– To pięciolecie jest w moich oczach pierwszą epoką dobrobytu miasteczka – mówił daléj lekarz po chwilowém milczeniu. – Przez ten czas wykarczowałem wszystko i wszystko zasiałem co należało, tak w umysłach jak w roli. Ruch postępowy ludności i przemysłu nie mógł już odtąd ustać. Następowała druga epoka. Wkrótce mój ludek zapragnął ubierać się lepiéj. Przybył nam kramarz, a z nim szewc, krawiec i kapelusznik. Za tym zbytkiem stroju poszła i wykwintność w jedzeniu; postaraliśmy się o rzeźnika i kupca korzennego. Niezadługo sprowadziłem akuszerkę, która mi bardzo była potrzebną, bo wiele czasu przy słabościach kobiet traciłem. Wykarczowanie gruntu dawało obfite plony, a użyźnianie nawozami, których było podostatkiem, przyczyniło się do polepszenia i tak już dobrego gatunku ziarna. Wtedy-to mogłem rozwinąć w całéj pełni swoję działalność. Oczyściwszy domy, przyprowadziwszy stopniowo mieszkańców do lepszego żywienia się i odziewania, zapragnąłem, by i zwierzęta odczuły dobroczynne dopływy cywilizacyi. Od starannéj hodowli bydła zależy piękność ras i osobników i w imię tego zacząłem na assenizacyę obór nastawać. Wykazując właścicielom, jak dalece większe korzyści przynosi bydlę dobrze karmione i czysto utrzymane, wprowadziłem nieznacznie radykalne zmiany w dotychczasowym obchodzeniu się ze zwierzętami. Chędożono woły i krowy, jak się to w Szwajcaryi i Owergnii dzieje. Owczarnie, stajnie, obory zostały przebudowane na wzór moich i pana Gravier’a zabudowań, a te są obszerne, dobrze przewietrzane, a tém samém zdrowe. W fermach naszych mieliśmy apostołów, którzy nawracali prędko niedowiarków, wykazując im dotykalnemi dowodami racyonalność moich przepisów. Biedniejszym zwłaszcza przemysłowcom pożyczałem pieniędzy. Stosownie do moich rad posprzedawano bydlęta zdefektowane i cherlające, a zastąpiono je pięknemi okazami. To téż w krótkim czasie produkta nasze odniosły na targach zwycięztwo nad produktami innych gmin. Mieliśmy przepyszne trzody, a ztąd doskonałe skóry. Postęp-to był wielkiéj doniosłości. W gospodarstwie wiejskiém nie ma takiéj rzeczy, z któréj-by się jakiejś korzyści wyciągnąć nie dało. Dawniéj korę sprzedawano prawie za bezcen, a skóry wielkiéj wartości nie miały, ale raz ulepszone oba te produkty dały nam możność założenia garbarni i rozwinięcia handlu w tym kierunku. Wino, niegdyś nieznane w miasteczku, gdzie pito tylko nędzną lurę, stało się z czasem potrzebą; pootwierano karczmy. Z czasem najdawniejsza z nich powiększyła się, zamieniła w oberżę i dostarczała noclegu i mułów podróżnym, którzy coraz częściéj naszym gościńcem do la Grande-Chartreuse jeździć zaczęli. Od dwóch lat ruch handlowy tak się powiększył, że dwóch oberżystów może się dzięki jemu utrzymać. Na początku drugiéj naszéj ery umarł sędzia pokoju. Szczęściem dla nas, miejsce jego zajął były notaryusz, który zrujnowawszy się w źle obmyślonych spekulacyach, miał jednak dosyć jeszcze pieniędzy, by się na wsi módz nazwać bogatym. Namówiony przez pana Gravier’a osiedlił się tutaj; zbudował sobie ładny dom, poparł moje usiłowania swojemi, założył fermę, wykarczował kawał ziemi i dziś trzy szalety na górze posiada. Oddalił dawnego pisarza i woźnego zastępując ich ludźmi o wiele wykształceńszemi, a zwłaszcza nie leniącemi się pracować. Jeden z nich założył tutaj gorzelnią, drugi pralnią wełny, i oba po za swemi obowiązkami z korzyścią dla siebie te pożyteczne przedsiębierstwa prowadzą. Przysporzywszy dochodów gminie, mogłem ich bez żadnego oporu użyć na zbudowanie magistratu, w którym pomieściłem szkółkę bezpłatną i elementarnego nauczyciela. Spełnienie tego ważnego obowiązku poruczyłem biednemu, „przysięgłemu” księdzu, którego cały departament się wyrzekł, a który znalazł u nas schronienie na stare lata. Przełożona szkółki jest bardzo zacną kobietą; straciwszy całe swoje mienie nie wiedziała, jak sobie radzić; przyszliśmy jéj z pomocą i oto teraz założyła pensyjkę, gdzie bogatsi fermerzy z okolicy posyłają swoje córki.
