Najlepszym miejscem do rozegrania decydującej bitwy był samolot. Elizabeth stoczyła swoją w pociągu i wygrała, gdyż ojciec musiał się liczyć z obecnością ludzi. Później, w zaciszu hotelowego pokoju, może robić, co mu się żywnie podoba.
Kiedy powinna mu powiedzieć? Raczej wcześniej niż później; w najlepszym nastroju będzie zaraz po śniadaniu, najedzony i opity szampanem. W ciągu dnia, po kilku drinkach lub kieliszkach wina, stawał się zwykle bardziej poirytowany.
– Idę po dokładkę płatków – oznajmił Percy, podnosząc się z miejsca.
– Siadaj – polecił mu ojciec. – Zaraz przyniosą bekon. Już ci wystarczy tych śmieci.
Z jakiegoś powodu był zdecydowanym przeciwnikiem płatków kukurydzianych.
– Jestem głodny – odparł Percy i, ku zaskoczeniu Margaret, wyszedł z kabiny.
Ojciec oniemiał z zaskoczenia. Percy jeszcze nigdy nie przeciwstawił mu się tak otwarcie. Lady Oxenford wpatrywała się w męża szeroko otwartymi oczami. Wszyscy czekali na powrót Percy'ego, który wreszcie zjawił się z talerzem pełnym płatków, usiadł w fotelu i zaczął jeść.
– Zakazałem ci brać to świństwo – powiedział ojciec.
– To mój żołądek, nie twój – odparł Percy, nie przerywając jedzenia.
Oxenford uczynił gest, jakby miał zamiar podnieść się z miejsca, lecz w tej samej chwili do kabiny wszedł Nicky i wręczył mu tacę z kiełbaskami, podsmażanym bekonem i sadzonymi jajkami. Przez sekundę lub dwie Margaret była niemal pewna, że ojciec ciśnie talerzem w Percy'ego, ale okazało się, że on także był głodny.
– Proszę przynieść trochę angielskiej musztardy – warknął, biorąc do ręki nóż i widelec.
– Przykro mi, ale nie mamy musztardy, proszę pana.
– Nie macie musztardy? – ryknął z wściekłością lord Oxenford. – Jak mam jeść kiełbaski i bekon bez musztardy?
Nicky sprawiał wrażenie ciężko przestraszonego.
– Bardzo pana przepraszam, ale do tej pory nikt nigdy nie życzył sobie musztardy. Dopilnuję, żeby była na pokładzie w czasie następnego lotu.
– Chyba niewiele mi z tego przyjdzie, prawda?
– Obawiam się, że ma pan rację.
Ojciec burknął jeszcze coś pod nosem i zabrał się do jedzenia. Wyładował gniew na stewardzie, zostawiając Percy'ego w spokoju. Margaret nie posiadała się ze zdumienia; widziała coś takiego po raz pierwszy w życiu.
Ona także zajęła się z zapałem swoją porcją. Czyżby ojciec wreszcie zaczął odrobinę mięknąć? Być może fiasko jego politycznych ambicji, wybuch wojny, przymusowe wygnanie i bunt starszej córki doprowadziły do zmiany jego nieprzejednanej postawy?
Była to chyba najlepsza chwila, by mu o wszystkim powiedzieć.
Dokończyła śniadanie, po czym zaczekała, aż inni także skończą jeść. Potem czekała, aż steward zabierze talerze i przyniesie ojcu kawę. A potem nie miała już na co czekać.
Przesunęła się na środek otomany bliżej matki i niemal dokładnie naprzeciwko ojca, wzięła głęboki oddech, po czym zaczęła:
– Muszę ci coś powiedzieć, ojcze. Mam nadzieję, że nie będziesz się gniewał.
– Och, nie… – jęknęła lady Oxenford.
– O co znowu chodzi? – zapytał ojciec.
– Mam już dziewiętnaście lat, a nie przepracowałam jeszcze uczciwie nawet jednego dnia w życiu. Najwyższa pora, żeby to się zmieniło.
– Dlaczego, na litość boską? – szepnęła rozpaczliwie matka.
– Dlatego, że chcę być niezależna.
– W fabrykach i biurach pracują miliony dziewcząt, które oddałyby wszystko, żeby tylko znaleźć się na twoim miejscu!
