Sprzeciwiać się królowej nie śmiał Grzegorz Nazajutrz, z pewnym niesmakiem, wyruszył do Korczyna
Zabiegi królowej, pomimo oporu Oleśnickiego i książąt mazowieckich, wezwanych na zjazd, a oprócz tego wielu umiarkowańszych i niedających się złudzić blaskiem korony, zwyciężyły ostatecznie
Większość była za przyjęciem ofiary Czechów, a Oleśnicki oświadczywszy się ze zdaniem przeciwnem, w końcu uległ i przystał na to, co większość postanowiła
Z tą radosną nowiną wyprzedzając wszystkich, wrócił do Krakowa Grzegorz z Sanoka i przyniósł ją rozpromienionej pani
Zwyciężyła!! Kaźmirz więc miał włożyć koronę na skronie!!
Posłowie do Czech byli jakby wyznaczeni. Musieli nimi być ci, co z królową razem trzymali i pożądali czeskiej korony
Sędziwój Ostroróg i Jan z Tęczyna wyruszali do Pragi
Niespoczywająca na chwilę królowa, teraz już dniem i nocą zajmowała się zebraniem ludzi, wojska dla syna. Bez niego nie mógł ani się utrzymać, ani nawet wnijść do swojego nowego królestwa.
Co może miłość macierzyńska i pragnienie zdobycia potęgi, okazała królowa, zmuszona sama starać się o wszystko, ludzi wybierać i jednać, a naostatek wszystko co miała oddawać, sypać, płacąc zaciągi, uzbrojenia i pułki
Nigdy w Polsce nadzieja wojny i walki nie była odpychaną, owszem jak zawsze tak i teraz, miała dla wielu ponętę, urok, ciągnęła ich
Wybrani przez królowę dowódzcy, mieli trudność tylko w wyborze. Gromadami przybywała szlachta z różnych ziem prosząc się pod chorągwie, ale pomiędzy nią trzeba było surowy wybór czynić A choć połowa tych stręczących się rycerzy bez hełmów i broni, lub bez koni nawet i oręża, musiała powracać do domów nieprzyjęta, pomimo to znalazły się tysiące na wyprawę do Czech
Rodziła się wątpliwość, czy trzynastoletni królewicz miał wprost sam osobą swą iść i zyskiwać sobie serca młodością i miłością, jaką ona obudza
Tu, królowa nawet zachwiała się Kaźmirz był gotów, Władysław rwał się, ale go nie puszczono stanowczo, panowie Rady nie chcieli nawet dozwolić jechać królewiczowi. Tylko dowódzcy tego oddziału, który był do Czech przeznaczony, pragnęli mieć z sobą obranego króla jako chorągiew
Nie było najmniejszej wątpliwości, że do walki przyjść musiało. Możnaż było na jej niepewne losy narażać wyrostka?
Były dnie, że królowa stawała się matką, cisnęła do piersi Kaźmirza i dać go nie chciała. Przychodziły potem inne, gdy blask korony ją onieczulał i zaślepiał, gotową była puścić syna.
Zwyciężyła w końcu matka nad królową i Kaźmirz do Czech nie poszedł
W jego miejscu, wrzący chęcią boju Władysław, który już doścignął pełnoletności, chciał sam iść wojować Jednomyślnie się temu sprzeciwiono
Niepokój był i wyczekiwanie na zamku krakowskim, gdy po upływie kilku miesięcy Grzegorz z Sanoka ujrzał jednego dnia wchodzącego do swej komory, w której pracował nad ulubionym poetą, człowieka zupełnie mu nieznanego.
Był to mężczyzna lat już czterdziestu kilku, z postawy wnosząc dworak i człowiek dostojny. Ubiór skromny, był ze smakiem i pewną wytwornością dobrany do twarzy i postaci. Twarz całkiem nieznana, głos, gdy się odezwał, również nic mu nieprzypominający, przywitanie pierwsze uczyniły chłodnem. Nieznajomy nie mówił nazwiska swego i uśmiechał się dziwnie.
Mistrzu Grzegorzu odezwał się do niego czy pamiętacie jeszcze młodsze lata wasze i wędrówki po Niemczech?
Wszakże się nie mylę, podróżowaliście wiele?
Tak odparł Grzegorz, któremu to przypomnienie lat młodszych było przyjemnem podróżowałem jako jeden z vagantów, per pedes apostolorum.