Dotąd miałem prawo opowiadać panu dzieje tego zakątka ziemi w mojém imieniu; to, co następuje daléj, jest już w połowie dziełem nowego proboszcza księdza Janvier, istnego Fenelona w małym zakresie, który umiał natchnąć ludność miasteczka duchem braterskości tworzącym z niéj jakby jednę rodzinę. Pan Dufau sędzia pokoju, choć najpóźniéj przybyły, zasługuje także na wdzięczność mieszkańców. Wreszcie, by panu przedstawić jasno obecne materyalne położenie naszéj gminy, posłużę się cyframi, wymowniejszemi od słów. Ma ona dziś dwieście morgów lasu i sto sześćdziesiąt morgów łąki. Nie posiłkując się niestałemi dochodami, płaci dodatkowéj pensyi proboszczowi sto dukatów, dwieście franków stróżowi polowemu, tyleż nauczycielowi i przełożonéj szkółki; pięćset franków ma zawsze w zapasie na drogi, drugie pięćset na naprawy magistratu, plebanii, kościoła i inne pomniejsze wydatki. Za jakie lat piętnaście kapitał w drzewach leżący wzrośnie do stu tysięcy franków; gmina będzie mogła opłacać wszystkie podatki, nie biorąc na nie szeląga od mieszkańców, i stanie się jedną z najbogatszych gmin we Francyi. Ale ja może pana nudzę? – zapytał przerywając sobie Benassis i spojrzał na Genestasa, który siedział w postawie tak dalece zamyślonéj, że można ją było za roztargnienie poczytać.
– O, nie! bynajmniéj! – odparł komendant.
– Ale – mówił daléj lekarz – handel nasz, przemysł, rolnictwo i odbyt były tylko miejscowe. Doszedłszy pewnego stopnia, daléj-by się rozwijać nie mogły. Postarałem się więc o otwarcie biura pocztowego, o koncessyę na sprzedaż tytoniu, prochu i kart; skłoniłem poborcę podatków, by zamiast mieszkać w jakiéjś innéj gminie przeniósł się do naszego miasteczka, które jest zarazem stolicą kantonu; rozbudziwszy potrzebę jakiéjś nowéj produkcyi, starałem się ją zaraz w czyn wprowadzić, wpajałem we wszystkich poczucie własności; to téż w miarę jak wzrastała zamożność, wykarczowywały się grunta, zakwitała uprawa roli, wznosiły się posiadłości. Biedacy, którzy przed mojém przybyciem nosili pieszo sery do Grenobli, jeżdżą tam teraz porządnemi furmankami, wożąc owoce, jaja, drób, jarzyny. Wszyscy nieznacznie zamożnieli. Do najbiedniejszych należeli ci, którzy się na uprawie ogrodu, hodowaniu jarzyn i owoców ograniczać musieli. Ale nie chcąc dać zgasnąć temu domowemu ognisku, trzeba go było bezustannie podsycać. Przemysł miasteczka nie był jeszcze tak wielki, by mógł utrzymać ruch handlowy, spowodować konieczność założenia magazynów, targu. Nie dosyć na tém, jeżeli kraj nic ze swego kapitału nie traci; dobrobyt jego nie wzrośnie, gdy ta suma pod postacią produkcyi i konsumcyi przejdzie choćby przez najwięcéj rąk. Nie, nie na tém rzecz polega. Skoro kraj jest już na téj stopie, że między jego zapotrzebowaniem a produkcyą istnieje zupełna równowaga, wtedy chcąc podnieść zamożność ogółu, trzeba wejść w stosunki zamiany na zewnątrz, które-by mogły trwały stan czynny w jego handlowym bilansie zaprowadzić. Ta myśl przewodniczyła zawsze państwom pozbawionym terrytoryalnéj podstawy jak Tyr, Kartagina, Wenecya i skłaniała je do prowadzenia wywozowo-przywozowego handlu. Ja-m również chciał coś podobnego dla trzeciéj ery pomyślności mojego kantonu utworzyć. Pomyślność ta, ledwo widoczna dla oczu przechodnia, bo miasteczko nasze podobne jest do wszystkich innych, była zadziwiającą tylko dla mnie samego. Mieszkańcy, biorąc czynny udział w tym postępowym ruchu, nie