– Wiem o tym, mamo. – Wiedziała również o tym, że matka podjęła dyskusję wyłącznie po to, by nie dopuścić ojca do głosu. Na razie udało jej się, ale z pewnością nie na długo.
Ku jej zaskoczeniu matka niemal natychmiast skapitulowała.
– Cóż, jeśli tak bardzo się przy tym upierasz, to myślę, że twój dziadek znajdzie ci pracę u kogoś, kogo zna i…
– Załatwiłam już sobie posadę.
Lady Oxenford nie wierzyła własnym uszom.
– W Ameryce? W jaki sposób?
Margaret uznała, że rozsądniej będzie nie wspominać o Nancy Lenehan; kto wie, czy rodzice nie zdołaliby jej przekonać, by cofnęła swoją obietnicę.
– Wszystko jest już ustalone – odparła wymijająco.
– Co to za posada?
– Asystentka w dziale sprzedaży fabryki obuwniczej.
– Dziewczyno, nie bądź śmieszna!
Margaret zacisnęła wargi. Dlaczego matka zawsze musi traktować ją w taki pogardliwy sposób?
– Wcale nie jestem śmieszna. Wręcz przeciwnie: jestem z siebie dumna. Znalazłam samodzielnie pracę, bez pomocy ojca czy dziadka, wyłącznie dzięki własnej zaradności. – Może nie było to do końca prawdą, ale Margaret poczuła się zepchnięta do defensywy, więc korzystała z wszystkich argumentów, jakie przyszły jej na myśl.
– Gdzie jest ta fabryka? – pytała dalej matka.
Nie zdążyła odpowiedzieć, gdyż po raz pierwszy od początku rozmowy głos zabrał ojciec.
– Ona nie może pracować w żadnej fabryce, przecież to oczywiste.
– Nie będę pracować w fabryce, tylko w biurze – wyjaśniła Margaret. – W Bostonie.
– To przesądza sprawę – stwierdziła matka. – Przeprowadzamy się do Stamford, nie do Bostonu.
– Właśnie że nie, mamo. Ja będę mieszkała w Bostonie.
Matka otworzyła już usta, by coś odpowiedzieć, ale zaraz je zamknęła, gdyż wreszcie dotarło do niej, że oto stanęła wobec problemu, nad którym nie da się łatwo przejść do porządku dziennego. Zastanowiła się przez chwilę, po czym zapytała:
– Co właściwie chcesz nam powiedzieć?
– To, że pojadę sama do Bostonu, wynajmę mieszkanie i pójdę do pracy.
– Nigdy nie słyszałam o czymś równie niemądrym!
– Nie staraj się być taka zjadliwa! – prychnęła Margaret. Matka skrzywiła się boleśnie i dziewczyna natychmiast pożałowała swego tonu. – Chcę po prostu robić to, co robi większość dziewcząt w moim wieku – dodała znacznie spokojniej.
– Większość dziewcząt w twoim wieku, zgoda, ale nie z twojej klasy społecznej.
– Dlaczego uważasz, że to stanowi jakąś różnicę?
– Dlatego, że nie widzę najmniejszego sensu w tym, byś wykonywała jakąś idiotyczną pracę za pięć dolarów tygodniowo mieszkając w apartamencie, który twego ojca będzie kosztował sto dolarów miesięcznie!
– Wcale nie chcę, żeby ojciec płacił za moje mieszkanie.
– W takim razie jak dasz sobie radę?
– Już wam powiedziałam: wynajmę sobie pokój.
– W jakiejś obskurnej norze! Po co, jeśli można wiedzieć?
– Będę odkładać pieniądze na bilet, a potem wrócę do Anglii i wstąpię do Pomocniczej Obrony Terytorialnej.
– Nie masz pojęcia, o czym mówisz – odezwał się ponownie ojciec.
– O czym nie mam pojęcia, ojcze? – zapytała z przekąsem Margaret.
Matka usiłowała jej przerwać.
– Proszę, nie…
Margaret nie zwróciła na nią najmniejszej uwagi.
