Wskrzeszona - Морган Райс 2 стр.


– A co z pozostałymi przyjaciółmi Scarlet? – zapytał inny policjant. – Skontaktowaliście się już z nimi? Caitlin spojrzała nieobecnym wzrokiem na Caleba, zdając sobie sprawę, że byli zbyt oszołomieni, by to zrobić.

– Nie pomyślałam o tym – powiedziała. – Jakoś nie przyszło mi to do głowy. Nie szła do żadnego z przyjaciół. Była chora. Nie wyglądało na to, że miała jakiś plan.

– Zróbcie to – powiedział policjant. – Skontaktujcie się ze wszystkimi. Od tego najlepiej zacząć.

– Muszę przyznać, po tym wszystkim, co tu słyszałem – konkludował posterunkowy Hardy, gotowy zakończyć sprawę, – że wygląda mi to na narkotyki. Sądzę, że Bob ma rację. To wygląda na narkotyczny odlot. Tymczasem będziemy patrolowali ulice. Najlepszą rzeczą, jaką możecie zrobić to się stąd nie ruszać. Zaczekajcie na nią tutaj. Wróci.

Policjanci spojrzeli po sobie, po czym wszyscy w jednej chwili wstali. Caitlin zauważyła, że ze zniecierpliwieniem myśleli o wyjściu.

Caleb, Sam i Polly wstali i Caitlin powoli do nich dołączyła, czując, jak drżały jej kolana. Kiedy podała im dłoń na pożegnanie, kiedy wszyscy gotowi byli już wyjść, coś ją naszło. Nie mogła już dłużej milczeć. Nie potrafiła powstrzymać w sobie tego palącego pragnienia, by powiedzieć im wszystkim to, co sama wiedziała. Powiedzieć, że nie podchodzili do tej sprawy z właściwym nastawieniem.

– A jeśli to coś innego? – wypaliła nagle, kiedy gliniarze zbierali się do wyjścia.

Zatrzymali się wszyscy, w połowie zakładania kurtek, po czym odwrócili się w jej stronę.

– Co pani ma na myśli? – spytał posterunkowy Hardy.

Z mocno bijącym sercem odchrząknęła. Wiedziała, że nie powinna im mówić; tylko wyjdzie na szaloną. Ale nie mogła już dłużej tego w sobie trzymać.

– Jeśli moja córka została opętana? – spytała.

Wszyscy stali i patrzyli na nią tak, jakby była szurnięta.

– Opętana? – powiedział jeden z nich.

– Jeśli nie jest już sobą? – spytała Caitlin. – Jeśli zmienia się? W coś innego?

W pomieszczeniu zapanowała głucha cisza. Caitlin poczuła, jak dosłownie wszyscy, wraz z Calebem, Samem i Polly gapią się na nią. Zaczerwieniła się z zażenowania. Ale nie mogła przestać. Nie teraz. Musiała brnąć dalej. I wiedziała, już to robiąc, że będzie to punkt zwrotny, chwila, w której całe miasteczko przestanie traktować ją normalnie, kiedy jej życie zmieni się na zawsze.

– Jeśli moja córka staje się wampirem?

ROZDZIAŁ DRUGI

Caleb odprowadził policjantów do drzwi, zamknął je za nimi i wmaszerował z powrotem do pokoju, patrząc gniewnie na Caitlin. Nigdy jeszcze nie widziała, by był na nią taki zły i aż ugięły się pod nią nogi. Miała wrażenie, jakby całe życie przeleciało jej przed oczyma.

– Nie możesz opowiadać takich rzeczy przy ludziach! – warknął. – Oszalałaś! Jeszcze pomyślą sobie, że my wszyscy zwariowaliśmy. Przestaną traktować nas poważnie.

– NIE oszalałam! – odwarknęła Caitlin. – A ty powinieneś trzymać moją stronę, nie ich. I przestań udawać, że wszystko jest w porządku. Byłeś w jej pokoju ze mną. Sam wiesz, co widziałeś. Scarlet przerzuciła cię przez pokój. Myślisz, że to z powodu jakiegoś ataku? Choroby?