Przypomnicie więc sobie może wasz pobyt w Heidelbergu? dodał nieznajomy.
Mistrz popatrzył z uwagą wielką na mówiącego.
Lauen? zawołał podając rękę. Nieprawdaż?
Nieznajomy obie ręce ku niemu wyciągnął.
Tak! Lauen rzekł z pewnem wzruszeniem. Nie poznaliście ranie zrazu, a i ja, gdybym nie wiedział kogo mam przed sobą, nie domyśliłbym się w poważnym duchownym, wesołego młodzieńca, który tak cudnym głosem pieśni Beanów śpiewał.
Przeszły te czasy! westchnął mistrz pieśni się zapomniały, smutek duszę ogarnął.
Siedli przy sobie.
Lecz zkądże wy tutaj! począł gospodarz. Widzę żeście w świeckim stanie zostali, co was tu do Polski przygnało?
Zapytanie to zdawało się nieco kłopotać przybyłego, chociaż powinien był do niego być przygotowanym.
Jestem w podróży na Szląsko, dokąd mnie moje familijne powołują sprawy. Rodzina mojej matki ma tam posiadłości. Dowiedziałem się o was w Krakowie i umyślnie się zatrzymałem, aby z wami dawne dobre czasy przypomnieć
Jakiż stan obrałeś sobie? wtrącił Grzegorz.
Służyłem dworsko przy cesarzu Zygmuncie mówił Lauen a teraz liczę się już tylko do orszaku króla Albrechta, chociaż żadnych nie pełnię obowiązków.
Mówiąc to nieco oczy spuszczał i rumienił się, wąsy pokręcał, bąkał jakoś nieśmiało.
Mówiono mi dodał że wy stanowisko zaszczytne zajmujecie przy młodym królu. Do tej pory jużbyście zaprawdę powinni byli dobić się bardzo wysokiego dostojeństwa.
Nie pragnę go!! żywo przerwał Grzegorz wierz mi, że pokój i pracę nad księgami nad wszystko przenoszę.
Zmuszono mnie przy młodym królu być na usługach, lecz jest to służba nieoznaczona, nieciężka i ledwie na to nazwanie zasługująca. Tem lepiej.
Król wasz młodziuchny, wytrawniejszych mężów rada mu potrzebna odezwał się Lauen.
Postrzeżenie to Grzegorz milczeniem zbył, zająwszy się gościnnem przyjęciem dawnego znajomego.
Lauen, ubogi szlacheckiego pochodzenia współuczeń, naówczas się do stanu duchownego sposobił. Pewna sympatya i podobieństwo charakterów ich łączyło. Oba lubili poezyą i śpiewy
Grzegorz treściwie zaczął opowiadać o swoim powrocie do kraju i tem, co go tu spotkało. Starzy przyjaciele patrzyli na się, mówili i pewno znajdowali w sobie wielką zmianę. Czasem który z nich uderzył o dawną nutę wesołą, uśmiechnęli się i wnet poważnieli oba.
Prawdaż to, po długim przestanku zagaił Lauen, że młodszy wasz królewicz do Czech się wybiera przeciw Albrechtowi?
Wybrano go rzekł Grzegorz a korony się nie odrzuca.
Tak, ale tę wam krwawo zdobywać przyjdzie.
Zdaje się, że się do tego przygotowują odpowiedział mistrz lecz mnie się o te sprawy nie pytajcie, bo mam wstręt do nich i nie rad się mięszam.
Jednakże codzień się one o wasze uszy obijać muszą? pytał Lauen.
Tak, jednem uchem wlatując, a drugiem daję im wyjść, aby mi głowy nie zaprzątały mówił Grzegorz.
Lauen się zdawał namyślać, i rzekł po chwili.
Mnie one żywiej obchodzą, bom z nauką i książkami zerwał, i stałem się próżniakiem, a bądź co bądź, zięć Zygmunta jest moim panem. Albrecht jest mężem szlachetnym, mielibyście w nim dobrego sprzymierzeńca, a robicie go sobie wrogiem. Jest to człowiek silnej woli, wytrwały i czynny, niełatwo go spożyjecie, a Czech się on nie wyrzecze
Wszystko to może być rzekł Grzegorz ale u nas ochota do wojny przemogła, wojsko się zbiera i albo już wyciągnęło, jak sądzę, lub wkrótce wyjdzie do Czech.
Spotka się tam z Albrechtowem dodał Lauen.
