– Ale dlaczego chcecie to zrobić? – zapytał Mr Fish z powątpiewaniem.
– Cóż, mamy trochę taśm magnetofonowych do systemów komputerowych w Teheranie – odparł Sculley. – Musimy je przewieźć i nie możemy ryzykować, że ktoś je prześwietli; albo zrobi z nimi coś takiego, co mogłoby je uszkodzić, ani że nie skonfiskuje ich jakiś podrzędny celnik.
– I po to chce pan wynająć samolot i załatwić przeniesienie pańskich bagaży przez kontrolę celną bez otwierania ich?
– Tak, o to właśnie chodzi. – Sculley wyraźnie widział, że Mr Fish nie wierzy w ani jedno jego słowo.
Mr Fish pokręcił głową. – Nie, panie Sculley. Z przyjemnością pomagałem pańskim przyjaciołom poprzednio, ale jestem właścicielem biura podróży, nie przemytnikiem. Nie zrobię tego.
– A co z samolotem? Czy może pan załatwić samolot? Mr Fish znowu pokręcił głową.
– Będzie pan musiał pojechać do Ammanu w Jordanii. Linia „Arab Wings” ma stamtąd czarterowe loty do Teheranu. To najlepsza rada, jaką mogę panu udzielić.
– W porządku – Sculley wzruszył ramionami.
Kilka minut później pożegnał się z Mr Fishem i wrócił do swojego pokoju, aby zadzwonić do Dallas.
Jego pierwsze zadanie jako członka grupy ratowniczej nie wyszło najlepiej. Kiedy Simons otrzymał tę wiadomość, postanowił zostawić Walthery PPK w Dallas.
Swą decyzję tak wytłumaczył Coburnowi:
– Nie narażajmy całej operacji już na samym wstępie, kiedy nawet nie jesteśmy pewni, czy w ogóle będziemy tych pistoletów potrzebować. Jest to ryzyko, którego nie musimy podejmować, w każdym bądź razie nie teraz. Jeżeli w jakimś momencie okaże się, że są nam niezbędne, Schwebach wróci do Dallas i przywiezie je.
Pistolety złożono w sejfie EDS wraz z narzędziami, które Simons zamówił, aby usunąć numery seryjne – ponieważ było to niezgodne z prawem, należało działać w ostatnim momencie. Tak, czy inaczej wezmą jednak walizy z podwójnymi dnami i zrobią z nimi próbny kurs. Wezmą również śrut numer 2 – Davis przeniesie go w swoim woreczku z grochem – i te urządzenia, których Simons będzie potrzebował do wymiany śrutu w nabojach. Przeniesie je sam.
Nie było sensu lecieć przez Istambuł, Simons wysłał więc Sculleya do Paryża, żeby zamówił tam miejsca w hotelu i spróbował zarezerwować bilety na przelot grupy do Teheranu.
Reszta odleciała z miejscowego portu lotniczego Dallas – Fort Worthy. 10 stycznia o 11. 05, samolotem linii „Braniff’, lot 341 do Miami. Tam przesiedli się na „National 4” do Paryża.
Następnego ranka, spotkali się ze Sculleyem na lotnisku Orły, w galerii obrazów, pomiędzy restauracją i kawiarnią.
Coburn zauważył, że Sculley jest podenerwowany. Pomyślał, że wszyscy zostali zarażeni przez Simonsa dbałością o zachowanie środków bezpieczeństwa. Podczas lotu ze Stanów, chociaż znajdowali się w tym samym samolocie, podróżowali oddzielnie, siedzieli osobno i udawali, że w ogóle się nie znają. W Paryżu Sculley uznał, że personel Hiltona na Orły, podsłuchuje jego rozmowy telefoniczne. W związku z tym Simons, który zawsze czuł się niepewnie w hotelach, postanowił, że porozmawiają w galerii.
Nie powiodło się także Sculleyowi z kolejnym zadaniem: zarezerwowaniem biletów lotniczych z Paryża do Teheranu.
