Intymna Teoria Względności - Вишневский Януш Леон 3 стр.


Matka łyka tabletki o każdej porze dnia i nocy. Nic nie kojarzy. Wie tylko, że ma być codziennie w szpitalu. Jest na tak silnych środkach psychotropowych, że nie może prowadzić samochodu. Jeździ do szpitala taksówkami, a gdy już tam jest, zasypia na krześle przy łóżku syna.

W Stuttgarcie jest klinika, w której leczą skutecznie anorektyków. Trzeba tam zawieźć dziecko na sześciomiesięczną kurację. Ojciec nie pojedzie, bo musi zarabiać pieniądze i nie ma z kim zostawić psa. Dla matki, w jej obecnym stanie, wyjazd do Stuttgartu to jak podróż na Antarktydę.

Ojciec kocha inną kobietę, matka ciągle kocha ojca, nienawidząc go jednocześnie za krzywdę, którą jej wyrządził. Aby przetrwać między tymi biegunami emocji, łyka psychotropy. Syn kocha ich oboje, ale tylko gdy są razem. Nie umiejąc kochać ich rozdzie- lonych i na dodatek, przechodząc przez okres dojrzewania, stracił sens życia.

Ludzie, którzy tracą sens życia, mają często uczucie, że są jak odpadki zaśmiecające środowisko. Wydaje im się, iż zajmują zbyt dużo miejsca. I dlatego chcą być jak najmniejsi.

Napięcie powierzchniowe

Pierwszy raz zdarzyło mu się to w grudniu ubiegłego roku. Dokładnie w piątek dziewiętnastego grudnia. Nie wie jak inni, ale on tej daty nigdy nie zapomni. I to wcale nie dlatego, że tego dnia zamknął, przy owacyjnej reakcji sali, rok rozliczeniowy firmy. Najlepszy w jej historii. W tamten grudniowy dzień zamknął w ciszy wstydliwego milczenia coś znacznie ważniejszego, zamknął bezpowrotnie okres beztroskiej pewności, że coś musi się dziać, ponieważ dotychczas zawsze się działo.

Podczas przerwy w posiedzeniu rady nadzorczej zadzwonił do niej i potwierdził, że wszystko przebiega według planu i że o dwudziestej pierwszej, tak jak się umówili, będzie czekał na nią przy recepcji w Sheratonie. Należał im się ten wieczór. Przede wszystkim ona na to zasłużyła. W ciągu ostatnich sześciu miesięcy wracał do domu nie wcześniej niż przed północą, rozbierał się pospiesznie już w przedpokoju, mył zęby i wchodził do łóżka. Przytulał się do niej, pytał, czy u dzieci wszystko w porządku, i nie wysłuchawszy jej odpowiedzi do końca, natychmiast zasypiał. Rano budził się w pustym mieszkaniu, znajdował wyprasowaną czystą koszulę przewieszoną przez krzesło, foliowy worek z owocami na drugie śniadanie i przyklejoną do garnituru żółtą kartkę z napisanymi jej ręką słowami: „Nie pal dzisiaj zbyt dużo, wyjdź na spacer. Kochamy Cię”. Czasami po „Kocha- my Cię”, w postscriptum dodawała: „Zadzwoń do Mamy, ma dzisiaj urodziny”, lub „Obiecałeś Ani, że pójdziesz na jej wywiadówkę, znajdziesz czas? Jeśli nie, to ja pójdę”. Zbiera te kartki, jak inni zbierają listy miłosne.

Dzień przed tym zarezerwował stolik w Sheratonie, zadzwonił do matki i poprosił, żeby wzięła dzieci na tę noc do siebie. Zlecił sekretarce, aby zamówiła kwiaty i upewniła się, że będą na niego czekały w recepcji hotelu. Po zebraniu rady nadzorczej bez słowa wyszedł i wyłączył swój telefon komórkowy.

