Wszelkie Niezbędne Środki - Джек Марс 5 стр.


– Powiedziałeś, że mam iść do domu.

– Tutaj wchodzisz nam pod nogi, Luke. Kurt Myerson zadzwonił do swojego szefa z NYPD i powiedział mu, że jesteś w szpitalu i traktujesz ludzi jak swoich osobistych służących. I że dowodziłeś oddziałem SWAT. Naprawdę? Oddział SWAT? Słuchaj, to ich boisko. To ty powinieneś słuchać ich rozkazów. Takie są zasady.

– Ron, NYPD nas wezwało. Myślałem, że to dlatego, że nas potrzebowali. Ludzie wiedzą, jak pracujemy.

– Kowboje – powiedział Begley. – Pracujecie jak kowboje na rodeo.

– Don Morris wyciągnął mnie z łóżka, żebym tu przyjechał. Możesz z nim porozmawiać…

Begley wzruszył ramionami. Na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu. – Don został odesłany. Złapał śmigłowiec dwadzieścia minut temu. Proponuję ci zrobić to samo.

– Co?

– To prawda. Przydzielono mu inne zadanie. Wezwali go, żeby zbadał sytuację w Pentagonie. To sprawa najwyższej wagi. Zakładam, że nie mogli znaleźć stażystów, którzy by to zrobili, więc ściągnęli Dona.

Begley zniżył głos, ale Luke nadal słyszał go bez problemu. – Mała rada. Co zostało Donowi trzy lata przed emeryturą? Don to przedstawiciel ginącego gatunku. Jest dinozaurem tak jak SRT. Obaj o tym wiemy. Wszystkie te małe tajne agencje wewnątrz agencji odchodzą w zapomnienie. Konsolidujemy i centralizujemy, Luke. To, czego teraz potrzebujemy, to analiza opierająca się na danych. Właśnie w ten sposób będziemy rozwiązywać sprawy w przyszłości. W taki sposób złapiemy dziś tych terrorystów. Nie potrzebujemy już macho-superszpiegów i starzejących się komandosów zjeżdżających po ścianach budynków. Po prostu nie. To koniec rozgrywek bohaterów. Właściwie jest to trochę niedorzeczne, jakby się nad tym zastanowić.

– Świetnie – powiedział Luke. – Wezmę tę radę do serca.

– Myślałem, że uczysz w college'u – powiedział Begley. – Historia, nauki polityczne, tego typu rzeczy.

Luke skinął głową. – To prawda.

Begley położył mięsistą dłoń na ramieniu Luke’a. – Powinieneś przy tym zostać.

Luke strząsnął dłoń i zniknął w tłumie, szukając swoich ludzi.

*

– Co mamy? – zapytał Luke.

Jego zespół zainstalował się w odosobnionym biurze. Przynieśli kilka wolnych biurek i zbudowali własną stację dowodzenia z laptopami i nawigacją satelitarną. Byli tam Trudy, Ed Newsam i kilka innych osób. Swann zaszył się w kącie ze swoimi trzema laptopami.

– Odesłali Dona – powiedziała Trudy.

– Wiem. Rozmawiałaś z nim?

Kiwnęła głową. – Dwadzieścia minut temu. Za chwilę miał wylądować. Powiedział, żebyśmy pracowali nad sprawą, dopóki osobiście nas nie odwoła. Mamy uprzejmie ignorować wszystkich pozostałych.

– Brzmi dobrze. Więc, na czym stoimy?

Miała poważny wyraz twarzy. – Idziemy szybko do przodu. Zawęziliśmy to do sześciu pojazdów najwyższego priorytetu. Wszystkie przejeżdżały zeszłej nocy obok szpitala i wiąże się z nimi kilka faktów, które są dziwne albo się nie zgadzają.

– Podaj mi przykład.