mogli go także ocenić. Po siedmiu latach traf zesłał mi dwóch cudzoziemców, którzy są teraz dobroczyńcami téj miejscowości i mogą ją z czasem w prawdziwe miasto zamienić. Jeden z nich jest-to Tyrolczyk, człowiek niesłychanie zręczny, który robi obuwie dla wieśniaków, a buty dla elegantów Grenobli, a robi je tak, jakby żaden szewc paryski nie potrafił. Był on zarazem wędrownym muzykantem, prawdziwym typem tych zabiegliwych Niemców, co to sztukę i rzemiosło jednocześnie uprawiać umieją. Przeszedł tak całe Włochy pracując i śpiewając i z powrotem zatrzymał się w naszém miasteczku. Gdy się zaczął rozpytywać, czyby kto nie potrzebował obuwia, przysłano go do mnie; jakoż obstalowałem u niego dwie pary butów, a zdziwiony zręcznością, z jaką zrobione zostały, wszedłem z nim w rozmowę; a jego jasne i rozsądne odpowiedzi, obejście się i powierzchowność, wszystko to złożyło się na potwierdzenie dobrego wyobrażenia, jakie o nim powziąłem. Zaproponowałem mu, by się osiedlił w miasteczku, przyrzekając, że go wszelkiemi siłami popierać będę i na początek zaliczyłem mu dosyć znaczną sumę. Zgodził się bez wahania. Ponieważ skóry nasze, skutkiem staranniejszéj hodowli bydła ulepszyły się, jak to już zresztą nadmieniłem, przyszło mi więc na myśl, że niezadługo będziemy je mogli na własny użytek obracać, wyrabiając z nich obuwie po cenach umiarkowanych. Wypadek nastręczył mi nadzwyczaj zdatnego i pracowitego człowieka, który mi miał posłużyć za narzędzie do zaszczepienia w miasteczku jednéj z najobfitszych i najstalszych gałęzi handlu. Na szczęście nie omyliłem się w moich rachubach. Dzisiaj mamy już pięć garbarni, które zużytkowują wszystkie skóry z całego departamentu, a nawet często się po nie do Prowancyi udają. I cóż pan powiesz! garbarnie te nie mogą nastarczyć skór Tyrolczykowi, w którego warsztacie pracuje przeszło 40 robotników….. Co się tyczy drugiego, którego historya, acz nie mniéj ciekawa, może-by pana znużyła, jest-to prosty chłop, trudniący się wyrobem kapeluszy z szerokiemi rondami, jakie tu powszechnie noszą. Doszedł on do tego, że sprzedaje je taniéj niż inni i handluje niemi nie tylko w okolicy, ale i w sąsiednich departamentach, a nawet w Sabaudyi i Szwajcaryi. Dwa te rękodzieła, mogące się stać niewyczerpanemi źródłami dobrobytu dla kantonu, gdyby się tylko w dobroci gatunków i nizkości cen utrzymały, nasunęły mi myśl utworzenia tu trzech jarmarków do roku. Prefekt, zdziwiony szybkim rozwojem naszego przemysłu, poparł mnie w staraniach o uzyskanie na to koncesyi. Jakoż w zeszłym roku odbyły się w miasteczku trzy jarmarki i znane są już w Sabaudyi pod nazwą jarmarków obuwia i kapeluszy. Na wieść o tych przeobrażeniach, pomocnik jednego z notaryuszów z Grenobli, młodzieniec ubogi lecz wykształcony i pracowity, zaręczony przytém z panną Gravier, udał się do Paryża, by prosić o miejsce notaryusza w naszém miasteczku, które téż i uzyskał. Nic go ten urząd nie kosztował; teraz wystawił sobie dom naprzeciwko domu sędziego pokoju. Co tydzień jest targ w miasteczku, na którym się dość znaczne interesa na bydle i zbożu robią. W przyszłym roku będziemy mieli zapewne aptekarza, potém zegarmistrza, skład mebli i księgarnię i dojdziemy może do tego, że nasza skromna mieścina będzie w stanie dostarczyć wszystkiego, co ludziom rozwiniętym moralnie i fizycznie jest koniecznie do życia potrzebném. Cywilizacya tyle już tutaj zrobiła, że nie spotkałem