– O czym ty mówisz? – ripostował Caleb podniesionym głosem. – Więc myślisz, że jest jakimś potworem? Wampirem? To śmieszne. Tracisz kontakt z rzeczywistością.

Głos Caitlin podniósł się.

– No to jak to wytłumaczysz?

– Może być wiele różnych powodów – odparł.

– Na przykład?

– Może ma to coś wspólnego z jej chorobą? A może jest tak, jak powiedzieli, że była na prochach? Może ten dzieciak, Blake…

– To śmieszne – odburknęła Caitlin. – Blake to dobry dzieciak. Żaden diler. A poza tym, widziałeś, jak nam uciekła. Nie mieliśmy z nią najmniejszych szans. To nie było normalne. Nie udawaj, że nie widziałeś tego, co widziałeś.

– Nie mam zamiaru więcej tego słuchać – powiedział Caleb.

Odwrócił się i przeszedł przez pokój, zerwał wojskową kurtkę z haka, nałożył i szybko zapiął zamek.

– Gdzie idziesz? – spytała Caitlin.

– Zamierzam ją odnaleźć. Nie mogę tu tak po prostu siedzieć. To mnie doprowadza do szału. Muszę jej poszukać.

– Gliniarze powiedzieli, żebyśmy pozostali tutaj. Co będzie, jeśli wróci do domu podczas twej nieobecności? – spytała Caitlin.

– Dlatego ty tu zostań i zadzwoń do mnie – warknął Caleb. – Wychodzę.

To powiedziawszy, wyszedł z pokoju, otworzył drzwi i zatrzasnął je za sobą. Caitlin usłyszała odgłos jego butów oddalających się szybko po schodach ganku, potem żwirze, potem, jak wsiadł do samochodu i odjechał.

Miała ochotę się rozpłakać. Nie chciała sprzeczać się z Calebem – zwłaszcza teraz. Ale nie mogła pozwolić, by przekonywał ją, że traciła kontakt z rzeczywistością. Dobrze wiedziała, co widziała. I wiedziała, że miała rację. Nie zamierzała nikomu pozwolić się przekonywać, że traciła zmysły.

Zwróciła się w stronę Sama i Polly, którzy stali w bezruchu, z szeroko otwartymi ze zdziwienia oczami. Nigdy jeszcze nie widzieli, by Caitlin i Caleb sprzeczali się ze sobą – aż do tej chwili ich związek był pełen harmonii. Sam i Polly wyglądali na oszołomionych, obawiali się wtrącić cokolwiek. Patrzyli na nią, jakby była szalona, nie przy zdrowych zmysłach. Przyszło jej do głowy, że być może trzymali stronę Caleba.

– Wydaje mi się, że powinienem też jej poszukać – powiedział niepewnie Sam. – Dwa wozy przeszukujące ulice to zawsze lepiej niż jeden. A tu jestem kompletnie bezużyteczny. W porządku? – spytał Caitlin.

Caitlin skinęła głową, obawiając się otworzyć usta, by się nie popłakać. Sam miał rację; tu w domu do niczego nie mógł się przydać. I miała poza tym Polly. Sam podszedł do niej, uściskał szybko, po czym odwrócił się i wyszedł.

– Będę pod telefonem – powiedział na wychodne. – Zadzwoń, jeśli czegokolwiek się dowiesz. Zamknął drzwi za sobą, a Polly podeszła do niej i objęła ją ramionami w długim uścisku. Caitlin odwzajemniła się jej tym samym. Dobrze było mieć teraz przy sobie najlepszą przyjaciółkę. Nie miała pojęcia, co by bez niej zrobiła.

Siedziały we dwie obok siebie na kanapie. Caitlin wytarła łzę zbierającą się w kąciku oka. Jej oczy były już i tak zaczerwienione i opuchnięte od wielogodzinnego płaczu. Teraz czuła się po prostu pusta.

