Na Skrzydłach Orłów - Follett Ken 16 стр.


– Jestem pułkownik Simons – oznajmił.

Coburn spodziewał się, że pułkownik oświadczy im: „Jestem tu dowódcą. Słuchajcie mnie i róbcie to, co każę. Oto mój plan”.

Zamiast tego, Simons zaczął zadawać pytania.

Chciał wiedzieć wszystko o Teheranie: o pogodzie, ruchu ulicznym, o tym, z czego zbudowane są budynki, jacy ludzie chodzą po ulicach, ilu jest tam policjantów i jak są uzbrojeni.

Interesował go każdy szczegół. Powiedzieli mu, że poza gliniarzami z drogówki wszyscy policjanci są uzbrojeni. Jak ich odróżnić? Mają białe czapki. Powiedzieli mu, że są tam taksówki niebieskie i pomarańczowe. Czym się różnią? Niebieskie taksówki mają stałe trasy i stałe taryfy. Pomarańczowe taksówki teoretycznie poruszały się wszędzie, ale zazwyczaj, gdy podjeżdżały do krawężnika, w środku siedzi już pasażer, kierowca zaś pyta: dokąd chce się jechać. Jeżeli kierunek zgadza się z jego trasą, można wsiąść. Należało wtedy zapamiętać sumę wybitą dotychczas i przy wysiadaniu zapłacić różnicę. Zwyczaj ten był stałym źródłem kłótni z taksówkarzami.

Simons zapytał też, w którym miejscu – dokładnie – znajduje się więzienie. Merv Stauffer wyszedł, aby poszukać planu miasta. Jak wyglądają te budynki? Joe Poche i Ron Davis przypomnieli sobie, że przejeżdżali nieraz obok nich. Poche naszkicował je.

Coburn usiadł i przyglądał się Simonsowi. Uzmysłowił sobie, że grzebanie w pamięci ludzi było tylko połową tego, o co pułkownikowi chodziło. Od lat sam zajmował się rekrutacją personelu dla EDS i bez trudu rozpoznawał dobrą technikę prowadzenia wywiadu. Simons oceniał każdego człowieka, obserwował jego reakcję, sprawdzał też jego zdrowy rozsądek. Podobnie jak werbownik, zadawał wiele otwartych pytań, po to, by następnie spytać: „Dlaczego?” W ten sposób pozwalał ludziom odkryć się, przechwalać, gadać głupstwa albo okazywać niepokój.

Coburn zastanawiał się też, czy Simons odrzuci któregoś z nich. W pewnej chwili pułkownik zapytał:

– Który z was jest gotów zginąć wykonując to zadanie? Nikt nie odpowiedział.

– W porządku – stwierdził Simons. – Nie wziąłbym nikogo, kto miałby zamiar zginąć.

Dyskusja ciągnęła się godzinami. Simons przerwał ją tuż po północy. Było oczywiste, że wiedzieli o więzieniu zbyt mało, by przystąpić do opracowywania planu uwolnienia. Coburn otrzymał zlecenie zdobycia w ciągu nocy dokładniejszych informacji. W tym celu musiał wykonać kilka telefonów do Teheranu.

– Czy możesz – dodał Simons – wypytać ludzi o więzienie w taki sposób, by nie zorientowali się, po co ci to potrzebne?

– Będę dyskretny – odrzekł Coburn.

– Musimy znaleźć bezpieczne miejsce, w którym moglibyśmy wszyscy się spotkać. – Simons zwrócił się do Merva Stauffera. – Takie, które nie jest powiązane z EDS.

– Co pan myśli o hotelu?

– Tam są zbyt cienkie ściany. Stauffer zastanawiał się przez chwilę.

– Ross ma mały domek nad jeziorem Grapevine, niedaleko portu lotniczego Dallas – Fort Worth. Przy tej pogodzie nie będzie tam nikogo, kto by chciał pływać lub łowić ryby. Jestem tego pewny.

Simons nie wydawał się przekonany.

– Czy nie byłoby najlepiej – dodał Stauffer – gdyby pojechał pan tam jutro rano i sam wszystko obejrzał?

– Dobra – Simons wstał. – Jak na razie, zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy. Zaczęli się rozchodzić.