najmniejszego oporu ze strony rady municypalnéj, gdym podał projekt naprawy i upiększenia kościoła, zbudowania plebanii, obsadzenia drzewami rynku i budowania domow pod linię, by miéć z czasem porządne i proste ulice. Takim-to sposobem stało się, że zamiast stu trzydziestu siedmiu dymów gmina ma ich teraz tysiąc dziewięćset, zamiast ośmiuset nędznych sztuk bydła rogatego – trzy tysiące pięknych okazów i wreszcie zamiast siedmiuset dusz – dwa tysiące mieszkańców w miasteczku, a tysiąc w dolinie. Z tych, dwanaście rodzin można śmiało bogatemi nazwać, sto innych do zamożnych się liczy, reszta się dorabia i pracuje. Wszyscy umieją czytać i pisać, a nawet różne gazety mają tu siedemnastu prenumeratorów. Nie ulega wątpliwości, że spotkasz się pan i z nieszczęśliwemi w naszym kantonie; ja ich, niestety, aż za wielu widzę, ale nikt tu nie żebrze; dla każdego znajdzie się praca. Na jednym koniu niepodobna mi wszystkich chorych objechać, muszę miéć drugiego pod siodłem na zmianę i mogę bezpiecznie o każdéj porze chodzić po okolicy, nikt już do mnie nie strzeli, a kto-by miał ten zamiar, sam-by przy życiu nie został. Skąpe w objawach, ale rzetelne przywiązanie mieszkańców jest-to jedyny osobisty zysk, jaki dla mnie z tych zmian wypłynął i poprzestaję na nim chętnie, mając jeszcze i to zadowolnienie, że każdy, kto mnie spotka, wita mnie wesoło i przyjaźnie. Pojmujesz pan, że majątek, jaki mimowolnie z moich wzorowych ferm zebrałem, jest dla mnie nie celem, ale środkiem.
– A! gdyby pana wszyscy naśladować chcieli, Francya byłaby wielką i mogłaby sobie drwić z całéj Europy – zawołał Genestas z uniesieniem.
– Ale ja tu pana więcéj jak półgodziny trzymam – zauważył Benassis – noc już prawie; chodźmy, proszę, do stołu.
Dom lekarza miał od strony ogrodu po pięć okien na dole i na piętrze i dach gontowy o kilku wystających dymnikach. Zielono malowane okiennice odbijały od szarawego tła murów, po których od jednego końca do drugiego piął się poprzecznie winograd, jak szmaragdowa opaska pomiędzy dolnym a górnym rzędem okien. U samych stóp domu kilka krzaków róż bengalskich rosło smutnie, stojąc do połowy w wodzie spływającéj z dachu, przy którym rynny nie było. Wewnątrz domu po prawéj ręce od wejścia były drzwi do salonu o czterech oknach: z tych dwa wychodziły na ogród, a dwa na podwórze. Salon ten, wynik wielu oszczędności i wielu nadziei nieboszczyka proboszcza, miał podłogę z desek, a ściany w dole drzewem wyłożone, wyżéj zaś przystrojone obiciem z zeszłego stulecia. Duże fotele miękko wysłane, a pokryte wzorzystą materyą; stare, złocone świeczniki na kominku stojące i firanki z sutemi kutasami świadczyły o zamożności dawnego właściciela. Benassis uzupełnił to charakterystyczne dosyć umeblowanie dwoma konsolami z rzeźbionego drzewa, które pomiędzy oknami naprzeciwko siebie stały, i starym szylkretowym, z mosiężnemi inkrustacyami, zegarem, przyozdabiającym kominek. Lekarz nasz rzadko kiedy wchodził do tego pokoju, to téż powietrze było w nim duszne i wilgotne, co jest właściwością miejsc mało uczęszczanych i zamkniętych; czuć tam było jeszcze nieboszczyka proboszcza, a zapach jego tabaki zalatywał jeszcze z kącika przy kominku, gdzie zwykł był zawsze siadywać. Dwa wielkie poręczowe krzesła stały symetrycznie po obu stronach ogniska, na którém się od pobytu pana Graviera nie paliło, ale na którém w tej chwili płonęły jasnym płomieniem duże sosnowe polana.
