Paragraf 22 - Heller Joseph 30 стр.


W rzeczywistości pułkownik Cathcart nie miał najmniejszej szansy zostania generałem. Po pierwsze, były starszy szeregowy Wintergreen również chciał zostać generałem i zawsze przekręcał, niszczył, odrzucał i wysyłał pod zły adres wszelką korespondencję do, od albo o pułkowniku Cathcarcie, mogącą go przedstawić w pozytywnym świetle. Po drugie, był już generał, generał Dreedle, który wiedział, że generał Peckem ostrzy sobie zęby na jego stołek, ale nie wiedział, jak mu przeszkodzić.

Generał Dreedle, dowódca skrzydła, był nieokrzesanym, przysadzistym, barczystym mężczyzną po pięćdziesiątce. Miał perkaty czerwony nos i ciężkie, białe, pomarszczone powieki, które otaczały jego małe szare oczka jak aureola ze smalcu. Miał też pielęgniarkę i zięcia oraz skłonność do zapadania w długie, ponure milczenie, kiedy nie pił za dużo. Generał Dreedle stracił w wojsku zbyt wiele czasu na dobre wykonywanie swoich obowiązków i teraz było już za późno. Nowy układ sił ukształtował się bez jego udziału i generał Dreedle nie wiedział, jak sobie z nim radzić. W chwilach gdy się nie pilnował; jego nieruchome, posępne oblicze przybierało ponury, zatroskany wyraz zawodu i frustracji. Generał Dreedle dużo pił. Nastroje miewał zmienne i zaskakujące. “Wojna to straszna rzecz" – oświadczał często po pijanemu i na trzeźwo, i naprawdę tak myślał, co nie przeszkadzało mu dobrze na niej zarabiać i wciągnąć jeszcze do interesu zięcia, mimo że gryźli się ze sobą nieustannie.

– Ten bydlak – z pogardliwym pomrukiem skarżył się generał Dreedle na swego zięcia każdemu, kto akurat stał obok niego przy barze w klubie oficerskim – wszystko, co ma, zawdzięcza mnie. To ja zrobiłem człowieka z tego parszywego skurwysyna! On jest za głupi, żeby dać sobie radę w życiu sam.

– Jemu się wydaje, że zjadł wszystkie rozumy – odpowiadał gniewnie pułkownik Moodus we własnym gronie słuchaczy przy drugim końcu baru. – Nie uznaje żadnej krytyki i nie chce słuchać rad.

– Jedyne, co on potrafi, to dawać rady – rzucał generał Dreedle z chrapliwym parsknięciem. – Gdyby nie ja, wciąż jeszcze byłby kapralem.

Generał Dreedle występował zawsze w towarzystwie pułkownika Moodusa i pielęgniarki, która była najbardziej uroczą dupcią, jaką sobie można wyobrazić. Była pulchną, niedużą blondynką. Miała pulchne policzki z dołeczkami, wesołe niebieskie oczy i zawsze uczesane kręcone włosy. Uśmiechała się do wszystkich i nigdy pierwsza się nie odzywała. Miała bujny biust i jasną cerę. Nie sposób było jej się oprzeć, toteż lotnicy omijali ją z daleka. Była soczysta, słodka, uległa i głupia i podniecała do szaleństwa wszystkich z wyjątkiem generała Dreedle.

– Szkoda, że nie możecie jej zobaczyć nago. – Generał aż dławił się chichocząc ze znawstwem, podczas gdy dumnie uśmiechnięta pielęgniarka stała u jego boku. – W moim pokoju w sztabie skrzydła ma mundur z fioletowego jedwabiu tak obcisły, że sutki sterczą jej jak dojrzale czereśnie. Milo zdobył dla mnie materiał. Nie ma pod tym miejsca na majtki ani na stanik. Każę jej czasem ubierać się tak wieczorem, kiedy przychodzi Moodus, żeby go doprowadzić do szału

– zarżał generał Dreedle. – Szkoda, że nie możecie zobaczyć, co się dzieje w tej bluzce przy każdym jej ruchu. Moodus wyłazi ze skóry. Niech go chociaż raz przyłapię na tym, że próbuje dotknąć jej albo jakiejś innej kobiety, to zdegraduję dziwkarza do szeregowca i poślę go na rok do obierania kartofli.

