Na każdą żonę przychodzi ta chwila. Po dwudziestu pięciu nienagannie przeżytych latach nagle coś im strzela do głowy, zakładają różowe skarpetki, wbijają się w dżinsy i zaczynają wypominać człowiekowi, że nigdy w życiu nic nie zrobił dla domu. Pewnie to przez te hormony.
Wielki czarny samochód z piskiem opon zatrzymał się przy koszach. Młody mężczyzna w ciemnych okularach zgrabnie wyśliznął się z wnętrza wprost w strugi deszczu, trzymając w ręku przedmiot podobny do przenośnego wózka dla niemowląt i kocim krokiem skierował się do wejścia.
Mr Young wyjął fajkę z ust.
— Nie zapomniał pan o światłach? - powiedział uprzejmie.
Mężczyzna spojrzał na niego pustym wzrokiem człowieka, dla którego nie zgaszone światła są ostatnim powodem zmartwienia i niedbale machnął ręką w stronę bentleya. Światła zgasły.
— Zmyślne - powiedział Mr Young. - Na pewno podczerwień.
Był nieco zaskoczony, że tamten wcale nie zmókł, a także tym, że nosidełko nie było puste.
— Zaczęło się? - zapytał mężczyzna.
Nie bez dumy Mr Young stwierdził, że już na pierwszy rzut oka rozpoznano w nim przyszłego ojca.
— Tak. Kazali mi wyjść - dodał z wdzięcznością w głosie.
—Już? A ile mamy do końca?
My - pomyślał Mr Young. Pewnie znowu jakiś doktorek-propa-gator koncepcji wspólnych porodów.
— Chyba już niedługo. Idzie dobrze - odpowiedział Mr Young.
— W którym pokoju? - pośpiesznie zapytał tamten.
— Numer 3 - odparł i pogładził ręką kieszeń, w której w pogniecionym pudełku, zgodnie z tradycją, spoczywały cygara.
— A może doznamy wspólnie radosnego uczucia zaciągnięcia się cygarem urodzinowym?
Mężczyzna zniknął.
Mr Young wsunął pudełko z powrotem do kieszeni. Ach, ci lekarze. Stale zapędzeni. Każdą chwilę daną od Najwyższego wypełniają pracą.
* * *
Jest taka stara sztuczka z trzema kubkami i ziarenkiem piachu. Ziarenko wędruje z jednego do drugiego tak szybko, że nawet najbystrzejsze oko nie dostrzega kiedy i którędy.
Podobna sztuczka z nieoczekiwaną zamianą miejsc zostanie przedstawiona za chwilę, z tym, że przemieszczający się obiekt jest znacznie większy od ziarenka grochu.
Teraz zwolnimy nieco tempo narracji, by wreszcie choć raz przyjrzeć się dokładnie rzekomej sztuczce.
Pani Deirdre Young właśnie rodzi w sali porodowej nr 3. Na świat przychodzi złotowłose niemowlę płci męskiej, które oznaczymy: Niemowlę A.
Małżonka attache kulturalnego ambasady USA, pani Hariet Do-wling, rodzi w sali nr 4. Także złotowłose niemowlę płci męskiej, które oznaczymy: Niemowlę B.
Siostra Mary Złotousta wiernie służy Szatanowi od urodzenia. W szkółce sabatowej wyróżniała się w kaligrafii i przyrządzaniu wątróbki na gorąco. Kiedy nakazano jej wstąpić do zakonu trajkoczącego, uczyniła to posłusznie, w pełni świadoma swoich przyrodzonych zdolności w tej materii, jak też i tego, że nareszcie trafi do swoich. Być może w sprzyjających okolicznościach odkryłaby także inne funkcje mózgu, na przykład zdolność myślenia i logicznego wnioskowania, ale już dawno temu przekonała się, że ptasim móżdżkom tudzież trzpiotkom, jak sama się określała, wiedzie się znacznie lepiej. W tej chwili siostra Mary odbiera świeżo dostarczone złotowłose niemowlę płci męskiej, które nazwiemy Wielkim Adwersarzem, Pogromcą Królów, Aniołem Bezdennej Otchłani, Bestią zwaną.Smokiem, Panem Tego Świata, Szatańskim Pomiotem i Księciem Ciemności.