– Zimno jest jeszcze wieczorami – rzekł – i z przyjemnością widzi się ogień.
Genestas zamyślony zaczął teraz dopiéro tłómaczyć sobie obojętność lekarza na drobnostki życia codziennego.
– Masz pan duszę prawdziwie obywatelską – wymówił – i dziwię się, dlaczego dokonawszy tyle nie spróbowałeś pan nad oświeceniem rządu popracować?
Benassis zaczął się śmiać, ale zcicha i smutnie.
– To jest, czemu nie napisałem rozprawy o środkach ucywilizowania Francyi? nieprawdaż? Pan Gravier już mi to przed panem powiedział. Niestety! nie tak-to łatwo rząd oświecić, a najtrudniéj przychodzi to z tym właśnie, któremu się zdaje, że sam światło szerzy. Zapewne, że cośmy zrobili dla naszego kantonu, to każdy mer powinien zrobić dla swego, magistrat dla miasta, podprefekt dla okręgu, prefekt dla departamentu, minister dla Francyi, każdy w zakresie swojéj działalności. Ja naprzykład zbudowałem drogę na mil parę, drugi poprowadziłby ją daléj, inny wykopałby kanał; ja poparłem fabrykę kapeluszy wieśniaczych, minister wyzwoliłby Francyę z pod jarzma zagranicznego przemysłu, otwierając nowe rękodzielnicze zakłady, pomagając do udoskonalenia naszego żelaza, stali, narzędzi rolniczych, jedwabnictwa, farbiarstwa i t. p. Zachęcać handel to zupełnie rzecz inna niż protegować go. Dobrze zrozumiana polityka kraju powinna dążyć do wyswobodzenia go od wszelkiego zagranicznego haraczu, ale nie przez upokarzające środki cła i blokady. Przemysł tylko sam przez się zbawionym być może; jedynem życiem jego jest konkurencya. Protegowanie usypia go jak narkotyk, monolog i taryfa są dlań zabójcze. Ten tylko kraj odniesie zwycięztwo nad innemi, który u siebie swobodę handlu ogłosi, którego potęga przemysłowa będzie tak wielką, że mu pozwoli sprzedawać wyroby swoje po cenach niższych niż gdzieindziéj. Francya z większą od Anglii łatwością dojść może do tego, gdyż ona jedna posiada terrytoryum dość rozległe na to, by produkta rolnicze utrzymać w cenach, które-by wpłynęły na zniżenie innych; i do tego to rząd Francyi dążyć powinien, bo to jest paląca kwestya wieku. Widzisz pan, studya w tym kierunku nie były nigdy celem mego życia, a zadanie, jakie sobie późniéj do spełnienia wytknąłem, było czysto dziełem przypadku. Potém, rzeczy te są zbyt proste, by je można naukowo traktować, zamało szumne, zamało teoretyczne, a tylko, na nieszczęście dla siebie, pożyteczne i nic więcéj. Zresztą, żółwia-to i mozolna praca! Kto chce jakikolwiek postęp w tych rzeczach utrzymać, powinien znaléźć w sobie codziennie jednakową dozę odwagi, najrzadszéj, choć się na pozór najłatwiejszą wydaje, odwagi bardzo mało cenionéj i wynagradzanéj; jedném słowem odwagi nauczyciela powtarzającego bezustannie jedno i toż samo. Z uszanowaniem schylamy się przed człowiekiem, który, tak jak pan, krew na polu walki rozlewał, ale lekceważymy sobie tego, który zużywa powoli swe siły żywotne, zapalając wciąż też same iskierki w dziecinnych główkach. Dobrze czynić w ukryciu, bez rozgłosu, to dla nikogo pociągającém nie jest. Brak nam całkowicie téj obywatelskiéj cnoty wielkich ludzi starożytności, którzy dla przysłużenia się ojczyznie stawali chętnie w ostatnim rzędzie, skoro w pierwszym być nie mogli. Chorobą naszego wieku jest pragnienie wzięcia góry nad innemi. Więcéj mamy świętych niż modlących się do nich. a dlaczego? Bo z monarchią straciliśmy honor, z wiarą ojców naszych – cnoty chrześcijańskie, z nieszczęśliwemi próbami zmiany rządu – patryotyzm. Zasady te istnieją jeszcze wprawdzie, bo takie nasiona nie giną nigdy, ale