ZBYSZKO
Nie! Chodź, pocałuj mnie!
MELA
całuje go
To… ty mnie nie nienawidzisz?
ZBYSZKO
głaszcze ją
Nie. Teraz nie.
MELA
Dziękuję ci. Tak miło, kiedy ktoś łagodnie mówi… Dziękuję ci, Zbyszko.
Wychodzi cichutko do swego pokoju. Zbyszko wstaje, idzie do okna, skąd pada światło zapalonej latarni, opiera czoło o szyby i tak zostaje. Wchodzi Hanka spłakana, otulona chustką, przystępuje do Zbyszka i mówi cicho.
SCENA ÓSMA
Zbyszko, Hanka.
HANKA
Proszę pana…
ZBYSZKO
I co? I co?
HANKA
Tak jest, jak ja mówiłam.
Zanosi się cicho od płaczu.
ZBYSZKO
Ładna historia! A to pech!
Zaczyna chodzić po pokoju. Hanka pozostaje przy oknie w smudze światła, tragiczna w fałdach swej czarnej chustki.
HANKA
Co ja teraz zrobię!
ZBYSZKO
Jedź do domu.
HANKA
Ale! Żeby mnie tatko skórę zdarli. Nie pojadę!
ZBYSZKO
Zresztą nie becz. Jeszcze daleko, może się jeszcze co zmieni.
HANKA
Ale!… Takim jak ja – to Cygany los wyklną. Mnie zawsze najgorsze: się trafi. Potrzebne mi to było! Boże! Boże! To chyba się utopić.
ZBYSZKO
Dużo by ci pomogło!
HANKA
Śmierć na wszystko pomoże.
ZBYSZKO
Głupia jesteś!
HANKA
Ale!…
Płacze
ZBYSZKO
Cicho bądź! Nie płacz, bo mnie diabli wezmą…
HANKA
zakrywa się chustką i stara się stłumić łkanie. Długa chwila milczenia.
Proszę pana, co ja teraz zrobię?
ZBYSZKO
patrzy na nią przez chwilę, potem wychodzi do swego pokoju
A to pech! A to pech!
Hanka wybucha spazmatycznym płaczem tuląc się do ściany. Na palcach ze swego pokoju wysuwa się Mela.
SCENA DZIEWIĄTA
Mela, Hanka.
MELA
podchodzi do Hanki i staje przed nią zafrasowana
Hanka! Ja słyszałam, że się Zbyszko o coś na ciebie gniewał. Prawda?
HANKA
Nie.
MELA
Ale słyszałam. I boję się, że to przeze mnie. Pewnie o tego narzeczonego, co go masz na wsi. Ale dlaczego Hanka się z tym kryła? Tylko teraz to już trzeba przestać do niego pisać. Co się tak na mnie patrzysz. Ja wszystko wiem…
Hanka patrzy na nią przerażona.
No, wszystko, co się ciebie i Zbyszka dotyczy, rozumiesz?
Hanka zakrywa twarz chustką.
I nie trzeba się bać. Ja będę z wami. Ojca też na waszą stronę przekabacę. Wszystko się zmieni – i gdy już ślub się odbędzie…
HANKA
Ta co panienka mówi! Któż by się ze mną teraz ożenił?
MELA
Jak to kto?
HANKA
Ano któż by cudze dziecko wziął?
MELA
zdziwiona
Cudze dziecko? O czym ty mówisz, Hanka? A może ty już wdowa, że masz dziecko? I tego Zbyszkowi nie mówisz…
HANKA
po chwili
Cóż panienka mówi, że wszystko wie!
MELA
No… niby ty i Zbyszko. To będzie mezalians, ale trudno…
Hanka milczy, gryzie róg chustki i patrzy w ziemię.
Dlaczego nic nie mówisz, Hanka? Dlaczego ciągle płaczesz? Przecież ja do ciebie z najlepszą intencją. Nie płacz, to się jakoś ułoży.
HANKA
rycząc
Nic się nie ułoży… pomsta na mnie, nieszczęście… Och, czemu się ja rodziłam!
MELA
Boże! Nie płacz, Hanka…
HANKA
Ażebym nogi połamała, nimem tu nastała!
MELA
Hanka, nie płacz, bo mnie serce pęknie.
Pochyla się nad nią
HANKA
Niech mnie panienka puści!
SCENA DZIESIĄTA
Mela, Hanka, Juliasiewiczowa.
JULIASIEWICZOWA
Jest tu kto? W kuchni drzwi otwarte… (spostrzega Melę i Hankę) Cóż wy tu robicie po ciemku?
Hanka ucieka.
Co Mela ma za konszachty ze sługą?