Kiedy wychodzili z pokoju, Simons poprosił Davisa o kilka słów na osobności.

– Nie jesteś wcale taki znowu dobry Davis. Ron Davis spojrzał na Simonsa ze zdziwieniem.

– Na jakiej podstawie sądzisz, że jesteś dobry? – nacierał Simons. Davisa zatkało. Przez cały ten wieczór pułkownik był uprzejmy, rozsądny, i mówił spokojnie. A teraz zachowywał się, jakby chciał draki. Co się stało?

Ron pomyślał o swoich umiejętnościach i trzech rabusiach, których załatwił w Teheranie. Powiedział jednak tylko: „Nie uważam się za twardego faceta”. Simons zachowywał się tak, jakby tego nie dosłyszał.

– To twoje karate jest diabła warte przeciwko pistoletowi.

– Nie sądzę.

– W tym zespole nie potrzeba żadnych czarnych cwaniaków rwących się do bijatyki.

Davis zaczął orientować się, o co tu chodzi. „Spokojnie” – pomyślał.

– Nie zgłosiłem się dlatego, że chcę walczyć z ludźmi, panie pułkowniku, Ja…

– Tak? To po co zgłosiłeś się?

– Dlatego, że znam Paula i Billa, ich żony i dzieci. I chcę pomóc. Simons skinął głową, pozwalając mu odejść.

– Dobra, zobaczymy się jutro.

Davis zastanawiał się, czy oznacza to, że zdał egzamin.

* * *

Po południu następnego dnia, 3 stycznia 1979 roku, wszyscy spotkali się w letniskowym domku Perota na brzegu jeziora Grapevine.

Jak przewidział Merv Stauffer dwa czy trzy sąsiednie domy sprawiały wrażenie pustych. Dom Perota oddzielało od sąsiadów kilka akrów trudnego, zalesionego terenu, zaś otaczające go trawniki zbiegały aż do samego brzegu jeziora. Był to drewniany, całkiem mały budynek. Nawet hangar, w którym cumowały motorówki Perota, był w końcu większy.

Drzwi domu były zamknięte. Okazało się, że nikt wcześniej nie pomyślał o kluczach. Schwebach otworzył wytrychem zamek w oknie i weszli do środka. Był tam salon, kilka sypialni, kuchnia i łazienka. Całość utrzymana była w błękitno – białej pogodnej tonacji umeblowana skromnie.

Zasiedli w salonie, z mapami, szkicownikami, mazakami i papierosami. Coburn złożył meldunek. W nocy rozmawiał z Majidem i dwoma czy trzema innymi ludźmi z Teheranu. Uzyskanie szczegółowych informacji o więzieniu i udawanie zarazem, iż jest się tylko umiarkowanie tym zainteresowanym było trudne, Jay sądził jednak, że udało się.

Dowiedział się, że więzienie stanowi część zespołu budynków Ministerstwa Sprawiedliwości. Wejście było na tyłach, zaraz zaś za nim było podwórko, oddzielone od ulicy dwunastostopniowym ogrodzeniem z żelaznych prętów. Podwórko było miejscem, gdzie spacerowali więźniowie. Był to najwyraźniej – słaby punkt tego gmachu.

Simons zgodził się z tym. Z meldunku Coburna wynikało, że trzeba było zaczekać na moment spaceru, następnie przedostać się przez ogrodzenie, a potem porwać Billa i Paula, przerzucić ich na zewnątrz i wydostać się z Iranu.

Przeszli do szczegółów.

W jaki sposób pokonają ogrodzenie? Użyją drabin, czy staną jeden drugiemu na ramionach?

Postanowili, że podjadą furgonetką i użyją jej dachu jako platformy. Podróżowanie furgonetką, nie zaś samochodem osobowym, miało jeszcze jedną zaletę: podczas jazdy, zarówno tam, jak i z powrotem – nikt nie mógł zajrzeć do środka.

To było ważne.

Ustalono, że Poche, najlepiej znający ulice Teheranu, będzie prowadzić samochód.