Założyła na ten wieczór czarną szyfonową sukienkę. Tę z głębokim dekoltem, w której podobała mu się najbardziej. Wypili dużo wina. W taksówce do domu zaczął ją całować. Weszła do łazienki, gdy brał prysznic. Kieliszki z szampanem postawiła na podłodze, otworzyła drzwi kabiny prysznicowej i w swojej czarnej sukience uklękła przed nim, obejmując rękami pośladki i podnosząc usta w kierunku jego podbrzusza. Jedyne, co potrafił wydobyć z siebie w tamtym momencie, to kiczowate i żałosne: „przepraszam”. Zawsze chciał zrozumieć, dlaczego coś nie funkcjonuje. Dzisiaj, pół roku od tamtego wieczoru, wie o zaburzeniach erekcji prawie wszystko. Mógłby zrobić wykład na ten temat. Tlenek azotu, produkowany w mózgu, pod wpływem podniecenia seksualnego dociera do komórek ciała jamistego prącia, wywołując produkcję enzymu w postaci cyklicznego gunaomonofosfatu (cGMP), który zmniejsza napięcie powierzchniowe w mięśniach gładkich oplatających naczynia krwionośne i umożliwia zwiększony napływ krwi do prącia, objawiający się erekcją. W tym czasie inny „wrogi” enzym, fosfodwuesteraza (PDE5), próbuje zneutralizować działanie erekcyjnego cGMP. Zaprzyjaźniony urolog, u którego był po radę, powiedział mu, że albo jego mózg produkuje w chwili obecnej – ma przecież czterdzieści pięć lat (+ VAT) – zbyt mało tlenku azotu, pozwalając PDE5 odnieść sukces nad cGMP, albo „spadł mu współczynnik pożądania żony”. Na to pierwsze może mu coś przepisać, ale z tym drugim musi poradzić sobie sam. Wyszedł od niego bez recepty.

Od trzech miesięcy nie pracuje w weekendy. W tygodniu wraca do domu przed osiemnastą. W niedziele wstaje przed wszystkimi, przynosi bułki z piekarni i przygotowuje śniadanie. W soboty rano zamykają na klucz drzwi sypialni i nie wychodzą stamtąd przed dwunastą. Dzieci już się do tego przyzwyczaiły i nie pukają nawet wtedy, gdy zadzwoni telefon.

W zeszły piątek była rocznica ich ślubu. Zarezerwował stolik na wieczór w restauracji za miastem. Kupił oprawiony w skórę album i powklejał do niego wszystkie żółte kartki, jakie do niego pisała. Nocą, po kolacji, gdy wracali do domu, nagle zjechała na ciemny leśny parking przy drodze. Po dwóch godzinach, gdy wracali samochodem wypełnionym ich oddechami, zapytał:

– Czy wiesz, jak ważny dla mężczyzny jest tlenek azotu?

– Nie – odpowiedziała, odwracając zaciekawioną twarz w jego stronę. – Opowiesz mi?

Przestrzeń trójwymiarowa

To był pomysł Sylwii, aby spotkać się w Warszawie. Piętnaście lat…

Nie widziały się tak długo. Cztery lata razem w liceum w Opolu. Gdyby w ich szkole ławki były trzyosobowe, siedziałyby w jednej. Piękny czas. Pełen marzeń i beztroski. Trzy godziny w jedną stronę osobowym do Krakowa, aby przez pół godziny pospacerować po Rynku i Kazimierzu i wracać, gitary przy ognisku w górach, ze studentami w czarnych, za długich swetrach, pierwsze miłości, pierwsze noce w namiotach, pierwsze rozczarowania i pierwsze postanowienia. „Trójca Święta” z 4c. Tak nazywano je w szkole. Wcale nie były święte. To prawdopodobnie one pierwsze w Polsce odkryły, iż to nieprawda, że maturę zda się tylko wtedy, gdy się założy czerwone majtki. Umówiły się, że przyjdą bez majtek. I przy szły. I też zdały. Sylwia wyjechała do Krakowa studiować anglistykę, Agnieszka do Poznania na Akademię Ekonomiczną, a Małgosia została w Opolu na WSP.