ożywiają one jednostki, a nie masy. Obecnie, jedyną dźwignią społeczeństwa jest egoizm, wszyscy weń wierzą, po-za nim nie masz nic. Jeżeli znajdzie się jaki wielki mąż, który nas uratuje od rozbicia, do jakiego dążymy, ten niecierpliwie posłuży się indywidualizmem jako najpotężniejszym środkiem odrodzenia, ale czekając na to, żyjemy teraz w wieku materyalistycznym i pozytywnym. Wszyscyśmy otaksowani, nie podług tego, ileśmy warci, ale ile ważymy. Energiczny, ale licho odziany człowiek ledwo przelotne spojrzenie uzyskać może. Minister posyła nędzny jakiś medal marynarzowi, który z narażeniem własnego życia ocalił kilkunastu ludzi, a darzy honorowym krzyżem deputowanego, który mu głos swój sprzedaje. Biada krajowi tak ukonstytuowanemu! Narody zarówno jak jednostki tylko w silnych, głębokich uczuciach czerpać mogą energią. Uczuciem narodów są ich przekonania. A my zamiast przekonań i wiary, mamy własne interesa na celu. Skoro każdy o sobie tylko myśli i sobie tylko wierzy, to gdzież jakim sposobem chcesz pan znaléźć w pośród takich ludzi dużo odwagi cywilnéj, odwagi, któréj pierwszym warunkiem jest zaparcie się siebie. Odwaga cywilna i odwaga wojenna z tegoż samego źródła pochodzą. Wyście powołani do poświęcenia życia od razu, my nasze po kropelce oddajem. Z obu stron też same walki tylko pod innemi postaciami. Do ucywilizowania choćby najlichszego zakątka ziemi nie dosyć jest być człowiekiem dobréj woli, potrzeba być wykształconym; a wykształcenie, uczciwość, patryotyzm niczém są jeszcze bez żelaznéj, niezachwianéj wytrwałości, z jaką człowiek winien wszystkie osobiste widoki na ołtarzu ogólnego dobra poświęcać. Bezwątpienia, że Francya posiada nie jednę rozumną głowę, nie jedno patryotyczne serce; ale jestem przekonany, że nie w każdym kantonie znajdzie się choć jeden człowiek taki, który-by do tych cennych przymiotów łączył silną wolę i stałość kowala kującego żelazo. Człowiek, który burzy, i człowiek, który buduje, to dwa zjawiska działalności: jeden przygotowywa, drugi kończy dzieło; pierwszy zjawia się jako gieniusz złego, drugi jako gieniusz dobrego; tamtemu sława, temu zapomnienie. Pierwszego głos donośny, który budzi pospolite dusze i uwielbieniem je napełnia, podczas gdy dobro długo w milczeniu działa. Próżność ludzka wybiera zwykle świetniejszą rolę. Dlatego téż czyn, dokonany bez żadnéj wstecznéj, osobistéj myśli, będzie zawsze dziełem przypadku, dopóki wychowanie nie zmieni obyczajów Francyi. A gdy się te obyczaje zmienią, gdy wszyscy na wielkich obywateli kraju wyjdziemy, nie staniemyż się, pomimo wygód i uciech codziennego życia, najnudniejszym, najbardziéj znudzonym, najmniéj artystycznym, najnieszczęśliwszym narodem pod słońcem? Ale nie mnie te ważne pytania rozstrzygać; nie jestem na czele kraju. A po-za temi względami inne jeszcze trudności sprzeciwiają się istnieniu stałych zasad w administracyi. Cywilizacya, panie kochany, nie zna nic bezwzględnego. To, co jest zbawieniem dla jednéj okolicy, może być zabójczém dla drugiéj; z umysłem dzieje się tak jak z rolą, a jeżeli mamy tylu złych administratorów to dlatego, że administracya tak jak smak wypływa z uczucia bardzo szczytnego, bardzo czystego. Nikt nie jest w stanie ocenić czynów, ani myśli administratora; prawdziwi jego sędziowie daleko, skutki jego działalności jeszcze daléj. To téż każdy bez obawy urząd ten przyjąć może i przyjmuje. We Francyi, rodzaj tego uroku, jaki rozum wywiera, napełnia nas uszanowaniem dla ludzi samodzielnie myślących, ale wszelkie idee są