– Wiem, że będę musiała wykonywać różne polecenia, podawać kawę i rozmawiać z klientami przez telefon. Wiem, że zamieszkam w jednym pokoju wyposażonym w gazową albo elektryczną kuchenkę i że wraz z innymi lokatorami będę korzystała z tej samej łazienki. Wiem, że nie spodoba mi się bycie biedną, ale za to na pewno pokocham wolność.
– O niczym nie wiesz – powtórzył z pogardą. – Wolność? Będziesz równie wolna jak królik na wybiegu. Powiem ci coś, czego nikt nigdy ci nie mówił, moja panno: jesteś rozpieszczona i zepsuta. Nigdy nie chodziłaś do szkoły…
Ta jawna niesprawiedliwość spowodowała, że do jej oczu nabiegły łzy.
– Chciałam pójść do szkoły! – wykrzyknęła. – To wy mi nie pozwoliliście!
Zignorował jej wybuch.
– Prano ci ubranie, podawano do łóżka jedzenie, wożono samochodem wszędzie, gdzie tylko zapragnęłaś, odwiedzały cię dzieci, z którymi chciałaś się bawić, ale ty nawet przez chwilę nie zastanowiłaś się, skąd się to wszystko bierze.
– Nieprawda!
– A teraz chcesz się uniezależnić. Przecież nawet nie wiesz, ile kosztuje bochenek chleba. Mam rację?
– Wkrótce się dowiem…
– Nie wiesz, jak prać bieliznę. Nigdy w życiu nie jechałaś autobusem. Nigdy nie spałaś w domu zupełnie sama. Nie wiesz, jak nastawić budzik, zastawić pułapkę na myszy, nie potrafisz zmywać naczyń ani ugotować jajka… Umiesz ugotować jajko? Powiedz mi, umiesz?
– Nawet jeśli nie, to czyja to wina?
– Jaki będzie z ciebie pożytek w biurze? – ciągnął lord Oxenford z twarzą wykrzywioną grymasem gniewu i pogardy. – Przecież nawet nie wiesz, jak zaparzyć herbatę, ani nie widziałaś na oczy segregatora. Nigdy nie musiałaś siedzieć w jednym miejscu od dziewiątej rano do piątej po południu. Szybko ci się to znudzi. Nie wytrzymasz nawet tygodnia.
Najgorsze w tym wszystkim było to, że mówił o sprawach, które jej także nie dawały spokoju. W głębi duszy dopuszczała możliwość, że ojciec ma rację; może rzeczywiście nie da sobie rady i po tygodniu wyrzucą ją z pracy? Jego bezlitosny głos niszczył jej marzenie tak samo, jak morskie fale niszczą zamek z piasku. Nie wytrzymała i rozpłakała się otwarcie, pozwalając, by łzy płynęły jedna za drugą po jej policzkach.
– Myślę, że już chyba wystarczy… – próbował wtrącić się Harry.
– Niech mówi dalej – zaszlochała. Tym razem Harry nie mógł jej nic pomóc. To była sprawa tylko między nią a ojcem.
Lord Oxenford kontynuował przemowę, czerwony na twarzy, podkreślając kiwaniem wskazującego palca wypowiadane coraz donośniejszym głosem słowa.
– Boston to nie angielska wioska. Tutaj ludzie nie pomagają sobie nawzajem. Jeśli zachorujesz, zostaniesz otruta przez niedouczonych lekarzy. Jeśli wyjdziesz na ulicę, zgwałcą cię Murzyni, jeśli będziesz chciała wynająć mieszkanie, żydowscy kamienicznicy zedrą z ciebie skórę. A co się tyczy twoich planów wstąpienia do armii, to…
– Mnóstwo dziewcząt wstąpiło do wojska – wpadła mu w słowo Margaret, lecz jej głos był niewiele lepiej słyszalny od słabego szeptu.
– Nie takich jak ty. Twardych dziewcząt, przyzwyczajonych do codziennego wczesnego wstawania i szorowania podłóg, nie zaś rozpieszczonych arystokratek. Niech Bóg broni, żebyś znalazła się w obliczu jakiegoś niebezpieczeństwa! Natychmiast zaczęłabyś się trząść jak galareta.