Proszę o skupienie. Zaczynamy pokaz.
— Czy to on? Myślałam, że będzie miał jakieś śmieszne oczy. Czerwone albo zielone kopyciąteczka. I ogonek — mówiąc to, siostra Mary oglądała niemowlę ze wszystkich stron. Rogów też nie znalazła. Potomek Szatana wyglądał zadziwiająco normalnie.
— Tak, to on - odparł Crowley.
— Proszę, proszę. Patrzcie państwo. Oto mam w rękach samego Antychrysta - trajkotała. — A zaraz wykąpiemy Antychryściątko. I policzymy paluszki.
Wpatrywała się w niemowlę i trajkotała, tak jakby była gdzie indziej i przemawiała do sobie tylko znanej istoty. Crowley przesunął ręką przed jej oczami.
— Siostro? Halo, siostro Mary! Siostro?!
— Najmocniej przepraszam. Jest taki słodki. Ciekawe, czy podobny do tatusia? Ależ na pewno. Jesteś podobny do swojego dziub-dziusia-tatusia, prawda?
— Nie — powiedział stanowczo Crowley. — A na miejscu siostry byłbym już dawno na porodówce.
— Jak pan myśli, czy będzie mnie pamiętał, gdy dorośnie? - zapytała tęsknym głosem i odpłynęła korytarzem.
— Módl się, żeby nie - odparł Crowley i zniknął.
Siostra Mary z dumą niosła Wielkiego Adwersarza, Pogromcę Królów, Anioła Bezdennej Otchłani, Księcia Ciemności, Ojca Kłamstwa, Szatański Pomiot i Bestię zwaną Smokiem przez szpitalne korytarze, po czym położyła go w pierwszym wolnym wózku.
Zaczął gaworzyć. Połaskotała go delikatnie.
W uchylonych drzwiach pojawiła się głowa przełożonej i przemówiła:
— Co tu robisz, siostro Mary? Dzisiaj masz dyżur w sali numer 4.
— Pan Crowley powiedział...
— Zmykaj na miejsce, siostrzyczko. Nie widziałaś po drodze męża rodzącej? Nie ma go w poczekalni.
— Widziałam tylko pana Crowleya i powiedział mi, że...
— No pewno, że ci powiedział — odparła stanowczo siostra Grace Złotousta. — Chyba najlepiej będzie, jak sama odszukam niegrzecznego tatuśka. Wejdź tutaj i pilnuj jej. Jest trochę rozkojarzona, ale z dzieckiem wszystko w porządku. - Zrobiła znaczącą pauzę. - Dlaczego puszczasz do mnie oczka? Co to ma znaczyć? Jakiś tik?
— Przecież wiesz, matko przełożona - syknęła siostra Mary. -Niemowlęta. Zamiana...
— Ależ naturalnie. Wszystko w swoim czasie. Niech tylko ten tatuś sobie pójdzie. On nam raczej nie pomoże, a mógłby coś niechcący zobaczyć. Na razie siedź tu i pilnuj dziecka, złociutka.
To powiedziawszy, siostra Grace odpłynęła lśniącym korytarzem. Siostra Mary weszła do sali porodowej, popychając przed sobą wózek.
Pani Young była nie tylko rozkojarzona, ale spała w najlepsze jak ktoś, kto zrobił co do niego należało, a teraz uprzejmie zezwala pozostałym domownikom pilnować interesu. Zważone i wykąpane Niemowlę A spało obok. Sprawująca opiekę siostra Mary zdjęła niemowlęciu identyfikator i zręcznie sporządziła duplikat, który natychmiast założyła niemowlęciu oddanemu jej pod opiekę.
Bobasy były bardzo podobne do siebie. Oba małe, pulchne, obsypane potówkami, o buziach Winstona Churchilla.
Siostra Mary pomyślała, że przydałaby się jej teraz filiżanka gorącej herbaty.