Jak postąpią ze strażnikami? Nie mieli zamiaru nikogo zabijać. Nie czuli wrogości ani do zwykłych Irańczyków z ulicy, ani do strażników. W końcu nie było to ich winą, że bezpodstawnie uwięziono Paula i Billa. Gdyby jednak doszło do zabójstwa, powstałby taki alarm, że ucieczka z Iranu stałaby się co najmniej ryzykowna.

Ale przecież strażnicy nie zawahają się przed otwarciem ognia.

Najlepszym sposobem – stwierdził Simons – będzie połączenie zaskoczenia, oszołomienia i szybkości działania.

Będą mieli przewagę zaskoczenia. Przez kilka sekund strażnicy nie zdołają się zorientować, o co chodzi.

Potem jednak będą musieli zrobić coś, co zmusi strażników do szukania osłony. Ogień z broni śrutowej będzie najlepszym wyjściem. Dubeltówka ma duży płomień wylotowy i robi dużo huku, zwłaszcza na ulicy między zabudowaniami.

To spowoduje, że strażnicy, zamiast zaatakować grupę, instynktownie przejdą do obrony. To pozwoli zyskać jeszcze kilka sekund.

Przy należytej szybkości działania, powinno to wystarczyć. Powinno – ale nie musi.

Podczas, gdy plan nabierał rumieńców, pokój wypełniał się kłębami dymu tytoniowego. Simons siedział i palił swoje małe cygara – jedno po drugim. Słuchał i zadawał pytania, prowadził dyskusję. „To szalenie demokratyczna armia” – pomyślał Coburn. W miarę jak plan coraz bardziej ich wciągał jego przyjaciele zapominali o swoich żonach i dzieciach, hipotekach, kosiarkach do trawy i samochodach. Zapominali także o tym, jak horrendalny był sam pomysł oswobodzenia więźniów. Davis przestał się wygłupiać, Sculley utracił swój chłopięcy wygląd – był już bardziej skupiony i opanowany; Poche – jak zwykle – chciał dyskutować o wszystkim w nieskończoność. Boulware – ten jak zazwyczaj był po prostu sceptyczny. Z popołudnia zrobił się wieczór. Postanowili, że furgonetka wjedzie na chodnik koło żelaznego ogrodzenia. Ten sposób parkowania nie był w Teheranie niczym zaskakującym – powiedzieli Simonsowi. Simons siedzieć będzie na przednim siedzeniu, obok Jima, z dubeltówką, ukrytą pod płaszczem. Po zatrzymaniu samochodu wyskoczy i stanie przed furgonetką. W tym samym momencie przez tylne drzwi samochodu wyjdzie Ralph Boulware, również ze strzelbą ukrytą pod płaszczem.

Do tego momentu nic nie będzie wskazywało na to, że dzieje się coś niezwykłego.

Kiedy Simons i Boulware będą już gotowi do otworzenia ognia osłaniającego, Ron Davis wyjdzie z furgonetki, wejdzie na dach, przejdzie z niego na ogrodzenie, następnie zaś zeskoczy na podwórko. Do wykonania tego zadania wybrano właśnie Davisa, ponieważ był najmłodszy i najbardziej sprawny fizycznie, skok zaś – z wysokości dwunastu stóp – był niewątpliwie trudny.

Coburn przedostanie się przez ogrodzenie za Davisem. Jay być może nie był w najlepszej kondycji, za to Paul i Bill znali go znakomicie. Gdy tylko go ujrzą, domyśla się z pewnością, że przybywa im z pomocą.

Następnie, Boulware opuści drabinę na podwórze. Jeżeli do tej pory będą wystarczająco szybcy, będzie sprzyjać im moment zaskoczenia, w tym momencie jednak strażnicy mogą zareagować. Wówczas Simons i Boulware wystrzelą w powietrze.

Strażnicy padną zapewne plackiem na ziemię, więźniowie, ogarnięci paniką, zaczną biegać w kółko, a uczestnicy akcji zyskają jeszcze kilka sekund.

A co będzie, jeżeli nastąpi kontrakcja na zewnątrz więzienia? – zapytał Simons. – Ze strony policji, żołnierzy, sił rewolucyjnych albo po prostu ogarniętych duchem obywatelskim przechodniów?