– Tak mi przykro – powiedziała Polly. – To jakiś koszmar. Po prostu ohyda. Nie mam słów. Nie rozumiem, co się tu wydarzyło. Nic z tego nie ma sensu. Wiem, że Scarlet nie wzięła narkotyków. Nie zrobiłaby tego. I masz rację: Blake wydaje się dobrym dzieciakiem. Caitlin siedziała, wyglądając przez okno na zapadający zmierzch i skinęła głową beznamiętnie. Chciała porozmawiać, ale czuła się taka wstrząśnięta i obawiała się, że mogłaby ponownie wybuchnąć płaczem.

– Co myślisz o tym, co powiedzieli policjanci? – spytała Polly. – O skontaktowaniu się z jej przyjaciółmi? Sądzisz, że to dobry pomysł?

Kiedy Polly o tym wspomniała, Caitlin nagle uświadomiła sobie, iż dokładnie to należało zrobić. Zaczęła gorączkowo myśleć, zastanawiając się, w jaki sposób dotrzeć do jej przyjaciół.

I wtedy ją olśniło: telefon Scarlet. Wypadła stąd, nie zatrzymując się nawet, by wziąć swój telefon. Musiał więc wciąż być gdzieś w domu. Może w jej torbie. Prawdopodobnie w jej sypialni.

Caitlin zerwała się z kanapy.

– Masz rację – powiedziała. – Jej telefon. Musi być w jej sypialni. Caitlin przebiegła przez pokój i wbiegła po schodach, a tuż za nią Polly i Ruth.

Wpadła do pokoju Scarlet, zobaczyła potarganą pościel i poduszki, wgniecenia w ścianie, gdzie wylądował Caleb, gdzie uderzyła jej własna głowa. Wróciły do niej wszystkie wydarzenia i zrobiło jej się niedobrze, kiedy zaczęła przeżywać wszystko na nowo. Jakby wydarzyła się tu jakaś katastrofa.

Poczuła przypływ determinacji, przeszukując pokój Scarlet. Pogrzebała w bałaganie na jej biurku, na komodzie – potem zauważyła jej torebkę zawieszoną na krześle. Przetrząsnęła ją, czując się odrobinę winna, starając się palcami wyczuć telefon. Wyjęła go z miną zwycięzcy.

– Znalazłaś! – wrzasnęła Polly i podbiegła do niej.

Caitlin zauważyła, że zostało jeszcze trochę baterii. Otworzyła telefon, mając wyrzuty z powodu szpiegowania, wiedząc jednak, że musiała to zrobić. Nie znała numerów telefonu przyjaciół Scarlet, a nie miała jak inaczej się z nimi skontaktować.

Wcisnęła kontakty, potem przeszła do Ulubionych. Przewinęła w dół i zobaczyła tuziny nazwisk. Niektóre rozpoznała, innych nie.

– Powinnyśmy zadzwonić do wszystkich – powiedziała Polly. – Do każdego po kolei. Może ktoś będzie coś wiedział.

Caitlin stała otumaniona, czując się nagle przytłoczona. Kiedy zaczęła wybierać pierwszy numer, zauważyła, jak bardzo trzęsły się jej dłonie.

Polly również to zauważyła; wyciągnęła rękę i położyła na jej nadgarstku w dodającym otuchy geście. Caitlin podniosła wzrok.

– Caitlin, kochanie, jesteś nadal w szoku. Pozwól mi zadzwonić do nich za ciebie. Proszę. Przynajmniej będę miała coś robić. Ty usiądź i po prostu odpocznij. Przeszłaś piekło i zrobiłaś już wszystko, co mogłaś.

Usłyszawszy te słowa, Caitlin wiedziała, że Polly miała rację. Nie była tak naprawdę w pełni władz umysłowych. Spojrzała na telefon i przez chwilę zapomniała, co miała zrobić. Wyciągnęła rękę i podała telefon Polly.

Caitlin odwróciła się i wyszła z pokoju. Za chwilę usłyszała dźwięczny głos Polly, która miała już kogoś na linii.

