowym gdzie potrzeba.

Ja modlić się tylko umiem, przeczuć i zawołać gdy czuję niebezpieczeństwo

Mówiłeś wczora o królestwie rozerwanem iż mu biada, jać powiem toż samo o rodzie, który gdy głowy nie ma, a spojny nie jest, przepada Jesteśmy jako trzoda co się wilkom obroni gdy stanie kołem zwartem, a gdy się rozsypie, rozchwycą je.

Ale nie o ród nasz sam idzie mi, bracie, boć w mocy Bożej podnieść go i obalić, idzie mi o królestwo to aby gorzej rozerwanem nie było i straconem dla tej chwały Pana Niebieskiego, na którą ono pracować miało, słowa jego przyjmując do duszy i mogąc je w życie wprowadzić.

Zginiem my, padnie z nami kraj w moc barbarzyństwa i na pastwę ludzkich złości

 A jaż jak się wam zdam do tak wielkiej sprawy, człek tak mały? zapytał Mszczuj. Anim Goworka, ani Mikołaja Wojewody nie dorósł, ani Krystyna z Ostrowa o którego losie doszły mnie wieści Wiesz jak oni wszyscy skończyli! Goworek na wygnanie musiał iść dobrowolnie, drugiego się matka Leszkowa zaparła i musiał się oddać Mieszkowi, służyć mu całemu życiu kłam zadając

Krystyna wreście Konrad oślepić, uwięzić i zabić kazał za to że mu służył i kraju bronił

 Tak jest przerwał Biskup z zapałem aleć to cnót wielkich działem jest na tej ziemi że one cierpieć muszą za innych i to ich tryumfem że męczeństwem kończą Ty się zaś złego końca nie masz co lękać, bo silną podporę mieć będziesz we mnie. Ja zaś, Bogu najwyższemu niech będą dzięki, siłę mam jaką on mi dał na chwałę swą i pożyć się nie dam łacno. Za mną i ze mną pójdą Biskupi wszyscy, i ojciec nasz gnieźnieński i całe wojsko nasze duchowne i cała potęga klasztorna

 Więc pocóż ja? zapytał Mszczuj.

 Ażebyś mi był prawicą zawołał Biskup ręką w którąbym ja wierzył jak we własną!

Waligóra zamilkł głowę spuściwszy.

 Mów, bracie miły, jako stoicie? co czynić mamy? rzekł z cicha, już jakby na pół zwyciężony.

 Mamże ci ja opowiadać całe dzieje nasze, których byłeś w części świadkiem po śmierci Kaźmierzowej? począł Biskup.

 Tak jest, mów wszystko bo nie wiem nic potwierdził Mszczuj. Wszakci nie dziesięć lat już żyję na tej pustyni, a co tu do mnie dochodziło, często tak w ustach ludzkich skrzywiło się żem nie wiedział ani zkąd szło ani dokąd! Na puszczy głosy giną

Biskup zlekka poruszył ramionami.

 Chciałeś sam o wszystkiem zapomnieć i dlatego ci już dziś powtarzać trzeba nawet to o czem wiedziałeś.

Mszczuj na ręku oparty gotował się w milczeniu do słuchania, a Iwo zwolna rozpoczął opowiadanie.

 Wiesz dobrze, jako się z dopuszczenia Bożego zmarło Sprawiedliwemu. Kto był sprawcą tej nagłej śmierci dobrego króla, niewiasta niepoczciwa, wróg, zdrajca, czy sama prawica Boża zesłała tę śmierć, która czasem gdy chce uratować, karze nie nam sądzić.

Po Kaźmierzu zostały pisklęta i wdowa, dobra pani ale słaba niewiasta, której z kolei każdy wmówić mógł co chciał, która ze strachu o dzieci i o siebie chwytała się z kolei i Goworka i Mikołaja, a gotową była zawierzyć Mieszkowi staremu, choć znała jakim był dla męża jej, i jak panowania pragnął.