– Trzyma ją tylko po to, żeby mnie drażnić – skarżył się pułkownik Moodus przy drugim końcu baru. – Tam w sztabie ona ma mundur z fioletowego jedwabiu tak obcisły, że sutki sterczą jej jak dojrzałe czereśnie. Nie ma pod tym miejsca na majtki ani na stanik. Szkoda, że nie możecie usłyszeć, jak ten jedwab szeleści przy każdym jej ruchu. Niechby mnie chociaż raz przyłapał, że dobieram się do niej albo do jakiejś innej dziewczyny, to zdegraduje mnie do szeregowca i pośle na rok do obierania kartofli. Ona mnie doprowadza do szału.

– Nie miał babki, odkąd wyjechaliśmy ze Stanów – informował generał Dreedle i od tej szatańskiej myśli jego kwadratowa siwa głowa zatrzęsła się w sadystycznym śmiechu. – Toteż nie spuszczam go z oka, żeby nie mógł się dorwać do kobiety. Wyobrażacie sobie, co ten biedny skurwysyn musi przeżywać?

– Nie miałem kobiety, odkąd wyjechaliśmy ze Stanów – żalił się ze łzami pułkownik Moodus. – Czy wyobrażacie sobie, co ja przeżywam?

Generał Dreedle potrafił być równie nieprzejednany w stosunku do każdego, kto mu się naraził. Nie znosił pretensjonalności, taktu i udawania, zaś jego credo zawodowego żołnierza było proste i zwięzłe: wierzył, że młodzi ludzie, którym on rozkazuje, powinni być gotowi oddać życie za ideały, dążenia i idiosynkrazje starych ludzi, którzy jemu rozkazywali. Podlegli mu oficerowie i szeregowcy istnieli dla niego wyłącznie jako wielkości wojskowe. Wymagał od nich jedynie, aby wykonywali swoje zadania; poza tym mogli robić, co chcieli. Mogli, jeżeli chcieli, tak jak pułkownik Cathcart zmuszać swoich ludzi do odbywania sześćdziesięciu lotów bojowych, i mogli, jeżeli chcieli, tak jak Yossarian stać w szeregu na golasa, choć co prawda na ten widok generałowi Dreedle opadła jego granitowa szczęka i przeszedł swoim władczym krokiem wzdłuż szyku, żeby się upewnić, że w szeregu naprawdę stoi na baczność i czeka na dekorację medalem człowiek, który nie ma na sobie nic prócz mokasynów. Generałowi odjęło mowę. Pułkownik Cathcart omal nie zemdlał, kiedy dostrzegł Yossariana, i pułkownik Korn musiał podejść do niego i chwycić go z całej siły za ramię. Zapadła groteskowa cisza. Od plaży wiał jednostajny, ciepły wiatr, a na drodze ukazał się stary wóz pełen gnoju, ciągniony przez czarnego osła, którego poganiał wieśniak w oklapłym kapeluszu i wypłowiałym brązowym ubraniu roboczym, nie zwracający uwagi na uroczystą ceremonię wojskową, jaka odbywała się na małym pólku po jego prawej ręce.

Generał Dreedle nareszcie odzyskał mowę.

– Wracaj do auta – rzuci! przez ramię do swojej pielęgniarki, która szła za nim wzdłuż frontu.

Pielęgniarka z uśmiechem podreptała do brązowego wozu sztabowego, zaparkowanego w odległości dwudziestu jardów na skraju prostokątnej polanki. Generał Dreedle odczekał w surowym milczeniu, aż trzasnęły drzwiczki samochodu, i dopiero wtedy spytał:

– Co to za jeden?

Pułkownik Moodus spojrzał na listę.