„Dziewczyny, chcę Was spotkać przed moją menopauzą! – napisała do nich Sylwia. – I chcę Was rozpoznać bez testu na DNA! Przyjedźcie! Już nigdy nie będę mieszkała tak blisko Warszawy…”

Przyjechały. Agnieszka – cztery przystanki autobusem ze Śródmieścia, Małgosię z Piły przywiózł samochodem mąż, Sylwia przyleciała z Zurychu. Spóźniła się jak zawsze. Nigdy nie była punktualna. I zawsze wchodziła tak, że każdy ją zauważał. Tylko ją kelner odprowadził do stolika i tylko na nią patrzył, pytając: „Czy u pań wszystko w porządku?”. Po dwóch godzinach nieprzerwanych „a pamiętacie, jak…” i po dwóch butelkach wina Sylwia zapytała nagle, czy są szczęśliwe…

Agnieszka: Nie jestem nieszczęśliwa. A to już bardzo dużo. Zdradzał mnie, nawet wtedy, gdy byłam w ósmym miesiącu ciąży. Teraz już wiem, że nie był mnie wart. Ale wtedy chciałam to wytatuować na ręce, bo wmawianie sobie nie działało. Sprowadził mnie do Warszawy i zostawił nas same, gdy Marysia miała trzy miesiące. Ale przetrwałyśmy bez niego. W toalecie firmy ściągałam mleko z piersi do butelki i wysyłałam taksówką do niańki w domu. Nie mogłam sobie pozwolić na utratę pracy. Przestałam wierzyć w mężczyzn, bo to obciążające. Większość z tych, których spotykam, jest mało zabawna, mają brudne buty i wiedzą mniej niż ja. Mężczyzna musi wiedzieć więcej niż ja. Musi być ode mnie mądrzej- szy. To jest warunek wstępny. Nie potrzebuję, aby jakiś obcy facet kręcił mi się po kuchni wieczorem, a na hydraulika mnie stać. Nie, Sylwio! Nie kupiłam jeszcze wibratora, wariatko! Ale, słuchaj, może to dobry pomysł? Chociaż wibrator nie postawi ci drinka, to przynajmniej nie odwróci się do ciebie tyłem i nie zacznie chrapać.

Małgosia: Szczęśliwa? Nigdy dotąd nie byłam tak szczęśliwa. Maciek jest najbrzydszym facetem, jakiego miałam w życiu, prawda, Agnieszko? Sama widziałaś. Nie kupuje mi kwiatów, nigdy dotąd nie powiedział, że mnie kocha. Ale wiem, że to dla mnie hoduje kwiaty w ogródku przed naszym domkiem w Pile. Po co komuś jakieś wyświechtane „kocham cię”, skoro facet wstaje przed tobą, robi ci śniadanie i na talerzyku układa serduszko z truskawek? No po co? Nie umie tańczyć, nie ma czasu na czytanie książek, do czarnego garnituru założyłby brązowe buty, tylko dlatego że są nowe. Ale ja już wyro- słam z marzeń o tańcu w deszczu, z różową wstążką we włosach. Może się okazać, że jest czarna. Orgazmy? W Pile kobiety też mają orgazmy, wyobraź sobie! Tak, Sylwio! Mam orgazmy. Nie spazmatyczne i nie na tylnym siedzeniu samochodu. Nie plączę też po nich. Ale za to rano dostaję truskawki…

Sylwia: Szczęśliwa to ja jestem, jak Michael przywiezie mi nową sukienkę od Prądy lub odbierze telefon, gdy do niego dzwonię. Znam tylko trzy numery jego komórek. Ale takie czasy. Trzydzieści pięć lat to jest czas, gdy kobieta opuszcza sny mężczyzn. Ale ja się bronię. Jakby co, to przejdę na botoks. Może te panienki znają numer jego czwartej komórki, ale nie wiedzą, co powinny mu szeptać do ucha zaraz „po”. Na to potrzeba więcej nocy niż jedna. Kupiliśmy dom w Connecticut. Nic tak nie łączy ludzi, jak wspólna hipoteka. Michael obiecał mi, że gdy po roku wrócimy z Zurychu do Stanów, to popracujemy nad dzieckiem.