Większość zakonnic była satanistkami w starym stylu, tak jak ich ojcowie, dziadkowie i pradziadkowie. Wychowano ich na satanistów, ale gdyby przyjrzeć się im dokładnie, to wcale nie byli aż tacy źli. Ludzie przeważnie nie są źli. Po prostu czasem dają się porwać jakiejś idei. Wtedy przebierają się w mundury i strzelają do siebie. Albo zakładają białe habity, białe kaptury z wycięciem na oczy, zapalają krzyż i idą kogoś zlinczować. Bywa, że wkładają sprane dżinsy w kolorze indygo i katują innych heavymetalową kakofonią. Wystarczy podsunąć im nowe wyznanie w atrakcyjnej postaci, a pójdą jak w dym, oddadzą duszę nawet diabłu. Wychowanie w duchu satanizmu immanentnie łagodziło efekty powyższych zjawisk, w wyniku czego satanista wiódł błogi i szczęśliwy żywot jak każdy przeciętny zjadacz frytek i smakosz herbaty serwowanej o siedemnastej. Należy ponadto jasno powiedzieć, że siostra Mary była pielęgniarką, a pielęgniarki, jak wiadomo, są przede wszystkim pielęgniarkami. W ich naturze leży noszenie zegarka do góry nogami, zachowanie kamiennego spokoju w krytycznych sytuacjach i odwieczna tęsknota za filiżanką herbaty. Siostra Mary miała nadzieję, że ktoś wreszcie ją zmieni. Solidnie wykonała bardzo ważną część planu i bardzo chciało jej się pić.
Tym, co być może pozwoli lepiej zrozumieć istotę poczynań ludzkości sensu largoniech będzie fakt, że wszystkie triumfy i katastrofy tego świata ludzie powodują nie dlatego, że są z gruntu źli albo z gruntu dobrzy, lecz dlatego, że są z gruntu ludźmi.
Rozległo się pukanie do drzwi. Siostra Mary otworzyła i ujrzała Mr Younga, który zapytał:
— Czy już? Jestem ojcem. To znaczy, chciałem powiedzieć, mężem. Zresztą, wszystko jedno. I ojcem, i mężem.
Siostra Mary oczekiwała, że amerykański attache kulturalny będzie wyglądał co najmniej jak Blake Carrington albo J. R. Ewing. Mr Young nie był ani trochę podobny do Amerykanów, których widziała w telewizji (no, może z wyjątkiem tego szeryfa z twarzą dobrego wujaszka z kiepskiego kryminału[7]). Mąż i ojciec w jednej osobie rozczarował ją. W dodatku pulower zupełnie nie pasował do krawata.
Przełknęła ślinę; rozczarowanie nie ustępowało.
— Tak, naturalnie. Proszę przyjąć moje gratulacje. Małżonka szanownego pana właśnie zasnęła.
Mr Young spojrzał przez ramię pielęgniarki.
— Bliźniaki? - Sięgnął do kieszeni po fajkę. Zatrzymał rękę w pół drogi i po chwili dokończył wymowny gest. - Bliźniaki? Nie było mowy o bliźniakach.
— Ależ skądże! — pospieszyła z wyjaśnieniem siostra Mary. — To jest pana potomek. Ten drugi jest... kogoś innego. Ja tylko trzymam dozór, dopóki nie wróci siostra Grace. To jest syn szanownego pana — dodała defensywnie, wskazując na Adwersarza, Pogromcę Królów, Anioła Bezdennej Otchłani, Bestię zwaną Smokiem, Księcia Tego Świata, Ojca Kłamstwa, Pomiot Szatana i Władcę Ciemności w jednej osobie. - Ten obok, tak. Z całą pewnością. Od stóp aż do rożków... których nie ma - zakończyła pospiesznie i trochę nerwowo.
Mr Young przenikliwie spojrzał w dół.
— No, tak. - W jego głosie zabrzmiały nutki wątpliwości. — Widzę znaczne podobieństwo rysów do rodziny z mojej strony. Rozumiem, że wszystko... ma... hm, na swoim miejscu?