– To jest Yossarian, tato. Otrzymuje Lotniczy Krzyż Zasługi.

– Hm, niech mnie diabli – mruknął generał Dreedle i jego czerstwą, kamienną twarz zmiękczył wyraz rozbawienia. – Dlaczego nie macie na sobie ubrania, Yossarian?

– Bo nie chcę.

– Co to znaczy, nie chcecie? Dlaczego, do diabła, nie chcecie?

– Nie chcę i tyle, panie generale.

– Dlaczego on jest nie ubrany? – rzucił przez ramię generał Dreedle do pułkownika Cathcarta.

– Do ciebie mówi – szepnął pułkownik Kom przez ramię pułkownika Cathcarta, trącając go mocno łokciem w plecy.

– Dlaczego on jest nie ubrany? – zwrócił się pułkownik Cathcart do pułkownika Korna krzywiąc się z bólu i rozcierając miejsce, w które trafił go łokieć pułkownika Koma.

– Dlaczego on jest nie ubrany? – spytał pułkownik Korn kapitanów Piltcharda i Wrena.

– W zeszłym tygodniu nad Awinionem w jego samolocie został zabity jeden z żołnierzy, który go całego zakrwawił – odpowiedział kapitan Wren. – Przysięga, że nigdy już nie włoży munduru.

– W zeszłym tygodniu nad Awinionem w jego samolocie został zabity jeden z żołnierzy, który go całego zakrwawił – zameldował pułkownik Korn bezpośrednio generałowi. – Jego mundur nie wrócił jeszcze z pralni.

– A gdzie ma inne mundury?

– Też w pralni.

– A bielizna? – spytał generał Dreedle.

– Cała jego bielizna jest również w pralni – odpowiedział pułkownik Korn.

– To mi wygląda na wielką bzdurę – oświadczył generał Dreedle.

– Bo to jest wielka bzdura – potwierdził Yossarian.

– Proszę się nie obawiać – obiecał pułkownik Cathcart generałowi, spoglądając z pogróżką na Yossariana. – Obiecuję panu, panie generale, że ten człowiek zostanie ukarany z całą surowością.

– A co mnie to, u diabła, obchodzi, czy on zostanie ukarany, czy nie? – spytał generał Dreedle zdziwiony i poirytowany. – Ten żołnierz zasłużył na odznaczenie. Jeśli chce je otrzymać na golasa, to cóż to, u diabła, pana obchodzi?

– Jestem zupełnie tego samego zdania, panie generale! – podchwycił pułkownik Cathcart z żywiołowym entuzjazmem i otarł czoło wilgotną białą chusteczką. – Ale co pan o tym sądzi w świetle ostatniego okólnika generała Peckema na temat właściwego stroju wojskowego w strefie przyfrontowej?

– Peckem? – zachmurzył się generał Dreedle.

– Tak jest, panie generale – powiedział pułkownik Cathcart służalczo. – Generał Peckem zaleca nawet, abyśmy wysyłali naszych żołnierzy do walki w mundurach wyjściowych, aby wywierali dobre wrażenie na nieprzyjacielu, jeżeli zostaną zestrzeleni.

– Peckem? – powtórzył generał Dreedle mrużąc oczy ze zdumienia. – A co, u diabła, ma do tego Peckem? -

Pułkownik Korn znowu dźgnął pułkownika Cathcarta łokciem w plecy.

– Absolutnie nic, panie generale! – odpowiedział pułkownik Cathcart przytomnie, krzywiąc się z bólu i ostrożnie rozcierając miejsce, gdzie dostał łokciem pułkownika Korna. – I dlatego właśnie postanowiłem nie podejmować żadnych kroków, dopóki nie uzgodnię sprawy z panem generałem. Czy mamy zignorować całkowicie to zarządzenie?

Generał Dreedle zignorował go całkowicie, odwracając się z wyrazem złowrogiej pogardy, żeby wręczyć Yossarianowi pudełko z odznaczeniem.