MELA
podniecona
To nie żadne konszachty, tylko to całkiem co innego. Hanka jest bardzo nieszczęśliwa, a ja ją pocieszam.
JULIASIEWICZOWA
Najlepiej zapal lampę.
Mela zapala lampę.
I dlaczegóż to Hanka taka nieszczęśliwa?
MELA
Och! To straszna historia!
JULIASIEWICZOWA
Niech mi ją Mela powie.
MELA
Nie mogę, ciociu… nie mogę, ale to jest okropne – to może się strasznie skończyć!
JULIASIEWICZOWA
Najlepiej mi powiedzieć, może ja znajdę jaką radę.
MELA
To prawda. Ciocia taka mądra, to najlepiej potrafi z mamcią sobie poradzić.
Siadają przy stole pod lampą.
JULIASIEWICZOWA
A cóż tu mama będzie mieć do czynienia?
MELA
Jak to? Ona głównie! (po chwili) Ja cioci powiem wszystko jak na spowiedzi. Ale, ciociu, jak ciocia mnie zdradzi, że to ja… to… już nie wiem co. Ciociu, ciociu! Tu stało się nieszczęście. Zbyszko zakochał się w Hance.
JULIASIEWICZOWA
parska śmiechem
Tylko tyle?
MELA
Ciociu, niech się ciocia nie śmieje! To Bóg wie co z tego może być, bo mama nie pozwoli na to małżeństwo. Zobaczy ciocia!
JULIASIEWICZOWA
Najprzód, skąd to wiesz?
MELA
Ja… podpatrzyłam. Niechcący! Jak Bozię kocham. Ja zaraz potem oczy zamknęłam.
JULIASIEWICZOWA
Lepiej było przedtem. Cóżeś widziała?
MELA
Ciociu, oni się muszą pobrać! Oni się już całują!
JULIASIEWICZOWA
śmieje się
No, skoro się już całują…
MELA
Tak, tak. Ja, odkąd to zobaczyłam, to sypiać nie mogę już zupełnie. Co sobie przypomnę, to mną coś tak dziwnie zatarga. I płakać mi się chce, i smutno, i miło… Ale to ja – a mama to z pewnością Zbyszka przeklnie.
JULIASIEWICZOWA
Nie bój się, cielątko. Mama Zbyszka za to nie przeklnie.
MELA
Żeby to jeszcze tylko, ale jest jeszcze dziecko, dużo komplikacji. Jest jeszcze finanzwach tam na wsi – i potem to już nie wiem… jest jeszcze cudze dziecko.
JULIASIEWICZOWA
Cudze dziecko?
MELA
No, tak! Hanka mówiła.
JULIASIEWICZOWA
zainteresowana
No… no… jak mówiła?
MELA
Ja jej mówię, pójdziesz za mąż, niby za Zbyszka, ja ciągle myślałam. A ona nie płacze, ale ryczy, i woła: "A kto mnie teraz z cudzym dzieckiem weźmie!"
JULIASIEWICZOWA
Tak powiedziała?
MELA
Ciociu, ja nigdy nie kłamię. Tylko… ja tego wszystkiego, ani weź, pokombinować nie mogę. A ciocia co rozumie?
JULIASIEWICZOWA
Rozumiem! Rozumiem!
MELA
opierając się o stół
Niech mi ciocia wytłumaczy, moja najdroższa!
JULIASIEWICZOWA
Nie, panienko. Ja ci tego nie wytłumaczę. Tylko niech Mela pamięta: trzymać języczek za zębami. Ani słowa o tym do nikogo! Ani słowa! I dalej nie podpatrywać! Jakby się co znów zobaczyło, oczy zamknąć.
MELA
A ciocia się tym zajmie?
JULIASIEWICZOWA
Może…
MELA
Moja ciociu święta, oni się jeszcze wykradną albo zabiją! Tak było w Kijowie… Cicho… Zbyszko!
SCENA JEDENASTA
Też same, Zbyszko.
Zbyszko ubrany jak do wyjścia.
JULIASIEWICZOWA
Jak się masz? Wychodzisz?
ZBYSZKO
Tak.
JULIASIEWICZOWA
Znów się puszczasz?
ZBYSZKO
Znów.
JULIASIEWICZOWA
Siedziałeś przecież częściej już w domu.
ZBYSZKO
Widocznie mam już dosyć.
JULIASIEWICZOWA
Szkoda, lepiej wyglądasz. Utyłeś trochę.
MELA
Zbyszko, zaraz wrócą wszyscy, będzie herbata.
ZBYSZKO
Nie czekajcie na mnie.
MELA
Mama będzie znów zła.
ZBYSZKO
Dajcie mi spokój!
JULIASIEWICZOWA
Mógłbyś być grzeczniejszy!
ZBYSZKO
Po co?