Ledwie Kaźmierz oczy zamknął, już się zbiegło do Krakowa co żyło książąt dobijając o spuściznę po nim, choć dzieci zostały Znali wszyscy Helenę że ją łatwo dobremi słowy ująć i podejść było można. Ślązcy książęta i Mieszko chcieli Kraków królowę państwa zagarnąć i byliby potomstwo Kaźmierzowe wygnali ze wdową, gdyby mój poprzednik na stolicy biskupiej nie stanął murem przy sierotach i przy prawie krwi przeciwko prawu wyborów, które państwo na łup fantazyom możnych rzucało

Mieszko stary jako całe życie tak i teraz nie ustąpił. Pamiętasz to przecie że się krwawo musiała sprawa rozstrzygać pod Mozgawą u Jędrzejowa, gdzie się swoi ze swemi wściekle rzezali, a Mieszko syna postradawszy ledwie z życiem uszedł, ocalony przez żołnierza, który byłby go przebił, gdyby hełmu nie zdjął i twarzy mu nie pokazał Nie pożywszy orężem Mieszko starał się Kraków opanować zdradą i do Heleny udał się opiekunem tylko Leszka być chcąc Słaba niewiasta usłuchała go, poszła na dobrowolne wygnanie z dziećmi do Sandomierza na Pieprzową górę

Mieszko zawładnąwszy Krakowem rządy począł po swojemu sprawować; wygnano go wprędce, lecz raz jeszcze Helenę uwiódł słowy słodkiemi i gdyby nie śmierć, jużby krew Kaźmierzowa nie siedziała na stolicy Nam zaś tej krwi Sprawiedliwego potrzeba a nie potomstwa Mieszkowego, bo ze krwią cnota przechodzi i chciwość panowania, która nie baczy na nic.

I to pomnisz jako Laskonogiego, wzięto do Krakowa, za zezwoleniem Leszka, który panować się nie kwapił. W Laskonogim choć dobrym, łagodnym i pobożnym, krew ojcowska grała, chciał panować sam i nad ludem i nad nami, którzy władzę naszą mamy od Boga. Potrzeba było usunąć go, aby Leszka, prawowitego pana przywrócić

Zwycięztwo pod Zawichostem sprawiło, że Krakowianie Każmierzowego syna przypomnieli, a Laskonogi mu ustąpił

Zda się tedy wszystko szczęśliwie skończone westchnął Iwo aliści to dopiero początek

Czuwaliśmy i czuwamy, a przecież nie możemy rzec, abyśmy pewni byli iż siebie i państwo to ocalemy Pobożni książęta, zazdrośni są władzy naszej i ciągle na nią nastają. Chce się im panować samym, co znaczy że bez Boga i prawa rządzić pragną Ze krwi Mieszkowej jeźli Laskonogi nam już nie grozi, straszniejszy jeszcze bo popędliwszy i śmielszy Odonicz Plwacz, choć pełną garścią sypie kościołowi nadania, ale chce mu być panem Tak samo ślązcy książęta, choć pobożni są słowy i życie trawią na postach i modlitwach, z kościołem się zadzierają Nielepszy wreście nawet syn Kaźmierzów Konrad Mazowiecki, gwałtowny, chciwy panowania i niepohamowany gdy do celu idzie. Naostatek syn Mszczuja, Światopełk Pomorski, głowa Jaksów rodu, nietylko wybić się chce podległości panu, swemu, ale czyha na obalenie go

Przeciw nim, jawnym i tajemnym nieprzyjaciołom, przeciw Rusi, Leszek słabym jest, choć naszą siłę ma i mieć będzie za sobą

Knują się spiski, które my ja, mój bracie, więcej przeczuwam i przewiduję niż o nich wiem

Odonicz wziął siostrę Światopełkową za to aby mu służył, razem idą oba Ślązcy książęta są z nami, ale jak długo wytrwają gdy im zaświeci nadzieja pochwycenia Krakowa??

Biskup zamilkł głową potrząsając.