– Przyprowadź moją dziewczynę z samochodu – polecił opryskliwie pułkownikowi Moodusowi i czekał nieruchomo, groźnie zmarszczony, z opuszczoną głową, dopóki pielęgniarka nie stanęła przy jego boku.

– Każ w kancelarii, żeby natychmiast odwołali moje ostatnie polecenie nakazujące żołnierzom noszenie krawatów podczas akcji bojowych – szepnął gorączkowo kątem ust pułkownik Cathcart do pułkownika Korna.

– Mówiłem ci, żebyś tego nie robił – roześmiał się pułkownik Korn – ale nie chciałeś mnie słuchać.

– Ćśśś! – ostrzegł go pułkownik Cathcart. – Korn, do cholery, co zrobiłeś z moimi plecami?

Pułkownik Korn znowu zachichotał.

Pielęgniarka generała Dreedle towarzyszyła mu wszędzie, nawet w pokoju odpraw przed akcją na Awinion, gdzie stała ze swoim cielęcym uśmiechem obok podwyższenia i rozkwitała jak żyzna oaza u boku generała Dreedle w swoim różowo-zielonym mundurze. Yossarian spojrzał na nią i zakochał się na zabój. Od razu stracił humor czując w środku pustkę i odrętwienie. Wpatrywał się z lekkim pożądaniem w jej pełne czerwone wargi i dołeczki na policzkach, podczas gdy major Danby monotonnym, dydaktycznym męskim buczeniem opisywał potężną koncentrację artylerii przeciwlotniczej oczekującej ich w Awinionie. Nagle z piersi Yossariana wyrwał się jęk rozpaczy na myśl, że może już nigdy nie zobaczyć tej cudownej kobiety, z którą nie zamienił w życiu ani słowa i w której był tak żałośnie zakochany. Dygotał i skręcał się ze smutku, strachu i pożądania, kiedy na nią patrzył; była tak piękna. Mógłby całować ślady jej stóp. Oblizał spierzchnięte, spragnione wargi lepkim językiem i znowu jęknął boleśnie, tym razem tak głośno, że ściągnął na siebie przestraszone, pytające spojrzenia lotników, którzy w czekoladowych kombinezonach i białych stębnowanych uprzężach spadochronów siedzieli na prostych drewnianych ławach.

Nately odwrócił się do niego z lękiem w oczach.

– Co tam? – szepnął. – Co ci jest?

Yossarian nie słyszał. Zżerało go pożądanie i obezwładniał żal. Pielęgniarka generała Dreedle była tylko troszkę pucołowata i jego zmysły były przeciążone do granic wytrzymałości złotą promiennością jej włosów i nieznanym dotknięciem jej miękkich, krótkich palców, krągłym, nie zasmakowanym bogactwem jej bujnych piersi w różowej, szeroko otwartej pod szyją koszuli i trójkątnym jędrnym, wypukłym pagórkiem u zbiegu ud i brzucha w obcisłych, dopasowanych zielonych oficerskich spodniach z gabardyny. Pożerał ją od czubka głowy do malowanych paznokci u nóg. Nie chciał się z nią rozstawać do końca życia. – Oooooooooooooch – jęknął znowu i tym razem cała sala zafalowała na dźwięk jego drżącego, przeciągłego westchnienia. Wśród oficerów na podwyższeniu zapanował niepokój i nawet major Danby, który właśnie przystąpił do uzgadniania zegarków, omal się nie zgubił przy odliczaniu sekund i nie musiał zaczynać od początku. Nately powiódł wzrokiem w ślad za znieruchomiałym spojrzeniem Yossariana przez całą długość sali i trafił na pielęgniarkę generała Dreedle. Zbladł i zadrżał, kiedy zrozumiał, co dręczy Yossariana.

– Daj spokój, dobrze? – ostrzegł go groźnym szeptem.

– Oooooooooooooooooch – jęknął Yossarian po raz czwarty tak głośno, że teraz już wszyscy musieli go usłyszeć.

– Zwariowałeś? – syknął Nately gwałtownie. – Szukasz guza?