– Dobrze. Jeden z nich to furgon do sprzedaży jedzenia zarejestrowany na byłego rosyjskiego spadochroniarza. Prześledziliśmy jego trasę na nagraniach z monitoringu i można śmiało powiedzieć, że przez całą noc krążył po ulicach Manhattanu, sprzedając hot-dogi i Pepsi prostytutkom, alfonsom i klientów burdeli.

– Gdzie jest teraz?

– Zaparkował przy 11. Ave, na południe od Jacob Javits Convention Center. Od jakiegoś czasu się stamtąd nie ruszył. Domyślamy się, że śpi.

– Dobrze, wygląda na to, że stał się celem niższego rzędu. Przekaż jego dane do NYPD, tak na wszelki wypadek. Mogą go wykurzyć i przetrząsnąć jego furgonetkę, a tym samym dowiedzieć się, co jeszcze sprzedaje. Następny.

Trudy przejrzała swoją listę. Minivan robiący za pojazd Uber, prowadzony przez byłego zniesławionego fizyka nuklearnego. 40-tonowa przyczepa rolnicza z roszczeniami ubezpieczeniowymi dotyczącymi zdemolowania w wypadku i przeznaczona do rozbiórki. Furgon dostawczy komercyjnej pralni, jeżdżący na tablicach rejestracyjnych niezwiązanej firmy układającej podłogi na Long Island. Ambulans, którego kradzież zgłoszono trzy lata temu.

– Kradziony ambulans? – zareagował Luke. – To brzmi jak trop.

Trudy wzruszyła ramionami. – Zazwyczaj wiąże się to z nielegalnym handlem organami. Zbierają żniwo od ledwie co zmarłych pacjentów. Muszą szybko pobrać organy, spakować je i wynieść ze szpitala. Na ogół nikt nie przygląda się zbyt długo ambulansowi stojącemu na szpitalnym parkingu.

– Być może tej nocy nie czekali na organy. Wiemy, gdzie są?

Potrząsnęła głową. – Nie. Jedyne współrzędne, jakie mamy, są rosyjskie. To nadal bardziej jest sztuka niż nauka. Kamery monitorujące nie są zamontowane wszędzie, a brakuje ich zwłaszcza poza granicami Manhattanu. Widzisz ciężarówkę mijającą kamerę, ale możesz już nigdy więcej jej nie zobaczyć. Możesz też znaleźć ją na nagraniu z innej kamery oddalonej o dziesięć bloków czy pięć mil. Przyczepa rolnicza kierowała się do Nowego Jorku mostem George'a Washingtona, ale ją zgubiliśmy. Furgonetka z pralni jechała mostem 13th Street Bridge do południowego Bronxu, po czym zniknęła. Teraz śledzimy je innymi sposobami. Skontaktowaliśmy się z firmą przewozową, Uber, firmą kładącą posadzki oraz z pralnią. Niedługo powinniśmy się czegoś o nich dowiedzieć. Do tego w siedzibie jest ośmiu moich ludzi, którzy przedzierają się przez godziny materiału wideo w poszukiwaniu ambulansu.

– Dobrze. Informuj mnie. Co z kontem bankowym?

Twarz Trudy była niczym kamień. – Zapytaj o to Swanna.

– Jasne.

Ruszył w kierunku małego bunkru Swanna w kącie.

– Luke?

Zatrzymał się. – Tak?

Jej wzrok biegał po pokoju. – Możemy porozmawiać? Na osobności?

*

– Zwolnisz mnie, bo nie złamałam dla Ciebie prawa?

– Trudy, nie zwolnię cię. Jak mogłaś tak pomyśleć?

– Tak powiedziałeś, Luke.

Stali w małym pomieszczeniu gospodarczym. Były tam dwa puste biurka i jedno małe okienko. Dywan był nowy, a ściany zupełnie białe. W rogu pod sufitem zamontowana była mała kamera.

Wyglądało na to, że z pokoju nikt nigdy nie korzystał. Centrum dowodzenia otwarto niespełna rok temu.