A pamiętacie, jak…

Vivat academia

Na dworcu we Frankfurcie nad Menem, w oświetlonych błękitnym światłem toaletach z powodu przedawkowania narkotyków zmarło w tym roku (dane za okres od stycznia do lipca 2004) dwanaście kobiet i trzydziestu sześciu mężczyzn. Większość z nich, ponad dziewięćdziesiąt procent, rozstała się z życiem w dworcowej kloace po „złotym strzale” z heroiny. Pomysł policji, aby błękit lamp w toaletach utrudnił im znalezienie linii żył na przedramieniu, w ich przypadku nie zadziałał. Aby zabić tylu ludzi, wystarczy zaledwie dwadzieścia pięć gramów heroiny. Dokładnie taką dawkę heroiny zawierały kryształowe, eleganckie flakony sprzedawane bez recepty (!) we wszystkich aptekach niemieckich jeszcze w 1920 roku. Lekarze i naukowcy z podwójnymi tytułami doktora (dr dr) oraz profesorowie uznanych uniwersytetów w artykułach publikowanych w naukowych czasopismach wychwalali „niezwykłe działanie” heroiny jako „bezpiecznego środka na kaszel, wszelkiego rodzaju bóle i inne dokuczliwe dolegliwości”. Producent heroiny, powołując się na te „naukowe i niepodważalne” opinie utytułowanych mędrców, re- klamował (kolorowymi fotografiami) swój „cudowny lek” w większości czasopism ukazujących się wtedy w Niemczech. Heroina jako niezastąpiony środek na kaszel. Także dla niemowlaków. Vivat academia, vivat professores…

Niecały rok po tym, jak 21 sierpnia 1897 roku Felix Hoffmann, chemik w firmie Bayer AG, zmieszał w probówce substancję o nazwie dwuacetylomorfiną, bossowie koncernu przy poparciu (i zachwycie) naukowej elity, rezygnując z dokładnych i drogich testów klinicznych, wprowadzili na rynek nowy „rewelacyjny środek na kaszel”. Ryby, chomiki i koty od tego nie zdychały. Kaszlące dzieci pracowników koncernu w trakcie wyrywkowych testów czuły się po tym znakomicie. Producenci nazwali swoją substancję „heroiną”, zastrzegając tę nazwę w urzędzie patentowym. Heroina. Od heroicznego nowego odkrycia firmy Bayer AG z Leverkusen. Nowy „środek na kaszel” zapełnił półki aptek i był w ciągłej sprzedaży. Stosowali go uczniowie, ciężarne kobiety, policjanci, robotnicy i urzędnicy. Starzy i młodzi. Jako tabletki, jako syropy i jako czopki. Zadbano o wszystko. Dla wymagających kobiet przygotowano specjalne tampony nasączone heroiną. Wkrótce odkryto, że heroina jest dobra nie tylko na kaszel. W szpitalach psychiatrycznych we Włoszech podawano ją jako środek na wszystkie możliwe choroby: paraliż, delirium, halucynacje, epilepsję. W Polsce niektórzy medycy stosowali ją w przypadkach „chorobliwych masturbantów”. Pewien lekarz z Dusseldorfu przepisywał heroinę pacjentom cierpiącym na „bolesne erekcje”. Wkrótce odkryto, że heroina pomaga nie tylko chorym. Członkom popularnych w Niemczech klubów alpinistycznych zalecano przed wspinaczką łykanie heroiny co miało rzekomo ułatwiać oddychanie na dużych wysokościach. Na haju można było wejść znacznie wyżej. Jeszcze pod koniec lat dwudziestych ubiegłego wieku legalną produkcję heroiny szacowano na mniej więcej dziewięć ton rocznie.

To, że ówcześni poddani cesarza Wilhelma II nie stali się „narodem ćpunów”, wynika głównie z typowego dla nich pruskiego zdyscyplinowania. Jeśli doustnie to doustnie (przez układ pokarmowy dwuacetylomorfina bardzo powoli przedostaje się do mózgu), jeśli napisane, że kilka miligramów, to kilka miligramów. Mało kto pomyślał, aby heroinę palić, wciągać przez błony śluzowe nosa lub po prostu wstrzykiwać sobie w żyłę. Na to wszystko wpadli szybko Amerykanie, do których heroina trafiła w ramach bardzo opłacalnego eksportu (firma Bayer AG eksportowała heroinę do dwudziestu krajów). Zresztą. Ameryka w tamtych czasach i tak była już „znarkotyzowana”. Niemal dziesięć procent lekarzy uzależnionych było od opiatów, setki tysięcy ludzi wstrzykiwało sobie regularnie morfinę, masowo emigrujący do Stanów Zjednoczonych Chińczycy palili opium. Około 1910 roku wielu przerzuciło się na – legalną przecież – heroinę. Nagle zapełniły się szpitale. Wprowadzono restrykcje. Pojawił się czarny rynek, a heroinę zdelegalizowano dopiero w roku 1931.