Margaret przypomniała sobie, jak przerażona i bezradna była na pogrążonych w ciemności ulicach Londynu, i na jej twarzy wykwitł rumieniec wstydu. Ale to przecież wcale nie oznaczało, że będzie taka do końca życia. Ojciec zrobił wszystko, by uczynić ją bezradną i uzależnioną, lecz ona twardo postanowiła, że stanie na własnych nogach. Nie uda mu się odwieść jej od tego zamiaru.
Wymierzył w nią wskazujący palec i wybałuszył oczy tak bardzo, iż wydawało się, że za chwilę wyskoczą mu z orbit.
– Nie wytrzymasz tygodnia w biurze, ale w wojsku nie wytrzymałabyś nawet jednego dnia – wycedził ze złośliwą satysfakcją. – Jesteś zbyt miękka.
Rozparł się wygodnie w fotelu, sprawiając wrażenie bardzo zadowolonego z siebie.
Harry wstał ze swego miejsca i usiadł obok Margaret, po czym wyjął z kieszeni czystą lnianą chusteczkę i otarł delikatnie jej mokre policzki.
– A co do ciebie, mój fircykowaty kawalerze… – zaczął lord Oxenford, ale nie dokończył, gdyż Harry błyskawicznie zerwał się z fotela i zwrócił w jego stronę. Margaret wstrzymała oddech, spodziewając się najgorszego.
– Nie życzę sobie, żeby zwracał się pan do mnie w ten sposób – powiedział spokojnie Harry. – Nie jestem dziewczyną, tylko dorosłym mężczyzną, i jeśli obrazi mnie pan, to palnę pana w ten tłusty pysk.
Oxenford nie odezwał się ani słowem, Harry zaś odwrócił się od niego i ponownie usiadł obok dziewczyny.
Margaret była bardzo przygnębiona, ale gdzieś na dnie jej serca żarzyła się iskierka triumfu. Powiedziała mu, że odchodzi, a on krzyczał na nią i sprowokował ją do płaczu, ale nie udało mu się jej zmusić, by zmieniła postanowienie.
Udało mu się natomiast zasiać w jej duszy ziarno niepokoju. Już minionej nocy nawiedzały ją wątpliwości, czy zdoła zrealizować swoje plany i czy nie wycofa się w ostatniej chwili, sparaliżowana niemożliwym do przezwyciężenia przerażeniem. Kpiną i pogardą ojciec podsycił te wątpliwości tak, że urosły do rozmiarów poważnego problemu. Nigdy w życiu nie zrobiła nic, co wymagało autentycznej odwagi; czy teraz jej się to uda? Musi się udać – pomyślała. – Wcale nie jestem zbyt miękka i udowodnię mu to.
Ojciec zachwiał nieco jej determinacją, ale nie doprowadził do zmiany kursu. Jednak należało się spodziewać, że jeszcze nie zrezygnował. Zerknęła w jego kierunku nad ramieniem Harry'ego; ojciec z ponurą miną wpatrywał się w okno. Kiedy Elizabeth sprzeciwiła się jego woli, zakazał jej powracać do rodziny. Kto wie, czy jej siostra jeszcze kiedykolwiek zobaczy swoich bliskich.
Jaką okropną karę obmyślał dla Margaret?
ROZDZIAŁ 23
Diana Lovesey myślała ponuro o tym, że żadna prawdziwa miłość nie trwa zbyt długo.
Kiedy zakochał się w niej Mervyn, z rozkoszą spełniał każde jej życzenie, im bardziej wymyślne, tym lepiej. Był gotów w każdej chwili jechać do Blackpool po lody, iść z nią do kina albo rzucić wszystko i lecieć do Paryża. Uwielbiał odwiedzać z nią wszystkie sklepy w Manchesterze w poszukiwaniu apaszki w niepowtarzalnym, jedynym w swoim rodzaju odcieniu morskiej wody, nie miał nic przeciwko temu, gdy w połowie koncertu dochodziła do wniosku, że czuje się zmęczona i postanawiała wracać do domu, wstawał wraz z nią o piątej rano, kiedy akurat miała taki kaprys, i szedł na herbatę do baru dla robotników. Jednak wkrótce po ślubie zaczął się zmieniać. Rzadko odmawiał jej czegokolwiek, ale dość szybko przestał znajdować przyjemność w zaspokajaniu jej kaprysów. Zachwyt ustąpił miejsca tolerancji, potem zniecierpliwieniu, a wreszcie, pod sam koniec, wręcz pogardzie.