Duże oczy Trudy patrzyły na niego uważnie.

Luke westchnął. – Dawałem ci wymówkę. Myślałem, że to zrozumiesz. Jeśli wpadłabyś w kłopoty, mogłabyś zrzucić winę na mnie. Robiłaś tylko to, co ci kazałem. Bałaś się, że stracisz pracę, jeśli nie wykonasz moich rozkazów.

Zrobiła krok w jego stronę. Ograniczona przestrzeń w pokoju sprawiła, że poczuł zapach jej szamponu i wody kolońskiej, której często używała. Kombinacja zapachów w jakiś sposób podziałała na jego kolana. Poczuł lekko wyczuwalne drżenie.

– Nie możesz nawet dać mi bezpośredniego rozkazu. Już nie pracujesz w SRT.

– Jestem na urlopie.

Zrobiła następny mały krok w jego stronę. Jej oczy skupiły się na nim jak dwa lasery. Była w tych oczach inteligencja. I ciepło.

– Dlaczego? Przeze mnie?

Potrząsnął głową. – Nie. Miałem moje powody. Nie byłaś jednym z nich.

– Bracia Marshall?

Wzruszył ramionami. – Po zabiciu dwóch ludzi jednej nocy pojawia się dobry moment na zrobienie sobie przerwy. Kto wie, może nawet przemyślisz swoje postępowanie.

– Próbujesz powiedzieć, że nigdy nic do mnie nie czułeś? – zapytała.

Spojrzał na nią, zaskoczony pytaniem. Zawsze odczuwał, że Trudy z nim flirtuje, ale nigdy nie połknął przynęty. Kilka razy, kiedy upił się na przyjęciu albo pokłócił z żoną, zdarzyło mu się podejść bliżej. Jednak myśl o jego żonie i synu zawsze zawracała go znad skraju zrobienia czegoś głupiego.

– Trudy, pracujemy razem – powiedział stanowczo – i jestem żonaty.

Podeszła jeszcze bliżej.

– Nie szukam małżeństwa, Luke – powiedziała łagodnie, nachylając się na odległość kilku centymetrów.

Przylgnęła do niego. Nie oderwał ramion od swojego tułowia. Poczuł od niej ciepło i to stare niekontrolowane pragnienie, które pojawiało się, kiedy była blisko, podekscytowanie, energię… pożądanie. Sięgnęła, aby położyć dłonie na jego klatce piersiowej i kiedy tylko dotknęła jego koszuli, wiedział, że musi działać teraz albo kompletnie się jej poddać.

Ostatnim aktem najwyższej samodyscypliny, Luke odsunął się i delikatnie odepchnął jej ręce.

– Przepraszam, Trudy – powiedział ochrypłym głosem. – Zależy mi na tobie. Naprawdę. To jednak nie jest dobry pomysł.

Uniosła brwi, ale zanim zdążyła coś odpowiedzieć, czyjaś pięść mocno uderzyła w drewniane drzwi.

– Luke? Jesteś tam? – Był to głos Newsama. – Powinieneś wyjść i na to spojrzeć. Swann coś znalazł.

Spojrzeli na siebie. Na myśl o swojej żonie Luke czuł nieopisane poczucie winy, mimo że nic nie zrobił. Odsunął się, zanim zdążyło wydarzyć się coś więcej i nie mógł przestać myśleć o tym, jak mogłoby to wpłynąć na ich relacje w pracy.

A co najgorsze, musiał przyznać sam przed sobą, że gdzieś tam w głębi wcale nie chciał opuszczać pokoju.

*

Swann siedział przed trzema monitorami ustawionymi na długim stole. Ze swoimi okularami i przerzedzającymi się włosami przypominał Luke'owi fizyka z centrum kontroli lotów NASA. Luke stał za nim z Newsamem i Trudy. We troje zawisnęli nad wąskimi barkami Swanna.