Postanowiono, że dwóch ludzi będzie pilnować skrzydeł, po jednym na każdym końcu ulicy. Przyjadą samochodem kilka sekund przed furgonetką. Będą uzbrojeni w pistolety. Ich zadaniem będzie zatrzymać każdego, kto zechciałby przeszkodzić w uwolnieniu więźniów. Wyznaczono do tego Jima Schwebacha i Pata Sculleya. Coburn był pewien, że Schwebach nie zawaha się zastrzelić człowieka w razie potrzeby, Sculley zaś, choć nigdy w życiu do nikogo nie strzelał, w czasie dyskusji był tak opanowany, że Coburn pomyślał, iż będzie on w równym stopniu bezwzględny.

Glenn Jackson będzie prowadził samochód. Myśl o tym, że Glenn, baptysta, strzelałby do ludzi, nawet nikomu nie przyszła do głowy.

W tym samym momencie, w zamieszaniu panującym na podwórzu, Davis zapewni bezpośrednią osłonę, obezwładniając najbliższych strażników, podczas gdy Coburn wyłuska Paula i Billa z tłumu i skieruje ich do drabinki. Potem zeskoczą z ogrodzenia na dach furgonetki, a stamtąd na ziemię, po czym ukryją się w samochodzie. Za nimi podążą Coburn i Davis.

– Hej, to ja ryzykuję najwięcej ze wszystkich – odezwał się Davis. – Do diabła: pierwszy w środku i ostatni na zewnątrz. Najdłużej w akcji…

– Nie marudź – rzucił Boulware. – Co dalej?

Simons wróci na przednie siedzenie furgonetki, Boulware wskoczy do tyłu i zamknie drzwi, Poche zaś odjedzie z maksymalną prędkością.

Jackson zabierze do samochodu Swebacha i Sculleya z ich stanowisk na skrzydłach, po czym pojedzie w ślad za Pochem.

Podczas odwrotu, Boulware będzie mógł strzelać przez tylne okienko furgonetki, Simons zaś – trzymać pod ogniem drogę od przodu. Natomiast każdym poważniejszym pościgiem zajmą się Sculley i Schwebach, jadący samochodem osobowym.

Następnie, w umówionym miejscu porzucą furgonetkę i przesiądą się do kilku wozów. Spotkają się potem w bazie lotniczej Doshen Toppeh, na przedmieściach Teheranu. Stamtąd odlecą z Iranu odrzutowcem Sił Powietrznych Stanów Zjednoczonych: Perot będzie musiał to jakoś załatwić.

Pod koniec wieczoru mieli już zarys planu nadającego się do realizacji.

Zanim się rozstali Simons uprzedził, aby z nikim nie rozmawiać o akcji: ani ze swoimi żonami, ani nawet między sobą. Każdy z nich będzie musiał wymyśleć sobie dobrą legendę, dlaczego za jakiś tydzień wyjedzie ze Stanów. A poza tym – dodał Simons, patrząc na pełne popielniczki i zaokrąglone brzuchy – każdy z nich powinien opracować własny program ćwiczeń, który poprawi mu kondycję. Oswobodzenie więźniów przestało już być szalonym pomysłem zrodzonym w głowie Rossa Perota. Było po prostu czymś realnym.

* * *

Jay Coburn był jedynym, który na serio podjął próbę wprowadzenia żony w błąd.

Wrócił do Hiltona i zadzwonił do Liz.

– Cześć, kochanie.

– Cześć, Jay! Gdzie jesteś?

– W Paryżu…

Joe Poche również zadzwonił do żony z Hiltona.

– Gdzie jesteś? – zapytała.

– Jestem w Dallas.

– Co robisz?

– Pracuję w EDS, oczywiście.

– Joe, EDS w Dallas dzwoniła do mnie, żeby się dowiedzieć, gdzie jesteś!

Poche zorientował się, że ktoś, nie wtajemniczony w całą akcję, próbował się z nim skontaktować. – Nie pracuję przecież z tymi facetami, tylko bezpośrednio z Rossem. Ktoś zapomniał kogoś powiadomić, ot wszystko.

– A nad czym pracujecie?

– To dotyczy pewnych spraw związanych z Paulem i Billem.