Teraz zastanawiała się, czy jej stosunki z Markiem ułożą się według tego samego schematu.
Przez całe lato był jej niewolnikiem, teraz jednak, zaledwie w kilka dni po podjęciu decyzji o wspólnej ucieczce, coś się popsuło. Tak bardzo mieli siebie dosyć, że nawet spali osobno! Co prawda w środku nocy, kiedy rozpętała się burza i samolot podskakiwał jak dziki koń, niewiele brakowało, by Diana zapomniała o swojej dumie i wślizgnęła się do koi Marka. Nie mogła jednak znieść myśli o takim upokorzeniu, leżała więc bez ruchu z zamkniętymi oczami, pewna, że za chwilę umrze. Miała nadzieję, że on przyjdzie do niej, lecz Mark okazał się równie uparty jak ona, co napełniło ją jeszcze większą wściekłością.
Rano prawie się do siebie nie odzywali. Diana obudziła się na krótko przed wodowaniem w Botwood, a kiedy wstała, Mark był już na brzegu wraz z innymi pasażerami i załogą. Teraz siedzieli naprzeciwko siebie w usytuowanych przy przejściu fotelach, udając zajętych śniadaniem. Wyglądało to jednak w ten sposób, że ona przesuwała po talerzu kilka truskawek, on zaś skubał grzankę, rozsypując okruchy na tacy.
Diana właściwie nie wiedziała, dlaczego tak bardzo rozgniewała ją wiadomość, że Mervyn zajmuje wraz z Nancy Lenehan apartament dla nowożeńców. Spodziewała się chyba, że Mark będzie podzielał jej uczucia i spróbuje ją pocieszyć, ale on tylko zarzucił jej, że nadal kocha Mervyna. Jak mógł coś takiego powiedzieć, szczególnie po tym, kiedy rzuciła wszystko, by uciec z nim do Ameryki!
Rozejrzała się dookoła. Po prawej stronie księżna Lavinia i Lulu Bell prowadziły bezsensowną rozmowę; w nocy żadna nie zmrużyła oka, w związku z czym obie były bardzo wyczerpane. Po drugiej stronie kabiny jedli w milczeniu śniadanie Ollis Field i jego podopieczny, Frankie Gordino. Gordino był przykuty kajdankami do poręczy fotela. Wszyscy sprawiali wrażenie znużonych i nie w sosie. To była męcząca noc.
Steward zebrał tace i talerze. Księżna Lavinia narzekała, że jej jajecznica była nie dosmażona, a bekon zanadto uwędzony. Steward zaproponował kawę, lecz Diana nie miała na nią ochoty.
Pochwyciła spojrzenie Marka i spróbowała się uśmiechnąć. Przyglądał się jej ponuro.
– Dzisiaj jeszcze nie odezwałeś się do mnie ani słowem.
– Dlatego, że wydajesz się bardziej zainteresowana Mervynem niż mną!
Nagle opadła z niej cała złość. Może miał powody, by odczuwać zazdrość?
– Wybacz mi, Mark… – szepnęła. – Jesteś jedynym mężczyzną, na którym mi zależy, możesz mi wierzyć.
Wyciągnął rękę i dotknął jej dłoni.
– Naprawdę?
– Tak. Czuję się okropnie. Zachowywałam się jak idiotka.
Pogłaskał ją po ręce.
– Najdroższa… – Spojrzała mu z bliska w oczy i ku swemu zdumieniu przekonała się, że są wypełnione łzami. – Boję się, że mnie opuścisz.
Nie spodziewała się tego. Była wstrząśnięta. Nigdy nie przyszło jej na myśl, że on mógłby bać się, iż ją utraci.
– Jesteś tak urocza i atrakcyjna, że mogłabyś mieć każdego mężczyznę na świecie, i wprost trudno mi uwierzyć, że wybrałaś właśnie mnie. Cały czas obawiam się, że w pewnej chwili uświadomisz sobie pomyłkę i zajmiesz się kimś innym.
To wyznanie ogromnie ją wzruszyło.