niczém tam, gdzie woli silnéj potrzeba. Wreszcie, administracya nie polega na tém, by narzucać masom myśli lub metody mniéj lub więcéj słuszne, lecz ma na celu nadanie złym lub dobrym skłonnościom tych-że mas takiego kierunku, który-by był dla dobra społecznego korzystnym. Jeżeli przesądy lub zwyczaje jakiéjś okolicy prowadzą złą drogą, mieszkańcy sami z siebie błędy swoje porzucą. Każdy błąd w ekonomii wiejskiéj, politycznéj lub domowéj spowodowywa straty, do naprawy i usunięcia których własny interes najsilniejszym jest bodźcem. Tutaj na szczęście zupełną tabula rasa znalazłem. Ziemia była dobra, z łatwością przyszło mi ją użyzniać; rolnictwo, jako tu dawniéj wcale nie istniejące, nie mogło miéć tém samém żadnéj tradycyi; nie potrzebowałem więc walczyć z żadnemi uprzedzeniami i bez oporu zaprowadziłem płodozmian, sztuczne łąki i uprawę kartofli. W interesie kołodzieja było zachwalać moje pługi, by je tém łatwiéj mógł sprzedawać, miałem więc w nim sprzymierzeńca. Tak w tém jak i we wszystkiém dążyłem do tego, by powiązać interesa jednostek z interesami ogółu. Następnie, od produkcyi bezpośrednio dla moich biedaków potrzebnéj, przeszedłem do innych, które-by na wzrost ich dobrobytu wpływały. Nie sprowadzałem nic z zewnątrz; przeciwnie wspierałem nawet przemysł wywozowy, mogący ich wzbogacić, a którego korzyści wprędce ocenić się dały. Ludzie ci przez czyny swoje byli memi apostołami, nie domyślając się tego. Teraz, jeszcze wzgląd jeden. Jesteśmy zaledwie o pięć mil od Grenobli, a blizkie sąsiedztwo miast wielkich tysiące dróg dla produkcyi otwiera. Nie wszystkie gminy mogą się tak szczęśliwém położeniem pochlubić. W każdém przedsięwzięciu tego rodzaju trzeba wziąć pod uwagę charakter miejscowości, jéj położenie, środki, któremi rozporządzać może, trzeba zbadać grunt ludzi i rzeczy, a nie chciéć winogradu sadzić w Normandyi. Tak tedy, nie masz nic bardziéj zmiennego jak administracya; zasady ogólne nie istnieją dla niéj prawie. Prawo jest stałe; ale inaczéj rzecz się ma z ziemią, obyczajami i pojęciami; administracya zatém polega na zastosowywaniu praw bez pogwałcenia interesów danego kraju; wszystko więc w niéj miejscowe. Z drugiéj strony góry, u stóp któréj leży opustoszała wioska, nie podobna posługiwać się w uprawie roli – kołowemi pługami; grunt tam nie dość głęboki; gdyby mer téj gminy chciał nas naśladować, zrujnowałby ze szczętem swoich podwładnych; poradziłem mu zaprowadzenie winnic, jakoż w przeszłym roku mieli znakomite zbiory i teraz prowadzą z nami handel zamienny wina na zboże. Co mi także wiele pomagało do oddziaływania na tych ludzi, to ciągłe z niemi stosunki. Leczyłem moich wieśniaków z ich chorób, tak łatwych do wyleczenia, bo w istocie cała kuracya na tém polega, by im posilnemi pokarmami siły przywrócić. Już przez oszczędność, już z niedostatku, wieśniacy tak się źle żywią, że z tego chorują; wogóle zaś zdrowi są dosyć. Obrawszy sobie za cel to życie cichego poświęcenia, wahałem się długo, czy mam zostać proboszczem, lekarzem wiejskim, lub sędzią pokoju. Nie bez przyczyny-to, panie kochany, łączy się przysłowiowo te trzy czarne szaty: księdza, prawnika i lekarza. Jeden opatruje rany duszy, drugi rany kieszeni, trzeci rany ciała. Przedstawiają oni trzy najważniejsze podstawy społeczeństwa: sumienie, majątek i zdrowie. Niegdyś pierwszy, następnie drugi stał na czele rządów. Nasi praojce mniemali, i słusznie poniekąd, że ksiądz, ten władca dusz, powinien być i w innych względach zwierzchnikiem; to téż był on królem, kapłanem