Spotka się tam z Albrechtowem dodał Lauen.
O ile Grzegorz nie okazywał skłonności do rozmowy na ten ton nastrojonej, o tyle przybysz zdawał się ją chcieć w nim utrzymać. Uderzyło to w końcu mistrza.
Godzina i więcej przeszła na takich obojętnych pytaniach i odpowiedziach Wstał w końcu Lauen i choć nie z wielką chęcią, zabrał się do odwrotu. Pomyślał trochę i siadł znowu.
Wojna rzekł jest zawsze klęską, wy jesteście przy królowej i królu, ja mam przystęp do Albrechta, cobyście rzekli, gdybyśmy spróbowali jej zapobiedz?
Poruszył ramionami Grzegorz ździwiony.
Nie czuję się do tego powołanym odpowiedział.
Mówmy otwarciej szepnął Lauen. Zaufać wam mogę. Gdybym ja, przypuśćmy był wysłany dla wyrozumienia, czy się jaki środek pojednania i zbliżenia nie znajdzie?
Musiałbym się z tem odnieść albo do królowej lub do biskupa rzekł Grzegorz bo ja tu nie mam ani znaczenia, ni głosu
Temu mi się wierzyć nie chce
Nie żądam ich dodał Grzegorz lecz mieliżbyście w istocie poselstwo tego rodzaju
Poselstwo! nie rzekł Lauen lecz gdybym coś uczynił w tej sprawie, ufam, żeby mi król był wdzięczen
Nie widzę środka porozumienia się, odparł mistrz bez jakiegoś wynagrodzenia, za tę koronę, którą nam naród ofiaruje Będę z wami również otwartym Królowa matka jest spragnioną dla synów zdobyczy i podbojów Nie będę jej sądził, ale o ile ją znam, wiem, że się bez okupu nie wyrzecze nadziei
Lecz i ten okup możeby się znalazł rzekł powoli i mierząc słowa Lauen
Jeżeli o pieniądzach mówicie, i wynagrodzeniu niemi przerwał Grzegorz wiem, że one nie skuszą.
Lauen milczał w stół patrząc długo Oba jeszcze wahali się z wywnętrzeniem zupełnem, Niemiec dodał.
Gdyby wola była do układów, środkiby się znalazły. Popróbowaćby należało.
Lecz z naszej strony pierwszy krok jest niemożliwy wtrącił mistrz.
Zachwiały się dalsze w tym przedmiocie rozprawy. Spytany Lauen nie chciał się przyznać, że był wysłanym od Albrechta.
Ale to bije w oczy rzekł mu Grzegorz. Jakkolwiek ja w rzeczy rządowe nie wdaję się i nie rozumiem na nich odgaduję żeście tu, do mnie, nie dla odświeżenia wspomnień Heidelbergskich przybyli.
Lauen śmiać się zaczął sucho.
Sądź sobie jak chcesz! zawołał przyznać musisz, że niema w tem nic zdrożnego iść z gałęzią oliwną i być zwiastunem możliwego pokoju
Lecz jestże on możliwy?
Naciśnięty raz jeszcze Lauen się rozpiął nareszcie.
Cóżbyście powiedzieli na to, gdyby zamiast jednej korony dzisiaj, dwie się wam zapewniło w przyszłości. Jest to myśl moja. Król Albrecht syna nie ma, tylko dwie córki, spodziewa się wprawdzie jeszcze ale najpodobniej córka to będzie znowu. Dla dwu starszych Władysław i Kaźmirz byliby mężami pożądanemi a po nich Czechy i Węgry wzięliby bez krwi przelewu.
Grzegorz słuchał z uwagą. Myśl ta uderzyła go silnie, znajdował ją szczęśliwą, wielką.
Albrecht by się zgodził na to? zapytał.
Tak sądzę mówił Lauen pod pewnemi warunkami. Żądałby zapewne od przyszłych zięciów sojuszu i pomocy
Mistrzowi im więcej rozważał to, więcej się podobał pomysł Lauena, a raczej plan, z którym był wysłany, gdyż nie można było wątpić, iż tego z siebie wysnuć nie mógł.
Podał rękę Niemcowi z wyrazem radości i przejęcia, których nie taił.
Myśl jest wielka, piękna, szlachetna rzekł nie wiem i wątpię, czy ją zdołamy przyprowadzić do skutku, ale dla niej ważyć coś warto Zatrzymaj się tu, spróbuję.