– Och…

Kiedy Boulware wrócił do domu swoich przyjaciół, u których zatrzymała się jego rodzina, jego córki, Stacy Elaine i Kesja Nicole, już spały. – Jak ci poszło? – spytała żona.

„Planowałem ucieczkę z więzienia” – pomyślał Boulware. Ale odpowiedział – W porządku.

Spojrzała na niego podejrzliwie.

– No, ale co robiłeś?

– Nic szczególnego.

– Jak na kogoś, kto robił „nic szczególnego”, byłeś dość zajęty. Dzwoniłam do ciebie dwa albo i trzy razy, odpowiedziano mi, że nie potrafią cię znaleźć.

– Byłem i tu, i tam. Hej, wiesz co? Chyba napiłbym się piwa. Mary Boulware była ciepłą, otwartą kobietą, która brzydziła się fałszem. Była też inteligentna. Ale wiedziała także o tym, że Ralph miał ściśle określone poglądy na temat zadań męża i żony. Poglądy te mogły być staroświeckie, ale w tym małżeństwie zdawały egzamin. Jeżeli w jego pracy było coś, o czym nie chciał jej mówić, to cóż, nie będzie mu wiercić dziury w brzuchu.

– Piwo raz, już podaję – powiedziała.

Jim Schwebach nie próbował oszukać swojej żony, Racheli. Już się domyśliła. Kiedy Schwebach przeprowadził pierwszą rozmowę z Patem Sculleyem, Rachela zapytała:

– Kto to był?

– Pat Sculley z Dallas. Chcą, żebym do nich przyjechał i popracował nad badaniami w Europie.

Rachela znała Jima prawie dwadzieścia lat – zaczęli chodzić ze sobą, kiedy on miał szesnaście, a ona osiemnaście lat – i potrafiła czytać w jego myślach.

– Chcą tam wrócić, żeby wyciągnąć tych facetów z więzienia – powiedziała.

– Rachela – oparł Schwebach bez przekonania – przecież wiesz, że jestem już poza tymi sprawami. Nie zajmuję się tym więcej.

– Ale masz się tym zająć…

Pat Sculley nie potrafił przekonywająco kłamać nawet swoim kolegom, a co dopiero swojej żonie. Opowiedział Racheli wszystko.

Ross Perot również powiedział Margot wszystko.

I nawet Simons, który nie miał żony, wiercącej mu dziurę w brzuchu, złamał zasady bezpieczeństwa i opowiedział wszystko swojemu bratu Stanleyowi w New Jersey…

W równym stopniu niemożliwe okazało się utrzymanie w tajemnicy planu oswobodzenia wobec innych członków wyższej kadry kierowniczej EDS. Pierwszym, który domyślił się wszystkiego, był Keane Taylor, były żołnierz piechoty morskiej, wysoki, popędliwy i dobrze ubrany. Perot zawrócił go z Frankfurtu z powrotem do Teheranu.

Od Nowego Roku, kiedy Perot powiedział: „Wysyłam cię tam, żebyś zrobił coś bardzo ważnego”, Taylor był pewien, że przygotowywana jest tajna operacja. Nie potrzebował zbyt wiele czasu, aby domyślić się, kto ją przygotowuje.

Pewnego dnia, dzwoniąc z Teheranu do Dallas, zapytał o Ralpha Boulware.

– Nie ma go tutaj – usłyszał.

– Kiedy wróci?

– Nie wiemy dokładnie.

Taylor, który źle znosił czyjąś głupotę, podniósł głos:

– No, to dokąd wyjechał?!

– Nie wiemy dokładnie.

– Co to znaczy, że nie wiecie dokładnie?

– Jest na urlopie.

Taylor znał Boulware’a od lat. To właśnie Taylor dał mu sposobność wykazania się na kierowniczym stanowisku. Popijali razem. Wielokrotnie Taylor, strzelając z Ralphem porannego klina rozglądał się wokoło i uzmysławiał sobie, że jest jedynym białym w barze pełnym czarnych. W takie noce doczołgiwali się razem do domu tego, który mieszkał bliżej i witająca ich nieszczęśliwa jedyna żona dzwoniła do drugiej, mówiąc: „W porządku, są tutaj”.

Назад Дальше