– Połowa linii lotniczych nie lata do Iranu z powodu niestabilnej sytuacji politycznej i strajku w porcie lotniczym – powiedział. – Te loty, które pozostały, przepełnione są Irańczykami, którzy chcą dostać się do domu. Dowiedziałem się tylko, że „Swissair” lata tam z Zurychu.
Rozdzielili się na dwie grupy. Simons, Coburn, Poche i Boulware polecą do Zurychu i spróbują dostać się na lot „Swissairu”. Sculley, Schwebach, Davis i Jackson pozostaną w Paryżu.
Grupa Simonsa leciała do Zurychu pierwszą klasą „Swissairu”. Coburn siedział koło Simonsa. Cały lot spędzili jedząc wspaniały lunch, składający się z krewetek i steku. Simons piał hymny pochwalne na temat jedzenia. Coburna bawiło to, bo wciąż pamiętał, jak Simons mówił: „Kiedy jestem głodny, otwieram puszkę”.
Na lotnisku w Zurychu, punkt rezerwacji biletów do Teheranu oblegał tłum Irańczyków. Udało się zdobyć tylko jedno miejsce w samolocie. Który z nich powinien lecieć? Postanowili, że Coburn miał zająć się kwatermistrzowską częścią akcji. Jako szef personelu i główny organizator ewakuacji najlepiej orientował się w zasobach EDS w Teheranie: było to 150 pustych domów i mieszkań, 60 pozostawionych samochodów, w tym jeepów, 200 irańskich pracowników – byli tam tacy, którym można było zaufać, i tacy, którym ufać nie należało. Była tam także żywność, napoje i narzędzia pozostawione przez ewakuowanych. Przyjeżdżając do Teheranu, Coburn najlepiej przygotuje środki transportu, zapasy i kryjówkę dla reszty grupy.
Tak więc Coburn pożegnał się z przyjaciółmi i wsiadł do samolotu kierując się w stronę chaosu, przemocy i rewolucji.
* * *
Tego samego dnia, o czym nie wiedział ani Simons, ani reszta grupy, lotem 172 British Airways Ross Perot podążył z Nowego Jorku do Londynu. On również był w drodze do Teheranu.
* * *
Lot z Zurychu do Teheranu był zbyt krótki. Coburn przez cały czas raz po raz przypominał sobie, co ma zrobić. Nie mógł sporządzić żadnego planu – Simons nie pozwalał niczego zapisywać.
Jego pierwszym zadaniem będzie przedostanie się przez odprawę celną z walizami o podwójnych dnach. Pistoletów w nich nie było. W przypadku, gdyby skrytki odkryto, Coburn miał wyjaśnić, że służą one do przewozu delikatnej aparatury fotograficznej.
Następnie powinien był znaleźć kilka opuszczonych domów i mieszkań. Simons wybierze z nich te najlepiej nadające się na kryjówki. Potem będzie musiał wyszukać samochody i upewnić się, że mają wystarczający zapas paliwa.
Dla Keane’a Taylora, Richa Gallaghera i irańskich pracowników EDS przygotował bajeczkę o tym, że dyrekcja zleciła mu przygotowanie przewozu do Stanów przedmiotów osobistego użytku należących do ewakuowanych. Coburn zaproponował Simonsowi, żeby dopuścić do tajemnicy Taylora – będzie on wartościowym nabytkiem dla zespołu. Simons stwierdził, że sam podejmie decyzję po spotkaniu z Keane’em.
Coburn zastanawiał się, jak by tu zamydlić oczy Taylorowi. Wciąż myślał o tym, kiedy samolot wylądował.
W budynku portu lotniczego cały personel był w mundurach wojskowych.
„Ach to dlatego lotnisko działa pomimo strajku – uświadomił sobie Coburn. – Obsadziła go armia”.
Wziął walizę z podwójnym dnem i przeszedł przez kontrolę celną. Nikt go nie zatrzymywał.
Sala przylotów wyglądała jak ogród zoologiczny. Oczekujący tłum był jeszcze bardziej niezdyscyplinowany niż zazwyczaj, armia nie zaprowadziła jeszcze na lotnisku swoich porządków.