i sędzią; ale wtedy wszystko się działo przez wiarę i sumienie. Dziś zmienił się stan rzeczy; bierzmy go więc, jakim jest. Co do mnie sądzę, że postęp cywilizacyi i dobrobyt społeczeństwa od tych trzech ludzi zależy; oni bezpośrednio dają uczuć narodom wpływy faktów, interesów i zasad, tych trzech wielkich skutków trzech równie wielkich przyczyn: wypadków, własności i idei. Czas idzie wciąż naprzód, prowadząc za sobą zmiany; własności zmieniają się, lub powiększają; do tych mutacyj wszystko stosować należy; tém się warunkuje porządek społeczny. By się kraj jakiś ucywilizował, przemysł rozwielmożnił, produkcya ożywiła, potrzeba, aby masy zrozumiały, w czém ich interes osobisty zgadza się z interesami narodowemi. Te więc trzy powołania, tak bezpośrednio najważniejszych czynników życia ludzkiego dotyczące, wydają mi się téż i najpotężniejszemi dźwigniami cywilizacyi; oni tylko mogą dostarczyć człowiekowi dobréj woli skutecznych sposobów do polepszenia losu klas niższych, z któremi w ciągłém są zetknięciu. Ale wieśniak chętniéj słucha tego, kto mu przepisuje receptę na uzdrowienie ciała, niż księdza, który z nim o zbawieniu duszy rozprawia; tamten może mu mówić o jego karmicielce ziemi, tego obowiązkiem jest przypominać mu ciągle niebo, o które na nieszczęście niewiele on się troszczy; na nieszczęście, mówię, bo wiara w życie przyszłe jest nie tylko pociechą, ale i środkiem oddziaływania na tłumy. Religia – to jedyna moc, która prawa społeczne uświęcić i potwierdzić może. Na miejsce religii rząd zmuszony był postawić terroryzm, by prawa swoje wykonalnemi uczynić, ale była to bojaźń ludzka i przeszła jak wszystko, co ludzkie. Widzisz pan, gdy chłop jest chory, przykuty do swego tapczana, wtedy musi słuchać, gdy mu się coś chce przełożyć, a jeżeli przełożenia są jasne, to je i zrozumiéć potrafi. Ten ostatni wzgląd zrobił mnie lekarzem. W postępowaniu z mojemi wieśniakami byłem bardzo obrachowany i konsekwentny; dawałem im tylko takie rady, których skutków byłem pewny, które skłoniłyby ich do uznania słuszności moich poglądów. Z ludem potrzeba być zawsze nieomylnym. Nieomylność stworzyła Napoleona; byłaby z niego zrobiła bożka, gdyby świat jego upadku pod Waterloo nie widział. Jeżeli Mahomet zdołał utworzyć religią i zdobyć trzecią część ziemi, to dlatego, że oko ludzkie na śmierć jego nie patrzyło. Jedne i też same zasady są dla zdobywcy jak i dla mera wiejskiego; naród i gmina nie różnią się między sobą. Masy wszędzie jednakie. Wreszcie, w stosunkach z memi podwładnemi byłem zawsze bardzo ścisły i nieugięty. Gdyby nie to, wszyscy drwiliby sobie ze mnie. Chłopi, tak samo jak ludzie światowi, lekceważą sobie tego, kogo mogą oszukać. Dać się wywieść w pole – to dowód słabości; siłą tylko rządzić można. Nigdy za moje lekarskie starania grosza od chorych nie biorę, chyba że są widocznie bogaci; ale pomimo to, dbam o to, by umieli ocenić to, co dla nich robię. Lekarstw darmo nie daję; wyjątek pod tym względem tylko najbiedniejsi stanowią. Tak tedy, moi wieśniacy nie płacą mi, ale wiedzą, że mają względem mnie jakieś zobowiązania, i starają się wywiązać z nich przynosząc mi czasem owsa dla koni lub zboża, gdy jest tanie. Ale gdyby mi młynarz tylko węgorze za moje trudy ofiarował, powiedziałbym mu, że i tego zawiele; a grzeczność ta nie jest bezowocna; w tym roku będę miéć od niego kilka worków mąki dla biednych. Tak, mój drogi panie, ludzie ci mają serce, gdy go się w nich nie zagłuszy. Dziś więcéj myślę o dobrém, a mniéj o złém jak dawniéj.