– To jest rachunek oszczędnościowy Kena Bryanta – powiedział Swann, przesuwając kursor po środkowym monitorze. Luke chłonął wszystkie szczegóły: wpłaty, wypłaty, saldo, zakres dat od 28 kwietnia do 27 maja.

– Jak bezpieczne jest to połączenie? – zapytał Luke. Rozejrzał się po pokoju i wyjrzał przez drzwi. Główny pokój centrum dowodzenia był zaraz na drugim końcu korytarza.

– To? – zapytał Swann i wzruszył ramionami. – Jest niezależne od centrum dowodzenia. Podłączyłem się do naszej własnej wieży i satelitów. Jest zaszyfrowane przez naszych ludzi. Zakładam, że CIA lub NSA może mieć kogoś próbującego to złamać, ale po co? Jesteśmy w tym samym zespole, prawda? Nie martwiłbym się o to. Zamiast tego, skupiłbym się na koncie bankowym. Widzicie coś zabawnego?”

– Ma na koncie ponad 24 000 dolarów – powiedział Luke.

– Właśnie – powiedział Swann. – Strażnik uzbierał całkiem niezła sumkę. Ciekawe. A teraz cofnijmy się o miesiąc. 28 maja do 27 kwietnia. Saldo wzrasta aż do 37 000 dolarów, a on zaczyna wydawać pieniądze. Są tu przelewy z anonimowego konta. 5 000 dolarów, później 4 000 dolarów, później, cóż, zapomnijmy o całym problemie z raportowaniem do IRS… Najbardziej podoba mi się 20 000 dolarów.

– Okej – powiedział Luke.

– Wróćmy się o kolejny miesiąc. Koniec lutego do końca marca. Jego początkowe saldo to 1 129 dolarów. Na koniec miesiąca wynosi ponad 9 000 dolarów. Wracamy o jeszcze jeden miesiąc, koniec stycznia do końca lutego, ale jego saldo nie sięga 2 000 dolarów. Jeśli cofnąć się od tego momentu o trzy lata, widać, że jego saldo rzadko kiedy przekraczało 1 500 dolarów. Był facetem żyjącym z miesiąca na miesiąc, który nagle w marcu zaczął otrzymywać duże przelewy.

– Kto je przysyłał?

Swann uśmiechnął się i uniósł palec. – Teraz najlepsza część. Przelewy pochodzą z małego zagranicznego banku specjalizującego się w obsłudze anonimowych kont. Nazywają się Royal Heritage Bank i mają siedzibę w Wielkim Kanionie.

– Możesz się włamać? – zapytał Luke. Kątem oka zauważył pełen dezaprobaty wzrok Trudy.

– Nie muszę – powiedział Swann. – Royal Heritage należy do cennego nabytku CIA nazwiskiem Grigor Svetlana. Jest Ukraińcem i służył kiedyś w Armii Czerwonej. Wdał się w problemy z Rosjanami dwadzieścia lat temu, kiedy trochę starej sowieckiej broni zniknęło i pojawiło się na czarnym rynku w Afryce Zachodniej. Nie mówię o pistoletach. Mówię o pociskach przeciwlotniczych, przeciwpancernych i o kilku rakietach samosterujących latających na niskim pułapie. Rosjanie byli gotowi go za to powiesić. Nie miał się gdzie podziać, więc zwrócił się do nas. Mam znajomego w Langley, od którego wiem, że konta w Royal Heritage Bank są dalekie od bycia anonimowymi i tak naprawdę są łatwo dostępne dla amerykańskiego wywiadu. Oczywiście większość klientów Royal Heritage nie jest tego świadoma.

– Więc wiesz, do kogo należy konto, z którego przelewano pieniądze.

– Wiem.

– Dobrze, Swann – powiedział Luke. – Wiem, że jesteś bardzo sprytny. Teraz przejdź do sedna.