Przecisnął się do postoju taksówek. Wyminął dwóch ludzi, którzy chyba bili się o taksówkę, i wsiadł do następnej.
Kiedy jechał przez miasto, zauważył po drodze sporo sprzętu wojskowego, zwłaszcza w okolicy lotniska. Czołgów było tu teraz o wiele więcej, niż w dniu jego wyjazdu. Czyżby był to znak, że szach wciąż jeszcze panował nad sytuacją?
W wypowiedziach prasowych szach zachowywał się tak, jakby sprawował kontrolę, podobnie jednak robił i Bakhtiar. W gruncie rzeczy to samo robił też i ajatollah, który właśnie ogłosił powstanie Rady Rewolucji Islamskiej, tak jakby to on rządził w Teheranie, a nie siedział w wilii na przedmieściach Paryża przy słuchawce aparatu telefonicznego. Tak naprawdę władzy nie sprawował nikt i choć utrudniało to negocjacje w sprawie uwolnienia Paula i Billa, to z drugiej strony mogło jednak dopomóc grupie ratowniczej.
Coburn dojechał taksówką do „Bukaresztu”, spotkał tam Keane’a Taylora. Po wyjeździe do Nowego Jorku Lloyda Briggsa, który miał tam poinstruować osobiście prawników EDS, sprawami w Teheranie kierował Taylor. Siedział teraz za biurkiem Paula Chiapparone, ubrany w nienaganny garnitur z kamizelką, zupełnie jakby znajdował się od najbliższej rewolucji o milion mil, a nie w samym jej środku. Zdumiał się, gdy zobaczył Coburna.
– Jay! Co ty tu robisz, u diabła?
– Właśnie przyjechałem – odpowiedział Coburn.
– Po co ci ta broda? Chcesz, żeby cię wylali?
– Myślałem, że dzięki temu wydam się tu mniej amerykański.
– A widziałeś kiedyś Irańczyka z rudą brodą?
– Nie – roześmiał się Coburn.
– No, to skąd się tutaj wziąłeś?
– Cóż, wygląda na to, że w dającej się przewidzieć przyszłości nie sprowadzimy ludzi z powrotem do Teheranu. Przyjechałem więc, aby skompletować ich ruchomości i przerzucić je do Stanów.
Taylor przyjrzał mu się dziwnie, ale nie skomentował tych słów.
– A gdzie masz zamiar zatrzymać się? Wszyscy przenieśliśmy się do hotelu Hyatta, tam jest bezpieczniej.
– Czy mógłbym skorzystać z twojego dawnego domu?
– Kiedy tylko zechcesz.
– A teraz jest sprawa taka. Czy masz może koperty, które każdy z nich zostawiał? Te z kluczami do samochodów, domów i poleceniami, co zrobić z ich wyposażeniem.
– Oczywiście… Postępowałem zgodnie z tymi instrukcjami. I wszystko, co polecili przesłać – sprzedaję: zmywarki, suszarki, lodówki… Człowieku, prowadzę tu regularną wyprzedaż.
– Czy mogę dostać te koperty?
– Naturalnie.
– A jak wygląda sytuacja z samochodami?
– Zgromadziliśmy większość z nich. Kazałem zaparkować samochody obok szkoły i paru Irańczyków, jeżeli ich jeszcze nie sprzedało, to powinno je pilnować.
– A co z benzyną?
– Rich zdobył od pilotów cztery pięćdziesięciopięciogalonowe beczki. Trzymamy je w piwnicy.
– Kiedy wchodziłem, miałem wrażenie, że śmierdzi benzyną.
– Nie zapal tam czasem zapałki, bo wszystkich nas szlag trafi.
– Czy robicie coś, żeby uzupełnić zapasy?