– Jesteś najwspanialszym mężczyzną na świecie. Dlatego zakochałam się w tobie.
– Naprawdę nie zależy ci na Mervynie?
Zawahała się przez ułamek sekundy, lecz jemu to wystarczyło.
– A więc jednak ci zależy – powiedział z goryczą.
W jaki sposób mogła mu to wytłumaczyć? Nie kochała już Mervyna, ale on nadal miał nad nią coś w rodzaju władzy.
– Nie jest tak, jak myślisz – powiedziała bezradnie.
Mark cofnął rękę.
– W takim razie oświeć mnie. Powiedz mi, jak jest naprawdę.
W tej samej chwili do kabiny wszedł Mervyn. Rozejrzał się, dostrzegł Dianę i natychmiast podszedł do niej.
– A więc tu jesteś.
Ogarnął ją niepokój. Czego od niej chce? Czy jest zdenerwowany? Miała nadzieję, że nie urządzi żadnej sceny.
Spojrzała na Marka. Miał bladą, napiętą twarz.
– Posłuchaj, Lovesey – powiedział, nabrawszy głęboko w płuca powietrza – nie chcemy następnej kłótni, więc może poszedłbyś stąd sobie?
Mervyn nie zwrócił na niego najmniejszej uwagi.
– Musimy porozmawiać – oznajmił żonie.
Diana przyjrzała mu się uważnie. „Rozmowa” z Mervynem sprowadzała się zwykle do jego monologu, który czasem przybierał wręcz formę oracji. Nie dostrzegła żadnych oznak gniewu ani wzburzenia. Przeciwnie – odniosła wrażenie, że Mervyn jest trochę zakłopotany. Zaintrygowało ją to.
– Nie życzę sobie żadnych awantur – odparła ostrożnie.
– Nie będzie awantury, obiecuję.
– W takim razie dobrze.
Mervyn usiadł obok niej i spojrzał na Marka.
– Czy ma pan coś przeciwko temu, żebyśmy zostali na chwilę sami?
– Oczywiście, że tak! – odparł Mark zaczepnym tonem.
Obaj zawiśli wzrokiem na jej ustach. Zrozumiała, że decyzja należy do niej. Szczerze mówiąc wolałaby zostać z Mervynem sam na sam, ale gdyby to powiedziała, boleśnie dotknęłaby Marka. Nie mogła się zdecydować, po której stronie powinna się opowiedzieć. Wreszcie podjęła decyzję. – Opuściłam Mervyna i teraz jestem z Markiem. Muszę być wobec niego lojalna.
– Mów, Mervyn – zwróciła się do męża. – Jeśli nie możesz powiedzieć tego przy Marku, to ja też nie chcę tego słyszeć.
Wyraźnie go to zaskoczyło.
– Jak sobie życzysz – odparł z wyraźną irytacją, ale natychmiast opanował się i odzyskał spokój. – Zastanawiałem się nad różnymi rzeczami, które powiedziałaś. Przede wszystkim o mnie. Jak to przestałem się tobą interesować i jak bardzo byłaś nieszczęśliwa.
Umilkł. Diana nie odzywała się ani słowem. To było zupełnie do niego niepodobne. Czyżby szykował jakąś niespodziankę?
– Chciałem ci powiedzieć, że jest mi ogromnie przykro.
Nie potrafiła ukryć zdumienia. Widziała, że mówi zupełnie serio. Co spowodowało tę zmianę?
– Bardzo pragnąłem, abyś była szczęśliwa – ciągnął Mervyn. – Początkowo nie myślałem o niczym innym. Nigdy nie chciałem cię unieszczęśliwić. To źle, że tak się stało. Zasługujesz na szczęście dla siebie, ponieważ dajesz je innym. Wystarczy, że wejdziesz do pokoju, a ludzie od razu zaczynają się uśmiechać.
Oczy zaszły jej łzami. Mervyn miał rację; ludzie uwielbiali na nią patrzeć.
– Unieszczęśliwianie cię to ogromny grzech. Już nigdy więcej tego nie zrobię.
Czy on chce obiecać, że będzie dla mnie dobry? – pomyślała z niepokojem. – Czy zacznie błagać, żebym do niego wróciła?