 Biada! biada królestwu temu dodał, jeżeli albo niespokojna krew Mieszkowa, lub ten co krwi już zakosztował Konrad albo nawet zniemczałe Ślązaki dostaną się na naszą stolicę biada królestwu temu, bo zamiast być rządzone przez świeckiego książęcia, z pomocą i na współ z duchownemi, co go od tyranii wstrzymywać, od bezprawia ostrzegać będą padnie w więzy jednego człeka władzy chciwego, co pszczoły wybijać będzie aby miód garnął. Pójdzie w niewolę duchowieństwo, a z niem prawo Boże, miłosierdzie i straż przykazań świętych

Walka to jest, bracie mój nie o kawałki ziemi, nie o panowanie tego lub owego książęcia, ale znaczniejsza daleko, daleko przeważniejsza o wszelakie prawo człowiecze. Mali to państwo być osądzone jako trzoda bydła, łaską i niełaską albo prawem Chrystusowych dzieci?

Waligóra słuchał.

 Bracie mój odparł cicho, mówię z tobą jako na spowiedzi, odkrywając ci duszę moją. Nie sroż się na mnie. Walka to jest więc, jak mówisz sam, o to kto panować będzie książęta czy Biskupi?

 Nie zapieram! zawołał Iwo powstając, lecz przypatrzże się światu i powiedz mi co lepszego, czy sługi Boże panami waszemi, czy sługi namiętności własnych??

 A między wami, bracie rzekł Mszczuj, azali nie ma też sług namiętności nie mali dumnych i władzy chciwych?

 Tak ci jest, są między nami tacy, bośmy ludźmi rzekł Iwo lecz nas trzyma krzyż na piersiach, strach Boga, przysięga, kapłaństwo nasze. Zapomni się jeden nie wszyscy świeccy panowie upajają się potęgą swoją, gdy jej granic nie czują. My granicą dla nich, stróżem i stróżami prawa

Waligóra nie odpowiedział nic a Iwo dodał po chwili.

 Panowanie Rzymu nie jest dla nas niebezpieczeństwem a jest opieką.

Tak, bracie mój, Leszka wszelkiemi siłami podpierać potrzeba, bo ten nie opiera się nam i widzi że z nami tylko bezpiecznym jest, gdy inni nami się posługują aby później znękać nas i w poddaństwo obrócić

To mówiąc nad schyloną głową starego Waligóry, Biskup w powietrzu ręką drżącą krzyż zakreślił.

 Wstań, rzekł i idź błogosławię ci. Rzuć wszystko a towarzysz mi, zobaczysz oczyma własnemi jako byłeś potrzebnym Z dawnych czasów znasz pewnie niektóre książęta, poznasz innych; zobaczysz jakim się stał ten Leszek nasz, którego my wychowaliśmy.

Waligóra powstał posłuszny rozkazaniu, lecz w męzkich oczach łzy mu się zakręciły

 A dzieci moje? wyjąknął po cichu.

 Cóż dzieciom twym na tym gródku zamkowym zagraża? odezwał się Biskup, jedna chyba tęsknota za tobą. Nie będziesz przecie tak zaprzątniętym sprawami naszemi ażebyś do domu zaglądać nie mógł. Stara niewiasta ochmistrzyni zostanie z niemi, służba wierna

 A! bracie matki nie mają, a ojca nic im nie zastąpi westchnął Waligóra.

 Dla czegóż byś córek nie miał z sobą wziąć do Krakowa? zapytał Biskup.

Słysząc to wstrząsł się Mszczuj.

 Niech Bóg uchowa! do miasta je brać na ludzkie wejrzenia narażać! Nie nie!

 Pobożne są, rzekł Iwo z cicha, gdzież większe szczęście i spokój dla nich jeźli nie w klasztorze? Gdybyś chciał, czemuby nie miały z księżniczką Adelajdą siostrą pana naszego, mieszkać w Sandomierzu?

 Nie odparł Mszczuj nadto do swobody nawykły.

 Przecież, co myślisz na przyszłość dla nich?

 Sam nie wiem, westchnął ciężko Waligóra. Skarb to mój jedyny z którym mi się rozstać będzie trudno, który podzielić nie wiem jak Pan Bóg mnie nim ubłogosławił i pokarał, bo są jak bliźniaki przywiązane do siebie, tak że żyćby rozdzielone nie mogły i trzebaby chyba dla nich na mężów dwu braci jak one z jednego ojca zrodzonych, coby się rozłączać nie chcieli.

Назад Дальше