– Czy to Heather? – zawołała Polly. – Tu Polly Paine. Jestem ciotką Scarlet Paine. Przepraszam, że cię niepokoję, ale szukamy Scarlet. Widziałaś ją?

Głos Polly powoli cichł w miarę, jak Caitlin schodziła coraz niżej po schodach. Trzymała się poręczy, czując zawroty głowy, mając wrażenie, jakby ziemia miała za chwilę wyśliznąć się spod jej stóp.

W końcu weszła do salonu, podeszła do wielkiego, wyściełanego fotela i zatonęła w nim.

Siedziała i spoglądała przez okno, a w jej głowie kotłowały się różne myśli. Pomimo wszelkich wysiłków, wciąż pojawiały się przed nią obrazy: Scarlet w łóżku, krzycząca; jej warknięcie; jak odrzuciła Caleba; jak wypadła z domu… Czy to wszystko wydarzyło się naprawdę?

Kiedy nad tym wszystkim dumała, mimowolnie przyszło jej na myśl spotkanie z Aidenem. Jego słowa, jej dziennik. Czy to jej dziennik był wszystkiemu winien? Dlaczego musiała pójść na ten głupi strych? Dlaczego musiała pojechać do Aidena? Gdyby tego nie zrobiła, gdyby pozostawiła to w spokoju, czy stałoby się to wszystko, co się stało?

Przypomniała sobie ostrzeżenie Aidena, że Scarlet mogła ponownie rozsiać wampiryzm na cały świat.

Musisz ją powstrzymać.

Caitlin siedziała i zastanawiała się nad tym. Co Scarlet teraz robiła? Czy pożywiała się ludźmi? Przemieniała ich w wampiry? Czy rozprzestrzeniała to nawet w tej chwili? Czy świat już nigdy nie miał być taki sam? Czy to Caitlin ponosiła za to odpowiedzialność?

Miała ochotę chwycić telefon i zadzwonić do Aidena. Przemaglować go. Zażądać, by powiedział jej wszystko ze szczegółami.

Ale nie potrafiła się przemóc. Sięgnęła po telefon, podniosła go, lecz coś ją powstrzymało. Przypomniała sobie ostatnie słowa Aidena i ponownie odczuła nudności. Kochała Scarlet ponad życie i nigdy nie byłaby w stanie wyrządzić jej krzywdy.

Siedziała i trzymała telefon, wyglądając przez okno i słuchając przytłumionego głosu Polly dochodzącego z góry, a w jej umyśle kotłowały się różne myśli. Powieki zaczęły jej ciążyć. Zanim się zorientowała, już spała.

*

Caitlin obudziła się i zdała sobie sprawę, że była sama w swym wielkim, pustym domu. Wszystko zastygło w bezruchu. Usiadła, zastanawiając się, gdzie się wszyscy podziali, po czym wstała i przeszła przez pokój. Co dziwne, wszystkie zasłony i żaluzje były szczelnie zaciągnięte. Podeszła do jednego z okien i odsłoniła je. Kiedy wyjrzała na zewnątrz, zobaczyła krwistoczerwone słońce – ale tym razem wyglądało inaczej. Nie przypominało to zachodu słońca, ale raczej jego wschód. Była zdezorientowana. Czyżby przespała całą noc? Czy Scarlet wróciła do domu? I gdzie się wszyscy podziali?

Ruszyła w stronę drzwi wejściowych. Z jakiegoś powodu wyczuła, iż być może Scarlet stała tam i na nią czekała.

Powoli otworzyła ciężkie drzwi i wyjrzała na zewnątrz. Ale panowała tam całkowita cisza i spokój. Na ulicy nie było ani jednej żywej duszy, ani nawet samochodu w zasięgu wzroku. Słyszała jedynie świergot samotnego porannego ptaka. Podniosła wzrok i zauważyła, że to kruk.