Nie będą jednak taił przed tobą dołożył że przywiezienie jej tutaj, w chwili gdy wojska nasze do Czech wychodzą, zdradza, że się nas obawiacie Jeżeli to uderzy innych jak mnie!
Lauen się zmięszał
Cóż poczniemy? zapytał.
Myśl ta od was by wychodzić nie powinna dodał Grzegorz
Poddajcie ją sami
Nie mam ani powodu, ni podstawy Z tem wszystkiem odezwał się mistrz po namyśle pozostańcie tu, dajcie mi czas, uśmiecha mi się będę ważył i próbował
Podali sobie ręce
Tak rzekł Lauen wzdychając nie mylisz się, potrzebujemy nietylko pokoju ale posiłków. Turcy nam zagrażają, Czechy się burzą. Nóż mamy na gardle.
Idź do gospody odparł Grzegorz i milcz
Rozstali się tak, a mistrz cały przejęty przywiezioną sojuszu nadzieją, natychmiast się udał do królowej.
Zanadto jednak pochlebiał sobie, sądząc się zdolnym do przebiegłego poprowadzenia tego, co mu serce poruszało.
Przy wieczerzy, do której królowa matka, król, Kaźmirz młody, kanclerz i kilku starszych urzędników dworu zasiadło, nielicząc młodzieży rówiesnej, bez której Władysław obejść się nie mógł, zaczęto mówić o wyprawie do Czech.
Grzegorz przybrał wesołą twarz i począł mówić, jakby dworując, żartobliwie.
Miłościwa pani! po co by to nam ta wojna i zapasy. Ot, król Albrecht ma dwie córki, a u nas jest dwu młodzieńców, posłaćby w swaty, razem z oblubienicami dwie korony by przyszły!!
Królowa Sonka zadumała się trochę.
Tak, niebyłoby to złem, ale córki młode, i oni młodzi, nimby do małżeństwa przyszło, długo czekać potrzeba a wszelkie kontrakty i poręki niewiele ważą.
Zresztą niewiadomo czy Albrecht by zgodził się na to
Grzegorzowi wyrwało się nieopatrznie.
Tak pewnym tego jestem, że gardłobym stawił.
Zdradził się temi słowy, postrzegł to sam, chciał poprawić, zawikłał.
Wszyscy nań patrzeli zdziwieni, królowa matka, która o królestwach dla synów roiła tylko, natychmiast po wieczerzy pozwała danym znakiem Grzegorza do siebie. Nastała na niego, iż mówić nie mógł napróżno przy wieczerzy z taką pewnością o córkach Albrechta, gdyby myśli mu tej ktoś nie poddał.
Mimo całego swego rozumu, nieumiejący kłamać mistrz, brzydzący się drogami pokątnemi, przyznał się w końcu królowej, że pomysł ten w istocie nie wyszedł z niego, ale dawny towarzysz i znajomy z Niemiec, w rozmowie mu go na wiatr rzucił.
Królowa nacisnęła gwałtownie, dowiadując się o owego Niemca, i dobyła z Grzegorza, iż się jeszcze w Krakowie znajdował.
Z żywością, która się w niej objawiała, gdy o synów chodziło i o zabiegi dla nich, mogące zdumieć biskupa, a dowieść mu jak Sonka umiała chodzić około ich przyszłości, nakazała Grzegorzowi, aby Lauena nazajutrz do niej przyprowadził.
Poleciła mu tajemnicę jak największą. Odgadywała łatwo, iż to był wysłaniec Albrechta, a obawiała się, aby on z kim innym o tem jak z nią nie mówił, była zazdrośną. Nie chciała się dać wyprzedzić.
Im większą stawała się potęga Zbigniewa biskupa, tem ją goręcej chciała przeciwważyć wielką zabiegliwością swoją i niezmordowanemi staraniami.
Lauen zapewniwszy się, że sam będzie u królowej, poprowadzony bocznemi przejściami, znalazł się wobec natarczywej, badającej niemiłosiernie, wyzywającej na słowa królowej. Nie zdradził się jednak więcej niż chciał. Nie miał zdolności Grzegorza z Sanoka, ale przebiegłości daleko więcej od niego.
Mistrzowi potem poleciła królowa rozmówienie się bliższe z Lauenem Myśl nie została odrzuconą. Dwie korony w miejscu jednej zachwiały macierzyńskiem sercem. Spełniłyby się w ten sposób jej marzenia i przepowiednie.