— Oczywiście. To normalne zdrowe niemowlę. Bardzo normalne.
Przez chwilę milczeli, wpatrując się w śpiącego noworodka.
— Łaskawy pan ma zupełnie normalną wymowę. Bez naleciałości i akcentu - stwierdziła siostra Mary. - Czy przebywa pan tu od dawna?
— Od dziesięciu lat - odparł z lekka zaintrygowany Mr Young. - Firma zmieniła adres, a ja, z konieczności, razem z nią.
— Ma pan bardzo ciekawą pracę — powiedziała siostra Mary.
Mr Young obdarzył ją spojrzeniem wyrażającym niezwykłą wdzięczność. W końcu niewielu spotkanych dotychczas ludzi odniosło się z niekłamanym podziwem i szacunkiem do jakże, jego zdaniem, twórczego potencjału rachmistrza-kosztorysanta.
— Poprzednie miejsce było zupełnie inne niż obecne — kontynuowała pielęgniarka.
— Tak sądzę - odpowiedział Mr Young, który na dobrą sprawę nigdy się nad tym nie zastanawiał. W Luton było prawie tak samo jak w Tadfield. Tak samo przycięte żywopłoty między domem a stacją kolejową. Ludzie też tacy sami.
— Po pierwsze, o wiele wyższe zabudowania - siostra Mary, bliska załamania, spróbowała pociągnąć rozmowę. Mr Young spojrzał na nią szeroko otwartymi oczami. Jeśli dobrze pamiętał, to jedynym budynkiem wyższym niż pozostałe był biurowiec Alliance of Leicester.
— Domyślam się, że często bywa pan na garden party.
Nareszcie. Poczuł pewniejszy grunt. Deirdre była wielką amatorką rozrywek tego typu.
— Bardzo często - odparł z uczuciem. — Moja Deirdre robi świetne konfitury. Aja białego słonia[8].
Siostra Mary nigdy nie słyszała o tym punkcie programu przyjęć dla socjety z pałacu Buckingham. Mimo to natychmiast przyznała w myślach, że chociaż zwierzę jest gruboskórne, to znakomicie pasuje do surowej etykiety dworskiej.
— Czytałam, że właśnie do niego zagraniczni potentaci składają ofiary dla niej.
— Pardon?
— Widzi pan, jestem wielką miłośniczką rodziny królewskiej.
— Ja także — stwierdził Mr Young, przeskakując z wdzięcznością na nieco większą i wygodniejszą krę unoszoną przez zatrważający strumień świadomości. Był nieźle zorientowany w galerii arystokratów. Przynajmniej tych normalnych, którzy nie oszczędzali się, powiewając do upadłego chusteczkami na wzruszających otwarciach kolejnych mostów i sierocińców. Nie interesowali go odmień-cy szalejący w nocnych lokalach i dyskotekach, a potem uzewnętrzniający treści żołądkowe po paparazzi[9]
— Miło mi to usłyszeć - powiedziała siostra Mary. Sądziłam bowiem, że za oceanem nie kochacie ich zbytnio, bowiem wywołaliście rewolucję i wrzuciliście cały transport herbaty wprost do rzeki.
Trajkotała bez przerwy, skutecznie zachęcana regułą zakonu, by mówić o wszystkim, co przyjdzie do głowy, a łaskawa ślina przyniesie na język. Mr Young poczuł się zbity z tropu, ale był zbyt wyczerpany, by się przejmować takim drobiazgiem. Zapewne życie w ścisłej regule zakonnej sprawiło, że ludzie dziwaczeli. Pragnął, by jego żona obudziła się. Po chwili w monotonnym potoku słów płynących z ust siostry Mary zabrzmiała nutka nadziei.
— Czy byłoby dużym nietaktem z mojej strony, gdybym zapytał o istnienie możliwości wypicia filiżanki herbaty? - odważył się.
— Och, mój... - pielęgniarka zakryła usta dłonią. A o czymże innym myślała w tej chwili?
Mr Young nie skomentował.
— Zaraz się tym zajmę — dodała. — A może jednak życzypan sobie kawy? Piętro wyżej mamy maszynkę do parzenia.