JULIASIEWICZOWA
Choćby ze mną… Tak się zachowujesz…
ZBYSZKO
Moja droga, raz chcesz, aby ci uchybiać, i aż prosisz się o to, to znów, aby cię szanować.
Wybierz już raz: matrona czy kokota.
JULIASIEWICZOWA
wściekła
Najlepiej zrobię, jeśli z takim brutalem mówić nie będę.
ZBYSZKO
Najlepiej. A przestań się malować, bo wyglądasz jak kamienica odnowiona na przyjazd cesarza. Bądź zdrowa!
JULIASIEWICZOWA
Tak! Ej, żebyś nie pożałował twojej brutalności!
ZBYSZKO
Ja nigdy niczego nie żałuję.
Wychodzi.
MELA
On znów taki zły jak dawniej. I z Hanką się tak kłócili! Tak kłócili! O, mamcia idzie przez kuchnię.
SCENA DWUNASTA
Dulska, Hesia, Juliasiewiczowa, Mela, później Dulski.
DULSKA
do Juliasiewiczowej
Jak się masz! Cała jestem wzburzona.
JULIASIEWICZOWA
O cóż chodzi?
DULSKA
W tramwaju znów awantura. Jak Hesia siedzi, to przecież wygląda na dziecko, co nie ma metra wysokości. Mówię jej: Skurcz się…
HESIA
E, proszę mamy!
DULSKA
Ona na złość się wyciąga i zaraz potem z konduktorem secesja, wszyscy się patrzą…
JULIASIEWICZOWA
Ach, bo o ten cent czy dwa…
DULSKA
Kto nie szanuje grosza, ten niewart… Hanka, nakrywaj! My tu pijemy herbatę teraz, bo piec w jadalni coraz gorszy.
JULIASIEWICZOWA
Czemu go ciocia nie poprawi?
DULSKA
Albom ja głupia? I tak na przyszły rok nie będę tu mieszkać, tylko wynajmę. Wtedy mi lokator piec poprawi. Idę włożyć szlafrok. Hesia, przebrać się! Mela, zajmij się herbatą.
Wychodzi.
Hanka nakrywa. Juliasiewiczowa obserwuje Hankę.
HESIA
Dziś była marna lekcja – dobrze zrobiłaś, że cię nie było. Same sztubaki…
Wybiega.
JULIASIEWICZOWA
Hanka! Cóżeś tak zmizerniała?
HANKA
Zęby mnie bolą.
JULIASIEWICZOWA
Zęby?
Wchodzi Dulska.
DULSKA
w szlafroku
Żywo! Samowar, bułki… Wypijesz z nami herbatę?
JULIASIEWICZOWA
Dobrze.
Wchodzi Mela, niesie książkę i koszyk z robotą, później Hesia z zeszytami i książkami; siadają przy stole. Dulska i Juliasiewiczowa siadają także przy frontowej stronie stołu.
DULSKA
Szczęśliwa jestem, że już jestem w domu. Dla kobiety nie ma jak dom. Ja to zawsze powtarzać będę. Zawołajcie Zbyszka!
MELA
Zbyszko wyszedł.
DULSKA
Wyszedł?
MELA
Ale pewnie zaraz wróci.
JULIASIEWICZOWA
A mówiła ciocia, że się poprawił.
DULSKA
Bo też tak jest. Przekonał się, że nie ma jak dom i rodzina. Musiało mu coś wypaść.
JULIASIEWICZOWA
Wcale nie. Mówił, że mu już zbrzydł ten dom i ta rodzina.
DULSKA
Mówił?
JULIASIEWICZOWA
Tak. Przed chwilą. Zresztą nie mówił tak wyraźnie. Co mu tam zbrzydło, nie wiem… Dość, że poszedł.
HESIA
Będzie się znów lumpował.
DULSKA
Patrz swego nosa! Z tym chłopcem już nie ma rady. Już mu tak dogadzam, żeby go tylko w domu przytrzymać.
JULIASIEWICZOWA
znacząco
E, proszę cioci, może właśnie to dogadzanie osiąga przeciwny cel.
DULSKA
Nie rozumiem. Przecież gdzie może być mu lepiej jak w rodzinnym kole?
JULIASIEWICZOWA
Hm!
DULSKA
do Meli
Co ty za miny do ciotki wyprawiasz?
JULIASIEWICZOWA
Do mnie? Zdaje się cioci. A co do tego rodzinnego koła…
DULSKA
Co ty wiedzieć możesz o tym. Wiecznie tylko gdzieś latasz. I przyznam ci się nawet, że zaczynają coś o tobie mówić.
JULIASIEWICZOWA
O każdym mówią.
DULSKA
O tobie mówią to, co sama chcesz, aby mówili.