– Używamy dwóch samochodów jako cystern – „Buicka” i „Chevy”, mają duże, amerykańskie zbiorniki. Dwóch naszych kierowców spędza całe dnie w kolejkach na stacjach benzynowych. Kiedy zatankują, wracają tutaj, wtedy przepompowujemy benzynę ze zbiorników do beczek, i znów wysyłamy samochody na stację benzynową. Czasami można kupić benzynę od kogoś z początku kolejki. Zatrzymuje się takiego, co właśnie zatankował, i proponuje dziesięciokrotną cenę. Tutaj, wokół kolejek po benzynę powstaje cała gałąź gospodarki.
– A co z olejem opałowym do ogrzewania domów?
– Mam źródło, ale facet zdziera ze mnie cenę dziesięciokrotnie wyższą od dawnej. Wydaję tu forsę, jak pijany marynarz.
– Będę potrzebował dwunastu samochodów.
– Co takiego? Jay? Dwunastu samochodów?!
– To, co słyszałeś.
– Będziesz mógł trzymać je koło mojego domu. Tam jest duże, ogrodzone podwórko. Czy będziesz chciał… obojętne z jakiego powodu… zajmować się tankowaniem samochodów w taki sposób, żeby żaden z irańskich pracowników tego nie widział?
– Oczywiście.
– W takim razie przyprowadzaj samochód do Hyatta, a ja ci go zamienię na zatankowany.
– Ilu Irańczyków jeszcze mamy?
– Dziesięciu najlepszych, plus czterech kierowców.
– Chciałbym mieć ich spis.
– Czy wiesz, że Ross jedzie tutaj?
– O cholera, nie! – Coburn był zaskoczony.
– Właśnie dostałem wiadomość. Przywozi z Kuwejtu Boba Younga, żeby przejął ode mnie sprawy administracyjne i Johna Howella, by zajął się stroną prawną. Chcą, żebym współpracował z Johnem w sprawie rokowań i kaucji.
– Tak to jest – Coburn zastanawiał się, o co chodzi Perotowi. – No dobra, jadę do ciebie.
– Jay, dlaczego nie powiesz mi, co jest grane?
– Nie ma tu nic do powiedzenia.
– Nie pieprz, Coburn. Chcę wiedzieć, o co chodzi.
– Usłyszałeś wszystko, co miałem do powiedzenia.
– Mówię ci, nie pieprz. Zobaczysz, jakie samochody dostaniesz… będziesz miał fart, jeżeli będą w nich kierownice.
– Przykro mi.
– Jay…
– Tak?
– Masz najśmieszniejszą walizkę pod słońcem.
– Różnie bywa…
– Słuchaj, Coburn. Ja wiem, po co tu jesteś. Coburn westchnął.
– No to chodźmy się przejść.
Wyszli na ulicę i Coburn powiedział Taylorowi o grupie ratowniczej.
* * *
Następnego dnia zaczęli organizować kryjówki.
Dom Taylora przy Aftab Street 2 nadawał się idealnie. Był położony blisko hotelu Hyatt, co ułatwiało zamianę samochodów i znajdował się w amerykańskiej części miasta, miejscu, które, gdyby zamieszki przybrały na sile, mogło okazać się mniej niebezpieczne dla Amerykanów. Telefon działał, było dość oleju opałowego. Ogrodzone murem podwórze mogło pomieścić sześć samochodów. Istniało również tylne wyjście, mogło być wykorzystane jako droga ucieczki, gdyby przed frontowymi drzwiami pojawił się oddział policji. A poza tym, właściciel nie mieszkał w domu.
Posługując się planem Teheranu wiszącym na ścianie gabinetu Coburna, na której od chwili ewakuacji zaznaczone były wszystkie domy EDS w mieście, wybrali jeszcze trzy, nadające się na kryjówki.
W ciągu dnia, kiedy Taylor zatankował już samochody, Coburn odprowadził je po kolei z „Bukaresztu” do każdego z domów i zaparkował przy każdym po trzy.
Patrząc ponownie na plan, próbował sobie przypomnieć, czyje żony pracowały w amerykańskich instytucjach wojskowych, rodziny bowiem, które miały prawo zaopatrywania się w kantynie, zawsze posiadały lepszą żywność. Zanotował osiem najbardziej prawdopodobnych możliwości. Jutro odwiedzi te miejsca i zabierze stamtąd do kryjówek wszystkie konserwowane produkty żywnościowe i napoje.