Swann wskazał na monitory. – Bryant był właścicielem konta, z którego robiono przelewy. To jest konto widoczne na ekranie po lewej. Jak widzicie, w tej chwili jest na nim 209 000 dolarów. Wysyłał po trochu stąd czy stamtąd z kilku kont na swój lokalny rachunek oszczędnościowy, pewnie na swój własny użytek. Cofając się o kilka miesięcy, zauważamy, że zagraniczne konto Bryanta zostało utworzone 3 marca i zasilone kwotą 250 000 dolarów przelanych z innego konta w Royal Heritage, które jest wyświetlone tutaj, na prawym monitorze.

Luke spojrzał na konto po prawej. Jego saldo wynosiło ponad czterdzieści cztery miliony dolarów.

– Ktoś ubił dobry interes, zatrudniając Bryanta – powiedział.

– Otóż to! – odpowiedział Swann.

– Kto to jest?

– To ten człowiek.

Na ekranie wyświetlił się dowód tożsamości ze zdjęciem. Przedstawiało mężczyznę w średnim wieku z częściowo posiwiałymi ciemnymi włosami. – To jest Ali Nassar. 57 lat, Irańczyk. Urodził się w Teheranie we wpływowej i zamożnej rodzinie. Studiował w London School of Economics, a później na wydziale prawniczym na Harvardzie. Wrócił do domu i zdobył następny stopień prawniczy, tym razem na Uniwersytecie Teherańskim. W rezultacie miał praktykę w dziedzinie prawa zarówno w Stanach Zjednoczonych, jak i w Iranie. Przez większość swojej kariery uczestniczył w międzynarodowych negocjacjach handlowych. Mieszka tu, w Nowym Jorku i obecnie jest irańskim dyplomatą w Organizacji Narodów Zjednoczonych. Ma pełny immunitet dyplomatyczny.

Luke pogładził podbródek. Wyczuł kilkudniowy zarost. Zaczynało ogarniać go zmęczenie. – Mówiąc wprost, Nassar zapłacił Kenowi Bryantowi, prawdopodobnie za dostęp do szpitala, a także za informacje o zabezpieczeniach i sposobie ich obejścia.

– Przypuszczalnie, tak.

– Więc prowadzi organizację terrorystyczną w Nowym Jorku, jest współwinny kradzieży niebezpiecznych substancji i co najmniej czterech zabójstw, a przy tym nie może być oskarżony na mocy amerykańskiego prawa?

– Właśnie tak to wygląda.

– Dobrze. Masz otwarte to konto, prawda? Sprawdźmy, dokąd jeszcze wysyłał pieniądze.

– To mi zajmie chwilę.

– Nie ma problemu. Mam coś do załatwienia w międzyczasie.

Luke zerknął na Eda Newsama. Miał surowy wyraz twarzy, a jego wzrok był płaski i pusty.

– To co, Ed? Masz ochotę na przejażdżkę ze mną? Może powinniśmy złożyć wizytę panu Alemu Nassarowi.

Newsam się uśmiechnął, ale wyglądał, jakby jeszcze bardziej spochmurniał.

– Brzmi nieźle.

Rozdział 10

6:20 rano

Congressional Wellness Center – Waszyngton, DC

Znalezienie tego nie było łatwe.

Jeremy Spencer stał przed zamkniętymi szarymi stalowymi drzwiami w piwnicach biurowca Rayburn House. Drzwi były schowane w rogu podziemnego parkingu. Tylko nieliczni wiedzieli, że to miejsce istnieje. Jeszcze mniej osób wiedziało, gdzie się znajduje. Czuł się głupio, ale mimo to zapukał do drzwi.

Ktoś otworzył mu drzwi domofonem. Pociągnął za klamkę i poczuł w żołądku dobrze znane uczucie niepewności. Wiedział, że kongresowa siłownia była niedostępna dla każdego z wyjątkiem członków Kongresu Stanów Zjednoczonych. A jednak, mimo że naruszało to wieloletnie procedury, zaproszono go do środka.

Назад Дальше