Nagle usłyszała jakiś hałas, odwróciła się i ruszyła w głąb domu. Weszła do kuchni, szukając oznak czyjejkolwiek obecności. Usłyszała kolejne dzwonienie i podeszła do okna wychodzącego na tyły budynku. Również tutaj zasłony były szczelnie zasunięte, co było nader osobliwe, jako że Caitlin nigdy ich nie zasłaniała. Sięgnęła po nie i pociągnęła za sznur.

I w tej samej chwili odskoczyła ze strachu. Na zewnątrz stał wampir, z bladą, białą twarzą niemal przyklejoną do szyby, całkowicie łysy i z wydłużonymi kłami. Warczał i syczał, po czym podniósł dłonie i przytknął je do szyby. Caitlin zauważyła jego długie, żółte pazury.

Nagle usłyszała kolejny hałas, odwróciła się i zobaczyła twarz jeszcze jednego wampira w oknie bocznym.

Rozległ się dźwięk tłuczonego szkła. Odwróciła się i dostrzegła następną twarz. Wampir uderzył głową w szkło, warcząc na nią.

Nagle jej dom wypełnił brzęk tłuczonego szkła. Caitlin zerwała się do biegu. Wszędzie, gdzie patrzyła, ściany jej domu były inne, niż pamiętała. Teraz wypełniały je w całości oszklone okna. Wszędzie, gdzie tylko spojrzała, zasłony odsuwały się i okna roztrzaskiwały, a w ich miejscu pojawiały się, wysuwając głowę za głową, kolejne wampiry.

Caitlin minęła kolejne pokoje, biegnąc w kierunku wyjściowych drzwi. Pragnęła wydostać się na zewnątrz, podczas gdy wokół niej rozlegał się coraz głośniejszy brzęk szkła.

Dotarła do drzwi, otworzyła je szarpnięciem – i stanęła jak wryta.

Stała tam, zwrócona twarzą do niej, objąwszy ją zabójczym spojrzeniem oczu, Scarlet. Spoglądała gniewnie na Caitlin, wyglądając bardziej na martwą, niż żywą, skrajnie blada, ze wściekłym wyrazem twarzy i pragnieniem mordu. Jeszcze bardziej szokujące było to, że stała za nią armia wampirów – całe ich tysiące. Wszystkie gotowe pójść w jej ślady, wtargnąć do domu Caitlin.

– Scarlet? – spytała, słysząc w swoim głosie strach.

Zanim jednak zdążyła zareagować, Scarlet skrzywiła się, odchyliła i rzuciła się na Caitlin, celując kłami wprost w jej szyję.

Caitlin obudziła się z krzykiem, siadając wyprostowana w fotelu. Sięgnęła do szyi i pomasowała ją dłonią, zaś drugą starała się odepchnąć Scarlet.

– Caitlin? Wszystko w porządku?

Po kilku sekundach Caitlin ochłonęła, podniosła wzrok i uświadomiła sobie, że to nie Scarlet. Był to Sam. Najpierw poczuła się zdezorientowana. Potem zdała sobie sprawę, z poczuciem wielkiej ulgi, że śniła. Że był to tylko senny koszmar.

Siedziała, oddychając ciężko. Nad nią stał Sam, trzymając jedną dłoń na jej ramieniu i wyglądając na zatroskanego oraz Polly. Światło było włączone. Zauważyła, że na zewnątrz było już ciemno. Rzuciła okiem na szafkowy zegar i zobaczyła, że było po północy. Musiała zasnąć w fotelu.

– W porządku? – spytał ponownie Sam.

Caitlin poczuła zażenowanie. Wyprostowała się i wytarła czoło.

– Wybacz, że cię obudziliśmy, ale wyglądało na to, że miałaś zły sen – dodała Polly.

Caitlin wstała powoli i zaczęła przemierzać pokój, starając się otrząsnąć z okropnej sennej wizji. Była tak rzeczywista, że czuła jeszcze ból w gardle w miejscu, gdzie kąsała ją własna córka.

Ale był to tylko sen. Musiała powtórzyć to sobie kilka razy. Tylko sen.

Назад Дальше