– Oooooooooooooooooch – zawtórował Yossarianowi Dunbar z drugiego końca sali.

Nately poznał głos Dunbara. Sytuacja wymykała się spod kontroli i Nately odwrócił się z krótkim jękiem.

– Oooooooooooooooooch – odpowiedział mu Dunbar.

– Oooooooooooooooooch – jęknął głośno zirytowany Nately uświadomiwszy sobie, że sam przed chwilą jęknął.

– Oooooooooooooooooch – odpowiedział mu znów Dunbar.

– Oooooooooooooooooch – odezwał się ktoś zupełnie nowy w innej części sali i Nately poczuł, że włos mu się jeży na głowie. Yossarian z Dunbarem odpowiedzieli zgodnym jękiem, a Nately na próżno kulił się i szukał jakiejś dziury, w której mógłby się ukryć wraz z Yossarianem. Tu i ówdzie rozległy się tłumione śmiechy. Nately'ego nagle coś podkusiło i w najbliższym momencie ciszy jęknął naumyślnie. Odpowiedział mu znów jakiś nowy głos. Smak nieposłuszeństwa działał upajająco i Nately znowu jęknął rozmyślnie przy pierwszej sposobności. Zawtórował mu jeszcze jakiś nowy glos. Pokój odpraw niepohamowanie przekształcał się w dom wariatów. Niesamowite odgłosy przybierały na sile. Szurano nogami, zaczęto upuszczać różne przedmioty: ołówki, kalkulatory, mapniki, grzechoczące stalowe hełmy. Ci, którzy nie jęczeli, chichotali otwarcie i nie wiadomo, do czego mógłby doprowadzić ten żywiołowy bunt jęków, gdyby generał Dreedle osobiście nie przystąpił do jego uśmierzenia, stając zdecydowanie pośrodku podwyższenia tuż przed nosem majora Danby'ego, który pochylając swoją poważną, pracowitą głowę nadal wpatrywał się w zegarek i odliczał sekundy.

– …dwadzieścia pięć… dwadzieścia… piętnaście… Wielkie, czerwone, władcze oblicze generała Dreedle, skrzywione grymasem zakłopotania, stwardniało budzącą lęk decyzją.

– Na tym zakończymy – rozkazał zwięźle z oczami płonącymi niezadowoleniem, zaciskając swoją kwadratową szczękę, i na tym zakończono. – Dowodzę jednostką liniową – przypomniał im surowym tonem, kiedy w pokoju zapanowała absolutna cisza, a żołnierze na ławkach kryli się wstydliwie jedni za drugich – i dopóki ja tu dowodzę, nie chcę słyszeć żadnych jęków. Czy to jasne?

Było to jasne dla wszystkich z wyjątkiem majora Danby'ego, który nadal wpatrywał się w swój zegarek i na głos odliczał sekundy.

– …cztery… trzy… dwa… jeden… czas! – krzyknął major Danby i zwycięsko potoczył wzrokiem po sali, aby odkryć, że nikt go nie słuchał i że będzie musiał zaczynać od początku. – Ooooch – jęknął zmartwiony.

– Co to ma znaczyć! – ryknął generał Dreedle z niedowierzaniem i odwrócił się z mordem w oczach do majora Danby'ego, który cofnął się niepewnie, przestraszony i zbity z tropu, drżąc i oblewając się potem.

– Kto to jest?

– M-major Danby, panie generale – wyjąkał pułkownik Cathcart.

– Mój oficer operacyjny.

– Wyprowadzić i rozstrzelać – rozkazał generał Dreedle.

– S-słucham, panie generale?

– Powiedziałem: wyprowadzić i rozstrzelać. Co to, nie słyszycie?

– Tak jest, panie generale! – odpowiedział dziarsko pułkownik Cathcart, z wysiłkiem przełykając ślinę, i odwrócił się energicznie do swojego szofera i oficera meteorologicznego. – Wyprowadźcie majora Danby i rozstrzelajcie go.

Назад Дальше