Ten sam Felix Hoffmann, dziesięć dni przed zmieszaniem w probówce heroiny, zsyntetyzował inną substancję: kwas acetylosalicylowy. Jednakże jego szefowie uznali, że jest „zbyt trująca” i początkowo wstrzymali zaopatrywanie w nią aptek. Dzisiaj „trująca” mikstura Hoffmanna jest ogólnie dostępna i jak najbardziej legalna. Jej inna nazwa to aspiryna. Vivat academia…

Przewodnictwo szkła

Jadwiga ma pięćdziesiąt dwa lata i szare, zawsze lekko załzawione oczy. Gdy nalewa herbatę, to za wszelką cenę stara się ukryć drżenie rąk. Nawet gdy w Houston panują największe upały, nosi bluzki z długimi rękawami, przykrywającymi wyraźne zgrubienia poprzecznych blizn na wewnętrznej stronie przedramienia, tuż nad nadgarstkiem. Mówi cichym głosem.

Pierwszego listopada nie jest żadnym świętem w Stanach Zjednoczonych. Normalny dzień jak każdy. Dla Jadwigi nie ma to i tak znaczenia. Od lat pracuje przez siedem dni w tygodniu. Od poniedziałku do piątku sprząta biurowce, a w weekendy prywatne mieszkania. Gdy Wszystkich Świętych wypada w środku tygodnia, to aby pojechać na cmentarz, musi wziąć dzień urlopu. Zakłada wówczas czarną sukienkę, idzie do fryzjera, potem do kościoła, a wieczorem jedzie taksówką na mały zaniedbany cmentarz na przedmieściach Houston. Trzy lata temu wzięła dwa dni urlopu…

W środę pojechała do Huntsville. W sali widzeń była punktualnie o dziewiątej trzydzieści. Strażnicy wprowadzili Roberta około dziesiątej. Przewieźli go na egzekucję z więzienia Livingstone. Czterdzieści minut drogi w furgonetce z małymi zakratowanymi szybami, przez które widać malowniczo wijący się brzeg jeziora.

O dziesiątej rozpoczyna się pożegnanie, o dwunastej wchodzą strażnicy i wyprowadzają więźnia, dokładnie o osiemnastej dyrektor więzienia uruchamia automat, który wstrzykuje do żył truciznę.

Do Chicago przyjechała z Polski w połowie lat siedemdziesiątych. Pewnego dnia do apteki, w której rodzina znalazła dla niej tymczasową pracę, przyszedł Michael. Potem zjawiał się już każdego dnia. Gdy okazało się, że jest w ciąży, wzięli ślub w polskim kościele. Jeszcze zanim urodziła dziecko, przenieśli się do Teksasu, gdzie Michael dostał lepszą pracę w firmie budowlanej w Houston. Ich syn Robert nie miał nawet dwóch lat, kiedy została sama. Aby utrzymać się na powierzchni, bardzo dużo pracowała. Pomagała także rodzinie w Polsce. To był dobry chłopak. Tylko zagubiony. Zauważyła to zbyt późno. Dziewięć lat temu auto, którym jechał Robert, zatrzymała policja. Przepaliła się jedna z żarówek świateł stopu. Samochód był kradziony. Znaleziono przy Robercie narkotyki w kieszeni spodni i nie miał pozwolenia na pistolet, który leżał na siedzeniu. Chłopak wpadł w panikę. Strzelił. Aresztowano go w South Park trzy godziny później. Po czterech dniach od ran postrzałowych zmarł policjant. Nie miała pieniędzy na adwokatów.

Назад Дальше