— Proszę o herbatę.
— Słowo daję, pan się całkiem znaturalizował, nieprawdaż? — powiedziała radośnie i wybiegła, szeleszcząc fartuszkiem.
Pozostawiony sam ze śpiącą żoną i dwójką noworodków Mr Young opadł ciężko na krzesło. No tak. Długie godziny na klęczni-ku i pobudki skoro świt robią swoje. Mile są te siostry, ale chyba nie całkiem compost mentis.Jak w tym filmie Kena Russela. Zakonnice też tam były, ale w ich zachowaniu trudno było dostrzec choćby najmniejsze podobieństwo do tego, co działo się w tym szpitalu. Mówią, że nie ma dymu bez ognia, cóż.
Westchnął.
W tej chwili Niemowlę A obudziło się i rozpoczęło ryczytal co się zowie.
Mr Young od wielu lat nie uspokajał płaczącego noworodka. Zacznijmy od tego, że w ogóle nie umiał sobie z tym poradzić, a pieczętowanie różowej pupy ulubionym gestem sir Winstona Churchilla nie było godne polecenia.
— Witamy na ziemskim padole — powiedział znużonym głosem. - Wkrótce przywykniesz.
Niemowlę zamilkło i wpatrzyło się w Mr Younga jak w krnąbrnego generała.
Siostra Mary wybrała właśnie ów moment, by wkroczyć z herbatą. Nie bacząc, iż jest satanistką, przyniosła talerz lukrowanych ciasteczek zwykle podawanych do herbaty tylko specjalnym gościom. Mr Young wziął ciastko w polewie o takim samym odcieniu różu jak niektóre narzędzia chirurgiczne po operacji. Z polewy wystawał lukrowy bałwanek.
— Są inne niż te podawane u was - powiedziała siostra Mary. -U was nazywa sieje kruchymi ciasteczkami. U nas to biszkopty.
Mr Young już otwierał usta do potwierdzenia, że owszem, tak nazywał je on, a nawet jego sąsiedzi w Luton, gdy do pokoju wbiegła druga zakonnica, z trudem łapiąc powietrze.
Spojrzała na siostrę Mary, zorientowała się, że Mr Young w życiu nie miał do czynienia z wnętrzem pentagramu i ograniczyła wypowiedzi do wskazania na Niemowlę A i puszczenia “oczka". Siostra Mary skinęła głową i odpowiedziała mrugnięciem. Przybyła zabrała wózek z Niemowlęciem A. Mruganie i puszczanie oczek są jednym z wielu sposobów porozumiewania. Jedno mrugnięcie potrafi czasem dużo powiedzieć. Na przykład w mrugnięciu nowo przybyłej zawarte było, co następuje:
Gdzie się podziewałaś, do diabła ? Urodziło się Niemowlę B, jesteśmy gotowi do zamiany, a ty gaworzysz sobie jak gdyby nigdy nic w obecności Wielkiego Adwersarza, Pogromcy Królów, Anioła Bezdennej Otchłani, Bestii zwanej Smokiem, Księcia Tego Świata, Ojca Kłamstwa, Szatańskiego Pomiotu i Władcy Ciemności przy herbatce? Czy zdajesz sobie sprawę, że omal nie zostałam zastrzelona ?
Mrugnięcie siostry Mary w odpowiedzi na powyższe pytania znaczyło mniej więcej tyle:
Oto Wielki Adwersarz, Pogromca Królów, Anioł Bezdennej Otchłani, Bestia zwana Smokiem, Książę Tego Świata, Ojciec Kłamstwa, Pomiot Szatana i Władca Ciemności. Nie mogę teraz mówić, bo wśród nas jest obcy.Aliści siostra Mary zrozumiała mrugnięcie przełożonej tak: Dobrze się sprawiłaś, siostro Mary. Sama zamieniłaś noworodki — to doskonale. Wskaż mi teraz nadprogramowego noworodka. Ja zabiorę go stąd, a ty będziesz mogła dopić herbatę w towarzystwie Jego Ekscelencji Kultury Amerykańskiej.