Wybrał również piąte mieszkanie, ale nie odwiedził go. Miało to być alarmowe miejsce schronienia, wykorzystywane w razie poważnej potrzeby i nikt nie mógł się tam pokazywać, dopóki nie zaistniała taka konieczność.
Tego wieczoru, kiedy był sam w mieszkaniu Taylora, zadzwonił do Dallas i poprosił Merva Stauffera.
Stauffer był, jak zawsze, w dobrym nastroju.
– Cześć, Jay! Jak się masz?
– W porządku.
– Cieszę się, że cię słyszę. Mam do ciebie prośbę. Masz coś do pisania?
– Jasne.
– OK. Honky Keith Goofball Zero Honky Dummy…
– Merv – przerwał mu Coburn.
– Co?
– Co ty u diabła gadasz?
– To kod, Jay.
– Co to takiego Honky Keith Goofball?
– H jak Honky, K jak Keith…
– Merv, H to Hotel, K to kilo…
– O! – powiedział Stauffer. – O, nie wiedziałem, że powinno się używać określonych słów… Coburn roześmiał się.
– Posłuchaj – rzekł. – Przed następnym telefonem poproś kogoś o wojskowy kod literowy.
Stauffer też się roześmiał.
– Oczywiście, że to zrobię – odparł. – Ale przypuszczam, że tym razem będziemy musieli posłużyć się moją wersją.
– Dobra, zaczynaj.
Coburn odebrał zakodowaną informację, a potem, wciąż używając kodu, przekazywał Staufferowi swoje miejsce pobytu i numer telefonu. Po skończeniu rozmowy rozszyfrował przekazaną mu przez Stauffera wiadomość.
Była dobra. Następnego dnia przylatywali do Teheranu Simons i Joe Poche.
* * *
11 stycznia, w dniu, w którym Coburn przyleciał do Teheranu a Perot odleciał do Londynu, mijał dokładnie drugi tydzień pobytu Paula i Billa w więzieniu.
W tym czasie raz byli pod prysznicem. Kiedy strażnicy dowiedzieli się, że jest ciepła woda, dali każdej celi pięć minut na kąpiel. Gdy mężczyźni zaczęli tłoczyć się w kabinach, aby choć na chwilę dostąpić rozkoszy bycia czystym i rozgrzanym, wszelkie uczucie wstydu poszło w kąt. Nie tylko umyli się, ale również wyprali swoją odzież.
Po tygodniu wyczerpały się butle z gazem w kuchence więziennej. Jedzenie złożone głównie z potraw mącznych i ubogie w warzywa, od tej pory było również zimne. Całe szczęście, że pozwolono im uzupełniać więzienny wikt pomarańczami, jabłkami i orzechami, które przynosili ze sobą odwiedzający.
Wieczorami przeważnie wyłączano elektryczność na godzinę lub dwie i wtedy więźniowie mogli używać świec lub latarek. W więzieniu było pełno wiceministrów, dostawców rządowych i biznesmenów teherańskich. W celi nr 5, wraz z Paulem i Billem, siedziało dwóch członków dworu cesarzowej, ostatnim zaś, który znalazł się w ich celi, był dr Siazi, który pracował w Ministerstwie Zdrowia pod kierownictwem dr Sheika jako dyrektor departamentu rehabilitacji. Dr Siazi był psychiatrą i wykorzystywał swoją wiedzę do polepszenia samopoczucia więźniów. Ciągle wymyślał gry i rozrywki, które miały urozmaicić codzienną monotonię. Wprowadził na przykład zwyczaj, zgodnie z którym każda osoba w celi przed przystąpieniem do obiadu musiała opowiedzieć jakiś dowcip. Kiedy dowiedział się, jak wysoką kaucję wyznaczono za Paula i Billa, zapewnił ich, że mogą spodziewać się wizyty Farrah Fawcett Majors, której męża wyceniono zaledwie na sześć milionów dolarów.